Reklama

I nie opuszczę cię aż do śmierci

Dotrzymali słów przysięgi małżeńskiej: „I nie opuszczę Cię aż do śmierci”. Do ostatnich chwil życia pozostali razem. Jej ciało zidentyfikowano po ślubnej obrączce.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Na zewnątrz ta miłość widoczna była w spojrzeniu i geście. Kochają się. - Tata bardzo często przytula mamę - mówiła ich córka Marta. Elżbieta Jakubiak, która jakiś czas temu była szefową gabinetu Prezydenta, też przyznaje, że nigdy nie szczędzili sobie czułości, nawet podczas oficjalnych uroczystości. Ona poprawiała mu krawat, on całował ją w czoło. Ale za poprawianie krawata, a zwłaszcza kiedy przyniosła mu do prezydenckiego samolotu kanapki w reklamówce, dostała od prasy tęgie lanie. Bo dla liberalnych mediów Pierwsza Para była nie do zaakceptowania pod każdym względem, była „nie z tej bajki”.

Maria - żona wojownika

Nazywał żonę czasami Maluszkiem. I przyznawał: - Bez Marylki by mnie nie było. A ona? Spoglądając na 32 lata swojego małżeństwa, mówiła skromnie, że stojąc u boku wojownika Lecha Kaczyńskiego, zawsze zabezpieczała tyły. Choć żartowała: - Nie daj Boże wyjść za bliźniaka, bo bliźniactwo jest trudne - kochała szwagra Jarosława i rozumiała wielką troskę swego męża o brata, a nawet pewną nadopiekuńczość. - Bo Jarosław jest sam. Dlatego mąż przeżywał jego kłopoty, martwił się o niego - tłumaczyła. Mówiono złośliwie, że Jarosław jako mózg PiS-u sterował Lechem z tylnego siedzenia, ale ludzie, którzy dobrze znali ich obu, wiedzieli, że to niemożliwe, bo Lech Kaczyński miał bardzo silną osobowość i umiał być niezależny.
- Prezydent szanował brata za oddanie całego życia dla polityki i Polski. Miał świadomość, że wraca do domu, do żony i córki, podczas gdy jego brat poświęcił wszystko dla polityki. Były czasy, w których Jarosław Kaczyński żył na granicy ubóstwa, ale się nie poddał. Prezydent nie mógł zrozumieć, dlaczego ludzie tak niesprawiedliwie oceniają jego brata - przyznawała pani Elżbieta.
Maria była wrażliwa. Krajało jej się serce, kiedy szydzono z jej męża. A Lech Kaczyński mówił: - Życzyłbym wszystkim takich żon, które tak znosiłyby ciężar polityki.
- Czasem nie rozumiał ludzi, nie wiedział, dlaczego nie chcą słuchać, co państwu jest potrzebne. Miał jasną wizję tego, jaką rolę Polska powinna odegrać w Europie - może nie potęgi, ale państwa silnego, z pełną świadomością swojego potencjału. Wiedział, że możemy być silnym krajem, a nie wagonikiem jadącym za wielką lokomotywą. Stąd te rozmowy, jak ma wyglądać sojusz z USA, wspieranie polityki wschodniej - Ukrainy, Gruzji. Jego działania były zawsze czytelne i przemyślane - komentuje Jakubiak.
Chciał być prezydentem Polski solidarnej, robił wiele, aby taką była. Ale idea, która przyświecała jego prezydenturze, pozostała wyzwaniem, któremu sprostać będą już musiały następne pokolenia. Pozostał temu marzeniu wierny. Gdy zawetował ustawy zdrowotne o przekształceniu szpitali w spółki prawa handlowego, powiedział dziennikarzom, że nie wyobraża sobie, aby w tym samym szpitalu jedni pacjenci byli traktowani i leczeni w lepszych warunkach tylko dlatego, że mają pieniądze, a inni w gorszych bo są gorzej sytuowani materialnie. Uważał bowiem, że takie sfery życia społecznego, jak ochrona zdrowia czy edukacja, powinny jak najmniej podlegać mechanizmom rynkowym.
Jako profesor prawa pracy widział w Polsce nabrzmiewające zagrożenia, wynikające z braku równowagi między środowiskiem pracowniczym a pracodawcami, dla których czasy ustrojowej transformacji stawały się okazją do wyzysku, zwłaszcza gdy liczba miejsc pracy dramatycznie się kurczyła. Chciał, aby udało się w Polsce zawrzeć, na wzór innych krajów, „umowę społeczną” między pracodawcami, związkami zawodowymi i rządem. - Nie było to jednak możliwe - twierdzi poseł PiS-u Stanisław Szwed. - Taką umowę trzeba by długo negocjować, a PiS przy władzy pozostawał tylko dwa lata.
Gdy nadeszła wiadomość, że Para Prezydencka będzie pochowana na Wawelu, obok Józefa Piłsudskiego, i grono niezadowolonych osób zorganizowało protest na Rynku w Krakowie, prof. Jadwiga Staniszkis przekonywała w telewizji, że to bardzo dobra decyzja ze względu na wielkie marzenie Lecha Kaczyńskiego o silnej Polsce i solidarnym społeczeństwie. - A w dzisiejszym świecie powinniśmy cenić ludzi za marzenia.
Ci, którzy teraz protestują, jeszcze nie zdają sobie sprawy, co to znaczy być wykluczonym, pozostać samemu - tłumaczyła socjolog.
Prezydent bywał określany jako człowiek twardego kursu w relacjach z Rosją, jednak ci, którzy stawiali mu kiedyś zarzut rusofobii, teraz mówią, że to dobrze, iż walczył o silną pozycję Polski w Europie. - Uważał, że stosunki z Rosją muszą być partnerskie. Jeśli Rosja jest państwem europejskim, musi szanować wszystkich partnerów. Sądził, że trzeba jasno o tym mówić i mieć świadomość, iż interesy rosyjskie są różne od naszych - tłumaczy Elżbieta Jakubiak.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Nie chciał taniego poklasku

Był człowiekiem o ogromnej wiedzy i mądrych przemyśleniach, strażnikiem polskiej pamięci, ale nie umiał „sprzedać” swego prawdziwego wizerunku przed mikrofonami i kamerami, co powodowało, że wielu Polaków nie wiedziało, jakim jest człowiekiem. - Ataki na niego w mediach liberalnych nie ustawały. Nie było dnia, żeby go nie obrażano. Czy był gruboskórny? Nie. Czuł się mocno zraniony. Maria Kaczyńska również bardzo te ataki przeżywała. Ubolewała nad tym, że mąż ulega tak wielkiej presji. - Czasami przychodziła i mówiła, że boli ją serce: „Nie wiem, jak będziemy dalej tak żyć”. Wydawało jej się, że ludzie chcą odebrać im radość z tego, że osiągnęli tak wiele - mówi Elżbieta Jakubiak. I potwierdza, że Prezydent nie zamierzał lansować się w mediach, jak to robią inni politycy. - On mówił tak: „Wygrałem wybory i nie poddam się wirtualnej rzeczywistości, bo to jest fikcja. Tak nie uprawia się polityki. To jest puste i skończy się dla nas źle. To logika szaleństwa” - wspomina Jakubiak.
- Bycie prezydentową zmieniło moje życie. Bardziej niż mi się wcześniej wydawało - przyznała Maria Kaczyńska w ostatnim wywiadzie, przeprowadzonym na dwa dni przed śmiercią. Kiedy Lech Kaczyński wygrał wybory prezydenckie, ociągała się z przeprowadzką „do złotej klatki”, jaką był w pewnym sensie dla nich obojga Pałac Prezydencki. Mieszkali przecież od czterech lat na warszawskim Powiślu, znali wszystkich sąsiadów i ludzi z okolicy. Była zaprzyjaźniona z panią ze sklepu mięsnego, której wyznawała, że wciąż musi odchudzać męża, bo ma tendencje do tycia, i często kupowała dla niego parówki.
Wydawało się, że jako pierwsza dama pozostanie w cieniu swojej poprzedniczki Jolanty Kwaśniewskiej, która miała słabość do modnych i luksusowych kreacji i była ulubienicą kolorowych czasopism. Tymczasem w nowej roli Maria Kaczyńska potrafiła odnaleźć się znakomicie, choć sukienki i kostiumy kupowała w galeryjkach na Powiślu. Zawsze wyszukiwała dla siebie coś prostego, co okazywało się także eleganckie. Jej ogromnym atutem była doskonała znajomość angielskiego i francuskiego, mówiła też trochę po rosyjsku i hiszpańsku. Była znakomitą rozmówczynią, człowiekiem, który od razu zjednywał sobie ludzi. Jan Ligthart, holenderski hodowca tulipanów - a kwiaty te Prezydentowa lubiła najbardziej - wyhodował kremową odmianę tulipana, co zajęło mu 18 lat - i nazwał ją „Maria Kaczyńska”.
- Jego kształt i kolor jak żaden inny pasuje do Pani Marii. Tulipan jest całkiem duży, tak jak w moim sercu Pani Prezydentowa była wielką osobą, mimo że niska i filigranowa - powiedział hodowca.
Podejmowała się działalności charytatywnej. Dwa dni przed tragicznym lotem uczestniczyła w uruchomieniu nowego projektu Caritas Polska, jakim jest internetowe Radio IN, które tworzyć będą osoby niepełnosprawne. Wyraziła życzenie, by stacja zwracała szczególną uwagę na sytuację matek wychowujących niepełnosprawne dzieci. Dzień przed wylotem do Katynia spotkała się z Polakami ze Wschodu, którzy dzięki akcji „Wielkanoc w Polsce” spędzili święta Zmartwychwstania Pańskiego w naszym kraju.

Larum grają!

Maciej Chojnowski - osobisty fotograf Prezydenta wspomina go jako człowieka ciepłego, z poczuciem humoru, który nigdy nie obrażał się, że na zdjęciach widoczny jest czasami jego niski wzrost. - Prezydent mówił o sobie, że jest takim Wołodyjowskim, potrafił mieć dystans do tej swojej cechy - wspomina Chojnowski. Nie przypadkiem w kampanii wyborczej na drugą kadencję miał być wykorzystany motyw z „Małego Rycerza”.
Mówi się, że Lech Kaczyński był człowiekiem odważnym. Elżbieta Jakubiak twierdzi, że obaj z Jarosławem, od lat zajmując się polityką, wiedzieli, że polityka to niebezpieczne zajęcie, a ryzyko bywa ceną za życiowe wybory. A wybory Lecha zawsze były polityczne. Od 1976 r. pomagał w Biurze Interwencji KOR. Od 1978 r. działał już w Wolnych Związkach Zawodowych. Gdy powstawała „Solidarność”, został doradcą strajkujących w Stoczni Gdańskiej. Przez jakiś czas nawet jako wiceprzewodniczący „S” i zastępca Lecha Wałęsy kierował związkiem.
Zabrany z domu w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r., był internowany i prawie rok przebywał w Strzebielinku. Żona została wtedy sama z roczną Martą, nie wiedząc, co się z nim stanie. W 2008 r. zorganizował wsparcie delegacji państw regionu, by zaprotestować przeciw rosyjskiej interwencji w Gruzji. Został wtedy ostrzelany w rejonie przygranicznym. Czy się o niego bała?
- Życie w ogóle jest niebezpieczne, ale nie sposób żyć w ciągłych obawach, w trwodze. Zawsze zakładam, że musi być dobrze - powiedziała w jednym z wywiadów Maria Kaczyńska.
Lech Kaczyński uczył nas narodowej dumy. Jako Prezydent Warszawy powołał do życia dosłownie w ostatnim momencie - bo pokolenie Kolumbów nieubłaganie odchodzi - Muzeum Powstania Warszawskiego. Odznaczał zapomnianych bohaterów. Dzięki niemu satysfakcję u schyłku życia odzyskiwały matki więzione w stalinowskich więzieniach, pominięci bohaterowie „Solidarności”, sędziowie odmawiający skazywania działaczy „Solidarności”, „Sprawiedliwi wśród Narodów Świata”.
Ktoś z internautów napisał w kondolencjach: „Panie Prezydencie! Larum grają! A ty się nie zrywasz?! Szabli nie chwytasz? Na koń nie siadasz? Co się stało z tobą, żołnierzu? Zaliś swej dawnej przepomniał cnoty, że nas samych w żalu jeno i trwodze zostawiasz?”.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Florian - patron strażaków

Św. Florianie, miej ten dom w obronie, niechaj płomieniem od ognia nie chłonie! - modlili się niegdyś mieszkańcy Krakowa, których św. Florian jest patronem. W 1700. rocznicę Jego męczeńskiej śmierci, właśnie z Krakowa katedra diecezji warszawsko-praskiej otrzyma relikwie swojego Patrona. Kim był ten Święty, którego za patrona obrali także strażacy, a od którego imienia zapożyczyło swą nazwę ponad 40 miejscowości w Polsce?

Zachowane do dziś źródła zgodnie podają, że był on chrześcijaninem żyjącym podczas prześladowań w czasach cesarza Dioklecjana. Ten wysoki urzędnik rzymski, a według większości źródeł oficer wojsk cesarskich, był dowódcą w naddunajskiej prowincji Norikum. Kiedy rozpoczęło się prześladowanie chrześcijan, udał się do swoich braci w wierze, aby ich pokrzepić i wspomóc. Kiedy dowiedział się o tym Akwilinus, wierny urzędnik Dioklecjana, nakazał aresztowanie Floriana. Nakazano mu wtedy, aby zapalił kadzidło przed bóstwem pogańskim. Kiedy odmówił, groźbami i obietnicami próbowano zmienić jego decyzję. Florian nie zaparł się wiary. Wówczas ubiczowano go, szarpano jego ciało żelaznymi hakami, a następnie umieszczono mu kamień u szyi i zatopiono w rzece Enns. Za jego przykładem śmierć miało ponieść 40 innych chrześcijan.
Ciało męczennika Floriana odnalazła pobożna Waleria i ze czcią pochowała. Według tradycji miał się on jej ukazać we śnie i wskazać gdzie, strzeżone przez orła, spoczywały jego zwłoki. Z czasem w miejscu pochówku powstała kaplica, potem kościół i klasztor najpierw benedyktynów, a potem kanoników laterańskich. Sama zaś miejscowość - położona na terenie dzisiejszej górnej Austrii - otrzymała nazwę St. Florian i stała się jednym z ważniejszych ośrodków życia religijnego. Z czasem relikwie zabrano do Rzymu, by za jego pośrednictwem wyjednać Wiecznemu Miastu pokój w czasach ciągłych napadów Greków.
Do Polski relikwie św. Floriana sprowadził w 1184 książę Kazimierz Sprawiedliwy, syn Bolesława Krzywoustego. Najwybitniejszy polski historyk ks. Jan Długosz, zanotował: „Papież Lucjusz III chcąc się przychylić do ciągłych próśb monarchy polskiego Kazimierza, postanawia dać rzeczonemu księciu i katedrze krakowskiej ciało niezwykłego męczennika św. Floriana. Na większą cześć zarówno świętego, jak i Polaków, posłał kości świętego ciała księciu polskiemu Kazimierzowi i katedrze krakowskiej przez biskupa Modeny Idziego. Ten, przybywszy ze świętymi szczątkami do Krakowa dwudziestego siódmego października, został przyjęty z wielkimi honorami, wśród oznak powszechnej radości i wesela przez księcia Kazimierza, biskupa krakowskiego Gedko, wszystkie bez wyjątku stany i klasztory, które wyszły naprzeciw niego siedem mil. Wszyscy cieszyli się, że Polakom, za zmiłowaniem Bożym, przybył nowy orędownik i opiekun i że katedra krakowska nabrała nowego blasku przez złożenie w niej ciała sławnego męczennika. Tam też złożono wniesione w tłumnej procesji ludu rzeczone ciało, a przez ten zaszczytny depozyt rozeszła się daleko i szeroko jego chwała. Na cześć św. Męczennika biskup krakowski Gedko zbudował poza murami Krakowa, z wielkim nakładem kosztów, kościół kunsztownej roboty, który dzięki łaskawości Bożej przetrwał dotąd. Biskupa zaś Modeny Idziego, obdarowanego hojnie przez księcia Kazimierza i biskupa krakowskiego Gedko, odprawiono do Rzymu. Od tego czasu zaczęli Polacy, zarówno rycerze, jak i mieszczanie i wieśniacy, na cześć i pamiątkę św. Floriana nadawać na chrzcie to imię”.
W delegacji odbierającej relikwie znajdował się bł. Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski, a następnie mnich cysterski.
Relikwie trafiły do katedry na Wawelu; cześć z nich zachowano dla wspomnianego kościoła „poza murami Krakowa”, czyli dla wzniesionej w 1185 r. świątyni na Kleparzu, obecnej bazyliki mniejszej, w której w l. 1949-1951 jako wikariusz służył posługą kapłańską obecny Ojciec Święty.
W 1436 r. św. Florian został ogłoszony przez kard. Zbigniewa Oleśnickiego współpatronem Królestwa Polskiego (obok świętych Wojciecha, Stanisława i Wacława) oraz patronem katedry i diecezji krakowskiej (wraz ze św. Stanisławem). W XVI w. wprowadzono w Krakowie 4 maja, w dniu wspomnienia św. Floriana, doroczną procesję z kolegiaty na Kleparzu do katedry wawelskiej. Natomiast w poniedziałki każdego tygodnia, na Wawelu wystawiano relikwie Świętego. Jego kult wzmógł się po 1528 r., kiedy to wielki pożar strawił Kleparz. Ocalał wtedy jedynie kościół św. Floriana. To właśnie odtąd zaczęto czcić św. Floriana jako patrona od pożogi ognia i opiekuna strażaków. Z biegiem lat zaczęli go czcić nie tylko strażacy, ale wszyscy mający kontakt z ogniem: hutnicy, metalowcy, kominiarze, piekarze. Za swojego patrona obrali go nie tylko mieszkańcy Krakowa, ale także Chorzowa (od 1993 r.).
Ojciec Święty z okazji 800-lecia bliskiej mu parafii na Kleparzu pisał: „Święty Florian stał się dla nas wymownym znakiem (...) szczególnej więzi Kościoła i narodu polskiego z Namiestnikiem Chrystusa i stolicą chrześcijaństwa. (...) Ten, który poniósł męczeństwo, gdy spieszył ze swoim świadectwem wiary, pomocą i pociechą prześladowanym chrześcijanom w Lauriacum, stał się zwycięzcą i obrońcą w wielorakich niebezpieczeństwach, jakie zagrażają materialnemu i duchowemu dobru człowieka. Trzeba także podkreślić, że święty Florian jest od wieków czczony w Polsce i poza nią jako patron strażaków, a więc tych, którzy wierni przykazaniu miłości i chrześcijańskiej tradycji, niosą pomoc bliźniemu w obliczu zagrożenia klęskami żywiołowymi”.

CZYTAJ DALEJ

Pojechała pożegnać się z Matką Bożą... wróciła uzdrowiona

[ TEMATY ]

Matka Boża

świadectwo

Magdalena Pijewska/Niedziela

Sierpień 1951 roku na Podlasiu był szczególnie upalny. Kobieta pracująca w polu co i raz prostowała grzbiet i ocierała pot z czoła. A tu jeszcze tyle do zrobienia! Jak tu ze wszystkim zdążyć? W domu troje małych dzieci, czekają na matkę, na obiad! Nagle chwyciła ją niemożliwa słabość, przed oczami zrobiło się ciemno. Upadła zemdlona. Obudziła się w szpitalu w Białymstoku. Lekarz miał posępną minę. „Gruźlica. Płuca jak sito. Kobieto! Dlaczegoś się wcześniej nie leczyła?! Tu już nie ma ratunku!” Młoda matka pogodzona z diagnozą poprosiła męża i swoją mamę, aby zawieźli ją na Jasną Górę. Jeśli taka wola Boża, trzeba się pożegnać z Jasnogórską Panią.

To była środa, 15 sierpnia 1951 roku. Wielka uroczystość – Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny. Tam, dziękując za wszystkie łaski, żegnając się z Matką Bożą i własnym życiem, kobieta, nie prosząc o nic, otrzymała uzdrowienie. Do domu wróciła jak nowo narodzona. Gdy zgłosiła się do kliniki, lekarze oniemieli. „Kto cię leczył, gdzie ty byłaś?” „Na Jasnej Górze, u Matki Bożej”. Lekarze do karty leczenia wpisali: „Pacjentka ozdrowiała w niewytłumaczalny sposób”.

CZYTAJ DALEJ

Ludzie o wielkim sercu

2024-05-04 15:21

Ks. Wojciech Kania/Niedziela

Z okazji wspomnienia św. Floriana w Sandomierzu odbyły się uroczystości z okazji Dnia Strażaka.

Obchody rozpoczęła Mszy św. w bazylice katedralnej, której przewodniczył Biskup Sandomierski Krzysztof Nitkiewicz. Eucharystię koncelebrował ks. kan. Stanisław Chmielewski, diecezjalny duszpasterz strażaków oraz strażaccy kapelani. We wspólnej modlitwie uczestniczyli samorządowcy na czele panem Marcinem Piwnikiem, starostą sandomierskim, komendantem powiatowym straży pożarnej bryg. Piotrem Krytusem, komendantem powiatowym policji insp. Ryszardem Komańskim oraz strażacy wraz z rodzinami.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję