Reklama

Świeccy powinni wspierać kapłanów

Niedziela szczecińsko-kamieńska 32/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Arka spotkałem na Mszy św. odpustowej w Żółwiej Błoci, gdzie wraz ze swoją scholą modlił się, śpiewając i grając zgodnie z wymogami liturgii. Obecna na tej świątecznej Eucharystii młoda sołtys podpowiada mi: - Arek wraz ze swoją rodziną, jest bardzo oddany Kościołowi, ale przed prawie dwudziestu laty przygotowywał się do kapłaństwa. Wychowywał się w charyzmatycznej grupie goleniowskiej parafii. Warto się z nim spotkać, bo przecież odszedł z seminarium, ale nie z Kościoła.
Telefonicznie umówiłem się z Arkadiuszem Jasińskim w jego prywatnej firmie, urzeczony przede wszystkim gościnnością i chęcią porozmawiania o swoim powołaniu.
- Urodziłem się 40 lat temu w rodzinie nauczycielskiej - wspomina mieszkaniec Goleniowa. - Dzieciństwo spędziłem w Białuniu, a moim kościołem była niewielka świątynia filialna w Miękowie. Gdy zostałem licealistą, wychowywałem się w kościele pw. św. Katarzyny w Goleniowie, największej parafii w mieście, kierowanej przez Towarzystwo Chrystusowe. Na moje powołanie do życia zakonnego złożyło się szereg powodów. Na pewno byłem pod przemożnym wpływem pontyfikatu Jana Pawła II.
Chętnie włączałem się w nabożeństwa i spotkania Odnowy w Duchu Świętym, które stały się kuźnią inteligencji katolickiej naszego grodu nad Iną. Jakiś wpływ na moje pójście za Chrystusem miała też specyficzna religijność babci Zuzanny i ówczesnego proboszcza ks. Mariana Koniewskiego, znanego „powołaniowca” Księży Chrystusowców.

Bogdan Nowak: - Kiedy Pan wstąpił do Towarzystwa Chrystusowego?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Arkadiusz Jasiński: - Ten dzień pamiętam jak dziś, było to 21 sierpnia 1989 r., gdy przybyłem do nowicjatu w Mórkowie niedaleko Leszna, ciesząc się wraz z pół setką innych maturzystów, którzy też chcieli być szafarzami sakramentów. Dla mnie był to duży przeskok z żywiołowej i spontanicznej atmosfery, panującej w parafialnej grupie charyzmatycznej, do ciszy i skupienia w kaplicy nowicjatu, gdzie zgłębialiśmy tajemnice Pisma Świętego. Po zakończeniu 13-miesięcznego duchowego przygotowywania się do zakonnego życia seminaryjnego złożyłem pierwsze (wraz z 14 kolegami) czasowe śluby czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Większość nie była zdolna poświęcić się zakonnemu kapłaństwu, rezygnując z różnych powodów. W następnym roku rozpocząłem studia filozoficzno-teologiczne w poznańskim seminarium Towarzystwa powołanego przez sługę Bożego kard. Augusta Hlonda i pierwszego generała sługę Bożego o. Ignacego Posadzego.

- Ale nie wytrwał Pan...

- Mieszkałem w 3-osobowym pokoju z rówieśnikami, którzy dziś cieszą się szczęściem Chrystusowego kapłaństwa. Nawet nie potrafię powiedzieć, co było powodem mojej rezygnacji ze studiów w Poznaniu. Może jakieś chwilowe załamanie, którego nie umiałem pokonać, a może trudności w przyswajaniu sobie koniecznej wiedzy przyszłego kapłana. Odszedłem z seminarium poznańskiego, ale powołanie kapłańskie wciąż we mnie trwało. Zastukałem ponownie do diecezjalnego seminarium duchownego w Szczecinie, gdzie wytrwałem tylko rok. Byli tacy, którzy w ten sposób edukowali się w kolejnych kilku seminariach duchownych, aż ukończyli je - choćby w USA, gdzie dostąpili upragnionych święceń kapłańskich. Zszedłem z drogi prowadzącej do kapłaństwa i znalazłem swoje miejsce w apostolacie świeckim. W 1994 r. poślubiłem Katarzynę i staliśmy się rodzicami dla naszych dwóch córek: Zuzanny i Emilii. W międzyczasie ukończyłem studia polonistyczne na Uniwersytecie Szczecińskim.

Reklama

- Czy w sakramentalnym małżeństwie nie tęskni Pan do kapłaństwa?

- Tęsknię. Nawet po tylu latach trudno mi stać po drugiej stronie ołtarza w czasie Najświętszej Ofiary, mimo że przecież księdzem nigdy nie byłem. Można sobie zatem wyobrazić, jak wewnętrznie cierpią ci prezbiterzy, którzy z różnych powodów, nie zawsze zależnych od nich, opuszczają szeregi kapłańskie. We mnie ciągle gdzieś głęboko w duszy drzemie miłość do kogoś, kto bez reszty porwał mnie w wieku maturalnym. To sacrum kapłaństwa Chrystusowego tkwi głęboko we mnie, mimo że trwam już tyle lat w małżeństwie i rodzinie. Trudniej mi być dobrym mężem i ojcem, bo w swoim 40-letnim życiu byłem na pięknej drodze do ojcostwa duchowego, jakim jest kapłaństwo. Może to się wydać dziwne, ale bliższe są mi ideały kapłańskie niż małżeńskie. Eksponowanie życia duchowego jest łatwiejsze w kapłaństwie, ale do tego również trzeba dorastać, podobnie jak w małżeństwie.

