Agnieszka i Marcin Konik-Korn: - Czy słowo „czystość” nie odnosi się tylko do okresu przed zawarciem małżeństwa?
Ks. dr Piotr Gąsior: - Wyczuwam, że stawiając w ten sposób pytanie, Państwo sami znają odpowiedź. Oczywiście, że czystość nie może odnosić się tylko do okresu przedmałżeńskiego. Bo czyż małżonkowie - mówiąc nieco przekornie - chcieliby mieć prawo do tego, żeby „być brudnymi”? Dlatego jeśli ktoś uważa, iż ślubny kobierzec to jakby przepustka do wszystkiego, czyli nawet do grzechów, to jest w wielkim błędzie. Czystość jest wartością, której nie wolno narażać na zbrukanie tak przed małżeństwem, jak i w trakcie jego trwania. W czasie wdowieństwa również.
- Czym właściwie jest czystość małżeńska?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Oto pytanie, wokół którego moglibyśmy debatować godzinami. Na ten temat powstało już tysiące rozpraw i miliony artykułów, a ja mam dać odpowiedź w kilku zdaniach? Otóż ujmując rzecz jak najprzystępniej, można powiedzieć, że małżonkowie są wobec siebie czyści, jeśli w ich miłość nie wkradł się egoizm. Jego częstymi przejawami są np. nieszczerość motywacji, bezwstyd propozycji i zachowań, obojętność na wrażliwość sumienia współmałżonka, współżycie antykoncepcyjne czy choćby nieroztropne wystawianie się na pokusy przez dwuznaczne znajomości, oglądanie niewłaściwych gazet lub filmów.
- Czy pojęcie czystości odnosi się tylko do sfery seksualnej?
- Wręcz przeciwnie. Czystość seksualna małżonków to owoc ich solidnej pracy duchowej na wielu płaszczyznach. I tak - dla przykładu - osoby, które brzydzą się kłamstwem, dbają, żeby się ono nie pojawiło w żadnej formie również w ich relacjach intymnych. Dorośli o dojrzałej, pięknej wyobraźni nie pójdą do sex shopu i nie pozwolą sobie na jakiekolwiek uprzedmiotowienie ukochanego człowieka. Z kolei wszyscy, którzy osiągnęli pewien wystarczający poziom kultury ludzkiej, wiedzą, że szczęście pożycia małżeńskiego to coś dużo, dużo więcej niż tylko tzw. zaspokojenie potrzeb seksualnych. Współczesną mistrzynią w doświadczaniu pełni szczęścia w relacji małżeńskiej jest m.in. św. Joanna Beretta Molla.
- Dlaczego stosowanie antykoncepcji traktowane jest przez Kościół jako wykroczenie przeciw czystości małżeńskiej?
Reklama
- Kościół naucza Słowa Bożego, które jest zgodne z naturą. Bóg, stwarzając ludzi, chciał, by z miłosnego połączenia mężczyzny i kobiety poczynały się dzieci. Środki antykoncepcyjne ubezpładniają akt małżeński. Ludzie sięgający po nie de facto sprowadzają miłość jedynie do kontaktu seksualnego bez odpowiedzialności za życie. Propagujący antykoncepcję uważają, że te dwie rzeczy można rozdzielać. Spróbujmy w ten sam sposób postąpić z inną dziedziną, np. z jedzeniem. Niech spełnia ono tylko rolę smakową, nie zaś jednocześnie odżywczą. Ludzie mieliby wówczas prawo wkładać do ust ulubiony pokarm, a następnie usuwać go, bo im chodziło tylko o smak. Czyż nie uznalibyśmy tego za jakiś absurdalny hedonizm? Analogicznie nie można w akcie małżeńskim oddzielać przyjemności seksualnej od tego, co może być naturalnym owocem tegoż aktu, czyli poczęcia człowieka. To jasne, że współżyjący małżonkowie, przy stałym otwarciu na dar życia, nie zawsze muszą poczynać dziecko - mogą się wtedy zdecydować na współżycie w okresach niepłodnych.
- A czy są takie sytuacje, że stosowanie metod naturalnego planowania rodziny może być grzeszne?
- Owszem, może do tego czasem dochodzić. Otóż naturalne metody rozpoznawania dni płodnych i niepłodnych w cyklu kobiety są kapitalnym darem dla małżonków, którzy korzystają z nich nade wszystko po to, by móc oczekiwać potomstwa, kiedy chcą je począć, albo by przypuszczać, że się nie pocznie, kiedy podejmują akty małżeńskie - o ile naprawdę mają po temu uzasadnione powody - w czasie niepłodnym. Istotne jest w tym wszystkim to, że oni nie traktują tych naturalnych metod jako formy antykoncepcji. Małżonkowie otwarci na życie zastanawiają się na modlitwie oraz pytają siebie wzajemnie nie o to, co robić, aby nie mieć dziecka, lecz o to, co mogą jeszcze zrobić, aby - jeśli Bóg im pobłogosławi - dać życie kolejnemu człowiekowi.