Reklama

Samotność ojcostwa (16)

Niedziela przemyska 40/2003

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Myśl o życiu zakonnym uspokoiła Józefa. Teraz zaczął go trapić niepokój o to, czy otrzyma zgodę biskupa. Nie chcąc odwlekać sprawy poprosił o jak najszybsze spotkanie. Okazało się to możliwe jeszcze tego samego dnia. Kiedy Józef ujawnił swój zamiar w pokoju zapadła długa, zda się wieki trwająca cisza. Biskup wstał i zaczął w milczeniu przechadzać się po salonie.
- Mówisz, że chcesz iść do zakonu. To wzniosła myśl, ale nie mam pewności czy podjęta we właściwym czasie.
- Dlaczego Ekscelencja ma wątpliwości?
- Bo rozumiem, co czuje twoje serce. Czekałeś na ten dzień i dla niego podejmowałeś wysiłek. Teraz to wszystko oddala się na bliżej nieokreślony czas. Spróbuj jednak zrozumieć, że z naszej strony dołożyliśmy wszelkich starań, by wykorzystać twoją wiedzą i twój zapał. To, co się dzieje jest dla mnie jakimś nieodgadnionym znakiem Bożej Opatrzności. Pomimo poranienia postaraj się tak na to spojrzeć. Nigdy nie zabronię ci wstąpienia do zakonu, jeśli będę miał wewnętrzne przekonanie, że pragniesz tego dla duchowego postępu. W tym jednak przypadku wiem, że to próba ucieczki, jakaś forma buntu i dlatego nie zgadzam się.
- Co mam zatem robić?
- Dziś jeszcze nie mam gotowej odpowiedzi. Ale chciałem ci powiedzieć, coś, co może pozwoli ci łatwiej przeżywać swoje rozczarowanie. Twój kolega z Sambora ks. Kloczkowski, kiedy dowiedział się o kłopotach z zatrudnieniem w seminarium podał się na probostwo, chcąc w ten sposób umożliwić ci zajęcie jego miejsca na posadzie wikariuszowskiej w Samborze. To miejsce, które dobrze znasz. Już powinienem dostać odpowiedź czy władze akceptują jego kandydaturę. Aż boję się myśleć jeśli odpowiedź będzie negatywna. Bądźmy jednak dobrej myśli. Pozostań na razie w Przemyślu. W seminarium znajdzie się jakieś miejsce i poczekaj już do ostatecznej decyzji.
Trudne to były dni dla Józefa. Siedział bezczynnie i czekał na to, co czas przyniesie. Najgorsza była niemoc. Owszem, pomagał w katedrze przy spowiedzi, czytał w seminaryjnej bibliotece, ale wiedział, że to wszystko są środki zastępcze. Jedyne co przynosiło ulgę to modlitwa. Odkrył, że kiedy zatapia się w Bogu jego serce zaczyna odczuwać pokój. Mając czas uciekał się do tej formy spotkania z Bogiem często. Tym bardziej, że sam przestraszył się swoich emocji. Zauważył, że patrząc na ks. Paszyńskiergo, którego miał zastąpić w wykładach, odczuwał do niego pewną niechęć. Jakaś diabelska pokusa podpowiadała mu, że ks. Julian zrobił to celowo, żeby nie odstąpić mu katedry. Rozumowo było to absurdalne. Sebastian wiedział, że ten z całą nadzieją czekał na probostwo. A jednak diabeł uczepił się tego słabego miejsca i nacierał. Potrzeba modlitwy przyszła niemal niedostrzegalnie. Właśnie kiedy młody Pelczar odkrył, że ten niepokój serca jest szatańską pokusą, zaczął z tym problemem przychodzić przed Najświętszy Sakrament. Tutaj niemal namacalnie odkrył, jak złość ustępuje, jak w pokoju oczekuje na spełnienie się woli Bożej. Dla młodego ambitnego księdza było to ważne odkrycie. Z każdym dniem uspokajał się. Jego aktem strzelistym tego czasu oczekiwania były słowa: Sic Deus voluit.
Już wkrótce okazało się jak potrzebne były to słowa. Powraca korczyńska słabość. Wprawdzie nie w takiej ostrej formie, ale w skutkach, które już będą towarzyszyć Pelczarowi do końca. Dolegliwości układu pokarmowego, związana z tym gorączka kładą oczekującego do łóżka. W tym czasie przyjeżdża do Przemyśla ks. Gruszyński z Sambora. Niestety, lekarz nie pozwala na podróż. Józef musi zostać w Przemyślu, z zasianymi przez przyjaciela nadziejami. Zdaniem Gruszczyńskiego posada dla ks. Kloczowskiego jest pewna, a wierni w Samborze nie mogą doczekać się przyjazdu Józefa. Czekają na jego kazania, a szczególnie inteligencja czeka na wykłady i spotkania. Pocieszające były to słowa. Józef nabiera nadziei, zaczyna cieszyć się na myśl o spotkaniach z inteligencją.
Po kilku dniach przymusowego przebywania w łóżku, za zgodą lekarza zaczyna wychodzić z pokoju. Słabość powoli, ale wyraźnie ustępuje. Znowu zaczyna męczyć bezczynność i niepewność. Wreszcie zostaje wezwany do biskupa.
Już pierwsze spojrzenie na hierarchę mówiło wiele. Biskup Monastyrski był wyraźnie zmartwiony. Z trudem rozpoczął rozmowę.
- Niestety, nie mam dobrych wiadomości. Również i ks. Kloczowski nie znalazł uznania w oczach namiestnictwa. Sam nie wiem co robić?
- Niech ksiądz biskup się nie martwi. Te dni oczekiwania były dla mnie czasem swoistych rekolekcji. Dziś spokojnie mogę powiedzieć: „Za zrządzeniem Bożym nie ma dla mnie żadnej posady”. Niech ksiądz biskup skieruje mnie do najbiedniejszej i najbardziej zaniedbanej parafii w diecezji. Przyjmę to jako dar Opatrzności. Widać potrzeba abym wzmocnił się w pokorze i jestem na to gotów.
- Wielki będzie z ciebie człowiek - z rozrzewnieniem westchnął bp Monastyrski. - Bałem się tej rozmowy, bo wiem, żeś człowiek ambitny i przy tym zdolny. Ma zatem ambicja pożywkę dla siebie. Cieszę się, że i ty to widzisz i nie dajesz się pokonać uczuciom. Jestem wdzięczny za twoją gotowość. Uczciwie muszę jednak powiedzieć, że parafia jest trudna. Proboszcz człowiek przedobry jest już wiekowy i zdrowie mu szwankuje.
- Proszę się nie zamartwiać. Pójdę tam.
- Ta parafia to Wojutycze.
- Bóg zapłać za skierowanie. Teraz jeszcze proszę o błogosławieństwo pasterskie.
Biskup ze wzruszeniem uczynił znak krzyża na czole młodego doktora i uścisnąwszy go serdecznie obiecał, że będzie pamiętał o nim w swoich codziennych modlitwach.
Józef nie chciał już dłużej czekać w Przemyślu. Wsiadł w pociąg ze swoim skromnym bagażem i pojechał w drogę na spotkanie swojej przyszłości, tak czytelnie przygotowywanej przez Opatrzność.
Zdążając drogą przez wieś - swoją nową parafię - uświadamiał sobie jak trudne wybrał miejsce. Rozumiał zmartwione oczy biskupa i zaczynał się bać. Ale przypomniał sobie swoje własne słowa.
- Skoro Opatrzność tak chce, widać jest tu jakieś dla mnie zadanie - myślał i modlił się o spełnienie owej woli Opatrzności.
Ks. Gross witając się był szczerze skonfundowany. Ten stan onieśmielenia pogłębił się kiedy przyszło pokazać nowemu współpracownikowi miejsce jego zamieszkania. Drewniane mieszkanie było ogromnie zagrzybione. Czuło się ten niemiły zapach, przez szpary w ścianach hulał wiatr.
- Ksiądz wybaczy. Nie miałem czasu cokolwiek tu poprawić. Zresztą powiem szczerze - nie mam nawet na to funduszy. Może jakoś się ksiądz przyzwyczai.
Pierwsze Msze św. ujawniły ogrom zaniedbania. Kilka starszych kobiet, zamiast ministrantów, stary kościelny posługiwał do Mszy św., kalecząc ministranturę tak dokładnie, że wydawało się, że zamiast łaciny używa jakiegoś innego języka. Samborskim zwyczajem Józef zasiadał na pół godziny przed Mszą św. do konfesjonału, ale nie było pracy. Przypominał sobie tamte samborskie dni, kiedy to konfesjonał oblegany był przez penitentów. Tutaj nikogo. Miary goryczy dopełniła jedna ze spowiedzi. Po wysłuchaniu wyznania grzechów zaproponował jako pokutę odmówienie Różańca. Z drugiej strony kratek zapanowało milczenie. Zapytał czy został dobrze zrozumiany.
- Tak ja słyszał, ale ja proszę jegomościa nie wiem, co to jest Różaniec i jak się go odmawia.
- Teraz rozumiem - modlił się po wyjściu z konfesjonału, że wysłałeś mnie Panie nie do parafii, ale na misje. Pomóż mi je z cierpliwością głosić: życiem, modlitwą i czynami, na jakie stać mnie tu będzie.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Bp Milewski: kto trwa w Jezusie, ten przynosi owoce

2024-05-02 17:36

[ TEMATY ]

Płock

bp Mirosław Milewski

Karol Porwich/Niedziela

O tym, że źródłem życia i działania człowieka wierzącego od momentu chrztu św. jest „trwanie” w Jezusie, powiedział bp Mirosław Milewski w Królewie w diecezji płockiej. Przewodniczył Mszy św. w dniu odpustu parafialnego ku czci św. Zygmunta, Króla i Męczennika: - Król Zygmunt surowo odpokutował za swoje grzechy, dlatego został świętym - powiedział biskup pomocniczy.

Bp Mirosław Milewski w czasie Mszy św. w Królewie przywołał Ewangelię o winnym krzewie i latoroślach (J 15,1-8). Przekazał, że przypowieść ta opisuje istotę relacji między ludźmi a Jezusem. Jezus, to prawdziwy krzew winny, złączony z Kościołem. U źródła życia i działania wiernych od momentu chrztu św. jest „trwanie” w Jezusie. To warunek przynoszenia owocu - miłości.

CZYTAJ DALEJ

Czy 3 maja obowiązuje wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych?

2024-05-02 07:20

[ TEMATY ]

wstrzemięźliwość

Adobe Stock

W związku z przypadającą w piątek, 3 maja, w Kościele katolickim uroczystością Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski, głównej patronki kraju, katolików nie obowiązuje wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych. Mimo uroczystości wierni nie są zobowiązani do udziału we Mszy świętej.

Zgodnie z obowiązującymi w Kościele katolickim przepisami wstrzemięźliwość od spożywania mięsa lub innych pokarmów należy zachowywać we wszystkie piątki całego roku, chyba że w danym dniu przypada uroczystość. Post ścisły obowiązuje w Środę Popielcową i w Wielki Piątek.

CZYTAJ DALEJ

Uroczystość Najświętszej Maryi Panny, Królowej Polski - plan obchodów na Jasnej Górze

2024-05-03 09:01

[ TEMATY ]

Jasna Góra

Matka Boża

Karol Porwich/Niedziela

Dziś na Jasnej Górze, 3-go maja, uroczystości Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski. Suma odpustowa odprawiona zostanie na Szczycie o godz. 11.00, poprzedzi ją program słowno-muzyczny: „W oczekiwaniu na beatyfikację sługi Bożej Stanisławy Leszczyńskiej” o godz. 10.00. W czasie Sumy ponowiony zostanie Milenijny Akt Oddania Polski w Macierzyńską Niewolę Maryi, Matce Kościoła za Wolność Kościoła Chrystusowego. O godz. 19.00 Mszę św. odprawi metropolita częstochowski, abp Wacław Depo. Uroczystości zakończy Apel Jasnogórski.

- Uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski związana jest ze ślubami lwowskimi Jana Kazimierza - wyjaśnia o. Michał Bortnik, rzecznik prasowy Jasnej Góry. Śluby te były wyrazem wdzięczności za cudowną obronę Jasnej Góry i ocalenie Ojczyzny. Jan Kazimierz obrał wtedy Maryję Królową i Matką swoją i swoich poddanych, całego królestwa. - Ciekawą rzeczą jest to, że Maryja sama wybrała sobie ten tytuł, bo w 1608 r. objawiła się mieszkającemu w Neapolu włoskiemu misjonarzowi, o. Juliuszowi Manicinelli z zakonu jezuitów, który był czcicielem polskich świętych - dodał o. Bortnik. Włoski misjonarz podczas modlitwy zastanawiał się nad najpiękniejszym tytułem, jakim uhonorować można Matkę Bożą. Ukazała mu się wtedy sama Maryja pytając, dlaczego nie nazwie Jej Królową Polski. Maryja uzasadniła swoją prośbę tym, że jest to naród, który sobie wybrała, naród, który Ją czci. Kiedy w 1610 r. o. Manicinelli przyjechał do Polski i odprawiał Mszę św. w katedrze na Wawelu kolejny raz objawiła mu się Matka Boża ponawiając swoje życzenie.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję