Reklama

Podróże sentymentalne

Kodeń zmienia serca

Kodeń jest niewielką, podlaską mieściną nad Bugiem, graniczącą z Białorusią, a tym samym stanowiącą granicę Unii Europejskiej. Jednak o Kodniu zawsze coś się słyszy, więc chyba niepisane mu spokojne, senne bytowanie.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Było o nim głośno, gdy pobożny, ale zuchwały Mikołaj Sapieha wykradł wizerunek Madonny, zwanej Gregoriańską, z prywatnej kaplicy papieskiej i gnał z nim tutaj, na zielone Podlasie. Musiało być o nim głośno i w samym Rzymie, gdy pościg za świętokradcą nie powiódł się, a Urban VIII obłożył klątwą polskiego magnata. Od ponad 350 lat Maryja jest czczona tutaj i zwana po prostu - Kodeńską. A klątwa została zdjęta. Całą tę historię, utrwaloną w rodzinnej kronice, spopularyzowała w zbeletryzowanej formie Zofia Kossak-Szczucka w Błogosławionej winie.
Ten sam Kodeń od 21 lat stał się miejscem przyjaznym dla ekumenizmu. Nie bez powodu Ojciec Święty, nawiązując do wielokulturowości i wieloreligijności okolicy, nazwał Matkę Bożą „Maryją Pojednania”. Dzięki inicjatywie i aktywności Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, gospodarzących w Kodniu od 1927 r., w ostatni weekend maja organizowane są tutaj Kodeńskie Spotkania Ekumeniczne. Warto wiedzieć, że rdzeń tych spotkań stanowi od lat najliczniejsza grupa z Kielc.
Kodeń to także zespół kilku zabytków. I leniwie toczący swe wody Bug, w którego zakolach żaby odprawiają głośne korowody, i niespotykana liczba bocianich gniazd, i serdeczność, i gościnność „tutejszych”, utrwalona choćby w literaturze.

* * *

Wyruszamy. Po Mszy św. u Ojców Kapucynów w Kielcach jedziemy na Wschód. Jacek, Przemek, Rafał - od lat skupiający wokół siebie grupę związaną z Taizé - wyjaśniają sens i cel wyjazdu. Pani Helena i pani Eugenia, pan Janusz, luteranin, studenci i młodzież z gimnazjum, nowicjusze - mówią o oczekiwaniach, składają świadectwa. Rafał, kierownik muzyczny zespołu muzyki cerkiewnej „Oikumene”, z mozołem uczy nas śpiewu w starocerkiewnosłowiańskim, utrwalonym tak pięknie dla liturgii przez św. Jana Złotoustego. Zabieramy studentki z Radomia, z luterańskiej parafii - i robi się już zupełnie ekumenicznie.
Lekcja pierwsza. Niespodzianka - wizyta na trasie w starokatolickiej parafii mariawickiej w Wierzbicy, prowadzonej przez kapłana Fidelisa Kaczmarskiego. Uczestniczymy w adoracji Najświętszego Sakramentu, będącego w centrum życia mariawickiego, kapłan opowiada o założycielce - Mateczce Franciszce Kozłowskiej, o codzienności parafialnej, gdzie ubóstwo szczerzy zęby, idąc o lepsze z prostotą. W Polsce jest 56 miejsc kultu mariawickiego dla 25 tys. mariawitów.
Witają nas Oblaci. Ci sami, których mieszkańcy Kielecczyzny dobrze znają z sanktuarium na Świętym Krzyżu. O. Andrzej Madej w 1983 r. rozpoczął organizację spotkań ekumenicznych, od kilku lat kontynuuje je o. Karol Lipiński, kojarzony oczywiście ze Świętym Krzyżem. Trochę rozmawiamy o spadku liczebności tych spotkań. Dawniej przyjeżdżało ok. 1000 osób, dzisiaj nieco ponad setka - z Kielc, Raszyna, Łodzi, Lublina, Krakowa, Białegostoku oraz z Białorusi i Ukrainy. Katolicy, prawosławni, ewangelicy. Czy może czas wiosenno-letni obfituje w nadmiar wydarzeń, czy ekumenizm lokuje się nieco na uboczu spraw dzisiejszego świata... Na szczęście są weterani, dla których Kodeń jest jak powietrze. I na szczęście Pan Jezus chyba nie patrzy arytmetycznie i statystycznie...
Lekcja druga. Mądre konferencje, pożyteczne warsztaty. Ks. prof. Leonard Górka SVD (IE KUL) mówi o 40-leciu Dekretu o ekumenizmie. A może raczej składa świadectwo swoje i swojego pokolenia, czym był Sobór Watykański II, jak pożyteczne i radykalne niósł przemiany.
„Po 40 latach towarzyszy mi wdzięczność, że miałem szczęście żyć w czasach soborowych, wyzbyć się lęku przed tym, co obce. Dekret poszerzył mój umysł, intelekt i serce”. Ks. prof. Michał Czajkowski koncentruje się na dialogu chrześcijańsko-żydowskim. Komentuje dokumenty papieskie, odkrywa to, co łączy nas z judaizmem. Również łączeniu, wyłuskiwaniu wspólnych elementów z islamem jest poświęcony wykład dr Agaty Skowron, orientalistki z UW. Większość chce skorzystać z tej właśnie propozycji - islam nas przeraża, ale i fascynuje. Jest to zatem pora refleksji nad monoteizmem religii, próba analizy tego, co niesie współczesny islam, charakterystyka życia mniejszości muzułmańskich w Europie. Interesująco, kompetentnie, pożytecznie. Pozostałe konferencje prowadzili także red. Jan Turnau i red. Jacek Borkowicz.
Lekcja trzecia. Trwanie na modlitwie. W surowym i zimnym kościele Ducha Świętego wzniesionym w XVI w. przez Sapiehów śpiewamy kanony z Taizé. Wspominamy luterańskich mistrzów słowa, choćby znanych kielczanom ks. Jana Szklorza czy ks. Roberta Opalę. W ciszę, która zapada po kanonach, wpadają dźwięki nadbużańskiej nocy. Uparte ćmy kołują nad skromnym ołtarzem, ustrojonym jedynie bukietem z jaskrów.
Czyżby wszyscy swe pierwsze kroki zaraz po przebudzeniu kierowali do Matki Bożej Kodeńskiej? Klękamy, zawierzamy, dziękujemy i błagamy - przed niezwykłym w wyrazie, jakby dopiero co wyrwanym z kręgu innego świata, wizerunkiem - a przecież tak już na Polesiu zadomowionym i szczodrym w rozdawaniu łask. Tutaj jest sprawowana niedzielna Eucharystia, tutaj także kończymy nasz dzień.
Nieszpory w małej i uroczej cerkwi św. Michała w Kodniu są bardzo uroczyste - to wigilia Zesłania Ducha Świętego. Skupione spojrzenie dziesiątek oczu ikon wchłania nas w obszar mistyki wschodniej. Jesteśmy razem, my: katolicy, ewangelicy, prawosławni. W śpiew - integralną i arcyważną część liturgii w obrządku cerkiewnym włączają się nasi - zespół „Oikumene”, bywalcy Kodnia i Taizé, nieśmiało - cała reszta.
Niepostrzeżenie płynie czas, odmierzany płomykiem smukłych świec, woni kadzideł, pokłonów wybijanych przed ikoną. Dzielimy się pobłogosławionym chlebem. Od ołtarza i drewnianych ścian, ustrojonych tatarakiem i brzeziną płynie nieopisany zapach. Po nabożeństwie ks. Jerzy, miejscowy proboszcz prawosławny, opowiada trochę o parafii, trochę o najcenniejszych ikonach. Pytamy o wygłoszone do nas słowo, nie we wszystkim zrozumiałe.
Już mniej swojsko, ale na pewno bardziej dostojnie jest w monastyrze św. Onufrego w Jabłecznej. Oto miejsce, które przez 500 lat zachowało wierność prawosławiu, a które wybrał sobie sam św. Onufry, tutaj bowiem przypłynęła rzeką jego starożytna ikona. Zbici w gromadkę pod surowym spojrzeniem wysokiego, brodatego mnicha słuchamy o historii monastyru, gdzie formowali się mnisi, piastujący potem wysokie godności w Cerkwi prawosławnej. Z szacunkiem obserwujemy i oceniamy tę inną jakość życia we współczesnym świecie, tę zupełnie inną skalę postrzegania rzeczy, zespolenie z Tajemnicą, obecne w przeszywającym i płomiennym spojrzeniu naszego Cicerone.
Lekcja czwarta. Gorące unickie serca. Biją one w piersiach parafian jedynej w Polsce wspólnoty unickiej, położonej w pobliskich Kostomłotach. Tę katolicką parafię o obrządku neobizantyjskim prowadzi od 30 lat o. Roman Piętka, marianin. Wykonał tutaj mnóstwo dobrej roboty, próbując łączyć ludzi i tradycje. Ze swadą przedstawia genezę unitów, podlegających zwierzchności Prymasa Polski i Ojca Świętego oraz historię tej właśnie parafii. Ze czcią pochyla się nad relikwiami Męczenników Podlaskich (13 czerwca przypada ich odpust, wielkie święto w diecezji i w województwie), nad najstarszą tutaj unikatową ikoną św. Nikity, patrona parafii. Dzisiaj wspólnie modlimy się w Zesłanie Ducha Świętego. Intensywny zapach bzu unosi się nad ikoną, zza uchylonych lub zamykanych rajskich wrót wyłania się bądź chowa celebrant, a proste babuszki z okolicznych wiosek przeistaczają się w śpiewie w natchnione artystki. Łączy nas przyjmowana w uświęcony tradycją sposób Komunia św. Procesję wokół drewnianej cerkwi prowadzi unita, towarzyszą mu nasi księża katoliccy, uczestnicy tegorocznych spotkań w Kodniu.
Po wspólnym obiedzie można jeszcze zawędrować krętą drogą do domku Małych Sióstr Jezusa. Czas się zatrzymał w dogasające popołudnie; może, aby zamyślić się nad ich skromną, służebną, prostą duchowością?

* * *

Żegnam się z Kodniem. Od lat docierały do mnie echa niecodziennych wrażeń i przeżyć związanych z tym miejscem. Na ile tegoroczny Kodeń zmienił mnie, nas? Na ile poszerzył serca, czyniąc w nich miejsce dla naszych braci w Chrystusie?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Ks. Tomasz Podlewski o „medialnym papiestwie", Leonie XIV i Watykańskiej Fundacji Jana Pawła II

Gościem majowego spotkania z cyklu „Życie na gigancie” w częstochowskim duszpasterstwie akademickim „Emaus” był ks. dr Tomasz Podlewski – kapłan archidiecezji częstochowskiej, który obecnie mieszka w Rzymie, pracując jako dyrektor biura prasowego Watykańskiej Fundacji Jana Pawła II. W poniedziałkowy wieczór 26 maja, licznie zebranym słuchaczom, na prośbę duszpasterza akademickiego ks. Michała Krawczyka, opowiedział on o swojej pracy i podzielił się rzymskim doświadczeniem czasu konklawe oraz wyboru i pierwszych celebracji Ojca Świętego Leona XIV. Poniżej przytaczamy fragmenty wypowiedzi ks. Podlewskiego.

W kontekście wyboru nowego papieża ks. Tomasz Podlewski mówił m. in.: „Dla mnie osobiście radość z wyboru nowego papieża to była radość podwójna. Najpierw bowiem, zanim na Placu Św. Piotra usłyszeliśmy konkretne nazwisko, wpierw w naszych uszach zabrzmiały znane wszystkim słowa Hamebus Papam. Dla mnie już same one były dostatecznym powodem wzruszenia, radości i wdzięczności wobec Boga. Przecież już sam fakt, że Kościół znowu ma papieża, jest w stanie napełnić serca katolików pokojem. I rzeczywiście tak było. Zdałem sobie sprawę, że ludzie wiwatują na cześć Ojca Świętego, nie wiedząc jeszcze, kto nim został. To była bardzo krótka i subtelna chwila, ale na mnie zrobiła wielkie wrażenie, dlatego starałem się ten moment jakoś uchwycić świadomością, objąć sercem i zachowuję go w pamięci bardzo żywo. Te słowa przyniosły nam wszystkim jasny przekaz: Łódź Piotrowa znowu ma kapitana! Na Watykanie znowu jest papież! Po czasie oczekiwania i sede vacante, nasz Kościół znów jest pod opieką Piotra! Dla mnie osobiście to był bardzo ważny moment i mimo że ten aplauz oddzielający słowa Hamebus Papam od konkretnych słów Cardinalem Prevost to była w sumie tylko chwila, dla mnie miała wielkie znaczenie. Ten ulotny moment, na który świadomie zwracam dziś uwagę, dla mojej duszy miał w sobie coś z radości dziecka, kiedy tata wraca do domu. Jeszcze nie wiedzieliśmy kim jest nowy papież, ale każdy zdał sobie sprawę, że Bóg po raz kolejny w dziejach Kościoła daje nam w prezencie przewodnika, którego sam dla nas zaplanował. Powiem szczerze, że ktokolwiek zostałby wówczas ogłoszony papieżem, przyjąłbym go z identyczną wdzięcznością i miłością, jako dar od samego Jezusa. Bo przecież tak jest”.
CZYTAJ DALEJ

Urszula Ledóchowska – niedoceniona matka polskiej niepodległości

[ TEMATY ]

św. Urszula Ledóchowska

Archiwum Sióstr Urszulanek SJK

Matka Urszula Ledóchowska w pamięci potomnych zapisała się jako założycielka nowej rodziny zakonnej, edukującej kolejne pokolenia młodzieży, mało natomiast wiadomo o jej wielkiej akcji promującej Polskę, gdy ważyły się losy odrodzenia państwa polskiego.

Specjalistka od historii szarych urszulanek s. Małgorzata Krupecka USJK, autorka biografii Założycielki, w książce „Ledóchowska. Polka i Europejka” zwraca uwagę na fakt, że do wielkiej akcji promującej Polskę, zwłaszcza w latach 1915–1918, gdy ważyły się losy kraju jako niepodległego państwa, przyszła Święta była doskonale przygotowana niejako „z urodzenia” – w jej żyłach płynęła krew kilku europejskich narodów. Po matce, Józefinie Salis-Zizers, odziedziczyła szwajcarsko-południowoniemiecko-nadbałtycką krew, wśród jej przodków byli lombardzcy, wirtemberscy i inflanccy szlachcice. Pradziadek Julii – baron von Bühler – był rosyjskim ministrem. Z kolei polscy przodkowie ojca, Antoniego Ledóchowskiego, brali udział w wyprawie wiedeńskiej, obradach Sejmu Czteroletniego i Powstaniu Listopadowym. Urodzenie i koligacje otwierały przed nią drzwi do europejskich elit, a fenomenalne zdolności językowe pozwalały jej wypowiadać się w językach skandynawskich.
CZYTAJ DALEJ

Wielki muzyczny talent - Aleksandra Jaromin

2025-05-29 10:14

[ TEMATY ]

Bądź jak Jezus

Mysłowice

Aleksandra Jaromin

mat. prasowy

Laureatka konkursu Non-Stop CCM wystąpi podczas koncertu rodzinnego w Mysłowicach.

Aleksandra Jaromin zwyciężyła w konkursie Non-Stop CCM, którego celem jest wyłonienie odkrycia roku muzyki, nie tylko chrześcijańskiej. W finale konkursu, który odbył się 18 maja w Centralnym Muzeum Pożarnictwa w Mysłowicach, wzięli udział także Kamila Ponichtera, Lidia i Kamil, Marcin Zieliński oraz Heavenland.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję