Dnia 15 lutego 2008 r. mija 33. rocznica śmierci sługi Bożego ks. Michała Sopoćki, apostoła Bożego Miłosierdzia, spowiednika św. s. Faustyny, założyciela Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego.
Ks. Michał Sopoćko - uosobienie zawierzenia Bogu - odchodził do Pana w pokoju, ufny w Jego Miłosierdzie. Zapisał w „Dzienniku” 27 marca 1967 r.: „Mój koniec już się zbliża wraz z przemijaniem mego życia. Muszę raczej myśleć o bliskiej śmierci, niż zabawiać się mrzonkami o długim jeszcze życiu. Wola Boża jest naszym pokojem”. Żył perspektywą wieczności, wciąż oczekując tryumfu Bożego Miłosierdzia. „Zadaniem moim jest nie spuszczać z oczu rzeczy niebieskich i tak postępować wśród mnogich trosk, jakby mi nic nie dolegało” - zapisał pod koniec swego życia. Żył troską o wypełnienie woli Bożej, nigdy nie szukał siebie. Zarys jego duchowej sylwetki ujawnia sam Pan Jezus, mówiąc do św. Faustyny: „Myśl jego jest ściśle złączona z myślą Moją, a więc bądź spokojna o dzieło Moje, nie dam mu się pomylić” (Dz. 1408).
Sługa Boży znał treść „Dzienniczka” św. s. Faustyny, pisała go bowiem dla niego, na jego polecenie. Jednak jego pokora - zdolność stawania w prawdzie przed Bogiem - była obroną przed zniekształceniem samooceny. Zapisał w swoim „Dzienniku”: „Pochwały budzą we mnie lęk. Niewiele wiem o sobie, a to, co wiem, mnie bardzo zawstydza. Muszę zawsze opłakiwać me winy i pokutować za własne i innych ludzi wykroczenia”. Tą drogą szedł do końca, niczego nie przypisując sobie. „Wczoraj skończyłem 79 lat życia - zapisał w „Dzienniku”. - Dziś rozpoczynam rok 80. Drżę na wspomnienie, że mogę stanąć na sąd przed Majestatem Najwyższego z pustymi rękami. Jeżeli bowiem i były jakie zasługi, zostały może przekreślone przez brak czystej intencji. Pozostaje tylko ufać Bożemu Miłosierdziu”. Pełen ufności przyjmował wszystko jako dar, nawet cierpienie. „Należy przeżywać chwilę obecną, nie troszcząc się o następną, - zapisał - wtedy cierpienia nasze wydadzą się krótkie. Trzeba również czas i wieczność uważać razem, a nie oddzielnie. Wówczas trwanie naszych prób wyda się błyskawicą (…). Szczęśliwość, która nas czeka, warta jest, aby ją okupić cierpieniem doczesnym, aby tu odpokutować za grzechy. «Świat widzi krzyż, ale nie widzi łaski, która go osładza» (św. Bernard)”.
Czy odchodził z tego świata z poczuciem niespełnionego zadania? Nie doczekał się święta Bożego Miłosierdzia - nadal obowiązywał zakaz rozpowszechniania form kultu Bożego Miłosierdzia przekazanych przez s. Faustynę. Czy odszedł niespełniony? Wręcz przeciwnie. Poznał Boga bogatego w Miłosierdzie. Jego powołaniem nie było doprowadzenie żądań Pana Jezusa do końca. On, będąc apostołem Bożego Miłosierdzia, był narzędziem w ręku Pana. Dał świadectwo własnego życia, przesyconego ufnością. Sam o tym tak pisał: „Przez całe życie starałem się wielbić Boga w Jego Miłosierdziu, ponieważ zawsze odczuwałem łaski, których czułem się niegodnym”. Św. Faustyna pod datą 21 lutego 1938 r. zapisała w swoim „Dzienniczku”: „Przez nas Bóg zapoczątkował swoje dzieło, kto je wykończy, nie trzeba tego dociekać, ale teraz robić to, co jest w naszej mocy, nic więcej”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu