Pani Aleksandro! Jestem stałym czytelnikiem "Niedzieli" i również czytam Pani artykuły, dzięki którym mam bardziej pozytywne spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość. Oboje z żoną jesteśmy na rentach, choć jeszcze prowadzimy małą działalność gospodarczą. Nasze dorosłe dzieci mają już swoje dzieci i stąd wiemy, jakie mogą być problemy w rodzinie. Mieszkamy nad morzem, mamy jeden pokoik z łazienką, który chcielibyśmy udostępnić na wypoczynek oraz poprawę zdrowia dla matki samotnie wychowującej dzieci. Oczywiście, na nasz koszt. Jeżeli ma Pani taką osobę, to prosimy o kontakt. Jesteśmy przekonani, że taki pobyt leczy tarczycę oraz u małych dzieci poprawia układ odpornościowy.
Czytelnik
Doga Pani Aleksandro! Serdecznie pozdrawiam Panią znad
morza. Jesteśmy na wakacjach u Państwa, do których dzięki Pani dotarliśmy.
Jest wspaniale, i myślę, że tak będzie nadal. Mamy swój pokój z łazienką,
do drzwi swój oddzielny klucz i wychodzimy, kiedy chcemy, a przychodzimy
tylko na posiłki. Spacerujemy nad morzem i karmimy mewy. Bardzo jesteśmy
Pani wdzięczne za to, że dzięki Pani jesteśmy w tym miejscu. Gdyby
nie Pani, to nie byłoby tego wszystkiego. Dzieci są bardzo zadowolone,
a szczególnie młodsza córka, która jeszcze nie widziała morza. Cieszę
się, że mamy tu wolną rękę, bo inaczej to czułabym się bardzo skrępowana.
Jesteśmy trochę przeziębione i na lekach, ale i tak jest cudownie.
Jeszcze raz bardzo dziękuję za wszystko - jest Pani bardzo kochana!
Ewa
Z ogromnym wzruszeniem i radością przekazuję te listy
do wiadomości naszych P.T. Czytelników. Niewinny i skromny list pierwszy
zaowocował dobrem opisanym w liście drugim. Szukamy sposobów działania,
chcemy pomagać - i oto przykład. Bez wielkich fanfar, bez rozgłosu
i telewizji, Pani Ewa otrzymała szansę na godziwe wakacje dla siebie
i dzieci. Sama jest słabego zdrowia i do tego mieszka na Śląsku,
a każdy wie, co to znaczy. Ze względu na swoją sytuację materialną
i zdrowotną wcale nie planowała żadnych specjalnych wakacji. Ten
nieoczekiwany pobyt nad morzem to prawdziwe dobrodziejstwo dla niej
i dla jej dwóch córeczek. Tu chciałabym jeszcze zwrócić uwagę na
rzecz bardzo istotną - jak pisze pani Ewa: "...mamy tu wolną rękę..."
. Co to znaczy? To znaczy, że dar ten został ofiarowany bez warunków
dodatkowych, bez odpisu od podatku (co jest specjalnością ludzi biznesu,
że gdy dają, to w zamian też chcą coś mieć), szczerze i bezinteresownie,
z wielką kulturą i delikatnością. I po cichu. Ja teraz piszę o tym,
ale trochę "na własną odpowiedzialność", bo obie strony nie chciały
rozgłosu i dlatego drukuję ich listy zupełnie anonimowo. Oczywiście
i mnie się dostało trochę tego ciepła, ale to główna zasługa mojej
kochanej Redakcji Niedzieli, która stworzyła takie, a nie inne warunki
dla naszego działania.
Pracowałam kiedyś w innej redakcji i pamiętam pewną samotną
matkę z Myszkowa, opuszczoną przez rodzinę. "Zaopiekował" się nią
na odległość pewien Korespondent z Warszawy, przez wiele lat wspierając
słowem pisanym i pomocą rzeczową, na ile mógł. Pozdrawiam więc przy
tej okazji także Myszków i Warszawę, będę pamiętała o Was zawsze!
Aleksandra
Pomóż w rozwoju naszego portalu