- Nie jest już tajemnicą, że sporo osób rezygnuje z drogi do kapłaństwa albo już z samego kapłaństwa. Czy my, świeccy, powinniśmy jakoś takim ludziom pomóc?

- Moje niezrealizowane kapłaństwo powinno ich umacniać w tym najcenniejszym powołaniu bycia księdzem, bo ono jest bardzo silne i ma za sobą pomoc Arcykapłana Jezusa Chrystusa. Wielu, którzy porzucili sakramentalne kapłaństwo, jest ze mną w kontakcie. Wspieram ich w rozmaity sposób, by nie utracili samego kontaktu z wszechmocnym Bogiem oraz życzliwymi im ludźmi i potrafili znaleźć sens swego życia.
Świeccy powinni wspierać księży modlitwą oraz spotkaniami, zwłaszcza młodych kapłanów, by mieli świadomość, że w swojej parafii nie są sami, że mogą liczyć na pomoc. Takie różnorakie pozytywne wsparcie duchownych jest szczególnie potrzebne teraz, w coraz bardziej liberalnym i laicyzującym się świecie, kiedy jest coraz mniej powołań do stanu duchownego, a zapotrzebowanie na ministerialną, czyli służebną misję księży, jest coraz większe. Bolesnym znakiem naszych czasów jest brak hierarchicznego posłuszeństwa w Kościele, a przecież sukcesja apostolska jest ustalona przez samego Chrystusa.

- Od 16 lat jest Pan wzorowym mężem i troskliwym ojcem...

- I właśnie z tego zadania życiowego wyznaczonego mi przez Boga bardzo się cieszę, bo przecież jest to najbardziej chwalebne i naturalne powołanie mężczyzny do życia małżeńskiego i rodzinnego. Bardzo kocham swoją żonę i córki, razem tworzymy Kościół domowy otwarty na problemy bliźnich. Tylko w takim sakramentalnym związku jest się silnym w zabezpieczaniu wszystkich potrzeb duchowych i materialnych, bo nieustannie naszą rodzinną wspólnotą opiekuje się sam Chrystus, korygując nieraz nasze nieprzemyślane ludzkie zamiary. On na pewno prowadzi właściwą drogą do swego Ojca - celu naszego ziemskiego pielgrzymowania. To zaufanie Bogu pozwala mojej rodzinie patrzeć optymistycznie w przyszłość, pomimo nieprzewidzianych trudności, jakie mogą nas spotykać.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Świadectwo: Maryja działa natychmiast

Historia Anny jest dowodem na to, że Bóg może człowieka wyciągnąć z każdej trudnej życiowej sytuacji i dać mu spełnione, szczęśliwe życie. Trzeba tylko się nawrócić.

Od dzieciństwa była prowadzona przez mamę za rękę do kościoła. Gdy dorosła, nie miała już takiej potrzeby. – Mawiałam do męża: „Weź dzieci do kościoła, ja ugotuję obiad i odpocznę”, i on to robił. Czasem chodziłam do kościoła, ale kompletnie nie rozumiałam, co się na Mszy św. dzieje. Niekiedy słyszałam, że Pan Bóg komuś pomógł, ale myślałam: No, może komuś świętemu, wyjątkowemu pomógł, ale na pewno nie robi tego dla tzw. przeciętnych ludzi, takich jak ja.

CZYTAJ DALEJ

Prezydencka Rada: alienacja rodzicielska powoduje wzrost samobójstw dzieci i młodzieży

2024-04-26 17:30

[ TEMATY ]

rodzina

dzieci

prezydent

Adobe.Stock

Prezydencka Rada ds. Rodziny Edukacji i Wychowania zaapelowała o zmianę przepisów Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego dotyczących orzeczenia o winie jednego z rodziców. Wpływają one na skalę zjawiska alienacji rodzicielskiej i przyczyniają się do wzrostu samobójstw wśród dzieci i młodzieży - dodała Rada.

W czasie piątkowego posiedzenia prezydenckiej Rady ds. Rodziny, Edukacji i Wychowania, która obradowała w KPRP, dyskutowano na temat zjawiska alienacji rodzicielskiej.

CZYTAJ DALEJ

Jaworzyna Śląska. Ostatnie pożegnanie Tadeusza Papierza, taty ks. Krzysztofa

2024-04-27 15:48

[ TEMATY ]

bp Marek Mendyk

Jaworzyna Śląska

ks. Krzysztof Papierz

pogrzeb taty kapłana

ks. Mirosław Benedyk/Niedziela

Mszy świętej pogrzebowej przewodniczył bp Marek Mendyk

Mszy świętej pogrzebowej przewodniczył bp Marek Mendyk

Proboszcz parafii św. Jakuba Apostoła w Ścinawce Dolnej wraz z najbliższą rodziną i zaprzyjaźnionymi kapłanami odprowadził swojego ojca Tadeusza na miejsce spoczynku.

Uroczystości pogrzebowe odbyły się w sobotę 27 kwietnia w kościele św. Józefa Oblubieńca NMP w Jaworzynie Śląskiej. Mszy świętej przewodniczył bp Marek Mendyk. W modlitwie i żałobie ks. Krzysztofowi towarzyszyła nie tylko rodzina i kapłani, ale także siostry zakonne oraz wierni, którzy przybyli z parafii, gdzie posługiwał syn zmarłego: ze Świebodzic, Strzegomia i Ścinawki Dolnej.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję