Reklama

Samotność ojcostwa

Niedziela przemyska 6/2005

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Długo trwało oczekiwanie na rezultaty podjętych starań o katedrę teologii pastoralnej. Wieści nadchodzące od ludzi zbliżonych do kręgów decydujących o nominacjach przybierały różne klimaty. Raz były pełne pocieszających zapewnień, że sprawa zbliża się ku pomyślnemu rozwiązaniu, inne znowu jakby oddalały w bliżej nieokreśloną przyszłość losy planów Pelczara.
Niecierpliwość oczekiwania nie pomniejszyła naukowej i duszpasterskiej aktywności Józefa. Wręcz przeciwnie, w owej duchowej aktywności szukał lekarstwa na nękające go wątpliwości i dopadające zniechęcenie, zwłaszcza w chwilach, kiedy pojawiały się dolegliwości znoszonej z cierpliwością choroby. Złe stany samopoczucia rodziły wszak czasem pokusę rezygnacji z podjętych wcześniej planów. Młody kapłan zauważył, że czasem jest to diabelska pokusa odciągnięcia człowieka od jego gorliwości. Zaczął pilnie śledzić te sytuacje i doszedł do wniosku, że jedynie żelazna konsekwencja w rozsądnym realizowaniu duchowej drogi może pomóc w zwalczeniu nie tyle samej choroby, ale niejako ubocznych skutków, które ona rodzi w psychice i duchowości człowieka.
Najpierw odkrył w sobie uczucia zazdrości wobec ludzi, którzy cieszyli się krzepkim zdrowiem i nawet nieraz posuwali się do niedelikatnych żartów czy ironicznych uwag na temat ludzi doświadczonych słabością.
Niejednokrotnie zdarzało się, że długo klęczał przed Najświętszym Sakramentem, by uspokoić w sobie żal, jaki rodził się w sercu po takich spotkaniach. Bardzo pomagał mu w tym bliski kontakt z klerykami, których był opiekunem. Wiele rozmawiał, pytał o ich życie osobiste, rodzinę. Była to kopalnia mądrości. Chłopcy po pokonaniu nieśmiałości odkrywali ciepłe, ojcowskie zainteresowanie ich życiem i chętnie, coraz chętniej ujawniali ukrywane nieraz głęboko w sercu swoje troski i niepokoje. Z tych opowieści młodych rysowała się panorama ludzkich losów, które uczyły pokory. Pelczar nieraz w myślach, podczas duchowej medytacji, karcił siebie za zbytnią troskę, jak mu się wydawało, co do własnej osoby.
- Jesteś kapłanem, masz sporo talentów, miałeś szczęście studiować w Rzymie i dotykać miejsc znaczonych heroicznym życiem Kościoła. Ci młodzi chłopcy, jakże często zaniedbani w nauce w swoich maleńkich szkołach, nigdy nie będą mieli szansy zobaczyć i doświadczyć tej potęgi ducha, która tobie została dana. Wielu z tych młodych, naznaczonych już jest chorobą zrodzoną z niedożywienia i innych rodzinnych niedostatków.
Zawsze taka modlitwa przynosiła ukojenie, dodawała energii do pracy i pokonywania rodzących się zniechęceń. Zawsze też kierowała jego myśl do rodzimej Kończyny i z głębi serca dziękował za rodziców, rodzeństwo i ów klimat, który sprawiał, że do miejsca tego zawsze wracał z radością.
Kolejnym etapem zmagania się była troska o wierne przestrzeganie założonego sobie wcześniej planu dni i tygodni. To może wówczas zrodziła się myśl, która po latach znajdzie swoje spełnienie w trudnym ślubie niemarnowania żadnej minuty w pracy dla budowania królestwa Bożego.
To co, rodziła modlitwa i medytacja przechodziło jak u każdego swoją próbę w szarej codzienności, ale tę pokonywał częstą obecnością przed Najświętszym Sakramentem i powierzaniem siebie Najświętszemu Sercu Pana Jezusa.
A prób nie brakowało. Kiedy z Krakowa nadchodziły kolejne krzepiące sygnały, które zdawały się przybliżać realizację kolejnego życiowego kroku Pelczara, przyszła wiadomość, że katedrę teologii pastoralnej otrzymał ks. Józef Krakowski, proboszcz z Błażowej, a wcześniej profesor przemyskiego Seminarium. Trudna to była wiadomość.
Pierwszym, który wyszedł jej naprzeciw był rektor Skwierczyński. Zaprosił swojego współpracownika na spacer i nie owijając niczego w bawełnę zaczął wprost:
- Widzę, że ta wiadomość mocno Cię dotknęła.
- Nie kryję, że może nie tyle czuję się dotknięty, ile raczej obmyślam, że raczej tu w Przemyślu trzeba układać sobie życie i zamyślać dalsze plany. Tym bardziej, że moje starania o probostwo przekonały mnie, że proboszczem raczej nie będę.
- Tego się nie da przewidzieć. Nie należy wszystkiego opierać tylko na naszych ludzkich planach, domysłach. Ja bym nie tracił nadziei i nie popadał w rozgoryczenie. To najgorsza z wad i najsilniejsza broń szatana. A nawet gdyby tak było, to przecież nie masz powodu do smutku. Klerycy Cię lubią. Więcej, jesteś im bardzo przydatny. Wiem to, bo czasem mi o tym mówią. A ile mi nie mówią, ale stary rektor wiele już widział i to też widzę, jak garną się do Ciebie. Nie brak Ci zdolności. Przy tym masz sporo czasu by zajmować się tym, co lubisz - nauką. Widzisz, jakie trudne są czasy. Ileż wśród duchowieństwa jest zaniedbań. Wielu bardziej dba o pole niż o świątynie. Taki czas. Ale przecież on nie może trwać zawsze. Wierzę, że przyjdą nowe czasy, i ty ich doczekasz. Te przyniosą nowe wezwania, do których już teraz trzeba się przygotowywać. Nie trać ducha. Pan Bóg ma swoje plany i to one ostatecznie są najważniejsze.
Ta rozmowa była bardzo potrzeba młodemu profesorowi. Trwała długo i była bardzo szczera. Józef był wdzięczny Bogu za dar takiego przełożonego, który z pozoru oschły ujawnił teraz swoją troskę i udowodnił, że dobrze wie, co dzieje się sercach i umysłach jego współpracowników.
Wrócił zatem do swoich zajęć jakby mocniejszy. Zaczął obmyślać nowe książki, a ich tematyka kierowała się w stronę duszpasterskich zapotrzebowań kapłanów.
Tak nadszedł dzień św. Józefa 1877 r. Ten dzień zawsze w życiu solenizanta był ważny. Wiele razy doświadczył, że właśnie w tym dniu zdarzały się sytuacje, które bardzo silnie oddziaływały na jego dalsze losy. Starał się unikać hucznego obchodzenia swoich imienin, ale nie unikał i nie skąpił swojej obecności tym, którzy przychodzili z życzeniami. Właśnie tego dnia nadszedł list znakowany cesarskimi znakami. Serce Józefa zabiło mocniej.
- Pewnie to wiadomość, że ostatecznie nie zostanę mianowany profesorem w Krakowie - pomyślał niemal pewny, że się nie myli. Rozerwał kopertę i aż dwukrotnie przeczytał depeszę - dokument. Cesarz informował go, że jego starania uznał za słuszne, a akademia potrzebuje nowych sił i dlatego niniejszym mianuje ks. Józefa Sebastiana Pelczara profesorem zwyczajnym historii kościelnej i prawa kanonicznego na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Nie mógł zebrać myśli. Przyszła na pamięć rozmowa z rektorem.
- Tak, miał rację ten sędziwy kapłan. Nie można wszystkiego opierać na własnych zamysłach. Ten dokument, to najlepszy i dotykalny dowód tej prawdy. Niby wszystko jest jak zamierzałem. Zostałem profesorem Uniwersytetu. Ale profesorem kierunków, których się nie spodziewałem. I co teraz czuje moje serce? Nie ma w nim radości, satysfakcji. Jest lęk. Jak sobie poradzisz? Jak bardzo kocham to miejsce, tych ludzi, ujawniło się w tym jednym momencie, kiedy po ludzku moje pragnienia zostały spełnione.
Rzeczywiście takie myśli miały swoje uzasadnienie. W Przemyślu już się zadomowił. Znał swoje obowiązki. Czuł się bezpiecznie w gronie życzliwych ludzi. Teraz nadeszło nowe. Nowe i niewiadome. Postanowił odnaleźć księdza rektora, by z nim najpierw podzielić się otrzymaną wiadomością.
- A nie mówiłem - odrzekł Skwierczyński, wysłuchawszy wiadomości. Teraz zaczną się nowe problemy. Szkoda, że od nas odejdziesz. Ale jak powiedziałem, tak trwam przy swoim - Pan Bóg ma swoje plany i ta decyzja też jest w nie wpisana. Co zamierzasz?
- Sam jeszcze nie wiem. Już się jakoś pogodziłem z myślą pozostania w Przemyślu i teraz właściwie nie wiem, od czego zacząć.
- Najlepiej zacznij od biskupa. Idź i powiedz mu o otrzymanej decyzji i posłuchaj co ci doradzi. Dużo słuchaj.
To była mądra i sensowna rada. Młody kandydat na profesora poprosił zatem ks. kanclerza Łobosa o umówienie z biskupem. Ten obiecał, że zrobi to najrychlej jak będzie możliwe.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2005-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Samarytanin otrzymuje od Jezusa misję: Idź!

2025-10-07 11:04

[ TEMATY ]

rozważania

O. prof. Zdzisław Kijas

Adobe Stock

Samarytanin otrzymuje od Jezusa misję: Idź! Znajdź tamtych, ciągle jeszcze zagubionych, pozbawionych wiary, którzy nie rozpoznali Dawcy życia, lecz zobaczyli we Mnie tylko zwyczajnego lekarza. Taką misję wyznacza Jezus także mnie.

Zdarzyło się, że Jezus, zmierzając do Jeruzalem, przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei. Gdy wchodzili do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: «Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami!» Na ten widok rzekł do nich: «Idźcie, pokażcie się kapłanom!» A gdy szli, zostali oczyszczeni. Wtedy jeden z nich, widząc, że jest uzdrowiony, wrócił, chwaląc Boga donośnym głosem, padł na twarz u Jego nóg i dziękował Mu. A był to Samarytanin. Jezus zaś rzekł: «Czyż nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? Czy się nie znalazł nikt, kto by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec?» Do niego zaś rzekł: «Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła».
CZYTAJ DALEJ

Szkoła Podstawowa podpisała umowę o współpracy z konsulatem Albanii

2025-10-09 08:52

Marek Kamiński

Podpisanie umowy pomiędzy Konsulatem Albanii a SP nr 14 im. Józefa Lompy mgr Barbarą Bulesowską w Łodzi

Podpisanie umowy pomiędzy Konsulatem Albanii a SP nr 14 im. Józefa Lompy mgr Barbarą Bulesowską w Łodzi

W siedzibie Konsulatu Republiki Albanii w Łodzi przy ul. Gdańskiej 107 została podpisana umowa o współpracy konsula honorowego dr. Pawła Michalaka z dyrektor Szkoły Podstawowej nr 14 im. Józefa Lompy mgr Barbarą Bulesowską.

Najważniejsze kontakty to są kontakty ludzi młodych. Dzisiaj poprzez media społecznościowe w zasadzie nie mają żadnych ograniczeń. - Kontakty młodzieży albańskiej z młodzieżą polską są jeszcze niezbyt częste. Powstał więc pomysł, aby nawiązać stosunki partnerskie między szkołami, wymiany korespondencji i bliższego poznania. Mamy nadzieję, że kolejnym krokiem będą wzajemne wizyty młodzieży albańskiej w Polsce, a młodzieży polskiej w Albanii – powiedział dr Paweł Michalak.
CZYTAJ DALEJ

Jasna Góra: W łączności z Watykanem - Jubileusz Życia Konsekrowanego u stóp Królowej Polski

Na Jasnej Górze w łączności z Watykanem trwają obchody Jubileuszu Życia Konsekrowanego. Do Królowej Polski przyjechało ok. 800 sióstr zakonnych z całej Polski. Jest to dla nich czas wdzięczności za powołanie, ale także próśb o wierność, radykalność powołaniu i modlitwy za wszystkie osoby, które rozeznają życiową drogę. W programie dwudniowego spotkania znalazła się modlitwa i sesja zatytułowana: „Prorocy nadziei we współczesnym świecie”.

S. Brygida Olędzka, loretanka, z Komisji Formacji Permanentnej przy Konsulcie Żeńskich Zgromadzeń Zakonnych w Polsce zwróciła uwagę, że czas na Jasnej Górze jest szczególnym czasem łaski i łączności z Rzymem. - Pragnęłyśmy zaprosić wszystkie siostry, które nie mogły pojechać na Jubileusz Życia Konsekrowanego do Rzymu, żeby przyjechały do Królowej Polski, abyśmy wspólnie mogły wysłuchać treści, które niesie Rok Jubileuszowy i byśmy razem zjednoczyły się na modlitwie - podkreśliła. Dodała, że dziś także proszą, aby osoby konsekrowane we współczesnym świecie potrafiły być „Znakiem Nadziei” także dla rozeznających życiową drogę.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję