Reklama

Woda przyniosła zniszczenie i pomoc

Niedziela bielsko-żywiecka 24/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Mariusz Rzymek: - Kiedy dostaliście sygnał, że jesteście potrzebni w walce z żywiołem?

Piotr Micor: - Taka informacja pojawiła się 16 maja, w niedzielę wieczorem. Nazajutrz, o 7 rano włączyłem się do akcji. Do domu wróciłem za to we wtorek ok. godz. 17. Z każdym kolejnym dniem na szczęście było już bardziej normalnie.

- W tych najgorętszych chwilach był czas na sen?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- W nocy z poniedziałku na wtorek zdrzemnąłem się ze trzy godziny i znów wróciłem do służby. Roboty było wtedy dużo, ale nie powiedziałbym, by była zbyt ciężka. W pierwszy dzień ewakuowaliśmy ludzi łódką, a później odpompowywaliśmy zalane piwnice, udrażnialiśmy mosty, zabezpieczaliśmy wały i dobytek powodzian oraz dowoziliśmy im żywność.

- Skąd mieliście łódkę do ewakuacji ludzi?

- Od jednego z gospodarzy. Ten człowiek widząc, co się dzieje, wypożyczył nam metalową łódkę, którą wypływał na staw i karmił ryby. Wsiadając do niej planowaliśmy jedynie zrobić rekonesans i zorientować się w sytuacji. Szybko okazało się jednak, że musimy zweryfikować plany i zabrać się do ewakuacji ludzi.

- Gdzie wtedy działaliście?

Reklama

- Był to Zabrzeg i Ligota Ochodza. W niektórych miejscach, do których dopływaliśmy poziom wody sięgał aż 3,5 m. Przy jednym z domostw zanurzyliśmy do połowy dwumetrowe wiosło i okazało się, że jego koniec dotyka zaledwie płotu. W takich warunkach ewakuacja ludzi była koniecznością.

- Ludzie z wielkimi oporami opuszczali swoje domy?

- Jakoś specjalnie nikogo nie musieliśmy do tego nakłaniać. Mieszkańcy sami widzieli, co się dzieje i nie oponowali. Raz tylko mieliśmy taką sytuację, że młode małżeństwo postanowiło zostać w domu. Po dwóch godzinach otrzymaliśmy jednak od nich telefon z prośbą o ewakuację. Myślę, że uzmysłowili sobie, iż specjalnie nikt do nich co cztery godziny nie będzie podpływał, by zorientować się czy ich jeszcze nie zatapia albo czy wciąż mają żywność i coś do picia. Po prostu przekonały ich realia.

- Wielkie emocje towarzyszyły ewakuacji?

- Różnie to bywało. Jedni byli pogodzenie z losem, a inni kompletnie zrozpaczeni. Najgorzej przeżywały to kobiety. Wśród pań, mieliśmy właśnie taki bardzo ciężki przypadek. Kobieta, której powódź zniszczyła dom, wpadła w histerię i nie sposób ją było uspokoić. Później dowiedzieliśmy się, że dom, który straciła, miała zaledwie pięć lat.

- Jak reagowały zwierzęta na przymusową przeprowadzkę?

Reklama

- Do przewożenia zwierząt gospodarczych nie byliśmy oddelegowani. Raz tylko zdarzyło się, że wraz z ludźmi przewoziliśmy ich psa. Azor zachowywał się w łódce bardzo spokojne, a dopiero przy wysiadaniu był z nim mały kłopot. Po prostu bał się wody i za nic nie chciał wyjść. Na szczęście jego właściciel stanął na wysokości zadania i wywabił zwierzę z łódki.

- Łódka, z której korzystaliście przy ewakuacji nie była duża. Jak wam się nią pływało po takim ogromie wody?

- Nie było z tym żadnych problemów. Fala powodziowa, która m.in. w Zabrzegu i Ligocie utworzyła wielkie rozlewisko, stała w miejscu. Jedynym problemem przy przepływaniu były małe wiry. Gdy się w takie wpadło, kręciły łódką we wszystkie strony. Trzeba było włożyć wiele wysiłku żeby się z nich wydostać.

- Podczas takich kataklizmów ludźmi rządzą skrajne emocje. Często dostawało się wam od osób, które nie potrafiły nad sobą zapanować?

- Były dwie grupy osób: jedne skupione na sobie, a drugie, wręcz odwrotnie. Tych pierwszych było na szczęście niewiele. Niemniej zdarzało się, że wylatywano na nas z gębą. Ktoś tam pomstował, że jesteśmy za późno, że wcześniej powinniśmy być. Inny narzekał, że nie przyjeżdżamy mu wypompować 20 cm wody z piwnicy. Takim osobom nie dało się wytłumaczyć, że roboty jest bardzo dużo i że są znacznie bardziej poszkodowane domy, i do takich w pierwszym rzędzie musimy pojechać. Były to jednak przypadki marginalne. Większość osób reagowała zupełnie inaczej. Wielokrotnie słyszeliśmy od mieszkańców podtopionych domów, byśmy nie tracili czasu i ruszali z pompami gdzie indziej. Tłumaczyli nam, że poziom wody obok budynków jest tak duży, że piwnic i tak nie da się uratować.

Reklama

- W jakim budynku pracowaliście najdłużej?

- W podziemiach dworca kolejowego w Czechowicach-Dziedzicach. Woda wdarła się do jego piwnic przez małe okienka położone na wysokości niewiele wyższej od poziomu ulicy. Wystarczyło, że gdzieś w pobliżu dworca wybiło kanalizację i jego podziemia zostały zaraz podtopione. Wtedy mieliśmy do czynienia z wodą o głębokości około 1,2 m.

- Przy takim ogromie wody łatwo było o błąd, który mógł kosztować życie.

Reklama

- Podczas tej powodzi raz omal nie otarłem się o śmierć. Miałem akurat za zadanie otworzyć śluzę i omal się przy tym nie utopiłem. Było to na granicy Czechowic i Goczałkowic, około stu metrów od krajowej jedynki. Wchodziłem do wody, która sięgała mi do klatki piersiowej i mimo iż pilotowali mnie ludzie, którzy znali topografię terenu, ześlizgnąłem się w głąb rowu. W ostatniej chwili chwycił mnie za rękę brat, który także jest strażakiem, i uratował życie. Kobieta, która nakierowywała mnie na śluzę, krzyknęła tylko: przepraszam, zapomniałam panu powiedzieć, że jest tam dwumetrowy spad. Gdybym stoczył się w głąb, wodery, w które byłem ubrany zalałyby się wodą i pociągnęły na dno. Wtedy nie miałbym szans na ratunek. Na szczęście, w momencie, gdy grunt obsunął mi się spod nogi, błyskawicznie zostałem wyrwany z opresji. A co do śluzy, to okazało się, że jest ona otwarta. Problem polegał na tym, że została zamulona i woda ze zbiornika, który sąsiadował z Wisłą nijak nie mogła przelać się do rzeki.

- Z pomocą powodzianom szli nie tylko strażacy, ale też wojsko i inne organizacje społeczne. Udział których z nich najbardziej cię zaskoczył?

- Na mnie niesamowite wrażenie wywarli harcerze. I nawet nie chodzi o to, że zjawili się w tak szczególnych okolicznościach, ale o to, że mieli tak mało lat. Widziałem 10, 12-latków w mundurkach, którzy ładowali worki z piaskiem i starali się pomóc najlepiej jak potrafili. Równie wiele dobrego mógłbym powiedzieć o osobach postronnych, które zgłaszały się by ratować poszkodowanych.

- Jak sądzisz, co można było zrobić żeby ograniczyć zasięg podtopień?

- Może gdyby, zanim nadeszła główna fala powodziowa, spuszczono więcej wody ze zbiornika w Goczałkowicach, nie byłoby tak wielkich spustoszeń. A tak to 370 kubików wody na sekundę wlewało się do jeziora, a zaledwie 220 kubików wody na sekundę go opuszczało. Efekt tego był więc taki, jaki każdy widział.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Realizm duchowy św. Teresy od Dzieciątka Jezus

Niedziela Ogólnopolska 28/2005

[ TEMATY ]

święta

pl.wikipedia.org

Wielką zasługą św. Teresy jest powrót do ewangelicznego rozumienia miłości do Boga. Niewłaściwe rozumienie świętości popycha nas w stronę dwóch pokus. Pierwsza - sprowadza się do tego, iż kojarzymy świętość z nadzwyczajnymi przeżyciami. Druga - polega na tym, że pragniemy naśladować jakiegoś świętego, zapominając o tym, kim sami jesteśmy. Można do tego dołączyć jeszcze jedną pokusę - czekanie na szczególną okazję do kochania Boga. Ulegając tym pokusom, często usprawiedliwiamy swój brak dążenia do świętości szczególnie trudnymi okolicznościami, w których przyszło nam żyć, lub zbyt wielkimi - w naszym rozumieniu - normami, jakie należałoby spełnić, sądząc, iż świętość jest czymś innym aniżeli nauką wyrażoną w Ewangelii. Teresa nie znajdowała w sobie dość siły, aby iść drogą wielkich pokutników czy też drogą świętych pełniących wielkie czyny. Teresa odkrywa własną, w pełni ewangeliczną drogę do świętości. Jej pierwsze odkrycie dotyczy czasu: nie powinniśmy odsuwać naszego kochania Boga na jakąś nawet najbliższą przyszłość. Któraś z sióstr w klasztorze w Lisieux „oszczędzała” siły na męczeństwo, które notabene nigdy się nie spełniło. Dla Teresy moment kochania Boga jest tylko teraz. Ona nie zastanawia się nad przyszłością, gdyż może się czasami wydawać zbyt odległa lub zbyt trudna. Teraz jest jej ofiarowane i tylko w tym momencie ma możliwość kochania Boga. Przyszłość może nie nadejść. „Dobry Bóg chce, bym zdała się na Niego jak maleńkie dziecko, które martwi się o to, co z nim będzie jutro”. Czasami myśl o wielu podobnych zmaganiach w przyszłości nie pozwala nam teraz dać całego siebie. Zatem właśnie chwila obecna i tylko ta chwila się liczy. Łaska ofiarowania czegoś Bogu lub przezwyciężenia jakiejś pokusy jest mi dana teraz, na tę chwilę. W chwili wielkiego duchowego cierpienia Teresa pisze: „Cierpię tylko chwilę. Jedynie myśląc o przeszłości i o przyszłości, dochodzi się do zniechęcenia i rozpaczy”. Rozważanie, czy w przyszłości podołam podobnym wyzwaniom, jest brakiem zdania się na Boga, który mnie teraz wspomaga. „By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy jedynie” - pisze Teresa. Jest to pierwsza cecha realizmu jej ducha - realizmu ewangelicznego, gdyż Chrystus mówi nieustannie o gotowości i czuwaniu. Ten, kto zaniedbuje teraźniejszość, nie czuwa, bo nie jest gotowy. Wkłada natomiast energię w marzenia, a nie w to, co teraz jest możliwe do spełnienia. Chrystus przychodzi z miłością teraz. To skoncentrowanie się na teraźniejszości pozwala Teresie dostrzec wszystkie możliwe okazje do kochania oraz wykorzystać je. Do tego jednak potrzebne jest spojrzenie nacechowane wiarą, iż ten moment jest darowany mi przez Boga, aby Go teraz, w tej sytuacji kochać. Nawet gdy sytuacja obecna jawi się w bardzo ciemnych barwach, Teresa nie traci nadziei. „Słowa Hioba: Nawet gdybyś mnie zabił, będę ufał Tobie, zachwycały mnie od dzieciństwa. Trzeba mi jednak było wiele czasu, aby dojść do takiego stopnia zawierzenia. Teraz do niego doszłam” - napisze dopiero pod koniec życia. Teresa poznaje, że wielkość czynu nie zależy od tego, co robimy, ale zależy od tego, ile w nim kochamy. „Nie mając wprawy w praktykowaniu wielkich cnót, przykładałam się w sposób szczególny do tych małych; lubiłam więc składać płaszcze pozostawione przez siostry i oddawać im przeróżne małe usługi, na jakie mnie było stać”. Jeśli spojrzeć na komentarz Chrystusa odnośnie do tych, którzy wrzucali pieniądze do skarbony w świątyni, to właśnie w tym kontekście możemy uchwycić zamysł Teresy. Nie jest ważne, ile wrzucimy do tej skarbony, bo uczynek na zewnątrz może wydawać się wielki, ale cała wartość uczynku zależy od tego, ile on nas kosztuje. Zatem należy przełamywać swoją wolę, gdyż to jest największą ofiarą. Przezwyciężając miłość własną, w całości oddajemy się Bogu. Były chwile, gdy Teresa chciała ofiarować Bogu jakieś fizyczne umartwienia. Taki rodzaj praktyk był w czasach Teresy dość powszechny. Jednak szybko się przekonała, że nie pozwala jej na to zdrowie. Było to dla niej bardzo ważne odkrycie, gdyż utwierdziło ją w przekonaniu, że nie trzeba wiele, aby się Bogu podobać. „Dane mi było również umiłowanie pokuty; nic jednak nie było mi dozwolone, by je zaspokoić. Jedyne umartwienia, na jakie się zgadzano, polegały na umartwianiu mojej miłości własnej, co zresztą było dla mnie bardziej pożyteczne niż umartwienia cielesne”. Teresa nie wymyślała sobie jakichś ofiar. Jej zadaniem było wykorzystanie tego, co życie jej przyniosło. Umiejętność docenienia chwili, odkrycia, że wszystko jest do ofiarowania - tego uczy nas Teresa. My sami albo narzekamy na trudny los i marnujemy okazję do ofiarowania czegoś trudnego Bogu, albo czynimy coś zewnętrznie dobrego, ale tylko z wygody, aby się komuś nie narazić lub dla uniknięcia wyrzutów sumienia. Intencja - to jest cały klucz Teresy do świętości. Jak wyznaje, w swoim życiu niczego Chrystusowi nie odmówiła, tzn. że widziała wszystkie okazje do czynienia dobra jako momenty wyznawania swojej miłości. Inną cechą, która przybliża ją do nas, jest naturalność jej modlitwy. Teresa od Dzieciątka Jezus, która jest córką duchową św. Teresy od Jezusa, jest jej przeciwieństwem odnośnie do szczególnych łask na modlitwie. Złożyła nawet z tych łask ofiarę, bo czuła, że w nich można szukać siebie. Jej życie modlitwy było często bardzo marne, gdyż zdarzało się jej zasypiać na modlitwie. Po przyjęciu Komunii św. zamiast rozmawiać z Bogiem, spała. Nie dlatego, że chciała, ale dlatego, że nie potrafiła inaczej. Ważny jest fakt, iż nie martwiła się za bardzo swoją nieumiejętnością modlenia się. Wierzyła, że i z takiej modlitwy Chrystus jest zadowolony, gdyż ona nie może Mu ofiarować nic więcej poza swoją słabością. Aby się przekonać, jak daleko lub jak blisko jesteśmy przyjmowania Ewangelii w całej jej głębi, zastanówmy się, jak podchodzimy do niechcianych prac, mniej wartościowych funkcji, momentów, gdy nie jesteśmy doceniani, a nawet oskarżani. Czy widzimy w tym okazję, aby to wszystko ofiarować Chrystusowi, czy też walczymy o to, aby postawić na swoim lub zwyczajnie zachować twarz? Jak postępujemy wobec osób, które są dla nas przykre? Czy je obgadujemy, czy też widzimy w tym okazję, aby im pomóc w drodze do Boga? Teresa powie, gdy nie może już przyjmować Komunii św. ze względu na zaawansowaną chorobę, że wszystko jest łaską. Czy każda trudna sytuacja, trudny człowiek jest dla mnie łaską?
CZYTAJ DALEJ

Giorgia Meloni wspiera księdza zastraszanego przez włoską mafię

2025-09-30 06:38

[ TEMATY ]

mafia

Włochy

Giorgia Meloni

Vatican Media

Ks. Maurizio Patriciello

Ks. Maurizio Patriciello

Od lat władze, policja oraz Kościół we Włoszech walczą z działaniami zorganizowanej przestępczości. Teraz zagrozili jednemu z księży.

Według policji, podczas Mszy św. mężczyzna, który rzekomo chciał przyjąć komunię, podał księdzu nabój pistoletowy kalibru 9x21 owinięty w chusteczkę. Sprawca został aresztowany; śledztwo jest w toku. Groźby skierowane przez zorganizowaną przestępczość wobec księdza Maurizio Patriciello z Caivano niedaleko Neapolu stanowczo potępili włoscy politycy. „To, co wydarzyło się dzisiaj w parafii św. Pawła Apostoła w Caivano, jest niedopuszczalne” – napisała w niedzielę 28 września na platformie X premier Giorgia Meloni.
CZYTAJ DALEJ

Leon XIV do Polaków: ofiarujcie różaniec w intencji pokoju

2025-10-01 11:48

[ TEMATY ]

audiencja

Leon XIV

Vatican Media

Proszę was, byście w tym miesiącu codzienny różaniec ofiarowali w intencji pokoju. Niech wam towarzyszy opieka świętych Aniołów Stróżów! - wskazał Ojciec Święty podczas środowej audiencji generalnej. Zwrócił się także do pielgrzymów z diecezji włocławskiej, którzy w tych dniach pielgrzymują do Rzymu z okazji Jubileuszu 2025.

„Serdecznie pozdrawiam Polaków, a zwłaszcza pielgrzymów z diecezji włocławskiej z ich biskupem diecezjalnym i biskupem pomocniczym seniorem. Proszę was, byście w tym miesiącu codzienny różaniec ofiarowali w intencji pokoju. Niech wam towarzyszy opieka świętych Aniołów Stróżów! Z serca wam błogosławię!”.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję