Krakowskie milenium powiązane zostało z tradycyjnym odpustem 
ku czci św. Stanisława Biskupa. Podobnie jak w przypadku Gniezna 
i Poznania, władze państwowe i samorządowe postanowiły "dokuczyć" 
Kościołowi.
  Zaczęło się od tego, że Prezydia Dzielnicowych Rad Narodowych 
odmówiły krakowskim parafiom wydania pozwoleń na procesyjne udanie 
się do katedry na Wawelu. Abp Wojtyła przewidywał znaczną liczbę 
uczestników.
  Na wspomnianym już spotkaniu z władzami miejskimi zaproponował 
więc przeniesienie części uroczystości do Bazyliki Mariackiej. Prezydium 
domagało się jednak, by było tylko jedno miejsce: Wawel. Kiedy zatem 
Metropolita Krakowski podporządkował się temu żądaniu, zaczęto "czepiać 
się" abp. Wojtyły w imię ochrony zabytków. 6 maja, dosłownie z godziny 
na godzinę, wymyślano nowy pretekst. Najpierw zaprotestował dyrektor 
Państwowego Zbioru Sztuki na Wawelu, który wyraził obawy, że wielka 
liczba ludzi zaszkodzi wawelskiemu wzgórzu. Trudno mu było dyskutować 
z odpowiedzią Metropolity Krakowskiego. Potem listownie wątpliwości 
odnośnie do wzniesionego przy katedrze podium zgłosiło Kierownictwo 
Odnowienia Zamku Królewskiego. Tym razem odpowiedź abp. Karola Wojtyły, 
informująca, że podium stoi na terenie kościelnym, i zapewniająca, 
iż jego konstrukcja nie naruszy zabytku, nie zadowoliła. W tej sprawie 
abp Wojtyła telefonicznie został wezwany do Prezydium. Księdzu Kanclerzowi, 
który udał się w jego imieniu, nakazano przerwanie prac przy stawianiu 
podium i rozebranie go. 
  To wszystko działo się na dwa dni przed głównymi uroczystościami, 
w dniu przybycia do Krakowa Obrazu Matki Bożej. Wszystko po to, by 
storpedować ich przebieg, zmusić do zmian w programie, wprowadzić 
zamęt, a przede wszystkim zdenerwować abp. Wojtyłę. To jednak była 
zaledwie przygrywka do tego, co miało się wydarzyć tego samego dnia 
wieczorem. Mianowicie milicja zmieniła zapowiadaną od tygodnia trasę 
przejazdu samochodu-kaplicy z Obrazem. Winą za zaistniałą sytuację 
władze wojewódzkie próbowały, wbrew faktom, obciążyć abp. Wojtyłę, 
sugerując, że nie zgłosił trasy przejazdu do "organów publiczno-porządkowych"
. A fakty były takie: podczas spotkania 30 kwietnia z władzami różnych 
szczebli jedną z dominujących spraw był problem trasy przejazdu. 
Ustalano wiele szczegółów. Na żądanie przedstawicieli władz Metropolita 
Krakowski dokonał korekt w przygotowanym przez stronę kościelną projekcie 
trasy. Władze znały zatem trasę, jej przebieg był zgodny z ich oczekiwaniami. 
Potem nagle zmieniono przebieg trasy tylko po to, żeby uniemożliwić 
spotkanie tłumom ludzi zebranych na ulicach Krakowa. Nic zatem dziwnego, 
że kard. Stefan Wyszyński, który tego dnia wieczorem przyjechał do 
Krakowa, stwierdził w swoich zapiskach: 
  Ogromne rozgoryczenie krakowian, którzy czekali na ustalonej 
trasie (...) Wszyscy są oburzeni. Złośliwość władz administracyjnych 
idzie daleko. 
  Następnego dnia na Wawelu, w skarbcu katedry, odbyła 
się sesja historyczna poświęcona wkładowi archidiecezji krakowskiej 
w tysiącletnie dzieje Kościoła w Polsce. Po południu niektórzy biskupi 
odprawiali Msze św. w kościołach parafialnych Krakowa. Ksiądz Prymas 
był w kościele Mariackim. W niedzielę odbyła się tradycyjna, uroczysta 
procesja do kościoła na Skałce, gdzie odprawiona została Msza św. 
  Jak zwykle władze zorganizowały w tym samym czasie uroczystości 
państwowe, na które przybył sam premier Józef Cyrankiewicz. 
  Uczestników obu uroczystości, państwowej i kościelnej, 
opisał w swym dzienniku Prymas Tysiąclecia. 
  O pierwszych tak pisał: 
  Ulicami ciągnęli jak niewolnicy, niosąc prowokacyjne 
napisy pełne aluzji do Orędzia. "Nie przebaczymy, nie zapomnimy", "
Polska nigdy nie będzie przedmurzem cudzych spraw" - i tym podobne. 
Wszyscy ci ludzie ciągnęli wzdłuż rezydencji (Arcybiskupa krakowskiego 
- przyp. ks. AJ), na plac Rynkowy. Było czerwono, ale więcej sztandarów 
i transparentów, niż ludzi. Ludzi szli bez zapału, niektórzy czytali 
gazety, inni jedli, palili papierosy lub też bawili się. Grupa akademików 
zaczęła śpiewać: "Sto lat" przed domem arcybiskupim i krzyczeć: "
Niech żyją". Nie znać było zainteresowania, ani zajęcia sprawą. "
Odrabiali" zadanie. I o tych drugich, wśród których było sporo takich, 
którzy po "odrobieniu" zadania udali się na uroczystości kościelne: 
  Młodzież mówiła, że ufa Kościołowi. (...) Cały Kraków 
śpiewa uparcie: "Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie. (...)
  Procesja odbywa się wolno, z uwagi na wielki tłok ludzi (
...). Ludzie manifestują swoje zaufanie do napastowanej hierarchii 
i Prymasa. Chmury kwiatów sypią się z balkonów (...) Entuzjazm jest 
tak samorzutny i szczery, że trudno go tłumić. 
  Trudno się kusić o opisanie postawy ludności. Mężczyźni 
płaczą. Wszyscy wyciągają ręce do obrazu Matki Bożej i krzyczą, krzyczą, 
jakby wołali o ratunek.
Pomóż w rozwoju naszego portalu

 
              
              
              
                 
             
         
            
     
            
     
            
     
            
     
            
     
            
     
            
     
            
    