Środa, 19 maja 2010. Z niepokojem śledzę wiadomości na temat powodzi. Wprawdzie w centrum Lublina czuję się bezpiecznie, ale świadomość, że tysiące ludzi walczą z żywiołem, a stawką jest życie, nie daje mi spokoju. Zwłaszcza że wśród tych osób są moi najbliżsi: siostra, która wraz z rodziną mieszka tuż nad brzegiem Wisły, na krakowskim Salwatorze; brat, który w podjasielskiej miejscowości nie może wyjść z domu, bo woda ze spokojnej zazwyczaj rzeczki rozlała się wokół posesji; schorowani rodzice koleżanki, uwięzieni w zalanym wodą domu w Tarnobrzegu…
Deszcz, który niemalże nie przestaje padać, wzmaga lęk, ale też skłania do refleksji. Co mogę zrobić? Jak pomóc tym, którzy przez powódź stracili wszystko? Inne sprawy w dniu dzisiejszym są nieważne. Jak moja babcia przed laty, gdy szalały nawałnice, powtarzam w sercu: „od powietrza, głodu, ognia i wojny, zachowaj nas Panie”. I proszę o wiarę i siłę dla tych, którzy zostali doświadczeni cierpieniem; i dla tych, którzy niosą pomoc, by jej nie zabrakło. Chociaż staram się normalnie pracować, wciąż wysłuchuję nowych wiadomości, przeglądam strony internetowe. W morzu czarnych informacji, jak zielone wyspy pojawiają się te, w których jest mowa o niosących z narażeniem własnego życia pomoc strażakach i innych osobach, które nie czekając na wezwanie, spieszą na ratunek, umacniają wały, udzielają schronienia, myślą o kubku ciepłej herbaty dla tych, którzy walczą z żywiołem.
Od czasu do czasu podawane są numery kont, na które można wpłacać pieniądze przeznaczone na pomoc poszkodowanym; wyświetlają się adresy, pod którymi można zostawiać koce, wodę pitną, żywność i inne artykuły dla ofiar kataklizmu. Potrzebne będą tony różnych rzeczy, i jeszcze więcej serca, zrozumienia, życzliwości. Moja skromna wpłata na konto Caritas to zaledwie mała kropla w morzu potrzeb. Ale jeśli każdy z nas, którzy zostaliśmy zachowani od nieszczęścia, wesprzemy potrzebujących - na pewno przyjdzie czas, że i dla nich zaświeci słońce.
Kończy się dzień. Kolejne telefony przynoszą ulgę. W mojej rodzinnej miejscowości przestało wreszcie padać, w Krakowie obniżył się poziom Wisły. Ale telefon koleżanki milczy. Z niepokojem oglądam zdjęcia zalanych dzielnic Tarnobrzega i zastanawiam się, czy w najbliższym czasie podobny los nie spotka mieszkańców nadwiślańskiej Lubelszczyzny...
Pomóż w rozwoju naszego portalu