Myśli wielu Polaków zaprząta dziś temat wyborów. Przyjrzyjmy się więc jak my, chrześcijanie mamy w świetle Ewangelii rozumieć nasze życie w społeczności, która dzisiaj jest społecznością demokratyczną. Co to oznacza? To oznacza, że i my jesteśmy zaproszeni do udziału we współrządzeniu państwem.
Jedna strona dylematu naszych czasów polega na tym, że demokrację się gloryfikuje i wówczas demokratycznie podjęte decyzje uważa się za nie podlegające ocenie: jeśli o czymś postanowiła większość ludzi, to uważa się, że to nie podlega ocenie, bo ocenianie demokratycznych decyzji byłoby niedemokratyczne. Stąd budzi zdziwienie w świecie, jeżeli chrześcijanin protestuje przeciwko aborcji. Mówią: „Jak to?! Popatrzcie, w takim i w takim kraju było referendum i większość ludzi jest za tym, więc jak można to krytykować?!” To samo dotyczy takich problemów, jak eutanazja, legalizacja małżeństw homoseksualnych, czy wojen. Często sprowadza się to do problemu: ile procent ludzi jest za tym - jeśli mniej niż połowa, to na pewno jest to złe, a jeśli więcej niż połowa, to jest to dobre. Jedno ze spojrzeń na demokrację jest właśnie takie: ceni się ją tak bardzo, że decyzje podjęte demokratycznie nie podlegają ocenie, a kto by próbował je oceniać, to jest to niedemokratyczne. Często zdarza się, że nastanie w jakimś kraju demokracji postrzega się jako kres historii: cała historia zmierzała do demokracji, a skoro demokracja już nastała, to wszystko się już wydarzyło i już nie ma czego oczekiwać. Pozostaje jedynie doskonalenie demokracji, dopracowywanie metod udziału ludu. W takiej wizji demokracja jest utożsamiana z ustrojem rajskim, z rodzajem świeckiego zbawienia. Łatwo zauważyć, że w ten sposób demokratyczny ustrój zajął miejsce Boga. Teraz mechanizmy demokratyczne będą decydować o tym, co jest dobre, a co złe, czyli zajmują miejsce absolutne, nie podlegające ocenie. To jest absolutyzacja demokracji i postawienie jej na miejsce Boga - nie ma już nic większego, w świetle czego można by demokrację oceniać.
A oto i druga strona dylematu: czasem ktoś się rozczarowuje skutkami demokracji. Demokracja polega na tym, że rządzi lud, a lud to jest „dużo ludzi”. A przecież dużo ludzi ma podobne zalety, ale i podobne wady, jak pojedynczy człowiek: gdy się zbierze dużo ludzi, to ich wady nie znikną. Ktoś to zauważa i mówi sobie: „Trzeba odrzucić demokrację. Skoro ona nie zaprowadza rządów Boga, to trzeba rządy Boga zaprowadzić jakąś inną metodą - metodą silnej ręki - wbrew ludowi, ale dla dobra ludu. Skoro demokracja nie prowadzi do rządów Boga, to trzeba ją zlikwidować”.
Wydaje się, że obserwujemy w świecie takie właśnie dwa spojrzenia na demokrację. Jedno, tzw. liberalne, które stawia Pana Boga na marginesie, bierze Go w nawias, a drugie tzw. totalitarne. A ponieważ jesteśmy zaproszeni do demokratycznego udziału we współrządzeniu państwem, to warto się przyjrzeć jak chrześcijanin powinien na to wszystko spojrzeć.
Jan Paweł II kilkanaście lat temu napisał sporo słów na temat chrześcijańskiego spojrzenia na demokrację. Mówiąc najogólniej punkt wyjścia brzmi następujaco: demokracja jest czymś pozytywnym. A dlaczego? Bo skoro rządzi się ludźmi, to godność człowieka wymaga, żeby każdy człowiek miał w tym jakiś współudział. Rzeczami można rządzić bez ich współudziału - nikt z nas nie pytał krzeseł, jak mają być ustawione. Roślinami można rządzić bez ich współudziału. Przy zwierzętach niektórzy właściciele swoich ulubionych stworzeń mogliby już nabrać wątpliwości, a cóż dopiero jeżeli chodzi o ludzi! Ludzie to nie są sprzęty, którymi można by zarządzać! Godność człowieka wymaga, aby został zaproszony do współrządzenia, jeśli to jego dotyczy.
Do punktu wyjścia należy także i to: jeśli rządzi lud, czyli dużo ludzi, to takie rządy będą miały wady typowo ludzkie, bo ludzie mają wady. Dlatego, chociaż godność człowieka bardziej odpowiada rządom demokratycznym niż jakimś innym, to demokracja podlega ocenie przez chrześcijanina - tak samo, jak wszystko inne na świecie. Demokratyczne mechanizmy i demokratyczne decyzje nie są bynajmniej wyjęte spod moralnej, czy duchowej, chrześcijańskiej oceny. Nie są jakimś absolutem, jakimś bogiem, który jest ponad nami. Nie! To jest coś do oceny; coś, o czym chrześcijanin nie tylko może, ale powinien się wypowiadać.
Oprac. Agnieszka Bugała
Pomóż w rozwoju naszego portalu