Reklama

Wspomnienie o ks. Prof. Jerzym Ziębie

Niedziela toruńska 39/2006

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Trudno pozbierać myśli i napisać memento, kiedy ks. prof. Jerzy Zięba, mój profesor i najlepszy przyjaciel, czeka na swój pogrzeb. Serce mam wciąż przeszyte bólem. Nie potrafię pogodzić się z jego odejściem. Myśli jakby same się bronią przed pisaniem o nim, więc będą to wspomnienia niedoskonałe i niedokończone.
19 sierpnia br. o godz. 5.45 wraz z towarzyszami naszej wyprawy na Patmos: ks. Marianem, ks. Henrykiem i p. Zbyszkiem, jako naoczny świadek boleśnie przeżyłem śmierć Jurka, jego odejście do domu Ojca. Do dzisiaj brzmią mi w głowie słowa rozpaczy, jakie wypowiadałem przy jego łóżku: „Jurek, nie umieraj”. Nie wiem, jak znalazłem się w recepcji hotelowej, wołając: „Szybko, pogotowie, nasz przyjaciel potrzebuje pomocy!”. Niestety, nic już nie dało się zrobić. I ta niemoc, i ból, i niedowierzanie, że ten, którego kochaliśmy, który jeszcze dzień wcześniej był naszą radością, który tak cieszył się tym urlopem, odszedł od nas na zawsze...
Została nam modlitwa brewiarzowa, a w niej teksty przypadające na sobotę 19 tygodnia zwykłego, a zwłaszcza II czytanie, które jakby dla nas było napisane, wyjaśniające nam sens tej śmierci. Odprawiliśmy Mszę św. o dar nieba dla Jurka. Zgodnie z planem to on miał jej w tym dniu przewodniczyć, ale Pan zaprosił go na ucztę do siebie. Odszedł tak niespodziewanie, bez możliwości powiedzenia czegoś na rozstanie. Tego dnia mieliśmy pojechać do miejsca objawienia się Boga św. Janowi, na wyspie Patmos. Pan oszczędził mu drogi. On, podobnie jak Jan, usłyszał głos z nieba i znalazł się pośród tych, o których czytamy w Apokalipsie: „Opłukali swe szaty i w krwi Baranka je wybielili. Dlatego są przed tronem Boga i w Jego świątyni cześć Mu oddają we dnie i w nocy” (Ap 7, 14-15).
Te moje wspomnienia traktuję jako częściowe spłacenie długu, jaki zaciągnąłem wobec ks. prof. Jerzego Zięby. Zetknąłem się z nim w 1978 r., gdy jako kleryk rozpocząłem swą drogę do kapłaństwa. Był opiekunem kursowym, od razu zafascynował mnie i moich kolegów swoją osobowością oraz kulturą osobistą. Jako wykładowca homiletyki imponował ogromną wiedzą, erudycją i inteligencją. Na wykłady przynosił stos najnowszych pozycji książkowych autorstwa znanych światowych teologów, władał biegle kilkoma językami, czuło się ten powiew Europy i świata, który dla niego nie miał granic. To, co najbardziej mnie uderzało u Księdza Profesora, to jego ciepły stosunek do swoich podopiecznych. Jako kursanci czuliśmy, że jesteśmy mu drodzy. Przeżywał nasze niepowodzenia i cieszył się sukcesami. Taki pozostał do ostatniego zjazdu na zamku w Bierzgłowie, gdzie przeżywaliśmy 22. rocznicę kapłaństwa. Nie opuścił żadnego spotkania. Był z nami do końca. Byliśmy dumni, że jest naszym opiekunem.
To właśnie jego niezwykle ciepły stosunek do człowieka spowodował, że wybrałem seminarium homiletyczne, aby pod jego kierownictwem pisać pracę dyplomową. Miałem wówczas okazję chodzić na konsultacje do jego mieszkania. Nie zapomnę smaku i zapachu włoskiej kawy, którą za każdym razem mi proponował, pytając: Senior, espresso czy cappuccino? Po takiej kawie zdecydowanie wzrastała moja świadomość naukowa, a pisanie pracy nabierało innego tempa.
Drogi nasze zaczęły się krzyżować. Bp Marian Przykucki, ówczesny ordynariusz diecezji chełmińskiej, skierował mnie do parafii pw. św. Józefa do Gdyni. Okazało się, że jest to rodzinna parafia Księdza Profesora. Przyjeżdżał często do rodzinnego domu, zawsze wtedy odwiedzał swojego ucznia, zawsze zatroskany i wlewający we mnie nadzieję. Po dwóch latach spotkaliśmy się ponownie w Pelplinie, gdzie dołączyłem do grona zacnych kapłanów pelplińskich. Było dla mnie zaszczytem przebywać na spotkaniach z moimi profesorami, od których uczyłem się kapłaństwa. Byłem dumny, że śp. ks. prał. Zygmunt Labuda i ks. prof. Jerzy Zięba włączyli mnie do grona swoich domowników.
Ten piękny czas skończył się nagle pamiętnego 13 stycznia 1988 r., gdy w drodze powrotnej z Gdyni mieliśmy tragiczny w skutkach wypadek samochodowy, w którym zginął ks. prał. Labuda. Nam udało się przeżyć. Od tego dnia połączyły mnie z ks. Ziębą więzy cierpienia, staliśmy się prawdziwymi przyjaciółmi, zanosząc Bogu modlitwę wdzięczności za dar drugiego życia.
Po długiej rekonwalescencji powróciliśmy do dawnych obowiązków w Pelplinie. Nie trwało to jednak długo. W 1989 r. zostałem skierowany na studia do Münster, a potem do pracy duszpasterskiej na północy Niemiec. To rozstanie nie przerwało naszej przyjaźni. Jurek odwiedzał mnie stale - czy to prywatnie, czy też jako wytrawny kaznodzieja rekolekcji parafialnych. Przemierzaliśmy wówczas szlaki od granicy duńskiej aż po Hamburg, głosząc Słowo Boże. Po powrocie do Polski napisał: „Marco, dziękuję Ci za niezapomniane rekolekcje w Elmshorn. Słuchając oraz wpatrując się w oczy wiernych, odczytałem napięcie i zatroskanie, poczucie wierności i solidarności, a nade wszystko pragnienie pogłębienia życia duchowego”.
Ksiądz Prałat, Profesor i Przyjaciel, był wielką osobowością. Nade wszystko był to kapłan wielkiego formatu i autorytetu, lubiany zarówno przez świeckich, jak i przez współbraci kapłanów, starszych i młodszych. Miał serce i czas dla wszystkich. Wszystkim okazywał życzliwość, wszystkich darzył uśmiechem i dobrocią swojego serca. Był człowiekiem wiary i wielkiej nadziei. Stąd bliskie mu było przykazanie radości. Cieszył się wszystkim, był duszą towarzystwa. Każdy gest życzliwości sprawiał mu radość. Posiadał umiejętność współdzielenia radości innych. Wszędzie czuł się dobrze, zarówno w gronie uczonych, jak i ludzi prostych, wśród duchownych, jak i świeckich, w wielkich aglomeracjach miejskich, jak i na wsi. Należał do Europy, był człowiekiem Europy. Zwłaszcza, kiedy w czasie urlopu podejmował obowiązki duszpasterskie w Niemczech, często wspominał o miejscach, w których pracował: o Lichtenfels, Geseke czy Lockstedt. Wszędzie był mile widziany, wszędzie znany. Jednak miastem, z którym związał się na zawsze i do którego ciągle wracał, był Pelplin. Tam jako wikariusz biskupi i profesor Seminarium Duchownego wypełniał swoją wierną kapłańską służbę.
Tym razem wrócił inaczej niż zwykle. Dzień wcześniej niż planował. 28 sierpnia ok. godz. 19.00 dotarły z lotniska w Warszawie jego doczesne szczątki. Witałem go wraz z jego siostrami, Elżbietą i Danutą, oraz przyjaciółmi z Torunia (państwem Rayzacher), ale było to smutne powitanie. Nie takie, do jakiego nas przyzwyczaił na ul. Kanonickiej 5, kiedy w papieskim geście uniesionych rąk za każdym razem wyrażał radość z naszego przybycia czy odjazdu.
Każde spotkanie z Jurkiem, czy to bezpośrednie, osobiste, czy tylko listowne lub telefoniczne, dodawało otuchy, wlewało radość i przynosiło ukojenie. Jego wielki przyjaciel, śp. ks. Janusz Pasierb, napisał krótko przed swoją śmiercią: „Żadnego z przyjaciół nie opłakuje się z powodu utraty ich przymiotów i wartości, ale dlatego, że ich nie ma, że umarli po ziemsku sądząc, przed czasem i tak boleśnie”.
Kochany Georgio! Z Twoim odejściem umarła Twoja obecność, Twój dom na Kanonickiej 5, a w nim nasze nocne Polaków rozmowy, Twoja pamięć w kartkach pocztowych, które zawsze przysyłałeś, gdziekolwiek byłeś, Twoje telefony, a w nich stała troska w pytaniu: „Marco, jak idzie?”. Nie ma już tego Pelplina, bo nie ma już Ciebie. Dziękuję Bogu, że mogłem Cię spotkać na drodze mojego życia kleryckiego, a potem kapłańskiego. Tak wielkiego Człowieka, Kapłana, a nade wszystko Przyjaciela. Przepraszam Cię, że tak nieudolnie i zbyt skromnie o Tobie napisałem. Do zobaczenia w niebie. Mam nadzieję, że będziesz czekał na schodach domu Ojca...

Twój szczerze oddany uczeń i przyjaciel Marco.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Paulini zapraszają na pielgrzymkowy szlak na Jasną Górę

2024-06-25 19:14

[ TEMATY ]

Jasna Góra

pielgrzymka

Karol Porwich/niedziela

- Jasna Góra nie ma wakacji - uśmiecha się rzecznik Sanktuarium o. Michał Bortnik i zapewnia, że paulini jak zawsze „z wielką gotowością otwierają drzwi Kaplicy Matki Bożej i bramy Jasnej Góry” przed „pątniczą rzeką”. Zakonnik podkreśla, że „po to tu jesteśmy, by ludzi prowadzić do Matki Najświętszej”. Paulini zapraszają na pielgrzymkowe szlaki, a te wiodą ze wszystkich zakątków Polski. Oprócz tych najbardziej tradycyjnych, sięgających początków istnienia częstochowskiego klasztoru, czyli pieszych, są i te dla rowerzystów, rolkowców czy pielgrzymów na koniach.

O. Bortnik zauważa, że patrząc na czerwcowe pielgrzymowanie, widać niejakie ożywienie. Są parafie, które po latach przerwy spowodowanej nie tylko pandemią, powracają do zwyczaju letnich „rekolekcji w drodze”. Teraz to specjalny czas dla Ślązaków. W czerwcu, a zwłaszcza lipcu nie ma prawie dnia, by na Jasną Górę nie przychodzili wierni z Górnego Śląska. Często jest to jeden dzień w drodze, jeden na Jasnej Górze i powrót pieszo. Niektórzy pozostają na Jasnej Górze nawet kilka dni. Do pielgrzymów pieszych dołączają wierni, którzy docierają autokarami, rowerami, a nawet biegiem.

CZYTAJ DALEJ

Trzecia tajemnica fatimska

Niedziela Ogólnopolska 36/2000

[ TEMATY ]

Fatima

Archiwum sanktuarium w Fatimie

Dzieci fatimskie, którym objawiła się Matka Boża – Hiacynta, Łucja i Franciszek

Dzieci fatimskie, którym objawiła się Matka Boża – Hiacynta, Łucja i Franciszek

26 czerwca 2000 r. papież Jan Paweł II ujawnił treść trzeciej tajemnicy fatimskiej. W tym temacie z abp. Tarcisio Bertone SDB - ówczesnym sekretarzem Kongregacji Nauki Wiary - rozmawiał Włodzimierz Rędzioch.

ROZMOWA ARCHIWALNA

CZYTAJ DALEJ

Gdańsk: Wymazywanie historii w Muzeum II Wojny Światowej. Zniknęli rtm. Pilecki, o. Kolbe i Ulmowie

2024-06-26 13:52

[ TEMATY ]

Muzeum II Wojny Światowej.

Karol Porwich/Niedziela

Nocą z 24 na 25 czerwca z ponad 5 tys. metrów kwadratowych wystawy głównej Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku zostali usunięci polscy bohaterowie. Nie zobaczymy tam już rtm. Witolda Pileckiego, św. o. Maksymiliana Kolbe oraz bł. rodziny Ulmów. O skandalicznym działaniu dyrekcji placówki poinformował dr Karol Nawrocki, prezes Instytutu Pamięci Narodowej.

Dr Karol Nawrocki zwiedzał dziś Muzeum wraz z dr. Markiem Szymaniakiem i dr. Tomaszem Szturą. Przyznał, że to, co zobaczyli na wystawie głównej – jest szokujące.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję