Długo już trwa moje zafascynowanie św. Janem Bosko. Świętym,
z którym "można konie kraść". Zaczęło się od malutkiej książeczki,
którą otrzymałem od siostry elżbietanki z nieistniejącego już lublinieckiego
klasztoru. Informator salezjański - Pójdź za mną w sposób niezwykle
prosty opisuje żywot św. Jana Bosko. Zapoznanie się z tym żywotem
było początkiem mojej sympatii do tego Świętego. Gdy czytałem wtedy
te parę stron, wydawało mi się, że poznaję życie kumpla, w dobrym
tego słowa znaczeniu; dzisiaj mogę powiedzieć - przyjaciela. I do
tego stopnia przyjaciela, że był już taki moment w moim życiu, iż
chciałem odpowiedzieć na zachętę zawartą w tytule tej książeczki,
ale bez skutku. Co ciekawe, wszyscy, którzy zetknęli się z tym Świętym,
podobnie jak ja, widzą w nim kogoś bardzo bliskiego. Pamiętam, jak
jeden z moich salezjańskich przyjaciół - ks. Edward, którego serdecznie
pozdrawiam, powiedział, że na temat św. Jana Bosko wie już chyba
wszystko. Kilka, a nawet kilkanaście razy czytał jego żywot i dużo
słyszał o Janie Bosko, ale za każdym razem wsłuchuje się, jak gdyby
opowiadano mu daną historię po raz pierwszy.
Co jest w św. Janie Bosko, że kochają go dzieci, młodzież,
no i dorośli? Po pierwsze, jeżeli chodzi o dzieci to myślę, że św.
Jan przypomina każdego bez wyjątku dzieciaka, bo sam był normalnym
chłopcem, lubiącym broić, a także wykazywać się swoimi zdolnościami
zręcznościowymi i sportowymi. Można by rzec, że to taki "sztukmistrz
z Piemontu". Jednak, co najważniejsze, potrafił zawsze na pierwszym
miejscu postawić miłość i szacunek do Boga, swojej matki, ludzi starszych,
mądrych przyjaciół, kolegów. Umiał także ciężko pracować. Zdarzyło
mu się przecież żyć na poniewierce, na służbie. Tak został wychowany.
Dzięki temu potrafił realizować swoje plany, dochodząc do wiedzy
i kapłaństwa. W okresie jego dzieciństwa miało miejsce wydarzenie,
które rzutowało na całą jego przyszłość, dzisiaj śmiało możemy powiedzieć
- na jego świętość.
W wieku 9 lat miał sen, od którego rozpoczyna się niemalże
każda biografia tego Świętego. Mianowicie znalazł się w tłumie rozkrzyczanych,
przeklinających chłopców. Chcąc ich uspokoić, sam zaczął krzyczeć,
później wdał się w bójkę. Stanął wtedy pośród nich Pan - jak opisuje
Święty - i powstrzymał go, mówiąc: Nie gwałtownością, lecz słodyczą
możesz pozyskać ich przyjaźń. Dla Janka ta nauka wydawała się niemożliwa,
w związku z tym Pan powiedział: Właśnie dlatego, że wydaje ci się
niemożliwe, będziesz musiał uczynić to możliwym przez posłuszeństwo
i nabywanie wiedzy. Po tej krótkiej wymianie zdań Pan wskazał na
jeszcze jedną postać, którą przedstawił jako Mistrzynię i która miała
być Przewodniczką Jana Bosko - i, dodajmy, była Nią do końca. W tym
momencie krzyczący chłopcy zamienili się w posłuszne baranki. Oto
twoje pole, gdzie będziesz pracować - powiedziała Mistrzyni. Sen
ten stał się drogowskazem, znakiem od Pana - Pana Jezusa i od Mistrzyni
- Maryi Wspomożycielki Wiernych; pod tym imieniem Święty czcił Matkę
Bożą, bo istotnie stała się jego Wspomożycielką.
Dlaczego młodzież kocha św. Jana Bosko? - "bo był szalony,
ale było to szaleństwo z miłości". To dla młodych tworzył oratoria,
podejmował niezwykłe akcje; stworzył, jak byśmy dzisiaj powiedzieli
- niespotykany sposób resocjalizacji: wyciągał z więzienia młodych
ludzi, załatwiał im pracę, sam tworzył warsztaty i - przekazując
wiedzę - jednocześnie uczył tego, co sam nabył w domu rodzinnym:
miłości i szacunku do Boga i ludzi. I może jest to jakaś recepta
na współczesne czasy, bo ten system się sprawdza. Wśród podopiecznych
św. Jana Bosko znajdujemy byłych złodziei, awanturników... Pod bacznym
okiem Świętego wyrastali z nich całkiem normalni obywatele, a także
księża, biskupi, misjonarze i - uwaga!... - przyszli święci.
Jan Bosko był z młodymi duszą i ciałem, łączył się z
nimi żartem, piosenką, ale przede wszystkim był z nimi w troskach,
smutkach, w ich pokonywaniu.
A dorośli? Oni także na swój sposób kochają św. Jana
Bosko. Chociaż - jak mi się zdaje - nie tak do końca. Bo takim współczesnym
Janom Bosko, tak jak temu prawdziwemu, ciągle podkładane są kłody
pod nogi. Z perspektywy czasu dorośli, oczywiście, widzą wielkie
dzieło Świętego. Myślę, że Jan Bosko imponuje im przede wszystkim
swoją konsekwencją. Niejeden z nas tej cnoty zazdrości i jemu, i
innym świętym. Od najmłodszych lat aż po śmierć był wierny ideałom,
którym się poświęcił.
Niestety, nasze plany - jakże często piękne i wzniosłe
- kończą się jak nie na zamierzeniach, to po pierwszych trudnościach.
Ale zapamiętajmy słowa Pana Jezusa ze snu Jana Bosko: Właśnie dlatego,
że wydaje ci się niemożliwe, będziesz musiał uczynić to możliwym
przez posłuszeństwo i nabywanie wiedzy. Jest to nauka pokory dla
nas wszystkich.
Pamiętajmy o tym Świętym szczególnie w dniu jego wspomnienia
liturgicznego - 31 stycznia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu