Reklama

Kościół

Ks. dr Bar: w domu Ulmów nie było krzyków i przekleństw, była atmosfera radości

Tam nie było krzyków, przekleństw, nie było podniesionego głosu. Była atmosfera spokoju i radości – powiedział w rozmowie z KAI ks. dr Józef Bar, delegat biskupi w procesie beatyfikacyjnym rodziny Ulmów. W jego ocenie, na pewno pojawiła się u nich „pokusa, żeby w jakimś momencie powiedzieć Żydom: idźcie do innego domu”, jednak nie ulegli tej myśli. Duchowny odnosi się do również do wątpliwości, czy Józef Ulma miał prawo narażać życie całej swojej rodziny, ratując Żydów.

[ TEMATY ]

beatyfikacja

rodzina Ulmów

Beatyfikacja Rodziny Ulmów

Zbiory krewnych rodziny Ulmów

Wiktoria Ulma z córką Stasią

Wiktoria Ulma z córką Stasią

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Paweł Bugira (KAI): Jaka jest rola delegata biskupiego w procesie beatyfikacyjnym?

Ks. dr Józef Bar: – Zadaniem delegata jest przesłuchać świadków i zebrać wszystkie dowody. Bo proces beatyfikacyjny ma formę procesu sądowego z zachowaniem wszystkich procedur. Sędzią jest biskup diecezji, ale z racji na to, że osobiście nie jest w stanie nadzorować wszystkich spraw, wyznacza swojego delegata. W tym procesie abp Józef Michalik, ówczesny metropolita przemyski, delegował mnie. Delegat współpracuje z postulatorem, którym – na etapie diecezjalnym – był ks. Stanisław Jamrozek, dzisiejszy biskup pomocniczy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

KAI: Czy przesłuchiwane były osoby, które były naocznymi świadkami życia Ulmów?

– Tak. Zeznawał m.in. Władysław Ulma - najmłodszy brat Józefa i pani Stanisława Kuźniar, która zmarła w tym roku w wieku 100 lat. Jej mama zmarła, kiedy ona miała 4 lata i ojciec ożenił się ponownie z siostrą Wiktorii Ulmy. To był jeden z kluczowych świadków, ponieważ ona od środka widziała życie tej rodziny, przez wiele tygodni była domownikiem Ulmów.

O atmosferze tego domu, o ich zwyczajach i wierze potrafiła bardzo dużo powiedzieć. Z kolei Władysław Ulma był najmłodszym bratem Józefa i miał z nim bardzo bliskie, braterskie relacje i również dużo wniósł do procesu.

Oczywiście naocznych świadków samej zbrodni nie było. Natomiast wydobyłem z IPN-u dokumenty z procesu Josefa Kokota – jednego z żandarmów, który brał udział w morderstwie. W tej dokumentacji znalazły się zeznania wielu bardzo ważnych świadków dla procesu beatyfikacyjnego. Jednym z nich był woźnica z Kraczkowej, którego żandarmi zabrali i kazali zawieźć się do Markowej.

KAI: Jak wyglądała praca trybunału biskupiego, któremu Ksiądz przewodził?

– Praktycznie wszyscy świadkowie to mieszkańcy Markowej, dlatego – ze względu na ich wygodę – zdecydowałem, żeby przesłuchania miały miejsce w Markowej w kancelarii parafialnej. Zeznawało kilkanaście osób. Zeznania zostały zaprotokołowane i skopiowane. Oryginał został zdeponowany w archiwum Kurii Metropolitalnej w Przemyślu, a kopie wysłane do Rzymu za pośrednictwem diecezji pelplińskiej, która wówczas prowadziła proces większej grupy męczenników II wojny światowej. Rodzina Ulmów była w tym gronie, dopiero w 2017 r. została wyłączona do odrębnego procesu.

Reklama

Kandydatów do beatyfikacji było więcej, ale niektórzy nie przeszli weryfikacji wstępnej. Żeby rozpocząć proces beatyfikacyjny, musi być spełnione kilka warunków. Pierwszy to przekonanie ludzi o świętości kandydatów, drugi to życie świadczące o zakorzenieniu w wierze. W przypadku męczenników, trzeba ponadto udowodnić, że śmierć nastąpiła w obronie wiary lub wartości chrześcijańskich. Na przykład jeden z księży został aresztowany za to, że pomagał przerzucać żołnierzy przez granicę. W tym przypadku możemy mówić o patriotyzmie, ale brakuje elementu religijnego.

KAI: Jak ludzie zareagowali na informację, że rodzina Ulmów ma być beatyfikowana?

– W samej Markowej rodzin przechowujących Żydów było wiele. Akurat na Ulmów trafiło, że zostali wydani. Mieszkańcy Markowej patrzyli na nich jak na swojaków. Potwierdzali, że byli uczciwi, szlachetni, pomocni. Józef rozpowszechniał nowe warzywa i drzewa owocowe, robił zdjęcia, był bardzo uczynny i bezinteresowny. Nikt początkowo nie patrzył na nich w kategorii świętości. Dopiero stopniowo rosło przekonanie o heroiczności ich życia i śmierci. Ono stopniowo dojrzewało i w końcu dojrzało do tej chwili, kiedy zostali włączeni do procesu beatyfikacyjnego.

KAI: Czy ktoś z zeznających rzucił cień, poddał w wątpliwość opinię o świętości Ulmów?

– W procesie pojawiły się świadectwa mówiące o tym, że Ulma był przestrzegany przez sąsiadów i znajomych, wręcz upominany, że nie powinien narażać się w ten sposób, nie powinien narażać rodziny. Tego typu głosy się pojawiały. Natomiast on mówił: ja ich nie mogę wyrzucić z domu, to też są ludzie.

Reklama

Jestem przekonany, że pojawiła się taka pokusa, myśl, żeby w jakimś momencie powiedzieć Żydom: idźcie do innego domu. I to nie tylko z powodu groźby ujawnienia tego faktu, ale spadał na nich ciężar utrzymania kilku osób, którzy przecież potrzebują coś jeść. Ulmowa chodziła do sklepu i budziła zdziwienie, że tyle towaru bierze do domu, gdzie są tylko malutkie dzieci. Potem pewnie się wszyscy domyślali z jakiego powodu tak robiła. Ci, którzy przestrzegali Ulmę, nie uważali, że on źle robi, tylko, że jest to zbyt niebezpieczne.

KAI: Do dzisiaj pojawiają się głosy, uznające decyzję Józefa za – delikatnie rzecz ujmując – nierozważną.

– Zadecydować o swoim życiu jest łatwiej. Ale o życiu małżonki - nawet w uzgodnieniu z nią - a także dzieci – to już budzi wątpliwości. Trudno je rozwiać człowiekowi, który zanurzony jest tylko w doczesności. Ulmowie patrzyli przez pryzmat innej rzeczywistości i ten wymiar musi być brany pod uwagę, gdy rozmawiamy o oddaniu życia za obcych ludzi. Jestem przekonany, że tamtego heroicznego czynu nie da się zrozumieć, czy nawet usprawiedliwić; nie da się nawet o nim sensownie rozmawiać bez odrobiny wiary, która widzi głębiej, dalej i więcej. Bez wiary, która widzi inną perspektywę życia, bez tego rozumienia doczesności, która jest zapoczątkowaniem życia w wieczności nie da się zrozumieć decyzji Ulmów. Myślę, że bez wiary trudno jest dyskutować o męczeństwie rodziny Ulmów. Tylko w kontekście wiary można ich zrozumieć.

KAI: Jaki obraz rodziny Ulmów wyłania się z zebranych zeznań?

– W tej zwykłej rodzinie z Podkarpacia uderzają dwie sprawy. Po pierwsze Józef był człowiekiem niezwykle zdolnym. Gdyby żył dziś, niewątpliwie byłby genialnym wynalazcą. Ja nawet badałem w Urzędzie Patentowym Rzeczypospolitej Polskiej, czy on nie opatentował jakichś swoich wynalazków. Nie stwierdzono żadnego śladu patentów Józefa Ulmy, ale on miał swoje wynalazki.

Reklama

Sam skonstruował i własnoręcznie wykonał radioodbiornik, dwa aparaty fotograficzne, elektrownię wiatrową, dzięki której miał własny prąd z wiatraka. Promował nowe formy gospodarowania, wprowadzał nowe uprawy, udostępniał sadzonki i nasiona. Uprawiał morwę i hodował jedwabniki, których kokony jedwabne sprzedawał, wysyłając pod Warszawę. To był swoistego rodzaju geniusz. Pamiętajmy, że był człowiekiem prostym, skończył cztery klasy szkoły powszechnej. Później dwa lata, a właściwie dwie zimy, bo uczono się tylko zimą, uczęszczał do szkoły rolniczej w Pilźnie. To było całe jego wykształcenie. Ale miał ogromną bibliotekę. On i Wiktoria dużo czytali i potem przekazywali tę wiedzę, na ile to było możliwe, dzieciom.

Byli to ludzie prości, ale pod pewnym względem niezwykli; zaangażowani w życiu społecznym i gospodarczym. Józef udzielał się w tworzenie mleczarni, czy spółdzielni. Był to też pewien sposób na przełamanie monopolu, jaki w handlu mieli w tamtym czasie Żydzi. Ale to nie był antysemityzm, to nie była walka z Żydami! To była troska o równowagę gospodarczą. A o tym, że Ulma nie był antysemitą, najbardziej świadczy fakt, że przyjął pod swój dach Żydów.

Druga rzecz, która zwraca uwagę to to, że ich czyn był absolutnie bezinteresowny. Nie było w tym wyrachowania. Zresztą z innych źródeł wiemy, że ci Żydzi zostali wcześniej obrabowani. Ten czyn wynikał z ich wiary; nawet nie z pobudek humanitarnych, ale z wiary. Wiara Ulmów była przemyślana, głęboka i rodząca czyny.

KAI: Co wiemy o Ulmach z czasów przed zawarciem przez nich małżeństwa?

– Józef był bardzo zaangażowany w różnego rodzaju stowarzyszenia, był między innymi sekretarzem i bibliotekarzem Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Można by żartobliwie powiedzieć, że tak bardzo był zaangażowany w to życie społeczne, że miał mało czasu na znalezienie towarzyszki życia, bo założył rodzinę stosunkowo późno. Społecznicy bardzo często zakładają rodziny później, bo są bardzo zaangażowani w te bieżące sprawy.

Reklama

Wiktoria może się jakoś nie wyróżniała na tle swoich rówieśniczek, natomiast jako matka okazała się kobietą serdeczną, mądrą; bardzo dobrze prowadziła wychowanie dzieci. Pani Stanisława Kuźniar wspominała, że tworzyła bardzo ciepłą atmosferę w domu. Tam nie było krzyków, przekleństw, nie było podniesionego głosu. Była atmosfera spokoju i radości. A najczęściej jest tak, że atmosferę domu tworzy bardziej matka niż ojciec.

KAI: Jakich owoców się Ksiądz spodziewa po beatyfikacji rodziny Ulmów?

– Tertulian powiedział, że krew męczenników jest posiewem chrześcijan. I mam głębokie przekonanie, że męczeństwo Ulmów będzie też takim nowym zasiewem wiary w sercach Polaków, że użyźni wiarę w naszym narodzie, że ją pogłębi. To wydarzenie musi pobudzać do refleksji. Fakt beatyfikacji ukazuje ich bezinteresowność, zakorzenienie w wierze, autentyzm ich wiary. Jestem przekonany, że wiara w naszym narodzie - w jakiejś mierze - zostanie pogłębiona. I sprawdzi się to, co mówił Tertulian.

2023-09-09 08:14

Ocena: +15 -4

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Marka parafii Markowa

Niedziela Ogólnopolska 37/2023, str. 86-87

[ TEMATY ]

rodzina Ulmów

Markowa

Beatyfikacja Rodziny Ulmów

Dodatek specjalny

Archiwum parafii Markowa

Kościół św. Doroty w Markowej

Kościół św. Doroty w Markowej

O beatyfikacji „swoich” parafian opowiada ks. Roman Chowaniec, proboszcz Markowej.

Ks. Jarosław Grabowski: Organizatorzy uroczystości beatyfikacyjnej rodziny Ulmów, wydarzenia bez precedensu, spodziewają się ponad 30 tys. uczestników. Czy 4-tysięczna Markowa, której jesteś proboszczem, jest gotowa na przyjęcie takiej liczby wiernych?

Ks. Roman Chowaniec: Przed nami wydarzenie rzeczywiście bez precedensu i to z kilku powodów. Po pierwsze, będzie to beatyfikacja całej rodziny: małżonków i rodziców oraz ich dzieci. Po drugie, wśród beatyfikowanych jest dziecko nienarodzone. Po trzecie, ta beatyfikacja odbędzie się w miejscowości, w której żyli i ponieśli męczeńską śmierć Czcigodni Słudzy Boży.

CZYTAJ DALEJ

Za nami doroczna pielgrzymka Przyjaciół Paradyża

2024-05-05 19:17

[ TEMATY ]

Przyjaciele Paradyża

Wyższe Seminarium Duchowne w Paradyżu

Karolina Krasowska

Głównym punktem pielgrzymki była Msza św. pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego

Głównym punktem pielgrzymki była Msza św. pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego

Modlą się o nowe powołania i za powołanych, a także wspierają kleryków przygotowujących się do kapłaństwa. Dziś przybyli do Wyższego Seminarium Diecezjalnego na doroczną pielgrzymkę.

5 maja odbyła się diecezjalna pielgrzymka „Przyjaciół Paradyża" do Sanktuarium Matki Bożej Wychowawczyni Powołań Kapłańskich w Paradyżu. Spotkanie rozpoczęło się od Godzinek o Niepokalanym Poczęciu NMP i konferencji rektora diecezjalnego seminarium ks. Mariusza Jagielskiego. Głównym punktem pielgrzymki była Msza św. pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego. – Gromadzimy się przed obliczem Matki Bożej Paradyskiej jako rodzina Przyjaciół Paradyża w klimacie spokoju, wyciszenia, refleksji i modlitwy, ale przede wszystkim w klimacie ofiarowanej miłości, o której tak dużo usłyszeliśmy dzisiaj w słowie Bożym – mówił na początku homilii pasterz diecezji. – Dziękuję wam za pełną ofiary obecność i za to całoroczne towarzyszenie naszym alumnom, kapłanom i tym wszystkim wołającym o rozeznanie drogi życiowej, dla tych, którzy w tym roku podejmą tę decyzję. Nasza modlitwa podczas Eucharystii jest źródłem i znakiem pewności, że jesteśmy we właściwym miejscu, bowiem Pan Jezus jest z nami i gwarantuje owocność tego spotkania swoim słowem, mówiąc „bo, gdzie są zebrani dwaj lub trzej w Imię Moje, tam Jestem pośród nich”.

CZYTAJ DALEJ

Tragiczny stan mentalności Polaków w odniesieniu do alkoholu - komentarz bp. Tadeusza Bronakowskiego

2024-05-06 14:26

[ TEMATY ]

alkohol

bp Bronakowski

Adobe Stock

Stan mentalności Polaków w odniesieniu do alkoholu jest tragiczny - stwierdza bp Tadeusz Bronakowski. W komentarzu dla KAI przewodniczący Zespołu ds. Apostolstwa Trzeźwości i Osób Uzależnionych krytykuje samorządy za nie korzystanie z narzędzi umożliwiających ograniczenia w nocnym handlu alkoholem. Odnosi się też do policyjnego bilansu majówki na polskich drogach. - Obudźmy się wreszcie jako naród i popatrzmy na sprawę trzeźwości jako na polską rację stanu - apeluje biskup.

Bp Bronakowski wskazuje na brak konsekwencji oraz nierespektowanie wyników badań naukowych dotyczących uzależnień, zwłaszcza alkoholowych. Apeluje także: “Przeznaczajmy pieniądze na to, co nas wzmacnia i rozwija, a nie na alkohol - środek psychoaktywny, który niszczy nasze rodziny, zdrowie, pomyślność, który tak często zabija”.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję