Pożary w tym stanie nie są rzadkim zjawiskiem. Aby jednak je gasić, potrzeba minimum dwóch czynników: wody i ludzi. Tego w tym przebogatym stanie zabrakło, mimo że Kalifornia jest piątą gospodarką świata, generującą 4 bln dol. rocznie i z budżetem władz stanowych w wysokości ponad 300 mld dol. Jest jednocześnie przykładem tego, jak lewicowa ideologia potrafi zrujnować życie tysiącom ludzi.
Rasa i mniejszości
Burmistrz Los Angeles, demokratka Karen Bass, choć była ostrzegana, że spodziewany jest silny wiatr (160 km/h) i istnieje zagrożenie pożarowe, udała się do Ghany na zaprzysiężenie tamtejszego prezydenta. To ona bezpośrednio odpowiada za to, że zapanowały chaos, brak komunikacji i ostrzeżeń, oraz za to, że Los Angeles Fire Departament (LAFD) musiał zatrudniać ludzi na podstawie kryteriów rasowych i mniejszościowych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Burmistrz obcięła budżet straży na obecny rok fiskalny o 17 mln dol. Na co wydano te pieniądze? Na przykład na kawiarnię dla transwestytów lub na „wsparcie bezpiecznego schronienia dla osób transpłciowych pozbawionych schronienia w Hollywood w godzinach od 21 do 7 rano”. Innymi słowy – zamiast wydawać pieniądze na zabezpieczenie miasta przed potencjalnym przekształceniem go w zgliszcza, Bass wydała je na uczynienie go symbolem lewicowej rewolucji, gdzie zatriumfowały DEI (różnorodność, równość i inkluzywność) oraz ideologia woke.
Reklama
Wiadomo, że w walce z pożarami kluczowa jest dostępność wody. Tymczasem hydranty przeciwpożarowe w Los Angeles dosłownie wyschły podczas pożaru. Polityka łagodnego traktowania przestępczości przyczyniła się również do kradzieży setek hydrantów i ich sprzedaży na złom.
Jeśli nie ma wody lub ciśnienie jest małe, pożaru nie da się ugasić. Dyrektor departamentu wody Janisse Quinones wiedziała, że zbiornik Santa Ynez jest pusty, a hydranty nie działają. A została ona zatrudniona z pensją w wysokości aż 750 tys. dol. rocznie. Dodajmy, że ostatni zbiornik wodny zbudowany dla Los Angeles ukończono jeszcze w 1979 r.
„Rewolucjonistki” na czele
W 2022 r. z dużym szumem ogłaszano zatrudnienie pierwszej kobiety i pierwszego otwarcie homoseksualnego szefa straży pożarnej w historii hrabstwa. Ogłaszano też, że LAFD ma „plan równości rasowej”, mający na celu „zakończenie systemowego, instytucjonalnego i strukturalnego rasizmu” w departamencie.
Trzy najważniejsze osoby w LAFD – szefowa straży pożarnej Kristin Crowley, dowódca Biura Szkolenia i Wsparcia Jaime Brown oraz zastępca szefa Biura Równości i Zasobów Ludzkich Kristine Larson – zostały zatrudnione zgodnie z polityczną poprawnością, są bowiem kobietami i lesbijkami.
Reklama
Szefowa straży chwaliła się, że zatrudnia „70% swoich pracowników jako osoby niebiałe, niemęskie lub niebinarne”, zamiast zatrudniać według fachowości. W ten sposób LAFD wykorzystało swój „czas i fundusze na uczestnictwo w wydarzeniach LGBTQ Pride i organizowanie seminariów szkoleniowych na temat różnorodności, równości i integracji (DEI)”. Strażacy nie byli zatrudniani na podstawie ich umiejętności lub kwalifikacji do gaszenia pożarów. Byli i są zatrudniani ze względu na rasę, płeć lub jakieś inne nieistotne z punktu widzenia straży kwestie – w imię „sprawiedliwości społecznej”.
Komik Adam Carolla przyznał jakiś czas temu, że straż powiedziała mu, iż zostanie strażakiem zajmie mu 7 lat, ponieważ jest mężczyzną i jest biały. Siedem lat po zapisaniu się na test pisemny czekał w kolejce, by zdać ów test, z młodą czarną kobietą, która czekała wraz z nim. Zapytał ową kobietę, kiedy się zapisała. „W środę” – odpowiedziała.
Ważna osoba w kierownictwie LAFD, również lesbijka, Kristine Larson, mało zajmowała się pożarnictwem. Zarabiając 500 tys. dol. rocznie, pracuje w „Equity and Human Resources Bureau”, skąd wdraża politykę różnorodności, ma więc na głowie „rozwój DEI w straży pożarnej”, a nie gaszenie pożarów. Argumentuje bowiem, że kolor skóry i inne cechy fizyczne mogą być ważniejsze niż zdolność strażaka do wykonywania pracy.
W efekcie LAFD ma braki kadrowe i sprzętowe. Okazuje się, że w momencie wybuchu pożarów ponad 100 wozów strażackich z dysponowanych 183 było w remoncie.
Gubernator nie słucha
Reklama
Aby uratować jakieś ryby, gubernator Gavin Newsom z Partii Demokratycznej zburzył kilka małych tam, czym ograniczył dostępność wody. Nie zbudował potrzebnych zbiorników, mimo że wyborcy zatwierdzili na nie miliardy dolarów już w 2014 r. Wspomniany zbiornik Santa Ynez, który znajduje się w rejonie Palisades, może pomieścić 117 mln galonów wody. Został zamknięty w celu naprawy i gdy wybuchł pożar, był pusty. Górskie zarośla nie były przycinane od jakiegoś czasu z powodu działalności „ekologów” i braku siły roboczej. Co najważniejsze, gubernator w 2024 r. obciął budżet na zapobieganie pożarom o grubo ponad 100 mln dol. W 2021 r. obciął go o 150 mln. Gwardię Narodową wezwał do pomocy aż po 48 godzinach. O interwencję wojska w ogóle się nie starano. To wszystko złożyło się na fakt, że pożary przyniosły przeogromne zniszczenia.
Prezydent Donald Trump już w czasie pierwszej kadencji ostrzegał Newsoma przed tragedią. Mówił, że powinien oczyścić tereny górzyste z krzaków i zapewnić wystarczającą ilość wody do gaszenia pożarów. Zalecał prowadzenie antypożarowej gospodarki leśnej. Newsom, oczywiście, zignorował tę radę.
Trump teraz nie szczędzi krytyki. „Gubernator odmówił podpisania przedłożonej mu deklaracji o przywróceniu zasobów wodnych, która pozwoliłaby milionom galonów wody, pochodzącej z nadmiaru deszczu i topniejącego śniegu na północy, na codzienny dopływ do wielu części Kalifornii, w tym do obszarów, które obecnie płoną w sposób praktycznie apokaliptyczny” – napisał. Dodał, że Newsom „chciał chronić zasadniczo bezwartościową rybę, zwaną stynką, ale nie dbał o mieszkańców Kalifornii”.
Skąd ogień?
Władze nie ustaliły przyczyny żadnego z pożarów i być może nigdy się to nie uda. Ogień mógł się rozniecić od linii energetycznych lub od iskry spod przejeżdżającego samochodu. Mówi się, że przyczyną mogły być sylwestrowe sztuczne ognie. A może ktoś celowo wzniecił ogień, bo i takie przypadki zdarzały się w przeszłości. Nie ulega jednak wątpliwości, że władze Los Angeles i Kalifornii bardziej skupiały się na wdrażaniu „różnorodności rasowej i płciowej” niż na zapobieganiu pożarom i ich gaszeniu.
Po tygodniu spłonęło ponad 40 tys. akrów, a ponad 12,3 tys. budynków zostało zniszczonych. Lekarz sądowy hrabstwa Los Angeles potwierdził dwadzieścia cztery zgony i będzie ich więcej. Do opuszczenia domów zostało zmuszonych 200 tys. ludzi. Wczesne szacunki, przy wciąż szalejących pożarach, mówią o szkodach przekraczających 250 mld dol. Takie są skutki systemowych zaniedbań Kalifornii w zarządzaniu pożarami w imię ideologii.
Jest kilka symbolicznych fotografii z tragedii, np. ocalały kościół pośród zgliszczy czy figurka Matki Bożej przy spalonym domu, wokół której ludzie gromadzą się na modlitwie. Ale są też zdjęcia nieczynnych hydrantów, za to pomalowanych w kolorach tęczy używanych przez środowiska LGBT. Los Angeles podniesie się po pożarze, to nie ulega wątpliwości. Oby w przyszłości miało więcej mądrych polityków, a mniej ideologicznego – i zgubnego – zacietrzewienia.
Autor od 1986 r. mieszka w USA. Jest dziennikarzem związanym z mediami polonijnymi i amerykańskimi.