Skończył się sezon wakacyjno-urlopowy, gospodarka powraca w swój stały rytm, ale jest to rytm wciąż spowalniający. Chociaż rząd Tuska częstuje nas raz po raz nowymi, optymistycznymi „wskaźnikami wzrostu”, jak ongiś Gomułka swymi „procentami” - koń, jaki jest, każdy widzi. Prawie 12-procentowe bezrobocie, rosnące lawinowo zadłużenie państwa, wzrost podatków i - co najgorsze - cen. Mało kto wierzy oficjalnym statystykom rządowym dotyczącym inflacji, bo wystarczy porównać, co można było kupić za 100 zł jeszcze rok temu, a co można kupić dzisiaj. Co tu dużo mówić: rozkręca się spirala drożyzny, a jeszcze przed nami podwyżki energii elektrycznej, które napędzą ceny może bardziej niż rządowa podwyżka VAT. A tu rząd przebąkuje już o likwidacji budowlanej ulgi podatkowej... Rządy PRL-owskie, jak pamiętamy, też ratowały budżet podwyżkami cen, do czego dzisiaj prowadzą podwyżki podatków.
W rządzie Tuska zdaje się narastać świadomość piętrzących się trudności, ale i bezradność wobec nich. Już poseł Palikot szykuje sobie awaryjny własny „ruch”, odskocznię na wypadek, gdyby w PO zaczęto szukać winnych kryzysu, jak niegdyś szukano ich w PZPR... Już Tusk spiera się ze Schetyną o sposób doboru nowych władz partyjnych, żeby zgromadzić tam jak najwięcej „swoich”... (Na jednym ze zjazdów PZPR jedni skandowali kiedyś „Wiesław, Wiesław!”, ale inni już „Gierek, Gierek!”. Ale na zewnątrz demonstrowali „jedność szeregów partyjnych” i domagali się „miłości klasy robotniczej”...). Jednak Schetyna nie wygląda na takiego, co łatwo wziąłby na siebie rolę winnego utraty więzi partii z rzeszami „młodych, wykształconych, z dużych miast”, jako przeciwieństwa „moherów”. Wiele wskazuje, że „młodzi, wykształceni, z dużych miast” pójdą raz jeszcze, jak bezmyślne stado, tam, gdzie poprowadzą ich agenci kilku już tajnych służb, działających dziś we wszystkich niemal środowiskach „demokratycznego państwa prawa” o ograniczonej wszakże Traktatem Lizbońskim suwerenności państwowej.
A przy okazji: podczas gdy Komorowski i Tusk zaczynają mówić o „miłości” - w Niemczech postanowiono przeprowadzić lustrację kadr państwowych do bolesnego końca, do czysta, celem uzyskania gwarancji, że żaden b. agent STASI nie będzie wpływał na bońską politykę... Najwidoczniej: „Co wolno wojewodzie”... - to nie rządowi Tuska.
Jesień tedy zapowiada się pod znakiem wzrostu bezrobocia, cen i kosztów utrzymania. Niewykluczone, że jedynym prawdziwym programem Platformy Obywatelskiej po wrześniowym zjeździe partii stanie się dotrwanie do roku 2013, kiedy to nowy budżet UE ujawni, na ile pieniędzy rząd może liczyć. Nie wydaje się, aby były to duże kwoty, zważywszy wyczerpanie krajów unijnych pomocą dla Grecji: każdy nowy potencjalny bankrut ma mniejsze szanse, a dług publiczny Polski przekroczył już 700 mld zł (tylko przez ostatnie 2,5 roku rząd Tuska zadłużył kraj na 200 mld zł!).
Zapewne walka o stołki w telewizji i radiu publicznym, całkowicie już podporządkowanymi sojuszowi PO i SLD, wypełni wrzesień, tak że na październik gotowa już będzie „publiczna” ekipa dla propagandy sukcesu, na co zapewne bardzo liczy PO w swych rachubach na dotrwanie do roku 2013. Może nawet - na co liczy przede wszystkim...
Pomóż w rozwoju naszego portalu