Wspólne spotkania młodzieży
Na co dzień każdy ośrodek realizował program obozu we własnym zakresie w ramach poszczególnych grup. Zaplanowano jednak, (bo jakżeby inaczej, gdy wszyscy przebywają w jednym
mieście?) kilka wspólnych spotkań. Robiło się wówczas słonecznie w Krakowie: w autobusach, tramwajach i na ulicach od żółtych koszulek stypendystów, które otrzymali już
pierwszego wieczora. Wkrótce lokalna prasa, a po niej mieszkańcy, zaczęli nas nazywać „żółtą armią Papieża”.
14 sierpnia - Wawel. „Dzisiaj wszyscy mogliśmy się stawić razem w Twoim domu i to w jednym z najważniejszych dla religii i historii.
To tutaj, na Wawelu, miały miejsce koronacje naszych królów i w tej świątyni spoczywają nasi wielcy Polacy - pisze Kamil Szczecina. - I tu kilkuset stypendystów
mogło wysłuchać Twego Słowa, wypowiadanego ustami kard. Franciszka Macharskiego. Dzisiaj zrozumiałem, jakim zaszczytem jest bycie stypendystą Fundacji «Dzieło Nowego Tysiąclecia». To wspaniałe
uczucie przebywać wśród ludzi wyróżnionych przez Ciebie”.
Już pół godziny przed zaplanowanym nabożeństwem okolice Wawelu rozjaśniły się kolorem stypendialnych koszulek. Jak żółte strumyki wypływały ze staromiejskich uliczek, wynurzały się z cienistych
Plant, wysypywały się z zatłoczonych tramwajów rzesze stypendystów i łącząc się w jedną wielką rzekę wpływały na królewskie wzgórze, budząc zaciekawienie przechodniów
i turystów. Po drodze słychać było radosne okrzyki tych, którzy rozpoznali swoich znajomych i przyjaciół z poprzednich lat.
Msza św. inauguracyjna w katedrze wawelskiej, odprawiana przez kard. Franciszka Macharskiego, rozpoczęła się o godz. 9.00. Przybyli na nią wszyscy uczestnicy obozu integracyjnego
wraz ze swoimi wychowawcami i wolontariuszami. Obecni byli także: Piotr Gaweł, przewodniczący Zarządu Fundacji oraz Andrzej Cehak, dyrektor Biura Fundacji, którzy przebywali w Krakowie
przez cały czas trwania obozu i starali się poznać zarówno stypendystów, jak i wychowawców oraz rozmaite problemy dotyczące funkcjonowania Fundacji w terenie.
Świadomość przebywania w miejscu od wieków nasyconym polskością, stąpania po tych samych kamiennych posadzkach, po których niegdyś stąpali i padali przed Bogiem na kolana królowie,
teraz spoczywający cicho w swoich przepięknych sarkofagach; świadomość obecności w miejscu modlitewnych zamyśleń i kontemplacji naszego wielkiego Rodaka-Papieża u grobu
św. Stanisława i Msza św. w naszej intencji - również nas, dorosłych, przyprawiała o dreszcz. Aż trudno było uwierzyć, iż nie jesteśmy turystami zwiedzającymi słynną
katedrę wawelską, lecz uczestnikami Bezkrwawej Ofiary w tej królewskiej świątyni, gdzie echo zwielokrotniało radosne słowa pieśni: Wielkie są dzieła Twej potęgi, Panie i godne podziwu
Twoje miłosierdzie. Alleluja.
17 sierpnia - bazylika Trójcy Świętej. I znowu wspólna Eucharystia zgromadziła wszystkich stypendystów, tym razem w przepięknym gotyckim kościele Ojców Dominikanów na Starym
Mieście. Tuż przed godz. 19.00 świątynia szczelnie wypełniła się ubranymi na żółto (to oczywiste) młodymi ludźmi. Zajmowali miejsca nie tylko w ławkach, bo tych zbrakło dla tak wielkiej liczby
wiernych, lecz także na podłodze przed ołtarzem, na stopniach ołtarza i na schodach wiodących na galerię, gdzie mieści się renesansowa kaplica grobowa św. Jacka. Warto wiedzieć, iż w tym
kościele znajduje się również kaplica Matki Bożej Różańcowej, słynna z cudownego obrazu oraz płyta nagrobna wybitnego XV-wiecznego humanisty Filipa Kallimacha, wykonana przez Wita Stwosza.
Po Mszy św., sprawowanej przez o. Tomasza Zamorskiego i wzbogaconej śpiewem powołanej właśnie do życia międzyośrodkowej scholi pod przewodnictwem br. Norberta Kuczko (wywodzącego się z diecezji
drohiczyńskiej - z Hajnówki), młodzież wysypała się na plac przed kościołem. Znowu radości ze spotkania przyjaciół, zakwaterowanych obecnie w różnych ośrodkach,
nie było końca. Powoli na miasto osiadał mrok, a urokliwe ciasne uliczki rozjarzały się światłem lamp. Wszyscy skierowali się na pobliski Rynek Staromiejski.
I tu spontanicznie zorganizowało się spotkanie stypendystów, którzy stworzyli wielki żółty krąg nieopodal pomnika Adama Mickiewicza i przy akompaniamencie gitar oraz bębna tańczyli i śpiewali
religijne piosenki. Na zakończenie spotkania odśpiewali Apel Jasnogórski. Było to publiczne wyznanie wiary tych młodych ludzi. Budzili wielkie zainteresowanie znajdujących się na Rynku. Niektórzy przypatrywali
się z zaciekawieniem rozbawionej młodzieży, inni włączali się w znany sobie śpiew, młodzi rodzice z małymi dziećmi przyłączali się do wspólnej zabawy, ktoś wypytywał -
co to za zgromadzenie? Włoski ksiądz gratulował po angielsku Polakom pomysłu Fundacji, zdziwiony, że nic o niej nie słyszał i życzył: „Tak trzymać”. Jakiś
mężczyzna dzwonił do kogoś przez telefon komórkowy: „Słuchaj, nie wiem, co się dzieje, ale tylu katolików się tu najechało! Posłuchaj, jak śpiewają!”.
Takich spotkań całego obozu lub tylko kilku ośrodków było potem na Rynku jeszcze kilka. „Najważniejsze, że młodzież wyszła z murów kościoła i wielbiła Boga wśród ludzi
- powiedział jeden z pomysłodawców tego wydarzenia, ks. Andrzej Sikorski - Poza tym niełatwo zorganizować 1000 osób w tym samym miejscu i czasie. Oni są żywym
pomnikiem Fundacji, tworzą tutaj tę wspaniałą atmosferę i bije od nich wielka radość”. Nieodmiennie nasze spotkania cieszyły się zainteresowaniem spacerujących ciepłą wieczorową porą
mieszkańców oraz turystów i nie przechodziły bez echa. Któregoś razu pewien mężczyzna oburzył się na klaszczących i tańczących w rytm jednej z piosenek, iż
to nie jest żadna wiara, a wprost jej profanacja. Nie przekonywały go argumenty wysuwane przez młodego księdza. Jednak na pytanie kapłana, co zaproponowałby takiej rzeszy młodych ludzi jako
sposób spędzenia czasu bez alkoholu - nie potrafił odpowiedzieć i szybko odszedł. Z kolei inny wyrażał się z wielką sympatią o idei Fundacji i pochwalał
sposób wspólnej zabawy młodzieży. Wielu ludzi przychylnie spoglądało na naszą „żółtą armię”, przystawało przy rozbawionym i rozśpiewanym kręgu, nawet włączając się do wspólnoty.
Zatrzymywali się też kilkunastolatkowie, spacerujący po Rynku i obserwowali wielką żywiołowość, z jaką stypendyści prezentowali swoje piosenki: Gdyby twa wiara była jak gorczycy
ziarno.. i z taką wiarą rzekłbyś do góry „przesuń się”, a ona z hukiem przesunie się, przesunie się...
18 sierpnia - Łagiewniki. O godz. 15.00 w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, bazylice konsekrowanej zaledwie rok temu przez Ojca Świętego, zebrali
się znowu wszyscy w nieodłącznych żółtych koszulkach. Na dworze niesamowity upał (potem w drodze powrotnej zaskoczyła nas niespodziewana ulewa), a w przestronnej,
jasnej świątyni przyjemny chłód. Ale nie to robiło wrażenie. Oto 1000 osób, zdolne szczelnie wypełnić spory kościół Ojców Dominikanów, tutaj zajmowało niezbyt duży fragment powierzchni. Ale śpiew naszej
scholi jak zwykle pięknie wypełniał dom Boży.
Uroczystej Mszy św. przewodniczył nuncjusz apostolski w Polsce, abp Józef Kowalczyk. W koncelebrze brali udział bp Tadeusz Pieronek oraz bp Kazimierz Nycz. Homilia wygłoszona
przez Księdza Nuncjusza przyciągnęła uwagę słuchających. Na zakończenie nabożeństwa stypendyści złożyli na jego ręce list z podziękowaniem Ojcu Świętemu za otrzymane stypendia.
20 sierpnia - Wadowice i Kalwaria Zebrzydowska. Miejsce urodzenia i miejsce wielokrotnych powrotów. Specjalnie na tę okoliczność wynajętym pociągiem pojechaliśmy śladami
Papieża, do miejsc, które go kształtowały i wywarły wpływ na jego duchowość. W Wadowicach zauroczyła nas przepiękna, ciepła świątynia o złocistej polichromii ilustrującej
encykliki Jana Pawła II. Tutaj odbyło się spotkanie z bp. Tadeuszem Pieronkiem, który mówił o śladach Ojca Świętego w Wadowicach, o środowisku, w którym
Papież wzrastał, a także o swoich spotkaniach i kontaktach z Papieżem. Potem wszyscy udali się na gościnny teren pobliskiego gimnazjum, gdzie oprócz ciepłej
herbaty czekały słynne wadowickie kremówki, ufundowane przez burmistrz Wadowic, Ewę Filipiak. W międzyczasie poszczególne grupy odwiedzały dom Karola Wojtyły, w którym obecnie mieści
się muzeum.
Podróż z Wadowic do Kalwarii Zebrzydowskiej nie trwała długo, ale wędrówka od dworca kolejowego do Sanktuarium zajęła trochę czasu. Pilotowani przez policję zapewniającą bezpieczne przejście
ulicami miasta, ze śpiewem na ustach wspinaliśmy się pod górę, budząc zrozumiałe zainteresowanie przechodniów i turystów. I oto przed nami piękna barokowa świątynia i klasztor
Ojców Bernardynów, położone w malowniczym beskidzkim krajobrazie. Słońce praży, więc z ulgą zanurzamy się w chłodnym wnętrzu kościoła. Znowu zajęte są wszystkie miejsca,
nawet na podłodze. W prezbiterium już czeka na nas Prymas Józef Glemp. Zwracając się do zmęczonej nieco wędrówką młodzieży, mówi o problemie jedności działania.
