Czy Unia jest hojna dla Polaków?
Reklama
Katarzyna von Karainen w korespondencji z Brukseli pt. Co nam
Unia da? (Życie z 19 marca) pisze o raporcie ekspertów unijnych,
którzy twierdzą, że ich dotychczasowe propozycje są hojne dla polskich
rolników. Według tych ekspertów, dochody polskich rolników wzrosną
bowiem o 35% w porównaniu z obecnym poziomem, dzięki wzrostowi cen
żywności w Polsce. Zdaniem Komisji Europejskiej, danie polskim rolnikom
od razu 100-procentowych dopłat miałoby efekt niekorzystny. Spowodowałoby
bowiem gwałtowny, nawet trzykrotny, wzrost dochodów mieszkańców wsi.
To zaś - według unijnych ekspertów - doprowadziłoby do tego, że "
polscy rolnicy przejadaliby dotację i straciliby motywację do unowocześniania
gospodarstw". To obliczenie ekspertów unijnych zostało zakwestionowane
nawet na łamach Gazety Wyborczej z 19 marca. Szef doradców ekonomicznych
prezydenta Witold Orłowski twierdzi w wypowiedzi dla GW: "Na pierwszy
rzut oka mogę powiedzieć, że te wyliczenia są, delikatnie mówiąc,
księżycowe (...) wzrost dochodów rolników jest zawyżony. Mogę powiedzieć,
że jest to raport nieprawdziwy, który zaniża koszty dostosowawcze,
a przeszacowuje efekty wzrostu cen (...). W wariancie bez dopłat
niemal cały wzrost dochodów rolników zostałby przerzucony na konsumentów.
A już zupełnie nie rozumiem, jak Komisja może zakładać u nas wzrost
produkcji, skoro w zasadzie domaga się, byśmy utrzymali obecny poziom"
.
W tejże Gazecie Wyborczej obliczenia unijne zdecydowanie
krytykuje ekonomista z Uniwersytetu Warszawskiego prof. Jerzy Wilkin
w wywiadzie udzielonym Krystynie Naszkowskiej. W tekście zatytułowanym
Scenariusz mało realny prof. Wilkin mówi o obliczeniach ekspertów
unijnych, twierdzących, że nawet bez dopłat bezpośrednich po wejściu
do UE dochody polskich rolników wzrosną o 35%: "Moim zdaniem, jest
to kompletnie nierealne, oparte chyba tylko na wzroście cen żywności
po naszym wejściu do Unii bez uwzględnienia innych czynników, np.
wielkości produkcji. W naszym rolnictwie jest tendencja spadkowa,
jeśli chodzi o produkcję, już od kilku lat i gdybyśmy weszli do Unii
bez dopłat, to ta produkcja jeszcze bardziej się skurczy, bo nasi
rolnicy okażą się niekonkurencyjni". Zdaniem prof. Wilkina, raport
Komisji Europejskiej trzeba ocenić "jako kolejny element przetargowy
ze strony Unii. I nic więcej. Taki scenariusz można sobie napisać,
tylko że jest bardzo mało realny". Mikołaj Wójcik w tekście pt. Bruksela
liczy (Nasz Dziennik z 19 marca) cytuje opinię przewodniczącego sejmowej
Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi Wojciecha Mojzesowicza z Samoobrony
o raporcie unijnych ekspertów: "To są kpiny. Okazuje się, że u nas
negocjują sprawy rolnictwa osoby, które się na tym w ogóle nie znają,
ale tam, w Brukseli, to już jest zupełne dno". W tymże numerze Naszego
Dziennika Małgorzata Goss pisze w artykule Komisyjne mamienie rolnika,
iż "z raportem Komisji nie warto dyskutować, bo jest z sufitu wzięty"
.
Rolnictwu grozi ruina
Reklama
Z niezwykle ostrą krytyką polityki UE wobec polskiego rolnictwa
wystąpił poseł PSL Bogdan Pęk w wywiadzie udzielonym Krzysztofowi
Różyckiemu z lewicowej Angory z 24 marca - pt. Leszek bez ziemi.
Pęk przypomina, że już teraz "nasz deficyt w wymianie z Unią - to
10 miliardów dolarów rocznie. Otwarcie rynku kosztowało Polaków utratę
1,5 miliona miejsc pracy i teraz mają czelność proponować nam takie
warunki. Ale może o to chodzi, może postawili właśnie takie, żebyśmy
ich nie mogli przyjąć". Zdaniem Pęka, niebezpieczne dla polskiego
rolnictwa są nie tylko nadzwyczaj niskie dopłaty bezpośrednie, jakie
proponuje nam UE. Równie niekorzystne dla nas są próby narzucenia
nam bardzo niskich limitów produkcyjnych, czyli górnej granicy tego,
co będziemy mogli wyprodukować jako kraj. Według posła Pęka, "w przypadku
zbóż przyznany nam limit 29, 6 kwintala cofa nas więc do poziomu
wczesnego Gomułki, gdyż średnie zbiory w Polsce wynoszą
40 kwintali (...) w wielu krajach Unii ten limit ustalono
na poziomie 60 kwintali (...). W produkcji mleka Unia daje nam limit
tylko 25 procent większy niż Irlandii, mającej ponad 10 razy mniej
ludzi".
Poseł Pęk ostrzega: "Ludzie w miastach muszą zdawać sobie
sprawę, że zniszczenie naszego rolnictwa oznacza ruinę całego kraju.
Skoro jedna trzecia obywateli nie będzie miała pieniędzy, to załamie
się popyt wewnętrzny. To z kolei zniszczy inne działy gospodarki.
30-procentowe bezrobocie wydaje się całkowicie realne (...). Nasze
wstąpienie do Unii będzie kontraktem nieodwołalnym. Jak teraz coś
zepsujemy, będzie miało to reperkusje na pokolenia. Jeszcze niedawno
uważałem, że wobec globalizującego się świata, mimo niezbyt wyraźnego
bilansu zysków i strat, powinniśmy znaleźć się w Unii. Jednak teraz
widzę, iż akces na obecnych warunkach oznacza dla nas ruinę. Wchodząc
do Unii, pozbawiamy się podstawowych środków produkcji i obszarów
rolnych i skazujemy na rolę pracowników najemnych zależnych od nowych
właścicieli. Nasi negocjatorzy są dziś w sytuacji sapera, który może
pomylić się tylko raz".
Poseł Pęk krytycznie ocenił również fakt, że na głównego
negocjatora Polski z Brukselą wybrano byłego funkcjonariusza tajnych
służb PRL-u. Powiedział: "Co do fachowości, nie mogę mu nic zarzucić,
ale jest to człowiek zwichnięty. Oficerowie służb specjalnych PRL-u
mają skazę funkcjonariuszy państwa wasalnego. Ich mentalności już
się nie zmieni".
Pomóż w rozwoju naszego portalu
21 pytań
Sprawom trudnych negocjowań z UE Nasz Dziennik z 20 marca poświęcił
obszerną, wielostronicową wkładkę: Polska a Unia Europejska,
21 pytań - w moim opracowaniu. Bardzo dużą część podawanych
tam informacji faktograficznych oparłem na książkach polskich autorów
prounijnych, tekstach zachodnich ekonomistów, tekstach Gazety Wyborczej,
Rzeczpospolitej czy Trybuny. Na podstawie przytaczanych tam szokujących
danych, starałem się jednak kwestionować skrajny panegiryzm euroentuzjastów,
wzywając do ciągłego uważnego rachunku zysków i strat.
O rzetelną informację nt. UE
Reklama
W Życiu z 20 marca - wreszcie rzetelny tekst na temat UE pióra Andrzeja Godlewskiego i Andrzeja Szoszkiewicza: Wygrać członkostwo, nie referendum. Autorzy piszą w nim m.in.: "Z debat europejskich nie powinno się wykluczać nawet przeciwników integracji. Po pierwsze - ich głos słyszalny jest nawet w Brukseli i dzięki temu jako ´straszak´ mógłby być czasami wykorzystywany przez polskich negocjatorów (...) . Do tej pory chyba żadna ogólnopolska gazeta nie poświęciła choćby 10 stron swojego wydania sprawom europejskim, tak jak to zrobił ostatnio Nasz Dziennik. I to bez żadnych dotacji z UKIE czy UE. Wreszcie ( ...) polscy eurosceptycy naprawdę wiedzą coraz więcej o Europie, czasami nawet więcej od urzędowych zwolenników integracji. Udowadniają to w Sejmie albo w telewizyjnych dyskusjach. Ich dociekliwość i podejrzliwość wymuszają poszukiwanie rzeczowych argumentów i lepsze przygotowanie do wejścia do Unii".
"Śpiący" Wiatr
Coraz wyraźniej widać, jak nieudanego wyboru dokonano, powołując na intratne i tak odpowiedzialne stanowisko pełnomocnika rządu ds. informacji europejskiej b. sekretarza KC PZPR Sławomira Wiatra. Gorzko ubolewa w tej sprawie Anna Bogusz na łamach Newsweeka z 10 marca w artykule pt. Rząd śpi, eurosceptycy zwierają szeregi. Według red. Bogusz: "W mediach nie pojawił się do tej pory ani jeden materiał sygnowany przez pełnomocnika rządu ds. informacji europejskiej, którym blisko trzy miesiące temu został Sławomir Wiatr. Gdy Newsweek rozmawiał z Wiatrem w styczniu, pełnomocnik twierdził, że za wcześnie na konkrety. Teraz mówi to samo. Nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, kiedy ruszy kampania, ile ma na to pieniędzy, jakie firmy ją zorganizują, a nawet ilu pracowników zatrudni jego biuro. Same ogólniki, a referendum planowane jest już w przyszłym roku.
"Oddali walkowerem"
Pod takim to tytułem Ewa Milewicz w Gazecie Wyborczej z 20 marca złości się na straszną bierność polityków rządowej koalicji w debacie wokół UE w Sejmie. Przypominając, że posłowie LPR "rzucili na salę sejmową swoich najbardziej przygotowanych posłów", Milewicz zapytuje: "Gdzie byli zazwyczaj elokwentni zwolennicy UE z koalicji?" . Gdzie ministrowie od UE, łącznie z ministrem Sławomirem Wiatrem, pełnomocnikiem rządu ds. informacji z UE? Dlaczego nie mieli odwagi albo ochoty zderzyć się z poglądami LPR?
Minister Piwnik w ogniu krytyki
Coraz więcej osób i środowisk krytykuje niefortunne wypowiedzi
i działania minister sprawiedliwości w rządzie SLD-PSL Barbary Piwnik.
Szczególnie ostro krytykowane jest jej stanowisko podważające faktycznie
instytucję świadka koronnego, która ma tak duże znaczenie w walce
przeciw gangom. M.D.Z. w tekście pt. PiS nie ufa Barbarze Piwnik (
Rzeczpospolita z 20 marca) pisze, że posłowie Prawa i Sprawiedliwości
domagają się w związku ze stanowiskiem Piwnik w sprawie instytucji
świadka koronnego pilnego zwołania Komisji Sprawiedliwości. Według
AR: Piwnik na celowniku (Trybuna z 20 marca), wiele oburzenia w PiS
wywołało to, że mimo wskazania przez świadka zleceniodawcy zabójstwa
b. szefa policji Marka Papały prokuratura nie zatrzymała go. Wiele
oburzenia wywołało też zachowanie sądu w sprawie śląskiej firmy "
Colosseum", której szefowie oskarżani są przez prokuraturę o obliczane
na 345 milionów złotych oszustwo na szkodę Będzińskich Zakładów Energetycznych.
Sąd spóźnił się (czy tylko przez "nieudolność"?) z wydaniem nakazu
aresztowania szefów "Colosseum". Korzystając z tego podarowanego
im czasu, obaj szefowie zniknęli bez śladu (por. Marek Barański:
Colossalne związki, Trybuna z 18 marca).
19 marca minister Piwnik została poddana w telewizyjnym
Forum druzgocącej krytyce ze strony przedstawicieli różnych partii
politycznych. Audycja pokazała skrajną niekompetencję minister Piwnik,
uporczywe unikanie przez nią odpowiedzi w niewygodnych dla niej sprawach.
Werdykt widzów był miażdżący dla pani minister - prawie 10 razy więcej
głosów na "nie" niż na "tak" w ocenie "niezależności" obecnego wymiaru
sprawiedliwości.
Krytyka zagrożeń wolności słowa
Nasza Polska z 20 marca zamieściła list otwarty tygodnika Nasza Polska do Barbary Piwnik, ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Prezes Wydawnictwa "Szaniec" Maria Adamus i redaktor naczelny Naszej Polski Piotr Jakucki ostro skrytykowali konfiskaty 3 moich książek i książki Henryka Pająka w Tychach, konfiskatę książki Andrzeja Leszka Szcześniaka JudeoPolonia w Warszawie, dziwiąc się równoczesnej całkowitej bezczynności władz prokuratorskich wobec " publikacji jednoznacznie antypolskich i fałszujących najnowszą historię Polski i nie opartych na niepodważalnych dokumentach źródłowych, takich jak książka Jana Tomasza Grossa Sąsiedzi, komiks Arta Spiegelmana Maus". W tymże numerze Naszej Polski - obszerny udokumentowany tekst Jerzego Biernackiego o konfiskacie książki dr. Szcześniaka pt. Zakazana " JudeoPolonia". Z kolei Magdalena Zadora w korespondencji z Katowic pt. Zagrożona wolność słowa (Nasz Dziennik z 16 marca) pisze o znaczącym proteście przeciwko tyskiemu atakowi na wolność słowa, wyrażonym podczas spotkania ze mną w tyskiej parafii św. Krzysztofa, na które przyszło ponad 400 osób.