Mariusz Rzymek: Samotność doskwiera na misjach?
Ks. Jarosław Dziedzic: Współczesna technologia sprawia, że będąc na końcu świata, człowiek nie jest odłączony od rodziny i znajomych. WhatsApp, Facebook to platformy, za których pośrednictwem można się komunikować. W ich obsługę wdrożyli mnie koledzy w Boliwii, którzy chcieli mieć ze mną kontakt. Dzięki Bogu mam takie szczęście do ludzi, że choć nie jestem specjalnie obeznany z technicznymi nowinkami, to zawsze znajdzie się ktoś, kto w podstawowym stopniu pomoże mi je opanować. A jak sobie nie radzą to zrobi za mnie.
Jak dużo Polaków można spotkać na misjach w Boliwii?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Po Brazylii Boliwia jest drugim krajem, w którym najwięcej jest polskich misjonarzy. Jest nas ok. 120. Na tę liczbę składają się kapłani, bracia i siostry zakonne oraz świeccy. Zwyczajowo wszyscy jesteśmy na „ty”. Nawet jak wpadnie do nas turysta z Polski, to też skracamy w ten sposób dystans. Na obczyźnie konfraternia ma się bardzo dobrze. Wracając do tematu misjonarzy, to więcej od Polaków jest jedynie Włochów.
Gdzie rzuciło Księdza misyjne powołanie?
Reklama
Od momentu przyjazdu, a więc od 2013 r., pracuję w prałaturze Aiquile. Nie jest to diecezja, bo ma za mało kapłanów i nie jest w stanie obsadzić kurii, sądu biskupiego ani też sama się utrzymać. Jest na prawach papieskich. W pierwszej parafii miałem do odjechania 110 wiosek. W obecnej mam 70.
Jak wygląda sytuacja ekonomiczna tego kraju?
Średnia płaca to 2 800 boliviano (400 $). Kurs dolara był przez długi czas sztucznie utrzymywany na poziomie 6,94. W tym roku zaczął się jednak ogromny kryzys. Teraz za dolara płaci się 17,20. To kraj strasznie zadłużony, a mimo to nastawiony na socjalizm. Trzymają się z Rosją, Wenezuelą, Kubą. Mają swoją ropę naftową, ale nie potrafią ją przerabiać, więc płacą za to Argentynie. Gospodarka głównie oparta jest na rolnictwie. Uprawiają ziemniaki, cebulę, marchew, kukurydzą, słonecznik. Do tego dochodzi hodowla krów, a co za tym idzie eksport wołowiny. Nieformalnym źródłem dochodów są narkotyki. Są dwa regiony, w których oficjalnie można uprawiać kokę. W naszej prefekturze znajduje się jeden z nich. Jest tam, pośrodku dżungli, pas startowy dla samolotów. Według źródeł rządowych ma on ożywić turystykę. W rzeczywistości służy zaś kolumbijskim kartelom.
Skąd biorą się lewicowe ciągoty Boliwijczyków?
Reklama
Główną siłą jest socjalistyczna partia MAS-IPSP. Jej członkowie pozyskiwali ludzi na wioskach w zamian za worek ryżu i 100 boliviano (15$) na dziecko przed rozpoczęciem roku szkolnego. Legitymacja partyjna jak się okazało ma drugie dno. Wieśniak, gdy tylko partia zarządzi blokadę dróg, musi na 24 godziny zjawić się na barykadzie. I to pod rygorem odpowiedzialności finansowej. Nikt się nie wyłamuje, a partia realizuje swoje cele. Zdarza się że nawet karetki nie są przepuszczane. Mnie się kilka razy udało, ale tylko dlatego, że stali na niej moi parafianie. Najdłuższa blokada dróg trwała całe pięć tygodni. Jakby ktoś inny dał im worek ryżu, pewnie popieraliby inną opcję.
Jaka jest mentalność przeciętnego Boliwijczyka?
Nie ma tam wielkiego przywiązania do wypowiedzianego słowa. Ale to cecha tożsama wielu nacjom Ameryki Pd. Kłamstwo jest na porządku dziennym. Zdarza się, że umawiam się z parafianinem, a on nie przychodzi. Tłumaczy mi później, że wiedział, iż nie dotrzyma słowa, ale wolał nie robić mi przykrości. Dlatego kurtuazyjnie obiecał spotkanie. Nie towarzyszy temu żadna refleksja ani zwykłe przepraszam. Dla nas to niepojęte. Oni patrzą w oczy i kłamią. Ta dwoistość dostrzegalna jest również w świecie polityki. Kiedyś przeraził mnie prezydent Boliwii Evo Morales – gość indiańskiego pochodzenia, który głosił tezy, że trzeba wyrzucić wszystkich zagranicznych misjonarzy. Jak się okazało jego tezy wpisane były w schemat: dużo mów, nic z tym nie rób. Typowe słowa bez pokrycia, za które nikt nie bierze odpowiedzialności.
Jak w takim razie tłumaczysz fenomen fascynacji Boliwijczyków Janem Pawłem II? On nie mówił do nich w sposób zawoalowany, lecz jasny i klarowny. Nie miał np. problemu, żeby potępić teologię wyzwolenia.
Reklama
Do tej pory wspominają go z rozrzewnieniem. Dla nich nie liczyła się głęboka myśl teologiczna. Oni w nim widzieli ojca. Bardzo wymowna jest scena spotkania papieża z górnikiem z regionu Oruro, który, mówiąc o biedzie, nakłada mu na głowę kask. Tak wtedy, jak i teraz tamtejsi górnicy swój wyrobek wydobywają kilofem bez pomocy maszyn. To przypomina pracę z przełomu XVIII i XIX wi. Oni są mu wdzięczni, że przyjechał do miejsca, w którym człowiek żył w skrajnym ubóstwie i upodleniu. Że upomniał się o szacunek dla nich i o prawo do godnego zarobku. Ponadto nie bał się wejść między ich szeregi.
Jakie są największe wyzwania religijne miejsca, w którym Kksiądz pracuje?
Nie chcą się żenić. Związki sakramentalne zawierają pod koniec życia w wieku 50-60 lat. Na wioskach o pomstę do nieba woła wiedza religijna. Dla nich nie ma różnicy między błogosławieństwem domu i rodziny a Mszą św. Wszystko, co czyni kapłan, to liturgia. Tego się nie zmieni, jeśli raz w roku się ich odwiedza. Mógłbym częściej, ale oni tego nie chcą. Zapraszają gdy jest Fiesta, która trwa trzy dni. Tylko wtedy chętnie się modlą. Niezbędny jest również ksiądz do pogrzebu. Co może wielu zdziwić, nawet I Komunia św. dla ponad połowy rodziców nie jest impulsem skłaniającym do tego, aby towarzyszyć dziecku w tej uroczystości.
Czy utrwaliła się w ich świadomości religijnej niedziela jako dzień święty?
W miastach tak, na wsi niekoniecznie. Przyczynia się do tego rzadkość niedzielnej liturgii, która bywa, że jest raz w miesiącu. Nie ma więc wyrobionego przyzwyczajenia do święcenia dnia Pańskiego. W aglomeracjach miejskich, gdzie duszpasterstwo ma charakter systematyczny, wszystko wygląda inaczej.
Jeśli jedną, a drugą wizytę duszpasterską dzieli przepaść czasowa, to czy jest jeszcze do kogo przyjeżdżać?
Reklama
Odpowiem przykładem. Altiplano to rozległy, dziki płaskowyż w Boliwii. Mój kolega, kapłan z diecezji koszalińskiej, odnalazł tam wioskę, w której nikt nie był z posługą od 30 lat. Pojechał do niej, odprawił Mszę św., na którą gromadnie przyszli mieszkańcy, a po jej zakończeniu usłyszał: – Padre, czy my będziemy mieć święto Świętej Monstrancji? Okazało się, że przetrwał u nich zwyczaj związany z uroczystością Bożego Ciała, gdy ksiądz z Najświętszym Sakramentem obchodził całą wioskę. Oni pozbawieni opieki duchowej wyciągali z kaplicy monstrancją i ruszali wraz z nią między chaty, modląc się i prosząc Boga o błogosławieństwo. Wiara tak szybko nie umiera.
W Ameryce Pd. niezwykle szybko rozkwitają przeróżne zbory protestanckie. Skąd to się bierze?
Nieco się do tego przyczyniamy. Brak kapłanów powoduje, że przygotowujemy świeckich katechistów i oni zaczynają nauczyć. Kilku z nich wyszło z założenia, że duchownych można ze wspólnoty wykluczyć i zająć ich miejsce. W ten sposób rodzą się nowe związki wyznaniowe. Dziesięcina, do jakiej zobligowani są protestanci, też nie jest bez znaczenia. Tekst: – A co tam będziesz chodził do obcokrajowcy? bywa, że też trafia na podatny grunt.
Co pomaga w pracy duszpasterskiej?
Reklama
W ub.r. w charakterze wolontariuszy, przyjechało do mnie małżeństwo z 4 synów spod Koszalina. Ich przykład, wspólne uczestniczenie w nabożeństwach, inspirował parafian. Polka, będąc profesjonalnym muzykiem, zestroiła chór prowadzony przez zakonnice, co było nie lada wyzwaniem. Dzięki nim udało się uruchomić w internacie, w którym będę teraz wymieniał dach, pomoc szkolną. W akcję udzielania korepetycji włączyła się miejscowa para emerytowanych nauczycieli, siostra zakonna, młodzież przygotowująca się do bierzmowania. Fajnie to zagrało. Z lekcji nauki czytania korzystał np. chłopak, który był w pierwszej klasie szkoły średniej. Doszedł do tego etapu edukacji, nie potrafiąc łączyć sylaby w wyrazy. Analfabetyzm jest tam sztucznie pudrowany. Staramy się temu przeciwdziałać. W odległych wioskach w salce lekcyjnej jest ośmiu uczniów, z których siedmiu jest na różnych poziomach. Jeden jest w pierwszej, drugi w czwartej, piątek w szóstej klasie, itd. Wszystkich nadzoruje jeden nauczyciel.
Jaki jest poziom bezpieczeństwa w Boliwii?
Według mnie to jeden z bezpieczniejszych krajów w Ameryce Pd. Ludzie mają do siebie wzajemny szacunek, co objawia się unikaniem agresji. Trzeba pamiętać, że to południowcy. Jak się emocjonalnie podpalą, to nie ma zmiłuj. W tej części, gdzie produkują kokę, tam są samosądy. Na liczące 15 tys. mieszkańców miasto jest sześciu policjantów, więc lokalsi biorą sprawy w swoje ręce. Siostra zakonna z Polski opowiadała mi, że na centralnym placu naprzeciw komisariatu drutem kolczastym przywiązano mężczyzna do drzewa „palo del diablo”. To była makabryczna kara, ze względu na mięsożerne mrówki, które żyją w pniu. One żywcem zjadały delikwenta. Próba pomocy odebrana byłaby jako partycypacja w winie oskarżonego. Nic nie można było dla niego zrobić. Po kilku godzinach oprawcy odwiązali go od drzewa, a nad pobliską rzeką obcięli kończyny i wrzucili do wody. Jeden z księży z Polski w podobnym przypadku wyłamał się i próbował pomóc. Skatowanego człowieka zawiózł do szpitala, ale tam bali się go przyjąć. Skonał mu w samochodzie. Później kapłan ze względu na wendettę musiał uciekać z parafii. Dopiero po kilku tygodniach wrócił i to tylko dlatego, że biskup zagroził mieszkańcom, że zamknie kościół, zabroni udzielać sakramentów i pogrzebów, jeśli coś mu się stanie. Po takim wsparciu nikt go nie ruszył.