Honorowe miejsce w naszej rodzinie, od kiedy pamiętam, należało wyłącznie do Pana Boga. Wieczorna modlitwa, której dwuletnia dziewczynka nie rozumiała (klęcząc mruczałam pod nosem, że chcę cukierka), niedzielna Eucharystia, rozmowy rodziców przy świecy - to sceny, które rysują się w mojej pamięci z wczesnego dzieciństwa.
Kiedy miałam siedem lat po raz pierwszy pojechaliśmy na wakacje... Nikt z nas, dzieci, nie wiedział, co tak naprawdę nas czeka. Po pierwszych dniach zmagania się z dziwnymi wymaganiami moderatorów, przeżyliśmy mimo wszystko nasze pierwsze rekolekcje oazowe w Iwoniczu. I tak się zaczęło. Odtąd nie zaznaliśmy innej formy wypoczynku. Siedem lat wraz z rodzicami i braćmi jeździłam na Oazy Rodzin. Później zaczęłam formację na oazach Nowej Drogi, oazach Nowego Życia, poprzez liczne rekolekcje w ciągu roku, przygotowujące do animatorstwa, działanie w oazie przy parafii. Nie da się opisać przeżyć, doświadczeń, dobra, jakiego zaznałam dzięki ruchowi.
Jestem studentką drugiego roku. Znalazłam się w środowisku nieco innym od tego, w którym się wychowałam. Nie ma wspólnoty oazowej, nie ma scholi, nie ma wielu wiernych podczas Mszy św., nie ma obok rodziców. Jest za to sporo „wielkiego świata”, pośpiechu, gonitwy „wyścigu szczurów”, karierowiczów, bogaczy, ludzi zagubionych, udających przed sobą, że nie ma Boga, że jest im On niepotrzebny, że sami ze wszystkim sobie poradzą. Mając jedynie pieniądze, ludzi twierdzących, że
Kościół to jedynie źródło dochodów dla jakiejś warstwy społecznej. Wśród nich jestem ja. I wbrew pozorom bardzo się cieszę! Doceniam łaskę wiary, doceniam rodzinę i doceniam, że spotkałam ks. Blachnickiego. Jest on dla mnie człowiekiem wielkiej, odważnej i dojrzałej wiary. Pokazał mi nową wizję Kościoła, piękno i zrozumienie liturgii, zamiłowanie do gór i wędrówek, umiejętność spędzania czasu nie tylko w dyskotekach i w barach, nie tylko pijąc alkohol, a spotykając ludzi, rozmawiając z nimi i modląc się - bo to łączy, to rodzi wspólnotę. Sługa Boży ukazał mi Nową Kulturę. Dzięki niemu mam odrobinę odwagi, by mówić w moim środowisku o Bogu, by nie wstydzić się swojej wiary, swoich przekonań, by nie nudzić się podczas Eucharystii, a modlić się każdym gestem, każdą pieśnią, każdym wypowiedzianym słowem. Swoją postawą ks. Franciszek kazał mi stawiać sobie wymagania. Niewygodne, niemodne, wyśmiewane. Czasami czuję się zupełnie sama wśród tłumu, jaki mnie otacza. Bywa, że moi znajomi nazywają mnie Joanną d’ Arc prosto ze średniowiecza, a moje dziewictwo wystawiają na Allegro. Wszystko dzieje się w żartach, ale czasem boli. Są jednak momenty, kiedy ktoś przyjdzie i powie, że mi zazdrości moich zasad, wytrwałości, wiary, przekonań.
W trudnych sytuacjach te same osoby pukają po radę, przychodzą wypłakać się, porozmawiać. Wiem, że to wszystko dzięki ks. Franciszkowi i jego szkole życia. Bez niego byłabym pewnie, jak to się dzisiaj mówi: wierzącą na wszelki wypadek, wierzącą niepraktykującą. Nie potrafiłabym dyskutować na tematy religijne, bronić księży, Kościoła, Radia Maryja i „moherowych beretów”, a przeciwstawiać się komunistom, liberałom. Ale przede wszystkim nie byłabym szczęśliwą, młodą osobą, która potrafi doskonale się bawić i żyć w jedności z Panem Bogiem. Nie zawsze moja postawa jest godna naśladowania. Popełniam wiele błędów, upadam, jest mi wtedy wstyd, że mając tak wspaniały start, wszystko marnuję. To mnie mobilizuje i dodaje siły, aby pragnąc wstać.
„Tylko zdechłe ryby płyną z prądem” - bez Boga nie potrafiłabym płynąć pod prąd.
Bądź uwielbiony Panie w mojej rodzinie, w jej służbie. Bądź uwielbiony w Słudze Bożym ks. Franciszku i Jego dziełach.
Alleluja!!!
Pomóż w rozwoju naszego portalu