Przy wielkanocnym stole, w kręgu rodziny i przyjaciół, poruszamy
zwykle różnorakie tematy. Wśród nich będą te polityczne, kościelne,
ale pewnie także i rozmowy o wychowaniu, w których przejawia się
troska o rosnące pociechy, które gwarem napełniać będą nasze domy.
To właśnie o nich chciałbym snuć tę refleksję. Inspiracją stało się
wydarzenie, które, nie kryję, mocno mnie obeszło. W jednej z przemyskich
szkół średnich rozpoczynały się nazajutrz szkolne rekolekcje. Kto
choć trochę przyjrzał się bliżej ich organizacji, wie ile trudu muszą
włożyć w nie księża, katecheci, a teraz coraz częściej także sami
nauczyciele. Z podobnym, jak mniemam, wysiłkiem przygotowywano i
te rekolekcje. Grupka chłopców uradziła, że noc poprzedzającą te
ważne dla młodego człowieka dni, choćby z poczucia uszanowania wysiłku
wkładanego we wspomniane przygotowanie, spędzą w internetowej kawiarence.
I tak dotknąłem nowej sfery współczesnej rzeczywistości nastoletnich
chłopców. Wprawdzie kawiarenka oferuje swoje nocne usługi jedynie
z piątku na sobotę, ale jeden z organizatorów miał w tej konkretnej
przemyskiej kafejce swoich znajomych, którzy udostępnili to miejsce
cywilizacyjnego postępu. W jednej z rodzin trwały przetargi mające
na celu uświadomić synowi, że Wielki Post, rekolekcje, a poza tym
w domu jest komputer, z którego może korzystać. Odpowiedzią było
uparte milczenie i trwanie przy swoim. W końcu i tak postawił na
swoim. Wbrew rodzicom. Cóż ostatecznie mogli zrobić. Tak więc radochy
po pachy, bo starzy przegrali, wobec rówieśników można się było pokazać
jako zwycięzca nad konserwatyzmem "wapna". Wrócił rano po siódmej.
Ranne, a właściwie południowe, bo rekolekcje zaczynały się o jedenastej.
Indagowanie do powstania rezonowało niedźwiedzim pomrukiwaniem i
dalszą śpiączką. Z tego co wiem, odsypianie trwało jeszcze w sobotę.
Rekolekcje trwały.
Można oczywiście wieszać psy na rodzicach, na sposobie
chowania. Można i to najłatwiej. Ale czy do końca?
Przed laty, zanim zapukałem do bram seminaryjnych, studiowałem
w Krakowie. Emitowano modny i trzeba przyznać ze smakiem zrobiony
dokument Helga. Film opowiadający o misterium życia cieszył się wielką
oglądalnością. Razem z kolegami oglądaliśmy go w jednym z kin w krakowskim
rynku w godzinach przedpołudniowych. W pewnym momencie emisję przerwano,
w sali zabłysło światło i pojawili się umundurowani panowie z MO.
Zaczęli sprawdzać legitymacje. Dumnie okazaliśmy nasze studenckie "
paszporty" i głębiej wcisnęliśmy się w kinowe fotele. Ale nie wszyscy.
Uczniowie zaczęli kryć się pod fotelami, niektórzy szukali innych
sposobów ukrycia się. Nie wszystkim się udało. Dla wielu ta wagarowa
eskapada skończyła się spisaniem do milicyjnych akt i spotkaniem
w dyrektorskim pokoju i w zaciszu domowych otmętów ojcowskiej dyscypliny.
Można dyskutować, na ile to odnosiło skutek. Niemniej ktoś pomagał
rodzinie w wychowaniu dzieci. Wiedziały, że wymogi rodziców nie są
emanacją sfrustrowanych ludzi, ale pewną normą zachowań uznaną przez
innych.
Dziś rodzice pozostawieni są sami sobie. Spracowani,
zmęczeni nowymi modami, na które muszą się zgadzać nie bardzo mogą
podołać wyzwaniom czasu.
A można im pomóc. Nie jest tajemnicą, że w owej kawiarence
takie spotkania odbywają się w każdy piątek, a w zasadzie w noc z
piątku na sobotę. Czy straż miejska, a nawet policja nie mogłaby
się zainteresować, kto wtedy tam się gromadzi, kto roztacza pieczę
nad nieletnimi, którzy tam są?
Nie kryję, że kusi mnie przyjrzenie się temu problemowi,
aż do doniesienia do prokuratury o przestępstwie. Wszak gromadzą
się tam nieletni. Winni zatem mieć pisemną zgodę rodziców. Tak jest
z każdym wyjazdem organizowanym np. przez duszpasterzy młodzieży.
Czy nocne pobyty nastolatków w owych kawiarenkach są mniej niebezpieczne.
Jaką pewność mamy, że nie brylują tam dilerzy narkotyków, że nie
pije się alkoholu? Czy czynne od 9.00-22.00 kawiarenki nie są wystarczającą
okazją do potrzebnych, nawet rozrywkowo, kontaktów i zajęć dla młodych?
O ileż łatwiej byłoby rodzicom, gdyby nie dorabiali się
właściciele takich kawiarenek za wszelką cenę. Przecież też mają
dzieci i wiedzą, jak wielkie zagrożenia stoją na ich drodze.
Jak grzyby po deszczu rozwijają się fundacje mające na
celu pomoc rodzinom patologicznym. Może warto pomyśleć o takich,
które by za cel wzięły pomóc rodzinom w uratowaniu przed patologią?
Poddaję tę myśl jako temat naszych wielkanocnych rozmów.
Zmartwychwstały Chrystus ciągle wzywa i oferuje swą pomoc na drodze
naszego zmartwychwstania - z nałogów, uzależnień, ale także z nałogu
obojętności, który dziś zbiera tak wielkie i bolesne żniwo. Organom
ścigania, które pewnie nie czytają Niedzieli poddaję ten temat, jako
inspirację do przyjrzenia się z bliska nie tylko biednym ciułaczom
z Ukrainy, ale także bosom, którzy jak hieny żerują na naiwności
młodych i karmią się niepokojem rodziców, których dzieci za marne
grosze demoralizują.
Sobie i wszystkim życzę zmartwychwstania z letargu obojętności
wobec niszczonego świata ewangelicznej aksjologii.
Pomóż w rozwoju naszego portalu