Po uczcie dla ducha trzeba coś dla ciała. Na dziedzińcu klasztornym żołnierze 6. Brygady Szturmowo-Desantowej z podpułkownikiem Mirosławem Stabińskim na czele przygotowali aromatyczną,
wojskową grochówkę. Smakowitą strawą posilali się nie tylko stypendyści, ale także znamienici goście: Ksiądz Prymas, ekonom Episkopatu, ks. Jan Drob, przewodniczący Zarządu Fundacji, Piotr Gaweł, dyrektor
Biura Fundacji, Andrzej Cehak, burmistrz Kalwarii Zebrzydowskiej, Stanisław Ormanty. Starczyło dla wszystkich, bardzo głodni mogli otrzymać dokładkę. Po zaspokojeniu głodu sjesta w cieniu urokliwych,
płaczących wierzb albo sesja zdjęciowa. Co odważniejsi prosili naszych gości, szczególnie Księdza Prymasa, o pozowanie do wspólnej fotografii, a oni chętnie się na to godzili, rozmawiając
przy okazji ze stypendystami o ich wrażeniach.
Msza św. pomogła wyciszyć się i zamyślić nad przyszłością. Potem droga powrotna z radosnym śpiewem i podróż naszym nieco zatłoczonym pociągiem, ale w dobrych
humorach.
21 sierpnia - Collegium Novum. W neogotyckiej sali wykładowej Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego na ścianach wielkie portrety władców zasłużonych dla tej uczelni, malowane
ręką mistrza Jana Matejki, ale miejsca dla tysiąca osób to tam nie ma. Z trudem zmieściła się połowa obozowiczów, dlatego wykład profesora literatury staropolskiej Andrzeja Borowskiego odbywał
się w dwóch turach. Temat wykładu Idea uniwersytetu - droga na zewnątrz i do wnętrza człowieka brzmiał bardzo poważnie, lecz Profesor mówił tak przystępnie, że chciało się
go słuchać o wiele dłużej. Prawdziwa uczta duchowa.
22 sierpnia - boisko sportowe u Ojców Salezjanów. Późnym rankiem rozgrzane sierpniowym skwarem boisko przy ul. Tynieckiej, należące do zaprzyjaźnionych Ojców Salezjanów, zapełniło
się tłumem szukających odrobiny cienia obozowiczów. Spotkali się tu, aby odetchnąć odrobinę po wyczerpującym zwiedzaniu pełnego historii i zabytków miasta i spróbować sportowej rywalizacji.
Oczywiście, wszystkie gry i zabawy były nieco z przymrużeniem oka: bieg w workach, wyścigi z piłeczką na łyżce, podawanie piłki dołem i górą, przeciąganie
liny itp. Chodziło przede wszystkim o dobry humor, radość i wspólną zabawę na świeżym powietrzu. Wkrótce nawet upalne słońce nie przeszkadzało, gdy trzeba było dopingować zawodników
ze swojego ośrodka.
24 sierpnia - bazylika Mariacka. Ostatni wieczór przed wyjazdem. Godz. 19.30 gromadzi wszystkich przed słynnym drewnianym ołtarzem autorstwa Wita Stwosza z drugiej połowy XV w. w bazylice
Mariackiej. To jeden z największych ołtarzy gotyckich w Europie. Przedstawia w swej głównej części zaśnięcie Matki Bożej. I w tej pięknej starej
świątyni, przy zabytkowym ołtarzu abp Tadeusz Gocłowski, przewodniczący Rady Fundacji, odprawił Mszę św. w intencji stypendystów. Modlitwie towarzyszył jak zwykle śpiew, prowadzony przez scholę.
A po zakończeniu nabożeństwa wszyscy wyszli na zewnątrz i żółty taneczny krąg opasał Mariacką bazylikę. W rytm znanych melodii korowód przesuwał się to w przód,
to w tył i długo jeszcze trudno było dłoniom się rozłączyć - następnego dnia mieliśmy się rozstać na rok i wrócić do swoich domów.
Na krakowskich szlakach
W Krakowie byłam wielokrotnie z różnymi wycieczkami, ale to nie to samo, co mieszkać w nim przez szereg dni i mieć niemal nieograniczone możliwości wstępu do różnych zabytkowych
miejsc, kościołów, muzeów. Oferta była tak bogata, że niemożliwością stało się jej wyczerpanie przez wszystkich uczestników obozu. Z konieczności trzeba było dokonywać bolesnych nieraz wyborów:
Tyniec czy krakowski Kazimierz? Muzeum Etnograficzne czy Archeologiczne? Kościół św. Marka czy św. Anny?
Wszystkich obowiązywały „Ścieżki Jana Pawła II”, a to znaczyło, że pewne obiekty odwiedzić należy koniecznie. Kraków jest jedynym miastem na świecie, które posiada miejsca
związane niemal z całym życiem Jana Pawła II. Tu znajdują się miejsca pamiętające go jako studenta polonistyki, robotnika, aktora, poetę, seminarzystę, młodego księdza odprawiającego swe
pierwsze Msze św., uniwersyteckiego wykładowcę, duszpasterza studentów i rodzin, biskupa, metropolitę krakowskiego i wreszcie - jako widzialną Głowę Kościoła katolickiego.
Chociaż od powołania na Stolicę Piotrową w 1978 r. Karol Wojtyła nie mieszka już w Krakowie, każde jego przybycie tutaj pozostawia ślad nie tylko w ludzkich sercach.
Krakowianie, chcąc upamiętnić te spotkania, stawiają mu pomniki, umieszczają tablice pamiątkowe, nazywają ważne instytucje jego imieniem. Staraliśmy się zobaczyć chociaż te najbardziej znamienne.
Przy ul. Franciszkańskiej 3 mieści się Pałac Biskupów Krakowskich, gdzie przez wiele lat, aż do października 1978 r. mieszkał ks. Karol Wojtyła, najpierw jako biskup, potem metropolita krakowski.
Podczas pielgrzymek do Krakowa Ojciec Święty mieszkał w tym pałacu, w swoich dawnych apartamentach. Mogliśmy wejść na pięknie ukwiecony dziedziniec i sfotografować się
przy pomniku Papieża oraz pomodlić się w kaplicy, w której Karol Wojtyła otrzymał święcenia kapłańskie. Patrzyliśmy na sławne okno nad wejściem, znane nam z telewizyjnych
transmisji, z którego Ojciec Święty pozdrawia przybyłą na spotkania z nim młodzież Krakowa. Odwiedziliśmy przy okazji biuro prasowe obozu (słynne „centrum dowodzenia”)
mieszczące się po sąsiedzku, na drugim piętrze w głównym budynku Papieskiej Akademii Teologicznej, erygowanej przez Papieża Jana Pawła II w 1981 r.
Muzeum Archidiecezjalne zajmuje dwa budynki przy ul. Kanoniczej 19-21. Na portalu Kamienicy Dziekańskiej, gdzie w latach 1958-1967 mieszkał K. Wojtyła jako biskup, widnieje wymowny napis
Procul este profani, co znaczy: „Z dala bądźcie niegodni”. Tu podziwialiśmy stałe ekspozycje sztuki sakralnej: przykłady malarstwa od końca XIII w. aż po wiek XVIII, grupę gotyckich rzeźb
Matki Bożej z Dzieciątkiem oraz zespół rzeźb barokowych z katedry na Wawelu, artystyczne rzemiosło złotnicze (kielichy, monstrancje), szaty liturgiczne i ornaty z XV
i XVI w. Jednak chyba największe wrażenie zrobiły osobiste pamiątki po Papieżu. „To niesamowite przeżycie zwiedzać pokoje, w których mieszkał Karol Wojtyła! Kryje się w nich
jakiś czar - niepozorne meble, kilkanaście czarno-białych fotografii, narty w kącie... Aż trudno uwierzyć, że tu żył Ojciec Święty” - mówił Kamil Szczecina. Tak, niezwykle
skromne wyposażenie, wręcz spartańskie, stanowi wymowny kontrast z przepychem i artyzmem darów, jakie otrzymał Ojciec Święty z różnych okazji od przedstawicieli licznych,
nieraz egzotycznych krajów, a które przekazał temu muzeum.
Na trasie wędrówek śladami wielkiego Rodaka nie może zabraknąć katedry wawelskiej, koronacyjnego kościoła polskich królów. W jej podziemiach młody ks. Karol Wojtyła odprawiał swoją pierwszą
Mszę św. w 1946 r., a w 1958 r. tu został konsekrowany na biskupa i wybrał sobie jako motto słowa Totus Tuus (Cały Twój). Jako Papież wielokrotnie
przybywał do katedry na modlitwę. Stypendyści, oprowadzani przez sympatycznego kleryka, mogli podziwiać najdoskonalsze dzieło renesansowej architektury i rzeźby w Polsce i całej
północnej Europie - Kaplicę Zygmuntowską; przyklęknąć przed czarnym Krzyżem królowej Jadwigi i sarkofagiem św. Stanisłąwa; wspiąć się na wieżę i dotknąć serca słynnego, 8-tonowego
dzwonu Zygmunta; zejść do podziemi, gdzie mieszczą się groby królów i ich rodzin oraz wieszczów i bohaterów narodowych, a przy okazji zaczerpnąć potężny łyk historii podany
w bardzo przystępny sposób.
Z Wawelu wiedzie pielgrzymi szlak królów polskich na Skałkę. Co roku w dzień św. Stanisława przemierza tę trasę uroczysta procesja z udziałem całego Episkopatu Polski. Karol
Wojtyła jako arcybiskup przez wiele lat był gospodarzem i uczestnikiem tych procesji. Nie można było pominąć tak ważnego miejsca. Opiekujący się wspaniałym barokowym kościołem Ojcowie Paulini
chętnie pełnili rolę przewodników. Przekazywali młodzieży najistotniejsze informacje zarówno o historii miejsca, jak i ludziach pochowanych w podziemiach. Znajdująca się
tu Krypta Zasłużonych jest dopełnieniem krypty wawelskiej. Opowiadali legendę związaną ze znajdującą się na dziedzińcu sadzawką, pośrodku której stoi barokowy pomnik św. Stanisława.
Bazylika Mariacka na Rynku Głównym pamięta Papieża jako kaznodzieję i spowiednika w latach 1952-1957. Podczas pielgrzymek papieskich do Polski była trzykrotnie odwiedzana przez
swego Pasterza, tu dokonała się beatyfikacja bł. Anieli Salawy. Przed nią w maju 1981 r. zebrali się uczestnicy Białego Marszu zorganizowanego po zamachu na życie Jana Pawła II. Oba
te wydarzenia są upamiętnione na tablicach wmurowanych w ścianę kościoła. Zanim zebraliśmy się tu w przedostatnim dniu na Mszę św. rozesłania, grupy indywidualnie przychodziły zwiedzać
świątynię i w południe posłuchać „na żywo” znanego wszystkim hejnału z wieży Mariackiej.
Na Błoniach leży ważący 26 ton kamień granitowy z okolic Morskiego Oka. Umieszczono go tutaj z inicjatywy metropolity krakowskiego, kard. Franciszka Macharskiego dla uczczenia
19. rocznicy pontyfikatu Jana Pawła II. Upamiętnia on wszystkie spotkania Papieża z mieszkańcami Krakowa. Najbliżej do tego kamienia mieli stypendyści zakwaterowani przy ul. Focha 39,
bo to tuż przy Błoniach, ale i pozostałe ośrodki odwiedziły to miejsce po drodze na Kopiec Kościuszki.
Wiele grup dotarło na Cmentarz Rakowicki, gdzie znajduje się rodzinny grobowiec Wojtyłów i Kaczorowskich, z których pochodziła matka Jana Pawła II.
W kilku słowach wspomnę o jeszcze innych zwiedzanych obiektach. Z pewnością wielu wrażeń dostarczyła wyprawa na Bielany, do kościoła Kamedułów na Srebrnej Górze. Po powrocie
z Bielan na Salwator dwie zaprzyjaźnione grupy, dziesiątka i jedenastka, udały się do starego, maleńkiego kościółka Najświętszego Salwatora, aby tam wspólnie uczestniczyć we Mszy
św. odprawianej przez naszych kapelanów. Dwieście osób ledwie się tam mieści. Ludzie wychodzący z wcześniejszego nabożeństwa mówią, że tyle osób naraz to tam nigdy nie było. I chociaż
jest ciasno a mokre ubrania lekko parują, wkrótce zapominamy o niedogodnościach miejsca. Atmosfera miejsca, wspólny śpiew i modlitwa, natchnione słowa homilii pozwalają
oderwać się od przyziemnych spraw i skierować swoją myśl ku Stwórcy.
Wawel to serce Krakowa. Nie mogło nas tu zabraknąć. Podziwialiśmy komnaty królewskie z kolekcją słynnych arrasów Zygmunta Augusta oraz zgromadzone tam obrazy mistrzów włoskich i holenderskich
z XV-XVII w., chłopców zachwyciły cenne okazy broni i rzędów końskich w Zbrojowni, dziewczętom bardziej podobały się wyroby złotnicze i regalia w Skarbcu;
podobała się też sztuka Wschodu: namioty i chorągwie tureckie, uzbrojenie tureckie i perskie, ceramika chińska i japońska; przy Smoczej Jamie przypomniała się nam krakowska
legenda o smoku wawelskim. Dom Jana Matejki, Dom Józefa Mehoffera, Galeria Sztuki Polskiej XIX wieku w Sukiennicach. „Przyjemnie chodzić po Wawelu, Rynku Głównym - gdzie
co krok, to wielka historia. Dzisiaj to miasto jeszcze bardziej polubiłem” - wyznaje Kamil Szczecina.
Wiele się wydarzyło podczas tych kilkunastu sierpniowych dni. Stypendystka Agnieszka Pater tak podsumowuje pobyt na obozie: „Aby kształtować siebie - ducha, umysł i ciało, masz
całe życie. Każdego dnia możesz czynić dar z siebie. Jest w tobie tyle dobra i bogactwa, aby obdarowywać i być obdarowywanym - tak mówił Jan Paweł II.
Krakowski obóz był doskonałą okazją do uczynienia tego daru. Każdy z nas otrzymał jedyną, niepowtarzalną naukę życia. Niesamowita burza uczuć, miłość, przyjaźń, wzajemne zrozumienie, bliskość
- to wierni towarzysze naszej kolonii. Każdy uśmiech, uczucie, że jest się potrzebnym wzruszało niejednego do głębi. Człowiek nie zmienia się, człowiek po prostu dojrzewa, dorasta do życia, do niektórych
decyzji... W ciągu tych dwóch tygodni dorośliśmy. Hasło obozu «Uczyńmy człowieka» udało się zrealizować. Uczyniliście człowieka, uczyniliście ludzi”. A Monika Lewczuk
dodaje: „Jestem bardzo wdzięczna tym, dzięki którym mogłam przeżyć te dni w pięknym mieście, gronie miłych ludzi i w ciepłej atmosferze. Nabyłam nowych doświadczeń,
każdy dzień wyznaczał mi nowe cele. Ale bycie stypendystą Fundacji DNT zobowiązuje. Dołożę wszelkich starań, aby nauczyć się nie tylko brać, ale też dawać coś z siebie drugiemu człowiekowi
i być jak najbliżej Boga. I chociaż wiem, że Kraków 2003 nie powtórzy się już, postaram się, by ten obóz nie przeminął. Wszelkie doświadczenia, refleksje i nauki zachowam
w swoim sercu i spróbuję rozbić podobny obóz wśród swoich bliskich, aby nie zawieść tych, którzy we mnie pokładają nadzieję”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu