Dzisiaj ulubiona piosenka naszych Wieczorów, a której zamieszczenie jest spełnieniem próśb Czytelników. Wśród nich - prośba szczególna: „.... Piosenka Szwoleżerowie jest dla mnie,
szwoleżera, piosenką-symbolem. We wrześniu 1939 r. pożegnałem nią niepodległą Polskę. To była i jest nasza ukochana, szwoleżerska piosenka. Złączona z uroczystym,
pożegnalnym toastem - «Strzemiennego!». Po jego spełnieniu trzeba było rozbić kielich - na szczęście. Jest w tej piosence szwoleżerska fantazja i duma, która
pomagała nie dawać się losowi i trzymać głowę wysoko, niezależnie od okoliczności. Najserdeczniej proszę w imieniu swoim i moich kolegów weteranów o jej zamieszczenie”.
Piosenkę Szwoleżerowie (zdarzają się nieco różne jej wersje) napisał w 1926 r. oficer 2. Pułku Szwoleżerów Rokitniańskich Włodzimierz Gilewski, w kampanii wrześniowej 1939 r.
oficer Podolskiej Brygady Kawalerii. Został internowany na Węgrzech. Zmarł w Warszawie w 1976 r.
W jesieni 1939 r. w okupowanej Warszawie na melodię piosenki Szwoleżerowie orkiestry uliczne śpiewały balladę o niemieckim najeździe: Gdy w noc wrześniową...
Zamieściłem ją w Niedzieli. Szwoleżerska piosenka. Pożegnanie z tym, co było i co nie wróci. I wspomnienie. Marian Hemar napisał na obczyźnie niezwykły wiersz.
Szwoleżerowie 1926 r.
Słowa: Włodzimierz Gilewski (1893-1976)
Muzyka wg melodii z wodewilu
Więc pijmy wino, szwoleżerowie,
Niech smutki zginą w rozbitym szkle,
Gdy nas nie będzie, nikt się nie dowie,
Czy dobrze było nam, czy źle.
I gdy ci zbrzydnie twój życia los,
W miłej kompanii napij się wina
I zamiast płakać śmiej się w głos.
Szare mundury, złote obszycia,
Ach, jak to wszystko przepięknie lśni,
Lecz co jest na dnie w sercu ukryte,
Tego nie będzie wiedział nikt.
Więc pijmy wino, szwoleżerowie,
Niech smutki zginą w rozbitym szkle,
Gdy nas nie będzie, nikt się nie dowie,
Czy dobrze było nam, czy źle.
Na 31 sierpnia 1956 r.
Marian Hemar
Przypadają nam czasem nienazwane święta,
O których nikt nie myśli i nikt nie pamięta.
Zdarzają się rocznice, dni i daty, których
Nikt jakoś nie obchodzi i nie zauważa,
Choć co rok je wspomina kartka z kalendarza.
Pamiętny dzień - trzydziesty pierwszy sierpnia, czwartek.
Był to dzień tak pogodny, tak śliczny, jak mało.
Nad Polem Mokotowskim słońce rozgorzało
Dzisiaj, co przymknę oczy, to mi ta niebieska
Przestrzeń się przed oczami rozchyla jaskrawa,
A w niej obłoczki białe, a pod nią - Warszawa
I gołębie nad świętym Janem jak bażanty,
Nie ptaki, lecz diamenty! Niżej, na błękicie
Czarna kreska, sylwetka kolumny, na szczycie
I patrzy na Warszawę białą i zieloną.
W ogrodach i w Alejach strumienie zieleni
Jeszcze nie poplamionej rdzą bliskiej jesieni,
Bo pan Starzyński marzył o Warszawie w kwiatach -
W kwiatach. - Otwieram oczy, a obraz wciąż świeci,
Zieleni się i złoci, z oczu nie uleci,
W rocznicę dnia tamtego sprzed lat siedemnastu.
Tak mi się przypomina w tej zjawie promiennej
Ostatni dzień wolności w Polsce przedwojennej.
Ostatni dzień pokoju. Gdy słońce na niebie
Błysło taką ulewą złota i gorąca,
Jakby chciało w ostatnim dniu tego miesiąca
W pamięci, tym piękniejszy, że na pożegnanie,
I ogrzać nas, oświecić na zapas, na wszystkie
Lata mroku i mrozu, tak już wtedy bliskie,
Co już ku nam szły wtedy z zachodu i wschodu.
Jakby ono wiedziało, błyszczące w błękicie,
Że za dwanaście godzin, o następnym świcie,
I kurzem je splugawi wybuch pierwszej bomby,
I niebem się przetoczy pierwszy strzał armatni,
I przyjdzie mrok niewoli. O, piękny, ostatni
Zachodniego najeźdźcy i wschodniego wroga,
Dniu ludzi niepobitych, domów i kościołów
Nie zamienionych jeszcze w gruz, w zgliszcza popiołów!
O, dniu - kto ciebie wtenczas widział w naszym kraju!
Kto pamięta, czym była Polska przedwojenna,
Uśmiechnięta do życia, nadzieją brzemienna,
Zbożami i trawami, a ludźmi błyszcząca!
Dniu piękny, dziś przypada święto twej rocznicy.
Zbłąkany w labiryncie londyńskiej ulicy
Szukam do ciebie drogi, bo tęsknię do ciebie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu