Papież Franciszek był dla mnie kimś więcej niż głową Kościoła. Był przewodnikiem, który mówił o wierze prostym, ale poruszającym językiem. Kiedyś powiedział: „Kościół to szpital polowy”. Te słowa zostały ze mną na zawsze. Pokazywał, że Bóg jest blisko, szczególnie tam, gdzie człowiek czuje się zagubiony i poraniony. Przypominał, że Ewangelia to nie zbiór zasad, ale konkretna miłość do drugiego człowieka, otwartość i przebaczenie. Ceniłem go za autentyczność, prostotę i odwagę mówienia prawdy z miłością. Uczył, że chrześcijaństwo to nie perfekcja, ale droga – pełna prób, upadków i powrotów do Boga. Dzięki niemu łatwiej mi było zaufać, że Bóg nie przekreśla nikogo, nawet gdy ten błądzi. Jego życie i posługa zostawiły w Kościele ślad dobroci i nadziei, której dziś bardzo potrzebujemy. Zostawił świat bardziej otwarty na miłosierdzie.
Reklama
Nie miałam nigdy okazji spotkać Papieża osobiście ani zobaczyć Go z bliska, chociaż byłam w Rzymie. Od początku pontyfikatu z uwagą słuchałam w mediach różnych przemówień i homilii Papieża. Bardzo podobała mi się Jego postawa pełna pokory i prostoty, szczery uśmiech i ojcowskie spojrzenie. Tak często wyrażał swoją troskę o biednych i odrzuconych. Jego nauczanie często trafiało do mego serca. Szczególnie zapamiętałam ważne rady dotyczące relacji w małżeństwie i to, aby każdy dzień kończył się pojednaniem. Z wielkim zainteresowaniem śledziłam jego przemówienia podczas Światowych Dni Młodzieży. Przesłanie Papieża „Wstańcie z kanapy i idźcie zmieniać świat” stało się inspiracją w mojej pracy katechetycznej. Zachęcałam uczniów, aby w czasie wolnym od nauki nie siedzieli wygodnie przed telewizorem, ale zechcieli odwiedzać chorych i niepełnosprawnych, aby nieść im radość i nadzieję. Słysząc o tym, jak bardzo Papież troszczy się o pokój na świecie i prosi o modlitwę w tej intencji, wiele razy razem z dziećmi modliliśmy się na różańcu w intencji pokoju na świecie, a szczególnie na Ukrainie. Uważam, że pontyfikat papieża Franciszka wniósł wiele dobra w moje życie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Papież Franciszek zadziwiał mnie konsekwencją w kwestii swojej obietnicy złożonej tuż po wyborze, że będzie pamiętał o ubogich. Jakże to było zbieżne z przyjętym imieniem. Franciszek swoją postawą pokazywał, że peryferia Kościoła są równie ważne, jak jego centrum. Jednak to na peryferiach żyje najwięcej ludzi i tam należy kierować ogromny wysiłek ewangelizacyjny, organizacyjny i pomocowy. My, ludzie Kościoła polskiego czy europejskiego, wcale nie jesteśmy „pępkiem świata” i warto byśmy wypuścili trochę powietrza z naszego „nadętego balona”. Pokora, na którą wskazywał papież, jest wielką cnotą!
Ujęły mnie jego słowa: „A kimże ja jestem, by ich osądzać?” Wywołały one duże niezrozumienie, ale jestem przekonany, że papieżowi chodziło o osądzanie człowieka, a nie jego czynów. Czyny grzeszne podlegają osądowi, lecz każdy człowiek ma przynależną i niezbywalną godność.
Przyznam, że były sytuacje, których nie rozumiałem, jak choćby to z Pachamamą. Ale kimże ja jestem, by osądzać papieża? Znałem tę sytuację jedynie z przekazów medialnych. Dlatego ufałem w mądrość papieża. Ta ufność nie wynikała z naiwności, lecz z wiary w mądrość Kościoła prowadzonego przez Ducha Świętego. Franciszek na pewno zmienił optykę, przez jaką dziś patrzymy na cały Kościół katolicki oraz wprowadził mechanizmy, które ułatwiają rozmowę i relacje wewnątrz Kościoła.
Reklama
Ojca Świętego Franciszka spotkałem dwukrotnie. Po raz pierwszy podczas kanonizacji Jana Pawła II. Gdy Ojciec Święty przejeżdżał obok mnie w papamobile, przez chwilę patrzyłem mu prosto w oczy. To był krótki moment, lecz w jego spojrzeniu było coś, co trudno opisać – ciepło, prostota, spokój. Drugie spotkanie miało miejsce podczas Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. Uczestniczyłem we Mszy św. i miałem okazję być bardzo blisko ołtarza. W jego postawie w sposób szczególny poruszyła mnie Jego cisza, skupienie i głęboka obecność – nie potrzebował wielkich słów, by mówić do serca. Szczególnie poruszyły mnie jego słowa: „Nie pozwólmy, by skradziono nam nadzieję.” Te słowa towarzyszą mi do dziś. Wracają w trudnych chwilach, gdy jest trudno, gdy brakuje sił. Są jak przypomnienie, że chrześcijanin nigdy nie jest sam – nawet w największym cieniu. Bóg jest blisko, wierny, choć czasem milczący, ale Jego milczenie zawsze jest pełne miłości.
Kiedy myślę o papieżu Franciszku, wracam wspomnieniami do wyjazdu mojego oddziału KSM przy parafii w Korytnicy. Podczas jednego ze spotkań padła propozycja wspólnego wyjazdu na wakacje. Ksiądz zapytał, gdzie chcemy jechać – morze, góry, Mazury? My bez wahania powiedzieliśmy: do Włoch, zwiedzić Rzym i zobaczyć Ojca Świętego. Wiedzieliśmy, że to kosztowny plan, ale byliśmy gotowi ciężko pracować. Organizowaliśmy różne akcje parafialne, by zebrać fundusze. Udało się. W sierpniu 2014 r. osiemnastoosobową grupą pojechaliśmy do Włoch. Spełniliśmy marzenie – byliśmy na audiencji u papieża Franciszka. W czasie oczekiwania panowała cisza, każdy pogrążony w osobistej modlitwie. Gdy pojawił się Papież, wszystkim napłynęły łzy szczęścia. Po audiencji podszedł do nas. Przytulił dwie osoby, a ja miałam zaszczyt swoją dłonią dotknąć jego dłoń. Dziś dziękuję Bogu, że jako 19-letnia dziewczyna mogłam przeżyć tak głębokie i piękne spotkanie.
Pierwszy raz miałam okazję zobaczyć papieża Franciszka podczas Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. To było zupełnie niespodziewane. Siedziałam z koleżankami, gdy nagle usłyszałyśmy okrzyki: „Papa Francesco!”. Od razu pobiegłyśmy w stronę tłumu. Wtedy zobaczyłyśmy uśmiechniętego papieża Franciszka, który przejeżdżał dosłownie tuż obok nas. To była chwila ogromnego wzruszenia. Ojciec Święty w Krakowie apelował do młodych, aby nie bali się żyć, marzyć i dążyć do lepszego świata. To wspomnienie zostanie we mnie na zawsze. Drugim momentem było spotkanie podczas ŚDM w Portugalii. Podczas tego spotkania papież przypomniał, że każdy z nas jest umiłowanym uczniem Chrystusa. Zachęcał, byśmy się nie lękali, mieli odwagę iść naprzód, wiedząc, że Bóg nas kocha. Mówił też, że w Kościele jest miejsce dla wszystkich. Podczas tych ŚDM mieliśmy ogromne szczęście: papież Franciszek przejeżdżał na spotkania obok naszego miejsca noclegowego. W drodze na tramwaj często stawaliśmy przy drodze i machaliśmy mu, skacząc i krzycząc z radości. Nie udało mi się porozmawiać z Ojcem Świętym, ale jego uśmiech, gesty i ciepło skierowane do młodych z całego świata były bezcenne.
Gdy papież Franciszek został wybrany, byłem zaledwie tydzień po moich 9. urodzinach. Niewiele z tego wszystkiego rozumiałem. Z czasem zacząłem go poznawać, głównie ze zdjęć i filmów. Bardzo poruszała mnie jego czułość. Nie bał się przytulić ludzi, od których ja prawdopodobnie odwróciłbym wzrok. Uczył mnie wrażliwości na drugiego człowieka – najpierw swoim czynem, znacznie później słowami. Gdy byłem nastolatkiem, dotarły do mnie jego słowa: „Wy, drodzy młodzi, nie jesteście przyszłością, lecz Bożym teraz”. Zmieniło to sposób, w jaki postrzegałem swoje zaangażowanie w Kościele. Był dla mnie papieżem bardzo bliskim. Nie zawsze rozumiałem to, co mówił, lecz jestem przekonany, że wszystko, co robił, wypływało z radykalizmu miłości do Chrystusa i Jego Kościoła. Gdy mówił, że prawdziwy pasterz musi pachnieć swoimi owcami, widziałem, że stosuje te słowa przede wszystkim do siebie. Teraz, gdy już od nas odszedł, jestem wdzięczny za jego pontyfikat, który towarzyszył mi na początku mojej chrześcijańskiej drogi.