Reklama

Kolędy na dzień dobry

Niedziela bielsko-żywiecka 51/2008

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Mariusz Rzymek: - Jak długo dojrzewał w Waszych głowach materiał, który znalazł się na krążku „Panu naszemu”?

Jan Stachura: - Materiał na płytę z kolędami tworzyliśmy przez trzy lata, a ukończyliśmy rok temu. Gdy aranżacje były gotowe, zaczęliśmy je publicznie prezentować. Podczas ubiegłorocznego opłatka dla ludzi kultury, prezydentowi Bielska-Białej spodobały się wykonywane przez nas kolędy i zapowiedział, że Miasto będzie finansowo uczestniczyć w ich nagraniu. Płyta jest więc finalizacją podjętych wtedy zobowiązań.

- Ile kolęd udało się zmieścić w nowym albumie?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Piotr Mirecki: - Na płycie zamieściliśmy dziewięć kolęd tradycyjnych i jedną mojego autorstwa. Jest więc zachowana analogia z albumem pieśni pasyjnych. Tam też wśród znanych, typowych dla okresu Wielkiego Postu utworów pojawiła się jedna moja kompozycja.

- Co sprawia, że Wasze kolędy będą się wyróżniać spośród tylu innych wykonań?

Krzysztof Maciejowski: - Wykonujemy tradycyjne kolędy, dodając im kolorytu typowego dla zespołu. Pobrzmiewają więc w nich odcienie naszych fascynacji muzyką etniczną, której rodowodu można szukać w kulturze flamenco, rytmach cygańskich, irlandzkich, żydowskich i oczywiście góralskich. Tę kompilację można określić mianem pozytywnej akustycznej fali.

Reklama

- Ile czasu zajęło Wam zgrywanie kolędowego repertuaru?

Jan Stachura: - Jakieś pięć tygodni, od połowy października do połowy listopada. Nagrywaniem naszych kolęd zajmował się w krakowskim studiu Paweł Hebda. Z jego pracy jesteśmy bardzo zadowoleni. To pasjonat dźwięku i wyraźnie słychać to na płycie. Muszę przyznać, że nas samych pozytywnie zaskoczył efekt finalny, który Paweł nam zaprezentował.

- Według jakiego klucza wybieraliście kolędy?

Jan Stachura: - Ja nie wiem... Moje propozycje zresztą nie przeszły, więc to pytanie nie jest do mnie. Hmm… a może to właśnie dlatego ta płyta jest taka dobra (śmiech). Mówiąc poważnie, wszystko zależało od tego, czy zaaranżowana kolęda „zażarła”. Jeżeli nie, jeżeli była bez wyrazu, to staraliśmy się zastąpić ją inną. W ten sposób doszliśmy do satysfakcjonującego nas zestawienia.

- Czy Wasze zwycięstwo na festiwalu piosenek Marka Grechuty w Krakowie jest zauważalne na płycie z kolędami?

Reklama

Ks. Stanisław Joneczko: - Włożyliśmy wiele pracy, żeby wygrać ten festiwal, ale dzięki temu warsztatowo staliśmy się lepsi. Myślę zresztą, że to słychać na płycie z kolędami. Na dodatek krakowski festiwal sprawił, że na długie miesiące zdominował nas repertuar Grechuty. Wpierw musieliśmy wybrać aranżacje na przesłuchania, później odpowiednio się na nich zaprezentować i w końcu, jako zwycięzca, wziąć udział w wielu koncertach. Po tym wszystkim możliwość nagrania kolęd była zbawiennym tchnieniem świeżości. Tę witalność i energię też da się łatwo zauważyć na płycie „Panu naszemu”.

- Kolędy z jednej strony, pieśni pasyjne z drugiej. Przez taki dobór repertuaru nie boicie się etykiety muzyków przypisanych do liturgicznego tła?

Krzysztof Maciejowski: - Tutaj nie ma się czego bać. To, że gramy pieśni pasyjne i kolędy, nie wynika z żadnego koniunkturalizmu. Ta muzyka jest nam bliska i dlatego zdecydowaliśmy się ją przetworzyć po swojemu. A że nie jesteśmy zespołem występującym jedynie z repertuarem religijnym, udowodniliśmy m.in. na krakowskim festiwalu twórczości M. Grechuty.

- Występ w Teatrze im. J. Słowackiego w Krakowie czy w radiowej Trójce ciężko jest porównać z koncertami dawanymi w kościołach. Nie zżerała Was trema przed koncertami o wysoką stawkę?

Ks. Stanisław Joneczko: - Potwornie. Zresztą proces oswajania się z tą tremą jeszcze się nie zakończył. Ciągle przychodzi nam grać przed różnymi audytorami i nigdy nie wiemy, jak zostaniemy przyjęci, a to komfortowe nie jest.

Piotr Mirecki: - Ale to z kolei powoduje, że jesteśmy coraz lepiej przygotowani. Jak prawdziwa zawodowa drużyna każdego przeciwnika traktujemy bardzo poważnie.

- Jak więc staracie sobie radzić z narastającą przed koncertem adrenaliną?

Reklama

Krzysztof Maciejowski: - Wiadomo, przed wstępem zawsze jest trema, bo chce się dobrze wypaść. Ale jak już się jest na „polu bitwy”, to nie ma zmiłuj się. Trzeba robić wszystko na maksa.

Małgorzata Ciecióra: - W uśmierzaniu nerwów bardzo pomaga modlitwa. Dzięki niej można wyciszyć się, uspokoić. Tak np. zrobiliśmy przed koncertem finałowym w Krakowie. Wtedy akurat modliliśmy się w garderobie, choć miejsca, w których to czynimy, są bardzo różne.

Ks. Stanisław Joneczko: - W Opolu przed występem poszliśmy do kościoła, w którym była adoracja. Pomodliliśmy się, a później zagraliśmy koncert z okazji odsłonięcia pomnika M. Grechuty.

- Zauważacie różnicę między odbiorem Waszej muzyki przez wielkomiejską publiczność świecką a tą, która słucha Was w kościołach?

Piotr Mirecki: - Dzięki występom na festiwalu krakowskim mieliśmy okazję przekonać się, że niezależnie od tego, czy gramy w kościele w Bielsku, czy w teatrze w Krakowie, czy gdzieś tam na sali w Warszawie, ludzie reagują tak samo. Jest żywiołowo i entuzjastycznie. Dla muzyka to niezwykle pozytywne doświadczenie.

Jan Stachura: - I wiesz, chodzi o to, że w gronie tych, którym się to podobało, nie są byle jacy ludzie. Bo np. Jan Kanty Pawluśkiewicz, który był filarem „Anawy”, tak podsumował nasz występ: „Oni wywrócili moją koncepcję do góry nogami, ale to było świetne. No i trzeba było dać nagrodę. Trzeba było”.

Reklama

- Po zwycięstwie w Krakowie zrobiło się w końcu o Was głośno i to nie tylko lokalnie. Jak długo pracowaliście na ten sukces?

Jan Stachura: - Całe cztery lata. Od początku wierzyliśmy jednak, że przyjdzie taki moment, w którym to, co robimy, zostanie dostrzeżone i docenione. Teraz czujemy, że przygoda z profesjonalną sceną już się dla nas zaczęła. Będziemy więc grali przynajmniej tak długo, jak „Rolling Stones”. Jednym słowem, koncerty będą trwały ze 3 godziny.

- Po płycie z kolędami muzycznie skonsumujecie swoją przygodę z Grechutą?

Piotr Mirecki: - Płyta z utworami M. Grechuty w naszych aranżacjach będzie nagrywana na wiosnę. Jej oficjalna premiera nastąpi jesienią na krakowskim festiwalu poświęconym jego pamięci. Na razie mamy na nią 5 gotowych kompozycji. Żeby na płycie umieścić 10-12 piosenek, musimy ich mieć przygotowanych ze 20. Dopiero z tego grona wybierzemy najlepsze. Gdy tylko zakończymy prace nad albumem „Dzień Dobry, Panie Marku”, zabieramy się za nagrywanie płyty z naszymi autorskimi utworami. Póki co, jeszcze nie wiemy, kiedy ukaże się ona w sprzedaży. Albo to będzie końcówka 2009 r., albo wiosna 2010 r.

- Wracając na koniec do tematyki bożonarodzeniowej, powiedzcie, gdzie będzie można usłyszeć na żywo zespół „Dzień Dobry” w kolędowym repertuarze.

Reklama

Ks. Stanisław Joneczko: - 19 grudnia o godz. 19 gramy na bielskiej starówce. 27 grudnia o godz. 18 w Gminnym Ośrodku Kultury w Strumieniu, 1 stycznia o godz. 19 na Beskidzkim Kolędowaniu w kościele Chrystusa Króla w Bielsku-Białej Leszczynach oraz 4 stycznia w Oświęcimiu, tu w grę wchodzi kościół św. Maksymiliana Kolbego. Pewnie miejsc, które odwiedzimy, będzie więcej, dlatego też warto stale zaglądać na naszą stronę internetową, na której można znaleźć aktualne informacje nt. planowanej trasy koncertów.

- Gdzie zainteresowani nabyciem Waszej płyty mają kierować kroki?

Ks. Stanisław Joneczko: - Na pewno będzie ją można dostać na wszystkich koncertach, które gramy. Drugim miejscem, do którego ona trafi, będzie bielska księgarnia „Misericordia”. Najprościej jednak można ją zakupić za pośrednictwem naszej strony internetowej: www.dziendrobry.net.pl. Cena płyty to 25 zł.

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Dziecko, które Jezus trzymał na rękach

[ TEMATY ]

św. Ignacy Antiocheński

Wikimedia Commons

„Męczeństwo Ignacego z Antiochii”, Galeria Borghese w Rzymie

„Męczeństwo Ignacego z Antiochii”, Galeria Borghese w Rzymie

17 października Kościół wspomina w liturgii św. Ignacego Antiocheńskiego, który urodził się około 30 r. i jak głosi tradycja, był jednym z dzieci, które Jezus wziął na ręce i pobłogosławił. Jak wynika z jego listów, był też pierwszym, który użył terminu „katolicki” na określenie całego Kościoła.

Święty Ignacy był biskupem i męczennikiem, który oddał swoje życie za wiarę w Jezusa Chrystusa. Był niezłomny i odważny i może dlatego jest świętym, który skutecznie pomaga modlącym się za jego wstawiennictwem. Odmawianie tej krótkiej modlitwy może pomóc nam w naszych codziennych trudnościach i próbach i wspierać w naszych duchowych i emocjonalnych zmaganiach, dając nam siłę i nadzieję. Może nam również pomóc w naszych relacjach z innymi, pomagając nam być bardziej wyrozumiałymi, cierpliwymi i miłosiernymi. Może nas prowadzić do większej bliskości z Bogiem i pomagać nam odkrywać nasze powołanie i cel w życiu. Może nas również prowadzić do większej świadomości naszych grzechów i potrzeby nawrócenia.
CZYTAJ DALEJ

Pierwszy portrecista Maryi

To właśnie temu Ewangeliście – jak chce legenda – zawdzięczamy pierwszy wizerunek Panny Maryi, którego schemat powtarzał się następnie przez stulecia. Św. Łukasz był nie tylko zdolnym malarzem, ale także doskonale wykształconym lekarzem i historykiem... Jest także autorem jedynej daty istniejącej w Ewangeliach

Jak wielką wagę przywiązywano w dawnych wiekach do obrazowania prawd wiary niepiśmiennym na ogół ludziom, mogą świadczyć zapisy w statucie jednego z XIV-wiecznych cechów malarskich, któremu patronował św. Łukasz: „Z łaski Boga jesteśmy ilustratorami dla tych prostych ludzi, którzy nie potrafią czytać o tych wszystkich rzeczach jakie stały się dzięki cnocie i świętej wierze...”. Wedle legendy, aby na wieki utrwalić piękno Najświętszej Matki Zbawiciela, pierwsi chrześcijanie poprosili św. Łukasza, towarzysza podróży apostolskich św. Pawła, aby namalował on wizerunek Maryi. Ewangelista spełnił prośbę pobożnych i ponoć na deskach stołu, przy którym jadała Święta Rodzina namalował pierwszy maryjny wizerunek. Na jego podstawie powstawały później dziesiątki kopii przypisywanych świętemu. Mówiono, że Łukasz takich wizerunków namalował kilkadziesiąt. Był to typ Madonny „wskazującej drogę”, czyli tzw. Hodegetrii.
CZYTAJ DALEJ

Bp Wojciech Skibicki podczas ingresu: Potrzeba, aby człowieka poprowadzić do Boga

2025-10-18 13:42

[ TEMATY ]

ingres

Elbląg

Fot. Mieczysław Jaworski/episkopat.pl

Musimy wyjść poza mury naszych budynków, struktur, bezpiecznych przestrzeni, aby spotkać tych, którzy nie przyjdą do nas sami. To jest zadanie Kościoła Elbląskiego, którego, jako biskup, nie zrealizuję bez was, bez ludzi Kościoła – mówił w homilii bp Wojciech Skibicki podczas ingresu do Katedry św. Mikołaja w Elblągu, który odbył się w sobotę 18 października 2025 roku.

Bp Wojciech Skibicki zaznaczył w homilii, że czuje się tutaj, jak u siebie, gdyż jest związany z diecezją elbląską od początku jej powstania. „Tutaj w tej Katedrze, przez posługę bp. Józefa Wysockiego, przyjmowałem święcenia diakonatu i od tego momentu przynależę do prezbiteratu elbląskiego” – przyznał i dodał, że tutaj otrzymał przed trzydziestu laty święcenia kapłańskie, a przed sześcioma laty – sakrę biskupią.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję