Reklama

Drylem i agresją w powołanie

Obraz podtopionego w akwenie wojskowym ks. Jerzego Popiełuszki, jest jedną z pierwszych sekwencji rozpoczynających film Rafała Wieczyńskiego „Wolność jest w nas”, który dwa lata temu trafił do kin. Ta historia, wsparta innymi, nie mniej drastycznymi rekonstrukcjami fizycznego znęcania się przez zawodowych żołnierzy nad przyszłym błogosławionym, w pełni ukazuje prawdę o traktowaniu alumnów w Ludowym Wojsku Polskim. Reprezentant reakcyjnej watykańskiej organizacji miał tam nie tylko dostać w kość, ale i uzmysłowić sobie, jaki patent na nieprawomyślnych obywateli ma władza

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W latach 1959-80 przez Ludowe Wojsko Polskie przeszło ok. 3 tys. kleryków, których wcielono do armii tuż przed rozpoczęciem nauki w seminarium, bądź w trakcie jej trwania. Ich dwuletni pobyt w specjalnie do tego celu utworzonych jednostkach w Bartoszycach, Szczecinie i Brzegu nad Odrą, odbył się z pogwałceniem wcześniejszych uregulowań prawnych.
Pobór alumnów do Ludowego Wojska Polskiego był elementem gry, jaką komuniści prowadzili z kościelną hierarchią. Poprzez obowiązkową służbę wojskową dezorganizowano pracę wielu ośrodków seminaryjnych, szczególnie w tych diecezjach, których ordynariusze znani byli z nieprzejednanej postawy względem komunistycznej nomenklatury. Jaskrawym tego przykładem była nieproporcjonalna rekrutacja. Z „nieprawomyślnych” diecezji zawsze trafiało do koszar więcej alumnów, niż ze „spolegliwych”. Taka polityka miała służyć wewnętrznemu skłóceniu biskupów.

Uprzejmie donoszę

W jednostkach, do których wcielani byli klerycy, nie było tzw. fali. Po odsłużeniu dwóch lat, miejsce dotychczasowych poborowych zajmowali nowi, i tak w koło. W międzyczasie nie uzupełniano stanu liczebnego o kolejne roczniki. Stały skład kompanii powodował, że systematycznie pracowano nad złamaniem psychicznym czy fizycznym powołanego do służby rekruta i nad jego inwigilacją.
- Połowę mojej jednostki stanowili klerycy, a drugą połowę aktywiści wywodzący się z partyjnych młodzieżówek. Ich rolą było donoszenie, z czego przynajmniej na początku rzetelnie się wywiązywali. W zamian za informacje na nasz temat mieli obiecane różne korzyści. Nazywaliśmy ich „cywilami” - wspomina ks. Józef Jasek, proboszcz parafii Chrystusa Króla w Bielsku-Białej, który w latach 1969-71 odbył służbę zasadniczą w Szczecinie.
Za sprawą „cywilów” teczki przyszłych kapłanów zaczęły pęcznieć. Pojawiały się w nich pierwsze informacje, które w późniejszym czasie miały służyć pełnemu rozpracowaniu kapłanów.
- Jako klerycy staraliśmy się zachować tak, jak to przystoi przyszłemu kapłanowi. Bez nienawiści w sercu, bez pragnienia zemsty. Gdy któryś z nas otrzymał z domu paczkę, to jej zawartość dzielił równo między wszystkich. Dostawali więc także i nasi kapusie. Jak się okazało, te i inne gesty zmieniały nastawienie naszych „aniołów stróżów”. Złośliwe donosy znikały, a ci ludzie czuli się niezręcznie, gdy mieli meldować się u politycznego, u którego maglowano ich na nasz temat. Doszło nawet do tego, że część „cywilnych” rekrutów po zakończeniu służby, listownie starała się podtrzymywać wojskową znajomość z niektórymi z nas - mówi ks. Krzysztof Ryszka, proboszcz parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Bielsku-Białej, który w latach 1968-70 był szeregowcem w Bartoszycach.
Jako że kadra Ludowego Wojska Polskiego, tak wobec kleryków, jak i „cywilów” stosowała podobne metody wychowawcze, dochodziło do sytuacji, w których obie grupy solidarnie ze sobą współpracowały.
- Gdy gnębienie stawało się wyjątkowo dokuczliwe rozpoczynaliśmy wtedy głodówki. Do zainicjowanego przez nas protestu dołączali się „cywile”, którzy co prawda przechodzili przez punkt wydawania posiłków, ale jedzenia nie odbierali. I proszę sobie wyobrazić, że to skutkowało. Nasi dowódcy bali się takich buntów, bo to groziło donosem. Ktoś mógł w końcu napisać na nich raport, że przesadzili z brutalnymi metodami wobec poborowych, bądź, że nie radzili sobie z prowadzeniem jednostki - tłumaczy ks. Józef Jasek.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Ideowe metody

Alumn w Ludowym Wojsku Polskim nie miał być idealnym żołnierzem. On po prostu miał dostać wycisk. W jednostce w Bartoszycach, pod koniec lat 70., na wyposażeniu rekrutów-seminarzystów była broń z lat 50. Nowszej do ręki im nie dano, bo według komunistów, jej dane techniczne mogły trafić do Watykanu. Potwierdzeniem tej fikcji była specjalizacja kleryckich jednostek, których podopieczni otrzymywali, nieznane w zwykłym wojsku, szlify ratownika terenowego. Nie bawiąc się w niuanse związane z rozszyfrowaniem tej zagadkowej specjalności, do zadań kleryków należało wykonywanie umocnień ziemnych, budowa bunkrów i temu podobne czynności. Niejako na dokładkę zapewniano im także odpowiednią dawkę ideowej indoktrynacji.
- Takiej ilości zajęć politycznych, co u nas, nie było w żadnej zwykłej jednostce. W tygodniu było ich kilka, a trwały one nieraz po kilka godzin - mówi ks. Jasek.
Fascynację wojskowym drylem i ślepym posłuszeństwem starano się również przemycić za sprawą odpowiednio zorganizowanego czasu wolnego.
- Niemal co niedzielę wychodziliśmy do kina, gdzie puszczano nam filmy o tematyce wojskowej i kombatanckiej. Takiej ilości panegiryków na cześć armii, chyba nikt wcześniej nie widział - twierdzi ks. Ryszka.
Dopełnieniem procesu ideowej indoktrynacji było przymusowe oglądanie „Dziennika Telewizyjnego”. Program ten trzeba było obserwować z uwagą, bo za drzemkę w trakcie jego trwania można było trafić do aresztu.

Reklama

Wycier za modlitwę

W ramach prewencyjnych działań wymierzonych w alumnów, na pierwszy plan wychodziła walka ze zbiorową modlitwą. Za każdy jej przejaw groziły dodatkowe ćwiczenia oraz różne formy karnego sprzątania. Klęczący alumn oznaczał dla dowódców tyle samo, co nudzący się żołnierz, a takiego trzeba było odpowiednio rozruszać. Czołganie, pełzanie, mycie w nieskończoność masek gazowych, alarmy nocne, biegi tyralierą w maskach gazowych i w płaszczach OP1 - jednym słowem sposobów na odpowiednie zagospodarowanie czasu było wiele.
- Raz, czołgając się, szukaliśmy w śniegu magazynka z nabojami, który jak się później okazało, trzymał w ręce dowódca. Po prostu w pewnym momencie zawołał: „O! Ja go znalazłem”. Innym razem dano nam odczuć co znaczy mieć na kogoś haka. Po prostu jednemu z kolegów, który zalazł im za skórę, jakąś substancją oblano broń powodując jej miejscowe rdzewienie. Za nieuszanowanie własności armii trafił on do aresztu - opowiada ks. Ryszka.
Z czasem, jak wspomina proboszcz parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Bielsku-Białej, restrykcje za modlitwy zmalały.
- Na drugim roku doszło u nas do cichej ugody. Przez całe pół godziny w ciągu dnia mogliśmy się modlić w spokoju. Nikt z przełożonych nie wchodził wtedy na salę, a kapusie siedzieli cicho. Nikt nie przeszkadzał. Podobnie było, gdy na poligonie wznosiliśmy bunkier. Dowódcom zależało, aby powstał w terminie i był dobrze zrobiony. Solidnie pracowaliśmy więc przez cztery godziny, a potem przez pozostałe cztery uczyliśmy się. Wszyscy byli zadowoleni. Oni - bo za nasze dzieło mogli dostać jakieś premie pieniężne, a my - bo mieliśmy czas dla siebie - dopowiada ks. Ryszka.
O tym, że armia zaczynała w niektórych sytuacjach odpuszczać, świadczy autentyczna anegdota. Dowódca zmiany wchodząc wieczorem na salę zastaje klęczącego alumna. - Żołnierzu, czemu jeszcze nie śpicie?! - krzyczy. - Obywatelu kapralu. Melduję, że ja w takiej pozycji zasypiam - odpowiada kleryk.

Wrogi element

O tym, że kleryk to jednostka podejrzana, alumni mieli okazję przekonywać się nie raz i nie dwa. Najdobitniej wyszło to na jaw w jednostce w Bartoszycach, gdzie w trakcie pełnienia warty przez żołnierzy-seminarzystów, wybuchły magazyny z amunicją. Jako że pełniącym dyżur nie wolno było zejść z posterunku, klerycy trwali na nim pod prawdziwym ostrzałem. Z opresji wybawił ich czołg, który na rozkaz dowódcy, ściągnął wartowników poza linię rażenia wybuchającej co jakiś czas amunicji. - Chyba Matka Boska Częstochowska was ochroniła - miał po wszystkim powiedzieć dowódca.
Nieco innego zdania byli śledczy z WSW, dla których alumni pełniący wartę przy magazynach byli idealnymi podejrzanymi. Ich dochodzenia nic jednak nie wykazały i ostatecznie 15 kleryków zostało oczyszczonych z zarzutów. Co było rzeczywistą przyczyną eksplozji, tego śledczym też nie udało się ustalić.
Inną ciekawą sytuacją, ukazującą złożoność relacji zachodzących między kadrą dowódczą a żołnierzami rekrutującymi się z seminariów duchownych, były przyjazdy do jednostki kapłanów, którzy kilka miesięcy wcześniej odbywali w niej zasadniczą służbę.
- Gdy w sutannie wchodziłem na teren jednostki, widziałem zmieszanie niektórych dowódców. Oni nie wiedzieli jak się wobec mnie zachować. Strasznie się denerwowali. Odbierałem od nich honory wojskowe, choć kompletnie mi się nie należały - opowiada ks. Jasek.
O podobnych doświadczeniach mówi także ks. Ryszka, który jako neoprezbiter przyjechał do Bartoszyc. Będąc już na miejscu, z racji okresu bożonarodzeniowego, złożył on wizytę swemu dowódcy. Ten przyjął go, choć jak wspomina ks. Ryszka, przez cały czas spotkania dało się wyczuć atmosferę wyczekiwania na koniec odwiedzin.
Wytyczne wobec postępowania ze skoszarowanymi alumnami były dla wojskowych bardzo czytelne. Niejasności rodziły się wówczas, gdy dochodziło do nieusankcjonowanych przez regulamin sytuacji. Wtedy wyraźnie widać było, kto jakim był człowiekiem.
Mimo prymitywnego wojskowego drylu i inwigilacji, dla większości alumnów pobyt w Ludowym Wojsku Polskim nie był powodem do dehumanizacji, a wręcz przeciwnie - do utwierdzania się w przekonaniu, że system, z którego zbrojnym ramieniem się zetknęli, pożera swoich krzewicieli. Mając tego świadomość, wybór drogi z Chrystusem stawał się prostszy do urzeczywistnienia.

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

8 maja - wielkie pompejańskie święto

2024-04-15 14:24

[ TEMATY ]

Matka Boża Pompejańska

Adobe Stock

8 maja to wyjątkowe święto dla czcicieli Matki Bożej Pompejańskiej i odmawiających nowennę pompejańską. To dzień poświęcenia Sanktuarium Królowej Różańca Świętego.

Przywędrowaliśmy na ziemię włoską, do Pompei, gdzie w 1872 r. nowo nawrócony Bartolomeo Longo, przyjechawszy do Pompei „wędrował po okolicy, przechodząc w pobliżu znajdującej się tam kapliczki, usłyszał wyraźnie jakiś głos, który powiedział do niego: "Kto szerzy różaniec, ten jest ocalony! To jest obietnica samej Maryi".

CZYTAJ DALEJ

Litania nie tylko na maj

Niedziela Ogólnopolska 19/2021, str. 14-15

[ TEMATY ]

litania

Karol Porwich/Niedziela

Jak powstały i skąd pochodzą wezwania Litanii Loretańskiej? Niektóre z nich wydają się bardzo tajemnicze: „Wieżo z kości słoniowej”, „Arko przymierza”, „Gwiazdo zaranna”…

Za nami już pierwsze dni maja – miesiąca poświęconego w szczególny sposób Dziewicy Maryi. To czas maryjnych nabożeństw, podczas których nie tylko w świątyniach, ale i przy kapliczkach lub przydrożnych figurach rozbrzmiewa Litania do Najświętszej Maryi Panny, popularnie nazywana Litanią Loretańską. Wielu z nas, także czytelników Niedzieli, pyta: jak powstały wezwania tej litanii? Jaka jest jej historia i co kryje się w niekiedy tajemniczo brzmiących określeniach, takich jak: „Domie złoty” czy „Wieżo z kości słoniowej”?

CZYTAJ DALEJ

79 lat temu zakończyła się II wojna światowa

2024-05-07 21:53

[ TEMATY ]

II wojna światowa

Walter Genewein

Wrzesień 1939, zdjęcie wykonane przez niemieckiego oficera gdzieś we Wrocławiu we wrześniu 1939 r. Przedstawia pojazdy niemieckich sił powietrznych przed wyjazdem do Polski

Wrzesień 1939, zdjęcie wykonane przez niemieckiego oficera gdzieś we Wrocławiu we wrześniu
1939 r. Przedstawia pojazdy niemieckich sił powietrznych przed wyjazdem do Polski

79 lat temu, 8 maja 1945 r., zakończyła się II wojna światowa w Europie. Akt kapitulacji Niemiec oznaczał koniec sześcioletnich zmagań. Nie oznaczał jednak uwolnienia kontynentu spod panowania autorytaryzmu. Europa Środkowa na pół wieku znalazła się pod kontrolą ZSRS.

Na początku 1945 r. sytuacja militarna i polityczna III Rzeszy wydawała się przesądzać jej los. Wielka ofensywa sowiecka rozpoczęta w czerwcu 1944 r. doprowadziła do utraty przez Niemcy ogromnej części Europy Środkowej, a straty w sprzęcie i ludziach były niemożliwe do odtworzenia. Porażka ostatniej wielkiej ofensywy w Ardenach przekreślała niemieckie marzenia o zawarciu kompromisowego pokoju z mocarstwami zachodnimi i kontynuowaniu wojny ze Związkiem Sowieckim. Wciąż zgodna współpraca sojuszników sprawiała, że dla obserwatorów realistycznie oceniających sytuację Niemiec było jasne, że wykluczone jest powtórzenie sytuacji z listopada 1918 r., gdy wojna zakończyła się zawieszeniem broni. Dążeniem Wielkiej Trójki było doprowadzenie do bezwarunkowej kapitulacji Niemiec oraz ich całkowitego podporządkowania woli Narodów Zjednoczonych.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję