W Hajnówce, w parafii Podwyższenia Krzyża Świętego dzień 1
czerwca był dniem wyjątkowym. Grupa młodych ludzi z Katolickiego
Stowarzyszenia Młodzieży oraz Ruchu Światło-Życie na czele z ks.
Andrzejem Lubowickim zorganizowała najmłodszym mieszkańcom miasta
wiele atrakcji z okazji Dnia Dziecka.
Zaczęło się bardzo zwyczajnie. W okresie świąt Wielkanocnych
z ks. Andrzejem nawiązaliśmy znajomość z Markiem Antoniukiem - dyrektorem
Ośrodka Sportu i Rekreacji w Hajnówce. Z czasem na jednym z zebrań
Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży padła propozycja zorganizowania
imprezy dla dzieci na terenie miasta. Na początku nie wiedzieliśmy,
jaki to miałoby mieć kształt. Na kolejnych zebraniach padały różne
pomysły. Najważniejsza jednak okazała się decyzja o podjęciu współpracy
z p. Markiem i wspólnego działania.
Taki był początek - długi, żmudny... ale jakoś poszło.
Z czasem okazało się, że realizacja naszego planu zaczęła nabierać
coraz większych obrotów. Z nadejściem maja podjęta inicjatywa zaczęła
się materializować, a plan nabrał konkretnego kształtu.
- W połowie maja wszystko nabrało takiego rozpędu, że
obawiałem się jaki będzie tego finał, co z tego wyniknie - wspomina
już po wszystkim ks. Andrzej.
Jako pierwszy punkt programu - Eucharystia. Od niej zaczęły
swoje święto dzieci z parafii. Zgromadzone na Mszy św. o godz. 9.00
dzieci usłyszały z ust proboszcza, ks. Mariana Świerszczyńskiego,
że są ważne, bardzo ważne, ba... najważniejsze! Dlaczego? Bo to właśnie
dzieci postawił Chrystus za przykład dorosłym, bo to właśnie od nich
dorośli powinni uczyć się prostoty, szczerości, ufności oraz spontanicznej
miłości, bo jeżeli nie staną się jak dzieci, nie wejdą do królestwa
niebieskiego!!! Zabrzmiało to poważnie - dzieci przykładem dla swoich
tatusiów i mam - takie przesłanie na pewno podobało się maluchom.
Po wspólnej modlitwie przyszedł czas na atrakcje, a one
czekały na maluchów na terenie Hajnowskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji.
Już od godz. 10.00 trwał na stadionie mityng sportowy przygotowany
przez pracowników ośrodka, w którym dzieci i młodzież brały udział,
sprawdzając swoje umiejętności w różnego rodzaju konkurencjach sportowych.
Około godz. 12.00 na murawę stadionu wybiegły dwie drużyny
piłkarzy. Pierwszą reprezentowała Hajnowska Komenda Policji, którą
wspierali policjanci z Białegostoku; druga - to drużyna kleryków
Wyższego Seminarium Duchownego w Drohiczynie - mistrzowie Europy
- wzmocniona przez miejscowych wikariuszy - ks. Zbyszka z parafii
św. Cyryla i Metodego oraz ks. Jana i ks. Andrzeja z parafii Podwyższenia
Krzyża Świętego.
Z tego, co udało mi się podsłuchać po meczu, to obie
drużyny były zadowolone ze spotkania. A sędziowie nie ukrywali, że
ten mecz był bardzo dobrym sportowym widowiskiem. "Walka była zacięta,
ale bez fauli i złośliwej gry" - wspomina jeden z policjantów.
Robert Grzybowski - dziekan kleryków: "To było bardzo
przyjemne spotkanie. Trafiliśmy na dobrych, jak na nas, przeciwników.
Cieszymy się. Pewnie technicznie byliśmy słabsi, natomiast policjantom
pod koniec meczu chyba trochę sił zabrakło. Mimo to w ostatniej minucie
wcisnęli nam ostatniego gola. Takie spotkania są dla nas, kleryków,
okazją aby udowodnić innym, że przygotowując się do kapłaństwa pozostajemy
ciągle normalnymi ludźmi - uprawiamy sport, normalnie się odzywamy,
normalnie zachowujemy. Niektórzy myślą, że księża czy klerycy to
jacyś dziwacy, ludzie z innej planety. A to nieprawda. Taki mecz
może sprawić, że zmienią zdanie".
Mecz zakończył się remisem, co zaskoczyło nie tylko mnie,
ale i resztę przyjaciół, z którymi organizowaliśmy tę imprezę. Przewidzieliśmy
jednego zwycięzcę i jedną nagrodę, a tu okazało się, że wymaga ona
podzielenia. Dobrze, że nasza nagroda nie miała trwałej formy. Nagrodą
był sękaczufundowany przez PSS "Społem" w Hajnówce i dał się z łatwością
przekroić na pół.
A po meczu...
...po meczu wraz z młodzieżą wkroczyliśmy do akcji. Na zielonym
terenie wokół basenu zorganizowaliśmy szereg stanowisk, proponując
najmłodszym wspólną zabawę. Były kręgle, robienie pieczątek z ziemniaka,
rzuty lotką do tarczy i piłeczkami do celu, malowanie farbami twarzy
i plakatów, przeciąganie liny, tzw. salon fryzjerski, ważenie, loteria,
ognisko, kiełbaski i całe mnóstwo słodyczy w formie nagród.
Przed imprezą miałem obawy czy to wszystko wypali, w
końcu to było pierwsze na tak wielką skalę zorganizowane przez nas
przedsięwzięcie. Nie wiedzieliśmy, jakie będzie zainteresowanie ze
strony najmłodszych mieszkańców naszego miasta. Najbardziej baliśmy
się czy będą oni chcieli uczestniczyć w proponowanych przez nas zabawach,
bo przecież oglądnąć mecz może każdy, ale czy ktoś da sobie wymalować
twarz? Obawy z resztą nie były tylko z mojej strony: Agnieszka z
KSM: "Byłam bardzo sceptycznie nastawiona do tej imprezy. Miałam
wątpliwości czy to wszystko wypali. Uważałam, że to raczej nie wyjdzie,
ale bardzo się myliłam. Wyszło rewelacyjnie".
Kasia - KSM: "Podobnie jak Agnieszka myślałam, że impreza
się nie uda. Sądziłam, że na coś organizowanego przez Kościół niewiele
osób przyjdzie. Gdy przyszłam rano do kościoła na Mszę św. i zobaczyłam
garstkę dzieci, pomyślałam sobie, że to będzie klapa. Później jednak
zmieniłam zdanie. Do OSiR-u przyszło dużo dzieci i, co ważne, przyszli
z rodzicami. Było super".
I tak właśnie było, było super. Frekwencja naprawdę nas
zaskoczyła. Przyszło bardzo dużo dzieci, a co ciekawe - razem z nimi
przyszli rodzice. Czasami nawet brali udział razem ze swoimi dziećmi
w niektórych zabawach. Im bardziej impreza się rozkręcała tym bardziej
zacząłem zapominać o swoich wcześniejszych obawach. Byłem przez cały
czas wśród dzieci i widząc ich radosne twarze kiedy obdarowywaliśmy
je drobnymi upominkami, cieszyłem się razem z nimi. Wkładaliśmy z
przyjaciółmi wiele wysiłku aby wszystko wyszło jak trzeba, a roboty
było co nie miara.
Agnieszka - KSM: "Razem z Kaśką ważyłyśmy ludzi. Miałyśmy
taką starą, brzydką wagę. Wydawało nam się, że nikt się u nas nie
pojawi. A tymczasem Kaśka nie nadążała wypisywać karteczek z wagą,
a ja o mało co nie straciłam głosu od mówienia - proszę bardzo -
ważysz tyle i tyle, pan, pani - tyle".
Rafał z Oazy: "Ja zajmowałem się malowaniem twarzy. Myślałem,
że będzie małe zainteresowanie, a okazało się, że było ogromne. Bawiłem
się przy tym wspaniale. Sam też się wymalowałem. Było ekstra".
Krzysiek - Oaza: "Mnie wymalowali jako pierwszego. Moja
rola na imprezie to bieganie między różnymi punktami - coś przynieść
- coś załatwić - worek na śmieci - napis, czyli szyld na stoisko...
Bardzo szybko skończyły się ´fryzjerkom´ frotki i trzeba było odnowić
zapasy. Z wymalowaną twarzą biegałem po sklepach i szukałem gumek
do włosów. Bez powodzenia. Ale innym się udało".
Danusia - Oaza: "Ja robiłam wianki; właściwe pomagałam
robić, bo dzieci chciały robić same. Bardzo mi się podobało, że mamy
plotły wianki razem z dziećmi. Przypomniały sobie młode lata. To
bardzo ważna sprawa - ta impreza połączyła dzieci i rodziców".
Kiedy tak kręciłem się po tym całym zielonym terenie
ośrodka, ogłaszając przez mikrofon wszystkim różnego rodzaju informacje,
gdzie, co i jak (bo taka była moja rola na imprezie - prowadzenie
jej), wszędzie widziałem kolejki. Czy to do "fryzjera", czy np. do
tarczy z lotkami. Długość tych kolejek budziła zdziwienie nie tylko
moje, ale całej naszej ekipy. Tłumy dzieciaków chciały sobie postawić
włosy na żel, upleść różnego rodzaju warkoczyki, prawie każdy chciał
mieć coś namalowanego na policzku, czasem nawet na ręku. Pamiętam
te krzyczące dzieciaki: ja chcę kwiatka, ja serduszko, ja motyla...
Jedną z konkurencji, jaką zorganizowaliśmy, było malowanie
farbami plakatów o dowolnej tematyce. Plakaty wieszaliśmy na ogrodzeniu
basenu. Kiedy było już ich tam mnóstwo, a przy każdym z nich stał
mały twórca dumny ze swojej pracy, ogłosiłem rozstrzygnięcie konkursu
na najładniejszy plakat. Wraz z koleżankami oglądnęliśmy wszystkie
prace, na których podziwialiśmy piękne motyle, kwiaty, różnie postrzeganą
przyrodę...
Oczywiście nie zabrakło też bohaterów bajek. Stwierdziliśmy,
że ciężko jest nagrodzić tylko jedną pracę. Wybraliśmy więc dziesięć,
które nagrodziliśmy biletem do kina, a resztę drobniejszymi upominkami.
W trakcie naszego pikniku, przy ogrodzeniu ośrodka płonęły
trzy ogromne ogniska, na których można było upiec sobie darmową kiełbaskę.
Pamiętam, jak ogłosiłem, że stoisko z wydawaniem kiełbasek jest już
otwarte i po chwili zauważyłem, że nie ustawia się koło niego kolejka
tak jak przy innych stanowiskach. Problem był jeden, ludzie nie wiedzieli,
że kiełbaski są za darmo. Dopiero, kiedy to ogłosiłem kolejka ustawiła
się od razu. "Było to dla nich wielkim, ale miłym zaskoczeniem" -
stwierdziła Monika.
Kiedy zorganizowane przez nas zabawy dobiegły końca przyszedł
czas na muzyczną stronę naszego pikniku. Około godz. 16.00 na muzyczną
scenę Ośrodka Sportu i Rekreacji jako pierwsza weszła parafialna
schola "Perełki". Dzieci zaprezentowały się w specjalnie przygotowanym
na tę okazję repertuarze. Siostra Sylwia, która prowadzi tę grupę,
dba o to, aby najmłodsi aktywnie włączali się w życie naszej parafii. "
Perełki" swoim pięknym śpiewem przekazały iskrę radości dzieciom
z naszego miasta. Po "Perełkach" na scenie pokazał się zespół klerycki
Wyższego Seminarium Duchownego w Drohiczynie.
Piotr - basista: "Nasz zespół istnieje od pół roku. Składa
się z sześciu osób, które przed wstąpieniem do seminarium miały już
kontakt z muzyką. Liderem zespołu jest Marcin, który gra na klawiszach
- dziś ze względów zdrowotnych nieobecny; mamy też dwóch gitarzystów
- Jacka i Sebastiana. Na perkusji gra Mariusz, a wokalistą jest Łukasz.
Gramy przede wszystkim piosenki oazowe i pielgrzymkowe w naszych
opracowaniach. Do Hajnówki zaprosił nas ks. Andrzej z nadzieją ożywienia
wspólnoty parafialnej".
Po koncercie zespołu kleryckiego nastał czas na występ "
gwiazd" naszego pikniku, afrykańskiego zespołu "The Sakala Brothers"
.
Ks. Andrzej: "Gdy niespodzianie pojawił się w naszej
parafii zespół ´The Sakala Brothers´ złożony z czarnoskórych mężczyzn,
pomyśleliśmy, że dobrze byłoby, gdyby wystąpił na imprezie z okazji
Dnia Dziecka. Z tym jednak wiązały się spore koszty. Trzeba było
znaleźć sponsorów - ale przy odpowiedniej reklamie, pomocy Bożej
i ks. Zbyszka, jakoś się udało. Właśnie tak było, po raz pierwszy
22 maja w naszej parafii czarnoskórzy muzycy podczas wieczornej Mszy
św. zaprezentowali swoje muzyczne umiejętności". Zaskoczyli nas swoim
przybyciem. Pojawili się na prezbiterium, wywołując żywe poruszenie
wśród dzieci obchodzących właśnie Biały Tydzień. Przywitały ich pełne
wyczekiwania spojrzenia starszej społeczności. "Hebanowi mężczyźni,
obdarzeni głosem o pięknym brzmieniu, wnieśli do naszej świątyni
aurę egzotyki oraz wiele spontanicznej radości, śpiewając podczas
Mszy św." - wspomina jedna z parafianek.
Zambijski zespół muzyków "The Sakala Brothers" tworzą
ludzie emanujący dobrem, pełni wewnętrznej potrzeby obdarzania uśmiechem. "
Śpiewanie - jak mówią - to nasz zawód i powołanie, i misja do świata"
. "The Sakala Brothers" przyjechali do Polski na zaproszenie Salezjańskiego
Wolontariatu Misyjnego w Krakowie. Kontakt z nimi nawiązany został
poprzez Księży Salezjan pracujących na misji w Zambii. Przyjechali
do Polski na 3 miesiące. Niedawno nagrali płytę wspólnie z polskimi
artystami. "The Sakala Brothers" jest bardzo popularny w Zambii.
Do tej pory nagrał 3 płyty. Ostatnia, zatytułowana Sandra, jest obecnie
najbardziej znaną płytą w Północnej Afryce. Ich muzyka to pozytywne
przesłanie do świata. Śpiewają o życiu rodzinnym, moralnym, o dobroci,
o potrzebie wyboru wyższych wartości, które ludzie tak łatwo zatracają.
Są też utwory religijne, gdzie zwracają się do Boga, mówią o swojej
wierze, o pięknie chrześcijaństwa. Wykonują tradycyjną afrykańską
muzykę; sami też wiele komponują.
Potem, kiedy już padła idea zaproszenia ich na koncert
z okazji Dnia Dziecka, zaprezentowali nam się w całkiem innym repertuarze.
Wtedy to właśnie nastrojową muzykę zastąpiły gorące afrykańskie rytmy,
które rozgrzały hajnowską publiczność. W nawiązaniu kontaktu muzyków
z publicznością pomagała s. Angelika, która wystąpiła w roli tłumacza
swoich afrykańskich przyjaciół.
Po koncercie można było kupić nagrane w Polsce płyty
i kasety zespołu, a także zdobyć autografy, z czego dzieci i młodzież
chętnie skorzystały. I tak nasza impreza dobiegła końca. Zostało
nam już tylko sprzątanie...
Po całej akcji poprosiłem o opinię o współpracy naszych
współorganizatorów:
Zenon Czapla: "Moje spostrzeżenia? Impreza wypadła bardzo
dobrze. Młodzież sprawdziła się doskonale. Cała obsługa ośrodka jest
ze współpracy z nią zadowolona. My obsługiwaliśmy w jednym czasie
dwie imprezy - drugą w amfiteatrze. Gdy potrzebowaliśmy pomocy wystarczyło
słowo i już było zrobione. Po imprezie słyszałem wiele opinii - wszystkie
pozytywne. Za rok trzeba to powtórzyć".
Marek Hanula: "Co było nie tak? To było wyśmienicie zorganizowane.
Trzeba ich pochwalić. Krojenie kiełbasek, wydawanie i cała reszta
- wszystko szło. Panowali nad wszystkim. Zupełnie inna młodzież dzisiejszej
nocy wyrwała nam kratę z okna i ukradła komputer. Dlatego trzeba
organizować takie imprezy, trzeba młodych zająć, odciągnąć od złego...
A co jeszcze warte podkreślenia: Kiedy ekipą wróciliśmy z amfiteatru
zauważyliśmy, że kilka osób wzięło worki i sprzątało po całej imprezie.
To świadczy, że wiedzą, po co przyszli i że czują co trzeba zrobić"
.
Tak mimo zmęczenia, jakie mieliśmy wyrysowane na twarzach
wiedzieliśmy, iż sprawę trzeba załatwić do końca. Więc wzięliśmy
się za sprzątanie. Ten dzień dał mi dużo do myślenia. Zauważyłem,
iż bardzo zżyliśmy się z młodzieżą z Ruchu Światło-Życie, co wcześniej
było ciężkie do zrealizowania. Prosząc ich o pomoc w zorganizowaniu
tego dnia pełnego radości, a potem poprzez wspólną pracę przełamaliśmy
dzieląca nas barierę. Dzisiaj już wiem, iż mogę na nich liczyć organizując
podobne akcje, które będziemy się starali wraz ze Stowarzyszeniem
podejmować.
Agnieszka z KSM: "Przed tą imprezą nasze Stowarzyszenie
nie działało wspólnie z Ruchem Światło-Życie. Stanowiliśmy dwie odrębne
grupy. A teraz - myślę - zgraliśmy się. To była nasza wspólna impreza.
Mogliśmy coś zrobić razem, pomóc sobie wzajemnie. Sądzę, że jesteśmy
na dobrej drodze. Mamy nadzieję, że to zaowocuje. Już witamy się
inaczej - szczerze, spontanicznie. Kiedyś to było sztywne i sztuczne.
Teraz staliśmy się sobie bliżsi, poznaliśmy swoje imiona".
Ks. Andrzej: "Jako duszpasterz młodzieży obserwuję, że
potrafi się ona zjednoczyć w akcjach na rzecz drugiego człowieka.
Znikają bariery, bo najważniejsze jest dać z siebie wszystko. Mimo
wysokich wymagań, które im postawiłem, a może dzięki tym wymaganiom,
odczuwają wielką radość z dobrze wykonanego zadania".
Danusia: "Tego dnia byłam dla innych. Nie przesiedziałam
całej soboty przed telewizorem i nie zmarnowałam czasu. Sama na tym
skorzystałam. Mam ogromną satysfakcję, że byłam dla innych, a inni
byli dla mnie. To jest bardzo ważne".
Agnieszka z KSM: "Wróciłam do domu zmęczona, ale szczęśliwa.
Coś dla kogoś zrobiłam i ten ktoś był zadowolony".
Ks. Andrzej: "Chodziłem za tym wszystkim i się nachodziłem.
Wieczorem miałem spuchnięte nogi. Cieszę się, że było tak wielkie
zainteresowanie, że tyle dzieci świetnie się bawiło, że młodzież
jest taka zaangażowana".
Ale cóż z naszej pracy i naszego zaangażowania gdyby
nie pomoc Pana Boga. Dzień wcześniej, przed akcją, w piątkowy wieczór
zebraliśmy się, jak co tydzień na spotkaniu modlitewnym dla młodzieży.
Spotkanie to poświęciliśmy modlitwie w intencji organizowanej przez
nas imprezy. Wszystko omodliliśmy, wszystko ustaliliśmy z Panem Bogiem,
dlatego nam wszystko wyszło.
"Budowaliśmy tę imprezę nie tylko po ludzku. Pamiętam
jak powiedziałem młodzieży, że Dzień Dziecka rozpoczynamy od Mszy
św. Kto może, to powinien przyjść na godz. 9.30 razem z dziećmi,
a kto będzie w tym czasie zajęty może przyjść na Mszę św. o godz.
6.30. Byłem zaskoczony, gdy wczesnym rankiem pojawiła się w kościele
ponad 10-osobowa grupa młodzieży. Prosiłem też o modlitwę w intencji
powodzenia naszej imprezy mojego kolegę - kleryka. Polecił nas opiece
św. Faustyny i obiecał, że o godz. 15.00 odmówi Koronkę do Miłosierdzia
Bożego. Gdy o godz. 15.00 zaczął kropić deszcz - przez moment zwątpiłem.
Ale gdy po kilkunastu minutach niebo się rozpogodziło odetchnąłem
z ulgą. Później dowiedziałem się, że mój przyjaciel zaczął odmawiać
Koronkę, z przyczyn niezależnych od siebie, z pewnym opóźnieniem.
Dzięki Bożej Opatrzności pogoda nie popsuła nam zabawy. Dookoła Hajnówki
padało, nas tylko postraszyło" - wspomina już po wszystkim z uśmiechem
na twarzy ks. Andrzej Lubowicki.
Bardzo się cieszę, że wszystko wyszło, że impreza cieszyła
się tak wielkim zainteresowaniem. Organizując takie akcje, chcemy
ukazywać innym możliwość normalnego życia.
Jako Stowarzyszenie istniejemy w parafii już parę lat (
obszerniejszy artykuł o nas znalazł się w Niedzieli nr 1 (368)/2002)
. Staramy się, aby nasza działalność była widoczna nie tylko w parafii,
ale i na terenie naszego miasta. Podejmując się różnych wyzwań staramy
się odnajdować w teraźniejszym świecie. Na przyszłość mamy wiele
planów, chcemy się coraz bardziej rozwijać, podejmować walkę z problemami
współczesnej młodzieży, i mam nadzieję, że z Bożą pomocą wszystko
nam się uda, tak jak udała nam się opisana przez mnie powyżej akcja.
Pomóż w rozwoju naszego portalu