Niemal codziennie media informują nas, że kogoś zatrzymano lub nawet tymczasowo aresztowano, bo jest podejrzany o korupcję. Dotknięci są nią politycy, biznesmeni, prawnicy, lekarze, urzędnicy, a nawet panowie od decydowania, komu można przyznać prawo jazdy. Martwić się zaczęła też pani Z., bo wręczyła sąsiadowi przedni alkohol, by zechciał nie powiadamiać policji, że prowadzi towarzyskie życie. A nuż i ją oskarżą o korupcję.
Słowo „korupcja” nie schodzi od pewnego czasu z pierwszych stron gazet i niby wszyscy wiemy, o co chodzi, ale przykład pani Z. pokazuje, że niezupełnie.
Korupcja polega na załatwieniu jakiejś sprawy w innym trybie, niż przewiduje prawo, i za określoną korzyść materialną, ale musi dotyczyć osoby, która pełni funkcję publiczną. Jeśli pani K., sprzedając w kiosku, weźmie prezent od pani P. za odkładanie poszukiwanego miesięcznika (dziś jest to raczej mało prawdopodobne, ale wszyscy pamiętamy to zjawisko), to, oczywiście, postąpi nieetycznie, ale nie będzie można jej zarzucić przestępstwa łapownictwa, bo nie jest osobą publiczną. Przepisy mówią, że ten, kto w związku z pełnieniem funkcji publicznej przyjmuje korzyść majątkową lub osobistą albo jej obietnicę, lub takiej korzyści żąda - podlega karze. Zatem na odpowiedzialność za branie prezentów narażone są osoby, które są władne w granicach swoich kompetencji sprawę załatwić. Wręczenie korzyści może mieć miejsce zarówno przed, jak i po wykonaniu obiecanej czynności i nie zmienia to faktu odpowiedzialności za ten czyn. Jeśli jednak, pełniąc funkcję publiczną, przyjmiemy drobny upominek o naprawdę niewielkiej wartości, a jest to zwyczajowo przyjęte, np. w środowisku lekarzy, i nastąpiło po wykonaniu czynności, bez uprzednich uzgodnień - nie popełnimy przestępstwa.
Najbardziej powszechnym zjawiskiem korupcji jest, oczywiście, łapownictwo. Prawo rozróżnia łapownictwo bierne i czynne, czyli przekupstwo. Kto wręcza osobie pełniącej funkcję publiczną korzyść majątkową lub osobistą czy taką korzyść obieca w zamian za załatwienie sprawy, dopuszcza się przekupstwa, natomiast branie łapówki określa się jako łapownictwo bierne.
Przestępstwem jest również płatna protekcja. Sprawcą tego przestępstwa będzie osoba, która - powołując się na swoje wpływy w instytucjach państwowych lub społecznych - podejmuje się pośrednictwa w załatwieniu spraw w zamian za korzyść majątkową, osobistą lub jej obietnicę.
Sądy, rozpatrując tego typu sprawy, zadają podstawowe pytanie: czy wręczona korzyść majątkowa miała związek ze sprawowaną przez łapownika biernego funkcją. Tak też było w przypadku Konrada W., który był kierownikiem urzędu stanu cywilnego i zawsze przy okazji ślubu zawiadamiał swojego znajomego fotografa, by uwiecznił nowożeńców i cały ślubny orszak na zdjęciu. Kierownik USC otrzymywał - na podstawie zezwolenia prezydenta miasta na prowadzenie w urzędzie takiej działalności - wynagrodzenie prowizyjne.
Sprawą zainteresował się jednak prokurator i obaj panowie zostali oskarżeni o łapówkarstwo. Po rozprawach w sądach niższych instancji sprawa trafiła do Sądu Najwyższego. Zdaniem SN, czynności wykonywane przez Konrada W. miały charakter wyłącznie techniczno-usługowy i nie były objęte zakresem jego obowiązków służbowych. Nie miały zatem związku ze sprawowaną przez niego funkcją kierownika urzędu stanu cywilnego - były wykonywane niejako przy okazji pełnienia obowiązków służbowych i były zgodne z zaleceniem władz miasta. Konrad W. i jego znajomy zostali uniewinnieni.
Zjawisko korupcji jest tak stare, jak świat i nie ominęło również starożytnego Rzymu, gdzie łapownictwem najbardziej zagrożone były wybory urzędników. Jak podają historycy, korupcja osiągnęła szczyt, gdy cesarz August zapewnił wybranym tzw. rentę wyborczą - odpowiednik dzisiejszych diet. Kandydaci na urzędników i trybunów wojskowych nie żałowali wówczas pieniędzy wyborcom za oddany na siebie głos. Gaius Octavius August zapewne nie podejrzewał swoich poddanych o taką chciwość, bo sam był człowiekiem niezwykle skromnym. Nie miał pałacu, a dom, w którym mieszkał, nie zdobiły marmury ani mozaiki. Zimę i lato spędzał w tym samym ubogo umeblowanym pokoiku. Odziewał się skromnie, żywił chlebem, rybami i białym serem. Wina prawie nie pijał. Miał za to pewną słabość - miłował naukę. Daleko mu było do takiej oceny ludzi, jaką prezentował Niccolň Machiavelli. Otóż ten twierdził, że: Prawodawcy państw powinni zawsze zakładać z góry, że wszyscy ludzie są źli i że niechybnie takimi się okażą, ilekroć będą mieli ku temu sposobność. Jak dalece się mylił - zagłębiając się w codzienną lekturę, oceńmy sami.
Pomóż w rozwoju naszego portalu