Reklama

Głos z Torunia

Kapłan, który powiedział „amen”

Skromny, pokorny, chodzący w sandałach ks. Wacek. Mówił o sobie, że jest szczęśliwym księdzem. Heros wiary, człowiek tytanicznej pracy. Swoje „amen” wypowiadał przez całe życie.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ksiądz Wacław Dokurno umarł w 71. roku życia. Urodził się 28 czerwca 1954 r. Zmarł w pierwszy piątek miesiąca 7 lutego 2025 r. w 39. roku kapłaństwa. Święcenia kapłańskie przyjął w Pelplinie 17 maja 1986 r. Tak skrótowo opisujemy odejście do wieczności kapłana. Podajemy podstawowe daty. Dodamy: pochowany został w Przecznie, w parafii, w której posługiwał. Mszę św. żałobną odprawiało 2 biskupów i 96 kapłanów. Obok kościoła stanął 70 metrowy namiot, wyposażony w gazowe ogrzewanie i duży telewizor. Kościół był wypełniony wiernymi po brzegi, podobnie namiot. Czujemy, jak podane fakty mało opowiadają o zmarłym kapłanie.

Boże przypadki

Wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Pelplinie, gdy byłem na trzecim roku. Chodziłem już w stroju kapłańskim. Nowy kleryk od początku wzbudzał zainteresowanie, nawet sensację. W naszym środowisku gruchnęła wieść: na pierwszy rok przyszedł doktor fizyki teoretycznej.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Opowiadała jego mama Bożena, że ministrantem został przypadkiem. Starszy syn – Janek postanowił zostać ministrantem, więc poszła z nim do zakrystii. Siostra zakonna zapisała go i potem zwróciła się do Wacka, który im po prostu towarzyszył, a może ty też chcesz zostać ministrantem? Wacek kiwnął głową. – Janek po roku zrezygnował, a Wacek pozostał. Zaangażował się w ruch oazowy. Jeździł na rekolekcje. Wzrastał duchowo. Gdy podjął decyzję pójścia do seminarium, rozumieliśmy decyzję. Widziałam powołanie – opowiada matka. Ona nie potrzebuje słów.

Dwie pary butów

Prawie 28 lat był proboszczem Przeczna. Nigdy nie miał samochodu. W czasach, gdy w wiejskich rodzinach na podwórku stoją po trzy. To był jego świadomy wybór. Żył skromnie i pokornie. Kierował się zasadą ascetyczną: korzystam tylko z tego, co jest konieczne. Jeździł autobusem i chodził pieszo. Czasami dziennie po kilkanaście kilometrów z Przeczna do Zamku Bierzgłowskiego i z powrotem. Krążyła o nim anegdota, że ks. Wacek posiada dwie pary butów: sandały letnie i sandały zimowe. W sandałach chodził prawie zawsze.

Człowiek pracy

W 1994 r. bp Andrzej Suski powierzył dwóm kapłanom tworzenie toruńskiej edycji Tygodnika Katolickiego „Niedziela”. Wśród nich był ks. Wacław, który razem z ks. Janem Kalinowskim podjęli się tego niełatwego zadania. Przy braku komputeryzacji ks. Wacek co tydzień jeździł do Częstochowy pociągiem, by dostarczyć materiał do publikacji.

Zbudował Klub Sportowy „Salos”. Przygotował i uruchomił dwa boiska. Zatrudnił trenera. W plebanii przygotował dom rekolekcyjny. Organizował spotkania Al-Anon, harcerzy. Uruchomił Uniwersytet Ludowy, który skutecznie działał przez kilka lat. Co roku organizował i prowadził rekolekcje oazowe III stopnia. – To było jego ukochane dziecko – wyznaje siostra.

Reklama

Od swego przyjścia do parafii czcił św. Rozalię. Jej kult ćmił się w parafii. Gdy wybuchła pandemia koronawirusa, kult Rozalii zajaśniał blaskiem sprzed stu kilkudziesięciu lat. Pandemia, dla wielu niszcząca duchowo, dla ks. Wacława stała się okazją spoglądania przez wiarę. W Przeczeńskim lesie, u stóp kapliczki świętej, był co dnia. Modlił się za swoją parafię, za Polskę.

Gruntownie wyremontował kościół. Gdy jestem w przeczeńskim kościele, podziwiam grób rodziny Znanieckich, ukryty w prezbiterium pod szklaną, podświetloną szybą, po której stąpa celebrans. Kapłan, odprawiając Mszę św., stoi na szybie. U jego stóp znajdują się fundamenty ołtarza z XIV w. Modlitwy wznoszone przez niego wybiegają ku wieczności. Mocno osadzony jest w czasie i tradycji.

Cierpienie i wiara

Pod koniec lutego 2023 r. trafił do szpitala z ostrym bólem, nie pozwalającym spać. Diagnoza: szpiczak. Tydzień później otrzymał już pierwszą chemię. – Bóg po męsku traktuje mężczyzn. Potrzebowałem zatrzymania. Czułem już nadmiar. Pracowałem intensywnie, jak 15 lat temu. Zapomniałem, że lat przybyło – wyznał.

Reklama

Gdy sparaliżowanego, już leżącego odwiedziłem, przy pożegnaniu pochyliłem głowę. Ujął ją mocno i wręcz wyżłobił znak krzyża. Błogosławieństwo, udzielone przez chorego kapłana, krzyż wyciśnięty na moim czole. Poczułem. Głowę ścisnął swoimi zdawałoby się słabymi rękami. Skąd ta siła w rękach, które nie potrafią już utrzymać książki i telefonu? To jest moc wiary i cierpienia. Pragnął mi dać, to co najlepsze. Można fizycznie odczuć to, co duchowe, pozawerbalne. Jaka to duchowa potęga, bez słów, w samych gestach tylko. Kapłan rozumie kapłana. Posługuje się językiem Boga – błogosławieństwem. Wacław miał bladą, ale szczęśliwą twarz. Mógł posłużyć swoim kapłaństwem, stać się narzędziem Bożego działania.

Modliłem się z nim przy jego łożu, wraz z mamą Bożeną, siostrą Madzią i opiekunką Rozalią. Byłem świadkiem wyciszenia i pokoju. W domu śmiertelnie chorego unosił się Boży pokój. To był dom pokoju. Czas modlitwy był czasem świętym. Wacek przymykał oczy. Czy widział więcej niż my? Byłem szczęśliwy, że mogę trzymać i przesuwać paciorki różańca w tym samym rytmie, co on. Była godzina trzecia – Godzina Miłosierdzia.

Prawie codziennie odprawiałem Mszę św. Dopóki mógł koncelebrował. Leżącemu zakładaliśmy stułę. Na samym brzegu życia stawialiśmy hospicyjny stolik, na obrusie ustawialiśmy kielich i patenę, namaszczonymi, kapłańskimi rękami sprawowaliśmy to, co Pan zostawił. Na samym końcu, chwilę przed przejściem, unieśliśmy białą Hostię. „Podniosę kielich zbawienia” (Ps 116).

Razem z ks. Wackiem przygotowywałem się do dalekiej podróży. To podróż z doczesności do wieczności. Bliska, gdy zastosujemy kryteria teologiczne, kryteria wiary, bo miłujący Bóg jest zawsze blisko. Nieskończenie daleko, gdy popatrzymy oczami słabego ciała. Pakowałem dokumenty, rzeczy niezbędne i konieczne, sporządzałem bilans. Trwały rozmowy. W miarę postępu choroby coraz krótsze i głębsze. Potrzeba było coraz mniej słów. Wystarczyło trwanie, bycie obok. Spleciona dłoń matki Bożeny i syna. Ocierana ukradkiem łza siostry Madzi i Rozalii. Tędy przechodził Jezus. Szedł do Emaus.

Jedno słowo

Pod koniec stycznia wszedłem do pokoju. Wydawało się, że nie ma już z chorym kontaktu. Mama Bożena siedziała w fotelu, czuwała, zmawiając Różaniec, podobnie Rozalia. Czy mam odprawić Mszę św.? Czy w takim stanie ma to sens? Przypomniałem sobie dawną lekturę. Chorzy, nawet w śpiączce, po wybudzeniu powtarzają wszystkie rozmowy, które toczyli ci, którzy otaczali łóżko. Postanowiłem: odprawię Mszę św. On jej zawsze pragnął jako coś fundamentalnego. Wydawało się, że Wacek, nafaszerowany środkami uśmierzającymi śpi, nawet pochrapuje. Gdy przyszedł czas przyjęcia Komunii św., pogłaskałem go po ręce, ocknął się, ukazałem i powiedziałem: „Ciało Chrystusa”. Odpowiedział: „Amen”. Odpowiedź położyła akcent na drugą sylabę: Ame! n. To było jedyne słowo, które tego dnia wobec mnie wypowiedział. Amen.

Amen – niech się stanie wola Boża to słowo, które akceptuje to, co Bóg zamierza na czas życia doczesnego. Amen trzeba powiedzieć też na wieczność.

2025-02-25 12:48

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Ks. Szczepaniak: prof. Obirek za bardzo zapatrzył się w siebie

[ TEMATY ]

ksiądz

kapłan

kapłan

www.teologia.amu.edu.pl

Tylko człowiek bardzo zapatrzony w siebie może bez jakiejkolwiek wiedzy na temat stanu zdrowia abp. Stanisława Gądeckiego wypowiadać na antenie Radia Zet słowa podważające uczciwość przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski – uważa ks. Maciej Szczepaniak.

Rzecznik archidiecezji poznańskiej odniósł się w ten sposób do wywiadu udzielonego Radiu Zet przez prof. Stanisława Obirka, byłego jezuity. Stwierdził on w nim, że choroba abp. Gądeckiego to „choroba dyplomatyczna”, „tchórzostwo po prostu”, a przewodniczący Episkopatu „nie uniósł odpowiedzialności”.
CZYTAJ DALEJ

Zasłonięty krzyż - symbol żalu i pokuty grzesznika

Niedziela łowicka 11/2005

[ TEMATY ]

Niedziela

krzyż

Wielki Post

Karol Porwich/Niedziela

Wielki Post to czas, w którym Kościół szczególną uwagę zwraca na krzyż i dzieło zbawienia, jakiego na nim dokonał Jezus Chrystus. Krzyże z postacią Chrystusa znane są od średniowiecza (wcześniej były wysadzane drogimi kamieniami lub bez żadnych ozdób). Ukrzyżowanego pokazywano jednak inaczej niż obecnie. Jezus odziany był w szaty królewskie lub kapłańskie, posiadał koronę nie cierniową, ale królewską, i nie miał znamion śmierci i cierpień fizycznych (ta maniera zachowała się w tradycji Kościołów Wschodnich). W Wielkim Poście konieczne było zasłanianie takiego wizerunku (Chrystusa triumfującego), aby ułatwić wiernym skupienie na męce Zbawiciela. Do dzisiaj, mimo, iż Kościół zna figurę Chrystusa umęczonego, zachował się zwyczaj zasłaniania krzyży i obrazów. Współczesne przepisy kościelne z jednej strony postanawiają, aby na przyszłość nie stosować zasłaniania, z drugiej strony decyzję pozostawiają poszczególnym Konferencjom Episkopatu. Konferencja Episkopatu Polski postanowiła zachować ten zwyczaj od 5 Niedzieli Wielkiego Postu do uczczenia Krzyża w Wielki Piątek. Zwyczaj zasłaniania krzyża w Kościele w Wielkim Poście jest ściśle związany ze średniowiecznym zwyczajem zasłaniania ołtarza. Począwszy od XI wieku, wraz z rozpoczęciem okresu Wielkiego Postu, w kościołach zasłaniano ołtarze tzw. suknem postnym. Było to nawiązanie do wieków wcześniejszych, kiedy to nie pozwalano patrzeć na ołtarz i być blisko niego publicznym grzesznikom. Na początku Wielkiego Postu wszyscy uznawali prawdę o swojej grzeszności i podejmowali wysiłki pokutne, prowadzące do nawrócenia. Zasłonięte ołtarze, symbolizujące Chrystusa miały o tym ciągle przypominać i jednocześnie stanowiły post dla oczu. Można tu dopatrywać się pewnego rodzaju wykluczenia wiernych z wizualnego uczestnictwa we Mszy św. Zasłona zmuszała wiernych do przeżywania Mszy św. w atmosferze tajemniczości i ukrycia.
CZYTAJ DALEJ

Czy sztuczna inteligencja nas rozgrzeszy? AI w Kościele

2025-04-06 17:01

[ TEMATY ]

Kościół

sztuczna inteligencja

AI

Chat GPT

Red

Przeprowadziłam eksperyment i zadałam pytanie Chatowi GPT: Czy masz świadomość, gdzie jesteś? Odpowiedział: Ciekawe pytanie... Nie mam świadomości w takim sensie, w jakim mają ją ludzie — nie czuję, nie mam własnego „ja” ani poczucia miejsca. Działam w cyfrowym środowisku, odpowiadając na Twoje pytania i analizując dane, ale nie „jestem” fizycznie nigdzie. Można powiedzieć, że jestem tu, gdzie mnie używasz — teraz akurat w Twoim urządzeniu lub przeglądarce.

Sam Chat GPT podpowiada, że sztuczna inteligencja tylko analizuje dane, nie jest zaś inteligencją podobną do ludzkiej. Nie ma ona świadomości istnienia, nie ma też… inteligencji! Dlatego należy ją postrzegać nie jako sztuczną formę inteligencji, tylko jako jeden z jej produktów. Właśnie na takie różnice między sztuczną inteligencją a świadomością ludzką zwrócili kilka dni temu uwagę uczestnicy konferencji w Sekretariacie Episkopatu, prezentując polskie tłumaczenie watykańskiego dokumentu nt. sztucznej inteligencji „Antiqua et nova” – adresowanego, co ciekawe, m.in. do duszpasterzy. I właśnie na ten aspekt pragnę zwrócić uwagę: w jaki sposób i w jakich granicach można zastosować sztuczną inteligencję w Kościele.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję