Reklama

Po pierwsze: Wujek

Spotkali się w dzień jego imienin - jak co roku, 26 lutego, na Aleksandra. W sali kominkowej i holu „Pod czwórką” prawie 200 osób śmieje się i rozmawia, Harnaś z gitarą w ręku intonuje „Przedszkolaczka” i „Polesia czar” - chociaż góral, ale ulubioną kresową piosenkę Wujka śpiewa jak własny hymn. Wydaje się, że Wujek - ks. Aleksander Zienkiewicz stoi tam, jak zwykle przy kominku, przyjmując życzenia. A kolejka z życzeniami do niego trwała zwykle 2-3 godziny. Nie lubił przyjmować kwiatów, zwalczając zwyczajowo tzw. kult jednostki - ale czasem zaczepnie żartował: „A ty co? Z pustymi rękami?”.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

„Uwaga! Człowiek!”

Reklama

„Czwórkowicze”, wspominając Wujka, zwracają się do siebie jego powiedzonkami. - Uwaga, Człowiek! - słychać w holu, a zaraz potem śmiech. - Kiedy szliśmy plażą, podczas wakacji w Stegnie Gdańskiej, między kocami plażowiczów, Wujek mówił: „Uwaga, Człowiek!”. Zawsze zauważał każdego, uczulał, by każdego szanować. Uczył „czwórkowiczów”, żeby z każdą nową osobą, która pojawi się w duszpasterstwie, przywitać się, zapytać jak ma na imię, jak się czuje.
Pytam wychowanków, na czym polegał fenomen duszpasterstwa akademickiego „Pod czwórką”, jaki był ks. Aleksander Zienkiewicz. - Po pierwsze Wujek - odpowiada mi o. Józef Cydejko, franciszkanin, którego powołanie zrodziło się pod skrzydłami Wujka. - Po drugie, on nas wszystkich znał z imienia! - mówi pani Joanna - to nieprawdopodobne, ale on o każdym z nas wiedział, co najważniejsze, i zawsze pytał o nasze sprawy, problemy. Wiedział, kto jest zakochany, kto ma egzamin do poprawki, czyja mama jest w szpitalu. - Zwracał się do nas „kochani” i czuło się, że on naprawdę nas kocha, interesuje się nami i troszczy o nasze sprawy - mówią. Starszych wychowanków, którzy przychodzili na Niedziele Rodzin pytał o dzieci. - Pewnego razu Wujek, widząc mnie, zapytał: „a jak tam twój wartburg?” Rzeczywiście, miałam kiedyś starego wartburga. Innych pytał o dzieci, a ponieważ ja nie miałam dzieci, zapytał o ciągle psującego się wartburga - wspomina pani Joanna.
Te wspomnienia wywołują rozbawienie „czwórkowiczów”, zresztą, sam Wujek taki był - radosny i wesoły, a przecież w każdym, kto go poznał, pozostawił cząstkę siebie. Sprzątając kiedyś jego pokój przed malowaniem studenci znaleźli na szafie dwa samowary. - Wujku, po co Ci aż dwa samowary? Mogę wziąć jeden? - Widzisz, kochany, w Piśmie Świętym jest napisane, żeby dzielić się z bliźnim płaszczem, ale nie ma ani słowa o samowarach - poważnie odparł Wujek.

„Jak Bóg pozwoli”

Jego wychowankowie szacują dzisiaj, że tygodniowo przewijało się przez duszpasterstwo ok. 500 osób, załatwiając z Wujkiem najrozmaitsze sprawy. Choć, jak wspominają, w pewnym momencie nauczyli się sami sobie pomagać - przynajmniej w sprawach „lżejszego kalibru”. Nie wypadało zawracać głowy Wujkowi byle czym. Ale szacunek Wujka dla każdego potencjalnego interesanta czy po prostu gościa był ogromny: wychodząc z domu zawsze zostawiał kartkę z informacją, gdzie jest i o której godzinie wróci.
- Z dopiskiem „jBp” - dodaje pani Jadwiga, a widząc moją pytającą minę wyjaśnia z uśmiechem: to znaczy „Jak Bóg pozwoli”. Każdemu poświęcał tyle czasu, ile ten potrzebował. O każdej porze dnia aż do nocy można było przyjść do niego będąc pewnym, że wyjdzie z powitaniem: „Proszę. Czym mogę służyć?”

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Uczelnia i kuźnia patriotyzmu

„Pod czwórkę” zapraszał Wujek wykładowców, wybitnych ludzi, z którymi spotkania ubogacały studentów i starszych już „czwórkowiczów”. - To tu była prawdziwa uczelnia - mówi pani Joanna. - Codziennie najpierw Msza św., a po niej spotkanie, konwersatorium, wykład. Na przykład wykłady z etyki, poświęcone etyce wykonywania różnych zawodów, konwersatoria z języka francuskiego, warsztaty pedagogiczne, wychowanie do małżeństwa i rodziny. (Teksty jego sławnej książki Miłości trzeba się uczyć na wiele lat przed jej wydaniem ukazywały się jako artykuły na łamach „Niedzieli”). Bywali tu o. Karol Meissner, bp Stefan Bareła, ks. Józef Tischner, ks. Tadeusz Styczeń. Dzięki Wujkowi „czwórkowicze” spotykali się z biskupami wrocławskimi - Bolesławem Kominkiem, Pawłem Latuskiem, Wincentym Urbanem. W Bogaczowicach na wyjeździe był nowo konsekrowany biskup Karol Wojtyła, który kilka lat później głosił w kościele pw. Świętego Krzyża we Wrocławiu naukę o odpowiedzialnej miłości. Zorganizował też Wujek spotkanie swoich podopiecznych z Prymasem Tysiąclecia kard. Stefanem Wyszyńskim. Skromny i łagodny wobec każdego ks. Zienkiewicz zdecydowanie potrafił okazać też swoją stanowczość. Harnaś - bp Adam Dyczkowski, wspominając to wydarzenie, opowiada, że zainteresowanie spotkaniem z Prymasem było tak duże, iż postanowili zorganizować dwa spotkania, o 15.00 i 17.00. Pierwsze odbyło się w atmosferze wielkiego entuzjazmu, katedra wypełniona po brzegi, a wielu jeszcze stało na zewnątrz. Równie tłumnie przybyła młodzież na drugie spotkanie, ale przyjście Prymasa opóźniało się. Wujek zaniepokojony pobiegł do rezydencji, gdzie w drzwiach zatrzymał go abp Kominek, prosząc, by przeprosić młodzież, bo Ksiądz Prymas jest zmęczony. Wujek bardzo się wtedy zdenerwował: „katedra jest wypełniona po brzegi, a on mi teraz będzie mówił, że jest zmęczony!” Przeprosił abp. Kominka, wszedł do pokoju kard. Wyszyńskiego, który za chwilę grzecznie podreptał za Wujkiem do katedry.
Jego wychowankowie mówią też, że to dzięki Wujkowi Wrocław zapoczątkował wejście do polskich kościołów na stałe sympozjów katolickiej nauki społecznej i myśli niepodległej. Był on bowiem inicjatorem Dni Kultury Chrześcijańskiej z okazji 25-lecia Centralnego Ośrodka Duszpasterstwa Akademickiego i 20-lecia Klubu Inteligencji Katolickiej. Dla komuny był to straszny policzek.

Opatrzność czuwa nad niedołęgami

To kolejne powiedzonko ks. Aleksandra Zienkiewicza, który całe swoje życie zawierzył Opatrzności, tego samego ucząc swoich wychowanków. Pod jego skrzydłami zrodziło się wiele powołań, spośród studentów elektroniki, romanistyki i innych kierunków, którzy pod jego opieką dojrzewali do odkrycia własnych powołań. W ich pamięci zawsze pozostanie on jako wspaniały pedagog, święty kapłan, człowiek o wielkim sercu i łagodności. To był po prostu nasz Wujek - mówią o nim „czwórkowicze”, choć już po raz dziewiąty spotkali się na tych imieninach bez niego. - Jego duch jest wśród nas obecny, bo to był właśnie fenomen - mówi Harnaś, który przez 22 lata był jego najbliższym współpracownikiem „Pod Czwórką”, wyraźnie wzruszony spotkaniem z tymi, wśród których Wujek wciąż żyje.

W artykule wykorzystałam opisy wspomnień o Wujku zebrane w książce Ksiądz Aleksander Zienkiewicz. Kapłan i wychowawca, która powstała jako owoc Sympozjum w 5. rocznicę jego śmierci 18-19 listopada 2000 r.

2005-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Papież: przez ubogich otwórzmy drzwi Chrystusowi

2025-08-17 10:02

[ TEMATY ]

Papież Leon XIV

Vatican Media

Jesteśmy Kościołem Pana, Kościołem ubogich, wszyscy jesteśmy cenni, wszyscy jesteśmy osobami, każdy niesie w sobie niepowtarzalne Słowo Boże - wskazał Leon XIV w homilii podczas Mszy św. w Sanktuarium Santa Maria della Rotonda w Albano z udziałem ubogich objętych opieką diecezji oraz pracowników Caritas diecezjalnej.

Na początku homilii Ojciec Święty wyraził radość ze spotkania, szczególnie podczas niedzielnej Eucharystii. „Jeśli bowiem już sam dar bycia dziś blisko siebie i pokonania dzielącego nas dystansu – patrząc sobie w oczy jak prawdziwi bracia i siostry – jest wielki, to jeszcze większym darem jest zwyciężyć w Panu śmierć. Jezus pokonał śmierć – niedziela jest Jego dniem, dniem Zmartwychwstania – a my już teraz zaczynamy pokonywać ją wraz z Nim” - zaznaczył Papież. Dodał, że podczas Mszy św. „nasze serce otrzymuje życie, które przekracza śmierć
CZYTAJ DALEJ

Św. Jacku Odrowążu! Skąd czerpiesz ten swój życiowy dynamizm?

Dobre pytanie... Pewnie każdy ma w sobie wiele potencjału, lecz nie wszyscy umieją go wykorzystać. Akurat tak się złożyło, że mnie to się udało. Przyszedłem na świat na ziemi opolskiej pod koniec XII stulecia w bogatej i bardzo wpływowej rodzinie Odrowążów. Ukończyłem dobre szkoły, poczynając od szkoły katedralnej w Krakowie, gdzie miałem zaszczyt słuchać samego bł. Wincentego Kadłubka. Moja edukacja jednak nie ograniczyła się tylko do naszego kraju. Powszechnie wiadomo, że podróże kształcą. Dlatego też nie tylko z powodów naukowych byłem zarówno we Francji, jak i we Włoszech. W Wiecznym Mieście poznałem św. Dominika - założyciela Zakonu Kaznodziejskiego. W każdym razie za namową swojego krewnego Iwo, który był biskupem Krakowa, wraz ze swoim bratem bł. Czesławem zostałem dominikaninem. Razem organizowaliśmy pierwsze klasztory dominikańskie nie tylko na naszych ziemiach. Mieliśmy na to pełne poparcie władz zakonnych, a przede wszystkim przychylność Stolicy Apostolskiej. Najsłynniejsze z nich to klasztory w Krakowie, Gdańsku i Kijowie. Ten ostatni zakładałem osobiście. Próbowałem też ewangelizować Prusy, lecz moje relacje z Krzyżakami nie układały się najlepiej. Żyłem bowiem w trudnych czasach XIII wieku, w których chrześcijaństwo dopiero zaczynało odgrywać dominującą rolę na terenach Europy Wschodniej. Ja zaś pomagałem mu rozkwitać. Wskazuje już na to moje imię, które pochodzi z języka greckiego (hyakinthos) i oznacza po prostu nazwę kwiatu - hiacynta. Może właśnie dlatego jestem osobą niezwykle twórczą, którą cechuje duży indywidualizm. Zwykle bywam człowiekiem pewnym siebie. Cenię sobie niezależność. Jestem osobą emocjonalną i energiczną, lecz, niestety, również wybuchową i apodyktyczną. Miałem jednak na tyle pociągającą i godną naśladowania osobowość, że doczekałem się sporego grona uczniów, których nie orientowałem na siebie, lecz na osobę naszego Pana Jezusa Chrystusa. Moje relikwie spoczywają w Krakowie. Ogłoszono mnie świętym pod koniec XVI wieku. W sztuce przedstawia się mnie najczęściej w zakonnym habicie z monstrancją i figurą Maryi w dłoniach. Pięknie pozdrawiam nie tylko wszystkich moich imienników, lecz każdego chrześcijanina, który jest gotów poświęcić swoje życie dla Boga i bliźnich.
CZYTAJ DALEJ

Papież na obiedzie z ubogimi: w każdym jest obecność Boga

2025-08-17 14:29

[ TEMATY ]

ubodzy

Papież Leon XIV

Vatican Media

Najpiękniejszym stworzeniem jest to, które zostało stworzone na podobieństwo, na obraz Boga – a więc my wszyscy. I każdy z nas przedstawia ten obraz Boga – powiedział dziś Leon XIV na obiedzie z ubogimi.

Rozpoczynając obiad Papież podziękował, że Caritas Diecezji Albano oraz jej biskupowi Vincenzo Viva za to, że posiłem jest „w tak pięknym miejscu, które przypomina nam o pięknie natury, stworzenia” czyli w Borgo Ludato si’ w ogrodach w Castel Gandolfo. W tym kontekście Papież zaznaczył, że „najpiękniejszym stworzeniem jest to, które zostało stworzone na podobieństwo, na obraz Boga – a więc my wszyscy”. Mówiąc do ponad 100 ubogich zebranych na obiedzie Ojciec Święty podkreślił, że ważne jest, by zawsze pamiętać, że właśnie w każdym z nas odnajdujemy obecność Boga.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję