Reklama

Spór o Zbigniewa Herberta

Poeta i królestwo cieni (2)

Niedziela Ogólnopolska 33/2001

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Blaski i cienie

Reklama

Gustaw Herling-Grudziński w swoim oświadczeniu, napisanym dosłownie w ostatniej chwili przed odejściem, brzmiącym przejmująco, niemal jak ideowy testament, zdążył zdemaskować fałszerstwo wyjątkowo brutalne, ale też wyjątkowo misternie skonstruowane. Nie tylko godzące w dobre imię zmarłego Poety, ale - w zamierzeniu - mające ukazać całkowity bezsens heroicznych postaw odmowy wobec PRL-owskiej kultury, będącej w istocie żałosnym rumowiskiem i śmietnikiem, na którym grzebią w resztkach podstarzali, wypomadowani i wyperfumowani artyści. Całkowicie inny obraz historii i "dorobku kulturalnego" PRL był przekazywany w niezliczonych publikacjach Gazety Wyborczej w ostatnich latach, a miało z niego wynikać, że bohaterowie podziemia antykomunistycznego czy ludzie, którzy nigdy nie splamili się zdradą i nie przeszli na stronę komunistów, nie uczestniczyli także w tworzeniu "socjalistycznej kultury", byli postaciami jakoś pokracznymi, patologicznymi. Jednak po oświadczeniu Herlinga-Grudzińskiego zabiegi wokół postaci Herberta nie ustały. Wkrótce miał nastąpić najbardziej spektakularny i tragiczny akt tej batalii.
W swoim wspomnieniu Polski dom Jadwiga Ruziewicz odnotowuje wszystkie etapy przyjaźni, jaka łączyła Herberta i jej zmarłego męża, od ławki szkolnej aż po starość. Nieustannie się spotykali, jeździli do siebie, dzielili się najważniejszymi przeżyciami i przemyśleniami. Piękne jest to wspomnienie, ukazuje Poetę wiernego w rzeczach małych, jak lojalność, ciepło i dobroć okazywane komuś, kto stracił ojca, dom, komu rodzi się syn lub kto jest stary i schorowany. W prostych, pozbawionych patosu słowach Jadwiga Ruziewicz odsłania kanwę tej zażyłości, która nigdy nie zetlała: znajduje ją we wspólnym środowisku lwowskiej inteligencji, w atmosferze polskich, tradycyjnych i katolickich domów, w której obaj dorastali. W takich domach "ojcowie dużo uwagi poświęcali kształceniu dzieci i rozwijaniu ich zainteresowań literaturą, historią i kulturą. Wpajano w nich uczucia patriotyczne, uczono cenić uczciwość, prawdomówność, odpowiedzialność i wierność zasadom moralnym. Sądzę, że to mądre i staranne wychowanie domowe oraz atmosfera dobrego Gimnazjum im. Króla Kazimierza Wielkiego ukształtowały kręgosłup moralny Zbigniewa Herberta i dały podstawy do wyrobienia sobie smaku, o którym wiele lat później napisał tak znamiennie w wierszu Potęga smaku.
Gerard Rasch, ów dziwny Holender, który dał tak sobą zawładnąć Poecie z obcego duchowo kraju, napisał w dzień po śmierci Herberta w piśmie Vrij Nederland: "Jest poetą, dzięki któremu zrozumiałem, że poezja może być sprawą życia i śmierci, że ważne jest, by również w poezji, szczególnie w poezji zachować ludzką twarz, bronić piękna, ponieważ słowo jest niedwuznaczne, uwiecznia nas i utrwala, gdyż poezja jest najwyższą formą porozumiewania się ludzi. I dlatego w poezji można i trzeba pisać o wszystkim. Nie ze wszystkiego wolno żartować. Niektóre wartości są absolutne. Dom. Jedzenie. Wolność. Prawda. Piękno. Życie".
Mniej więcej rok temu wybuchła sprawa filmu dokumentalnego o Zbigniewie Herbercie, którego autorem był Jerzy Zalewski. TV publiczna, która film zamówiła, odmówiła jego emisji, tłumacząc to w sposób mętny i zawiły, dłużyznami i błędami w montażu. Było jasne, że film, aby się ukazać, ma zostać ocenzurowany. Miały zostać wycięte te fragmenty wypowiedzi Herberta, w których mówi o swoim zerwaniu z Miłoszem i nazywa szefa Gazety Wyborczej "kłamcą i manipulatorem". Reżyser nie zgodził się na żadne ustępstwa. Film zaczął żyć nieoficjalnym życiem, pokazywany na prywatnych pokazach; kaseta z nim trafiła do wielu szkół, bibliotek. Sporo na jego temat pisano, był bowiem dobrym dokumentem biograficznym, ukazującym m.in. w sposób przejmujący tułaczkę, biedę i samotność
Poety w latach stalinowskich oraz jego zaangażowanie w życie polityczne po stronie prawicowej, patriotycznej w latach 90. Wskutek nacisków opinii publicznej telewizja zdecydowała się uniknąć ostatecznego skandalu i wyemitowała film. Moment wszakże był bardzo precyzyjnie odliczony. Ci, którzy tę decyzję podejmowali, zaczekali do chwili, gdy Gazeta Wyborcza opublikowała rozmowę z wdową po Poecie, Katarzyną Herbertową. Spór o Herberta, o jego postawę odmowy wobec moralnych dwuznaczności, odmowy akceptacji wyborów politycznych ludzi, którzy próbowali nas na powrót skłonić do aprobaty kultury znijaczonej, zatrutej, osiągnął kulminacyjny moment. Dla tych, którzy chcieli widzieć Poetę po stronie, która w imię towarzyskich czy nawet przyjacielskich kontaktów wyrzeka się etycznych sądów, świadectwo żony było argumentem ostatecznym. Przecież nie można dyskutować z opinią najbliższej osoby, gdy twierdzi ona, że to choroba psychiki zaprowadziła męża do miejsca, gdzie kłamców nazywa po imieniu i wyrzeka się przyjaźni z intelektualnymi szalbierzami. I że nie jest to tylko estetyczny brak smaku, ale najpoważniejszy i najdojrzalszy wybór filozoficzny. "Żona Herberta mówi o przywłaszczeniu pamięci poety przez środowiska konserwatywne, ale zapomina o tym, że przesłanie Pana Cogito stało się w ostatnich latach dewizą tych, którzy nie pogodzili się z perwersyjnym zrównaniem katów i ofiar i przez długie lata domagali się poszanowania prawdy w życiu publicznym, przeprowadzenia lustracji i zachowania pamięci narodowej" - pisał Wojciech Wencel w Nowym Państwie i dodawał - "nie należeli do nich bynajmniej sympatycy Unii Wolności". Czymś smutnym było czytać, w długiej rozmowie, pełnej dość płaskiego psychologizowania, o tym, jak trudno było żonie Poety pogodzić się z wyborami męża, które odgradzały ją od towarzystwa bliskich jej ludzi. W istocie była to rozmowa o niej, o jej prywatnej towarzyskiej klęsce, na jaką skazał ją Zbigniew Herbert swoim symbolicznym zerwaniem ze środowiskiem reprezentowanym przez Gazetę Wyborczą. Wielu czytelników tych wywodów mówiło potem o swoim zażenowaniu. "Odważna postawa Herberta w latach dziewięćdziesiątych - przeciwstawienie się dyktatowi kulturalnego establishmentu - okazuje się w tej interpretacji jego osobistym dramatem. Katarzyna Herbert przedstawia okres ostatnich lat życia męża jako czas choroby powodującej irracjonalną impulsywność. Nie ukrywa, że żal jej zepsutych relacji z dawnymi przyjaciółmi - wyrafinowanymi estetami. Pragnie wierzyć, że wszystko ułożyło się niepomyślnie nieomal przypadkiem, przez ciąg nieporozumień i zbiegów okoliczności" (Wojciech Wencel).

Widmo "psychuszki"

Jeśli tak, to my wszyscy, którzy uporczywie odrzucamy kłamstwa, manipulację, mętne wywody o konieczności historycznej, o wyższości liberalnej demokracji nad ustrojem, w którym szanuje się godność człowieka, jesteśmy pomyleńcami, szaleńcami. Nie należymy do "ludzi kulturalnych", dla których jedyną sprawą godną zabiegów jest to, aby zawsze "być pośrodku", nie daj Boże, zapędzić się do narożnika " ekstremy". Szaleńcy to nic innego, jak dawniejsze "zaplute karły reakcji", śmieszni oberwańcy, żołnierze wierni Niepodległej Rzeczypospolitej. Nie było miejsca dla takich ludzi w PRL, dziś muszą głośno, często beznadziejnie upominać się o swoje prawa. Z patriotów, katolików, ludzi prawicy wyśmiewają się wszystkie kabarety w telewizji postkomunistów, zwanej publiczną. Nie odważyli się jeszcze znieważyć Herberta. W sposób tragiczny i żałosny zarazem ułatwiła im to żona Poety. Dlatego wraz z filmem Jerzego Zalewskiego można było wysłuchać komentarza wysłanników Gazety Wyborczej, którzy skwitowali wybory Herberta w ostatniej dekadzie jego życia jako niedowład umysłu, chorobę, ogólną nieprawdę, cynicznie wykorzystaną przez środowiska prawicy.
Czy ten zabieg wyrafinowanej socjotechniki się udał? Czy w Polsce będą funkcjonowały dwa wizerunki Poety? Jeden, wygładzony i przyciosany do zgrabnych kształtów "artysty ponad podziałami", wykorzystywany przez liberalną i lewicową propagandę, która spełnia w tych środowiskach rolę kultury. I drugi - wizerunek poety niewygodnego, bezkompromisowego. Wolnego - choć to bardzo boli.
Z pięknego i wzruszająco osobistego wspomnienia holenderskiego tłumacza, Gerarda Rascha, można dowiedzieć się o ostatniej podróży Zbigniewa Herberta. Pojechał do Holandii. Chciał obejrzeć wystawę tulipanów. Był bardzo słaby. Po kilku trudnych, pełnych napięć dniach, dniach walki z chorobą, dziwnych spotkań, metafizycznych rozmów i gorącego pragnienia, by nasycić się jeszcze raz krajobrazem, przeszłością i sztuką kraju, który tak bardzo kochał, Poeta podyktował Raschowi artykuł do gazety NRC-Handelsblad pod tytułem, który brzmiał: Prosty, ognisty, skromny, dekadencki, szalony i głupi tulipan. W zakończeniu swojego szkicu o Przyjacielu z Polski Rasch napisał: "We wszystkich utworach Herberta osobiste doświadczenie wiązane jest w odkrywczy sposób z historią i kulturą. Jego poezję można czytać od początku do końca jako projekcję życia poety; nie każda twórczość nadaje się do tego, nie każda twórczość jest tak urozmaicona, demaskatorska, brzemienna i przesycona jakością".

"Abyś był odważny"

Spór o Zbigniewa Herberta jest sporem o jego twórczość i jego życie. Ale także i o nasz świat. O jego wielkość i nędzę. Nie poznamy życia Herberta "w całości", wiele rzeczy pozostanie nienazwanych. Czekamy jednak na pełną, napisaną uczciwie, nie manipulatorską biografię. Z tomu wspomnień Upór i trwanie, nierównego, pełnego opowieści banalnych, egotycznych i małodusznych, w którym właściwie tylko dwa wspomnienia zasługują na wdzięczność czytelnika i uważną lekturę - Jadwigi Ruziewicz i Gerarda Rascha - warto zacytować jeszcze jedno, nigdy nie opublikowane słowo Zbigniewa Herberta. List z życzeniami imieninowymi do trzyletniego syna swojego przyjaciela, Zdzisława Ruziewicza: "Więc gdy życzę ci, abyś był dobry, to chyba wiesz, co to znaczy. Widzę nawet, że chcesz mi podpowiedzieć, to znaczy, Wuju - żeby wszystkich kochać i żeby nikomu nie robić krzywdy i przykrości, ani muszce, ani braciszkowi, ani Mamie. No, właśnie to. A kiedy powiem: chciałbym, abyś był odważny, to znaczy, że nie tylko nie możesz bać się przechodzić przez ciemny pokój, ale jeśli wylejesz rosół na serwetę i Ojciec zapyta, kto to zrobił, żebyś powiedział: to ja, choćby za to groził ciężki placek po łapach".

KONIEC

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kiedy dym stanie się biały?

2025-05-07 11:45

[ TEMATY ]

konklawe

komin

Adobe Stock

Na kongregacjach generalnych przed konklawe ścierały się bardzo różne opinie. Jednak w Kaplicy Sykstyńskiej od dzisiaj sprawy mogą potoczyć się szybciej niż się spodziewamy. Nawet niezwykle dynamiczne konklawe z 1978 r. potrzebowało tylko ośmiu głosów, aby wybrać papieża.

Nowy papież powinien być „prawdziwym duszpasterzem” i przywódcą, który wie, jak „wyjść poza granice Kościoła katolickiego, promując dialog i budowanie relacji z innymi światami religijnymi i kulturowymi”. Takie dość banalne zdania można było znaleźć w codziennych komunikatach watykańskiego biura prasowego, które miały informować opinię publiczną o tematach poruszanych przez kardynałów na kongregacjach generalnych.
CZYTAJ DALEJ

W środę rozpocznie się konklawe, trzecie w ciągu ponad 20 lat

2025-05-06 07:46

[ TEMATY ]

konklawe

PAP/EPA/MASSIMO PERCOSSI

Kardynał William Goh Seng Chye

Kardynał William Goh Seng Chye

W środę rozpocznie się oczekiwane z wielkim zainteresowaniem konklawe, które wybierze następcę papieża Franciszka. To trzecie konklawe w ciągu ponad 20 lat. Poprzednie odbyły się w 2005 roku po śmierci Jana Pawła II i w 2013 roku po rezygnacji Benedykta XVI. W obecnym udział weźmie rekordowa liczba 133 elektorów.

Pracom konklawe będzie przewodniczyć dotychczasowy sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej kardynał Pietro Parolin jako najstarszy pod względem nominacji kardynał-biskup uprawniony do udziału w wyborze papieża.
CZYTAJ DALEJ

Watykan: Rozpoczął się obrzęd inauguracji konklawe

2025-05-07 16:35

[ TEMATY ]

konklawe

Vatican Media

W Pałacu Apostolskim rozpoczęła się w środę po południu uroczysta procesja 133 kardynałów elektorów do Kaplicy Sykstyńskiej, gdzie odbędzie się konklawe. Po wejściu do kaplicy kardynałowie składają przysięgę na dochowanie tajemnicy wyboru papieża.

Po krótkiej modlitwie kardynałowie wyruszyli w procesji z Kaplicy Paulińskiej Pałacu Apostolskiego; wszyscy w stroju nazywanym chórowym. Składa się z czerwonej sutanny z czerwonym mucetem, czyli pelerynką, czerwonego pasa z jedwabnymi frędzlami, czerwonej piuski i biretu.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję