Reklama

Od „Solidarności” do miłości społecznej

Niedziela Ogólnopolska 15/2011, str. 30-31

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ks. Ireneusz Skubiś: - Proszę powiedzieć, jak z punktu widzenia parlamentarzysty wygląda dziś sytuacja przeciętnej polskiej rodziny...

Stanisław Szwed: - Sytuacja polskich rodzin, szczególnie wielodzietnych, jest bardzo trudna, a niekiedy wręcz dramatyczna. Niestety, od wielu lat nie udaje się stworzyć wspólnego programu polityki rodzinnej, która funkcjonuje w wielu innych państwach. Dla Polaków rodzina zawsze była sprawą w życiu najważniejszą, i mimo prób osłabiania rodziny, nigdy nie było inaczej. Ale prawdą jest też, że jako państwo bardzo słabo tej rodzinie pomagamy. Jeżeli z wszystkich badań wynika, że szczególnie rodziny wielodzietne narażone są na życie poniżej granicy ubóstwa, to takim rodzinom należy pomagać. W czasach rządów Jarosława Kaczyńskiego rozpoczęliśmy taki program, chociaż, niestety, nie został on do końca wdrożony. Wskażę jednak na dwie ważne rzeczy: wypłatę jednorazowego dodatku, tzw. becikowego, i ulgę podatkową na dzieci. Ten instrument nie działa jednak wszędzie, szczególnie w rodzinach wielodzietnych i ubogich. Tam, gdzie nie odprowadza się podatku czy gdzie jest on za niski, nie można go odliczyć. Wydłużyliśmy również urlop macierzyński do 20 tygodni. To wszystko było początkiem jakiejś drogi, którą jako państwo i politycy powinniśmy podążać.
Nakłady na politykę rodzinną w Polsce w stosunku do innych państw są bardzo niskie. Podam przykład: Francja - 3,79 proc. PKB, Polska - 1,14 proc. PKB. Wskaźnik trzykrotnie mniejszy! Podobnie dramatycznie wygląda sytuacja, gdy chodzi o politykę społeczną, np. w kwestii zasiłków rodzinnych. Od wielu lat kryterium dochodowe osób, które mogłyby skorzystać z pomocy społecznej, wynosi 351 zł. Można sobie wyobrazić, jak za tę sumę (dochód na 1 członka rodziny) można przeżyć! To są rzeczy niedopuszczalne. Ostatnie trzy lata pokazały, że w tej sprawie rząd nie zrobił nic. Podobnie wygląda sprawa zasiłku rodzinnego - kryterium dochodowe wynosi tu 504 zł. Ze względu na to w ciągu ostatnich trzech lat ponad 500 tys. dzieci przestało korzystać z zasiłków rodzinnych. Można podawać wiele podobnych przykładów braku polityki prorodzinnej.

- Jest Pan działaczem „Solidarności” i włożył Pan wiele wysiłku w pracę związkową w latach 80., wierząc - jak my wszyscy - że poza wolnością osiągniemy też lepsze warunki bytowe. Dzisiaj ludzie porównują często swoje możliwości życiowe do tych z czasów PRL-u, kiedy to „jakoś się żyło”, a nawet wyjeżdżało na wczasy pracownicze. Teraz wiele osób nawet nie pomyśli, że mogłyby wyjechać na wakacje. Dlaczego mamy taką sytuację?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Pierwszą sprawą, o którą chodziło nam w latach 80., była wolność, ale walczyliśmy też o godność pracy, lepsze warunki płacowe. Wydawało się, że nazwa „Solidarność” to coś, co w naszych działaniach będzie rzeczą nadrzędną. Okazało się, że bardzo szybko to słowo zamieniono na: „Róbta co chceta” i „Załatwiajcie tylko dla siebie”. Największe koszty przeprowadzania transformacji ponieśli pracownicy i ich rodziny. Wiele osób zwolniono z pracy, również w moim regionie; m.in. w wyniku polityki Balcerowicza i innych w ciągu dosłownie dwóch lat przestał istnieć cały przemysł włókienniczy. Mogę podawać przykłady, gdzie pracownik nie ma wypłacanych wynagrodzeń lub gdzie płaci się mu minimalną stawkę, zatrudnia na czarno albo w ogóle umowy są fikcyjne w tym sensie, że nawet pracując, na koniec nie otrzymuje należnego wynagrodzenia. Za próbę założenia związku zawodowego pracownicy są zwalniani. Mieliśmy przykłady w supermarketach, gdzie kobiety „za kasą” musiały siedzieć w pampersach, nie mając możliwości odejścia od stanowiska. To najbardziej dramatyczne przykłady łamania praw pracowniczych, związkowych i społecznych. Jest dzisiaj zezwolenie na liberalną politykę w gospodarce, gdzie tak naprawdę pracownik się nie liczy, gdzie płaci się mu najniższe wynagrodzenie albo się go oszukuje, zatrudniając za parę groszy na pół etatu, podczas gdy pracuje po 16 godzin. To się później przekłada na poziom życia naszych rodzin.

- Wszyscy chcieliśmy jak najlepiej. Kto nas oszukał? Jak doszło do tego, że stoimy dziś w obliczu klęski?

- Rok 1989 - „okrągły stół” i wolne wybory. To czas, kiedy komuniści, zgadzając się na „oddanie władzy”, gospodarczo i biznesowo się zabezpieczali. Później mieliśmy słynną „grubą kreskę” Tadeusza Mazowieckiego, która spowodowała, że nie odcięliśmy się od tamtych czasów. Następny etap to były reformy Balcerowicza, które uderzały w ludzi. Później - ten cały okres rządzenia lewicy i partii liberalnych, a teraz - PO. Tak naprawdę prawica w tym kraju samodzielnie nigdy nie rządziła. Za czasów Jana Olszewskiego był rząd mniejszościowy, poskładany z małych grupek, a 1,5 roku premierowania Jarosława Kaczyńskiego i trudnej koalicji z Samoobroną i LPR-em trudno nazwać rządem prawicy. Dzisiejszy układ jest ewidentnie skierowany przeciwko rodzinie, wartościom, patriotyzmowi, w ogóle przeciw państwu. Bo to, co się dzieje, to zagrożenie nie tylko w sferze społecznej, ale również dla bytu naszego państwa, uzależnienie nas od sąsiadów itd.
Weźmy choćby takie bezrobocie. W tym roku z Funduszu Pracy na aktywne formy przeciwdziałania bezrobociu obcięto drastycznie środki o ponad 50 proc., a na województwa nawet o 70 proc. (woj. śląskie np. w ub.r. miało na to prawie 490 mln zł, a dzisiaj jest na poziomie 123 mln zł). Jest to więc straszliwe uderzenie w rynek pracy. Jeżeli odpowiedzią na wzrost bezrobocia ma być otwarcie 1 maja rynku pracy w Niemczech - to chyba nie na tym nam zależało. Chodzi o to, żeby Polacy pracowali w Polsce, żeby tutaj żyli, zakładali rodziny, a nie byli zmuszeni do wyjazdu.
Premier Tusk zapowiadał, że będzie tak dobrze, iż wszyscy Polacy będą wracać z Anglii i Irlandii, a dzisiaj cieszymy się z otwarcia rynku pracy w Niemczech i Austrii, bo spowoduje to, że część bezrobotnych, zwłaszcza z terenów zachodniej Polski, wyjedzie do Niemiec. Nie taką politykę państwo powinno uprawiać. Nie ma w tej chwili elity politycznej, która by postawiła na państwo i naród jako na rzecz fundamentalną.

- Od jakiegoś czasu obserwujemy swoisty demontaż państwa polskiego. Zaczęło się od działań Leszka Balcerowicza skierowanych na to, by jak najwięcej sprzedać. To były też czasy min. Emila Wąsacza, który był szczęśliwy, kiedy dokonał sprzedaży czegoś ważnego. Polska gospodarka - banki, wielkie przedsiębiorstwa, chociażby energetyka, którą kupuje rząd francuski - przestaje być polska...

- Trzeba się zgodzić, że sytuacja jest dramatyczna. Musimy przyznać, że wcześniej rządy AWS nie zasłużyły się w sprawach prywatyzacji czy sektora bankowego. To była klęska. Na Śląsku likwidacja kopalń to również przykład negatywnej polityki. Jeśli chodzi o sprawy narodu, osobą, która próbowała podnieść i umocnić naszą pozycję m.in. w krajach europejskich, był śp. prezydent Lech Kaczyński, który miał wizję tego państwa, ale nie udało się jej zrealizować. To, co się w tej chwili dzieje, jest ewidentnym uzależnieniem nas od innych państw, ale również od lobby gospodarczego, biznesowego. A więc gdy chodzi o przyszłość Polski, sytuacja w naszym kraju jest dramatyczna.

- Jak Pan, jako poseł, postrzega w tym wszystkim działania mediów: prasy, radia, telewizji czy mediów elektronicznych?

- Dziennikarze to dziś IV władza. Na pewno media odgrywają tutaj ogromną rolę, tym bardziej że jako społeczeństwo nie umiemy jeszcze oddzielić tego, co prawdziwe, od działania piarowskiego. Możemy tylko ponarzekać, że przez tyle lat nie zbudowaliśmy choćby niezależnych mediów telewizyjnych, bo praktycznie mamy tylko związane z prasą katolicką jedno radio i jedną telewizję. Oddziaływanie mediów jest przepotężne. Przykład - tragedia smoleńska. To, co media tu wyprawiają, nie mieści się w głowie. Dalej - sprawy związane z gospodarką. O biedzie polskiej, ubóstwie, zagrożeniu bytu wielu rodzin w mediach publicznych czy komercyjnych się nie usłyszy. Sprawą rangi krajowej stało się natomiast ułaskawienie człowieka przez prezydenta Kaczyńskiego - sprawa zupełnie marginalna, wyrok jest w zawieszeniu. Tym bardziej że w ciągu 4 lat Lech Kaczyński ułaskawił 200 osób, choć jego poprzednicy ułaskawiali po parę tysięcy skazanych. Ale temat ten żył w mediach przez wiele dni. Nie podejmują one spraw naprawdę trudnych, tylko tematy, które są wygodne obecnie rządzącym. I to jest problem. Dobrze, że jeszcze na naszym rynku z trudem, bo z trudem, ale jakoś funkcjonują media katolickie, które próbują przebić się do ludzkiej świadomości. Tak, przebić, bo ludzie są wygodni, wolą siąść przed telewizorem, bezrefleksyjnie patrzeć i słuchać, niż szukać prawdy.

- Bardzo aktywnym człowiekiem staje się znów prof. Balcerowicz, który krytykuje pewne pociągnięcia ekipy rządzącej. Jak Pan Poseł postrzega jego działanie?

- Mam negatywny stosunek do prof. Balcerowicza. Proponuje on cięcie wydatków w sferze społecznej, brak waloryzacji, wydłużenie wieku emerytalnego kobiet, ograniczenie środków na politykę społeczną, co jest absurdem w stosunku do tego, ile państwa europejskie wydają na tę politykę. Konflikt o otwarte fundusze emerytalne jest konfliktem biznesowym i, według mnie, jest to działanie, które ma na celu wesprzeć lewicę w naszym kraju. A na pewno układ biznesowy z dawnych czasów też funkcjonuje, bo to za czasów Leszka Balcerowicza wprowadzana była reforma emerytalna, w ramach której tworzyły się OFE, a to są gigantyczne pieniądze. Pomijając całą tę otoczkę, jako PiS zaproponowaliśmy w sprawie OFE dobrowolność, żeby ludzie sami decydowali, czy chcą być w OFE, czy jednak wrócić do systemu ubezpieczeniowego, który funkcjonuje, czyli do ZUS.

- Jak Pan jako przedstawiciel PiS widzi rolę państwa, gdy chodzi o zabezpieczenie spraw systemowych: gospodarki, szkolnictwa, kultury, spraw socjalnych? Wydaje się, że jest duża rozbieżność między wizją państwa PO i PiS.

- Zdecydowanie tak. Jeśli chodzi o nasze ugrupowanie, prezes Jarosław Kaczyński ma sprecyzowane poglądy na państwo, z którymi się utożsamiam. Państwo ma być silne, nie może dziedzin o znaczeniu strategicznym wypuszczać ze swoich rąk; energetyka, gaz, obronność i bezpieczeństwo wewnętrzne - tego absolutnie nie można przekazywać w ręce samorządów czy w inne ręce.
Sprawa, która mnie bardzo mocno przekonała do PiS, to był program solidarnego państwa - zresztą nadal jest on aktualny. Jeżeli w naszym kraju nie wprowadzimy zasady solidarności wzajemnej, to nie mamy wielkiej przyszłości. Spośród krajów europejskich mamy dziś największe rozwarstwienie w płacach. Pogłębia się rozdźwięk między najuboższymi a najbogatszymi, podczas gdy w bogatych państwach - takich jak Skandynawia, Niemcy, Francja - te współczynniki są zdecydowanie mniejsze. Jeżeli państwo się rozwija, to z tego rozwoju korzysta o wiele więcej obywateli niż, jak w naszym wypadku, tylko jakaś wąska grupa elit, które załatwiają coś jedynie dla siebie. To najważniejsza kwestia: z jednej strony powrót do zasady solidarnego państwa, a z drugiej - mocna pozycja naszego kraju w strukturach europejskich, jak również zapewnienie bezpieczeństwa zewnętrznego i wewnętrznego.

- PiS ma swoją ważną rolę i miejsce w historii Polski, choć jest w tej chwili tzw. opozycją polityczną. Kraj oczekuje, by rolę tę wypełniał dobrze. Jaką widzicie możliwość ratowania Polski?

Reklama

- Działamy w bardzo trudnych warunkach. Nasz lider jest w sposób bezwzględny, cyniczny i arogancki atakowany z każdej strony. My również tego doświadczamy. Państwo nie walczy skutecznie z korupcją, na co już w 2005 r. mocno zwracaliśmy uwagę, dlatego jest w każdym calu zagrożone. W naszym przypadku, jako opozycji, dużą rolę odgrywają media. Konferencje, które organizujemy w sprawach społecznych, nie przebijają się w nich, media żyją zupełnie czym innym. Ale na pewno też nie wszyscy w naszym ugrupowaniu równo pracujemy. Tu musi być, jak powtarza prezes Kaczyński, mobilizacja wszystkich działaczy, posłów. Jeśli nie można przebić się w mediach, to trzeba to czynić poprzez organizowanie spotkań w gminach, sołectwach, parafiach. Ludzie nie wiedzą, co się dzieje. Dlatego ważne, byśmy wykazywali maksymalną aktywność. Ja sam w swojej działalności parlamentarnej, społecznej, staram się działać poprzez spotkania, przekaz ustny, materiały pisane - gdzie się tylko da, żeby informacja docierała do ludzi.

- Ojciec Święty Jan Paweł II powiedział w Skoczowie bardzo ważne zdanie - że Polsce są potrzebni ludzie sumienia. Czy w opcji pracy PiS, w działalności parlamentarnej tej partii, dostrzega Pan ważność sumienia i na czym, Pańskim zdaniem, ta wartość polega?

- To było moje pierwsze spotkanie z Ojcem Świętym. I także moja wewnętrzna przemiana pod wpływem słów, które padły w czasach, kiedy premierem w Polsce był Józef Oleksy. Niestety, te słowa, według mojej oceny, przeszły obok polityków. A bez sumienia w życiu politycznym nie da się dobrze funkcjonować. Dlatego tak ciężko nam w kraju idzie. Ale Jan Paweł II, mówiąc o ludziach sumienia, myślał nie tylko o parlamencie, życiu politycznym, myślał również o samorządach: gminach, powiatach, województwach. Na każdym miejscu potrzeba nam ludzi sumienia, a z tym, według mojej oceny, jest nieciekawie.

- Czy warto więc być politykiem?

- Nie ukrywam, że nieraz myślę sobie: po co mi to, biję głową w mur i nic nie idzie ku dobremu. Ale z drugiej strony słowa Ojca Świętego jakoś mnie umacniają. Jeżeli nawet jest ciężko, jeżeli nasza praca nie przynosi efektów, to nie można jej zostawiać innym osobom, tylko starać się pracować jak najlepiej, żeby kiedyś te efekty były. Mówię sobie, że jeżeli nawet nie uda mi się zrealizować marzeń w 100 procentach, tylko w kilkunastu, to idą one w dobrym kierunku. Jeżeli nie mogę pomóc wszystkim, którzy zwracają się do mnie o pomoc, ale pomogę jednemu, to i tak jest to jakiś sukces. Bo zajmując się sprawami społecznymi, wiem, jak jest trudno. Nie całe życie byłem politykiem. Pracowałem, byłem też bez pracy, byłem działaczem w „Solidarności”, wcześniej działałem w zakładzie. Przeszedłem wszystkie koleje i w związku z tym mam większą wrażliwość na sprawy społeczne.

- Na beatyfikację Jana Pawła II wybiera się do Rzymu wiele osób. Czy nie będzie w tej pielgrzymce konfliktu sumień: tego według Jana Pawła II i sumień tych, dla których te wartości nie istnieją? I czy wolno nam z uroczystości beatyfikacyjnej uczynić paradę niedowiarków?

- Ludzi sumienia w życiu politycznym, niestety, nie jest zbyt wielu. Widzimy to przy okazji różnych głosowań polityków, którzy deklarują swoją przynależność do Kościoła i przystępują do Komunii św. Ich postępowanie jest zaprzeczeniem wiary. Nie można bowiem służyć jednocześnie Panu Bogu i diabłu. Ale takie osoby, niestety, są.
Wyjazd do Rzymu traktuję jako pielgrzymkę i spotkanie z Ojcem Świętym w wymiarze tylko i wyłącznie duchowym. Nie wyobrażam sobie w tym czasie tam nie być. Jednocześnie mam świadomość, że dla wielu będzie to jedynie okazja, by pokazać się w błyskach fleszy i kamer telewizyjnych, i nie będzie to miało nic wspólnego z przeżyciem duchowym, jakim powinna być beatyfikacja. Ale w takiej rzeczywistości, niestety, żyjemy.

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kraków z kard. Rysiem

2024-04-29 09:19

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

kl. Krzysztof Wowra

W sobotę, 27 kwietnia, jak co roku, łódzcy klerycy roku propedeutycznego z przełożonymi spotkali się z ks. kard. Grzegorzem Rysiem w Krakowie.

CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Zmarł ks. Zbigniew Nidecki

2024-04-29 12:13

Materiały kurialne

Śp. Ks. Zbigniew Nidecki

Śp. Ks. Zbigniew Nidecki

Odszedł do wieczności ks. kan. Zbigniew Nidecki, kapłan diecezji zielonogórsko-gorzowskiej.

W piątek 26 kwietnia 2024 r., w 72. roku życia i 43. roku kapłaństwa, zakończył swoją ziemską pielgrzymkę śp. ks. kan. Zbigniew Nidecki, emerytowany kapłan naszej diecezji.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję