Droga Aleksandro!
Poczucie samotności - z tym się zmagam i ja. Choć oscyluje ono pomiędzy dwoma biegunami. Smutno mi jest, gdy wracam do pustego domu, wtedy ogarnia mnie dojmująca tęsknota za bliską, dobrą, ciepłą osobą, do której w każdej ciężkiej chwili można choćby zadzwonić czy z nią być. Natomiast gdy spotkam się z kimś, kto mnie podbuduje, wniesie coś nowego, to na jakiś czas owa dojmująca tęsknota za kimś już tak nie boli. Wtedy dostrzegam wszelkie plusy wynikające z samotności, tzn. takiej wolności działania pozbawionej przymusu dostosowywania się do drugiej osoby. Dwie strony medalu są i w samotnym życiu, i w życiu we dwoje. Widocznie (a nawet na pewno) nie można mieć naraz i tego, i tego.
Czytelniczka z Krakowa
A jednak temat samotności wciąż jest aktualny! Ciągle go podejmujemy - w listach, rozmowach, rozmyślając o życiu. I mimo woli tę samotność pogłębiamy, bo rozmyślając o samotności, tak naprawdę rozmyślamy o sobie samych. O naszych oczekiwaniach. O naszych marzeniach, potrzebach, nadziejach. Tylko naszych.
A jeśli tak myśli każdy człowiek, to jak te potrzeby mają się spełnić, gdy już się spotka ten człowiek z drugim człowiekiem, jeśli nie mają wspólnych punktów?
Trochę czuję się, jakbym rozmawiała sama z sobą, bo ten temat u pani Krystyny też wywołałam osobiście. Ale może to już tak jest, że po prostu wszyscy mamy z tym problemy. Nie ukrywam, że sama też się niejednokrotnie nad tym zastanawiam.
Ks. Piotr Pawlukiewicz proponuje zamienić zdanie: „Nie mogę bez niego żyć” na inne - „mogę z nim żyć”. Bo z tym jest problem. Jak żyć z drugim człowiekiem, jeśli tak bardzo różni się on od nas. Przecież nie zmienimy dorosłego człowieka według naszych marzeń. Pozostaje zmienić się trochę dla niego, a wtedy on może zechce trochę zmienić się dla nas. Czy to się nazywa kompromis czy porozumienie?
Aleksandra
Pomóż w rozwoju naszego portalu