Ks. Paweł Gabara: Ludzie zarzucają duchowieństwu, że nie znają swoich parafian i ich codziennego życia. Czy podziela Pani to zdanie i jak można tę sytuację zmienić?
Dorota Sadurska: Myślę, że zależy, którzy duchowni i zależy których parafian znają, a których nie. Są parafie, w których wieje chłodem, dominuje ton oficjalny, czy też sama postawa księdza nie zachęca do kontaktu (acz może to być mylące). Ale są i takie parafie, w których księża wychodzą do ludzi, znają ich problemy i wychodzą naprzeciw ich potrzebom. Potrzeba być prawdziwym i czerpać z miłości Boga, jako źródła i żyć wiarą, a potem chcieć spotkania, umieć słuchać, budować relacje, mieć gotowość na ryzyko dla Ewangelii i dawać czas.
Chętnie rozmawiamy z tymi, którzy są autentyczni, mają w sobie mądrość i miłość do Boga i ludzi, a to co mówią opierają na doświadczaniu Boga w swoim życiu, którzy są otwarci na drugiego człowieka i pomagają innym poznać Chrystusa i Nim żyć, nierzadko bardzo ofiarnie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
A sposoby chyba każdy musi znaleźć własne, w zależności od osobowości i okoliczności. Można np. po Mszy św. przejść przez kościół i nawiązać z kimś rozmowę; bezpośrednio pomóc komuś w sprawach, niekoniecznie duchowych, np. przy malowaniu; ogłosić, że w danym miejscu i czasie można przyjść, by porozmawiać; zorganizować kawiarenkę parafialną jako przestrzeń spotkania; być otwartym na innych w miejscach, w których się przebywa.
Czy nie uważa Pani, że wizyta duszpasterska jest dobrą okazją do nawiązania kontaktu, bo zgodzimy się z tym, że trudno jest w ciągu kilku minut poznać życie swoich wiernych?
Kluczowe pytanie to, czym ma być wizyta duszpasterska. Jeśli jej celem jest spotkanie, wtedy może być okazją do zaproszenia do wspólnoty czy zaangażowania, rozpoznania potrzeb parafian, odwiedzenia tych, którym trudno jest dojść do kościoła z powodów zdrowotnych, jak również nawiązania kontaktu z tymi, którzy od Boga czy od Kościoła trzymają się z daleka. Bo ksiądz nie jest tylko dla ludzi pobożnych, ale też dla tych na marginesie Kościoła i tych co trzymają się od niego z daleka. Ale ważniejsze od kolędy wydaje mi się budowanie więzi w innych formach przez cały rok. Jest taki święty „rozbójnik Boży”, ks. Alojzy Orione FDP. Jego pragnieniem było „Odnowić wszystko w Chrystusie” (por. Ef 1, 10). I czy to nie jest też marzenie Pana Jezusa?
Jak Pani, jako osoba wierząca i zaangażowana w życie Kościoła, chciałaby, by wyglądała wizyta duszpasterska w Pani domu?
Wizytę duszpasterską widzę jako spotkanie ze wspólną modlitwą od serca i chwilą przyjacielskiej rozmowy. Aczkolwiek wolałabym zostać pominięta z wizytą duszpasterską, aby księża z mojej parafii mieli więcej czasu dla tych, którzy trzymają się z dala od Kościoła lub potrzebują jakiejś pomocy.
Reklama
Wielu ludzi uważa, że kolęda to zbieranie pieniędzy przez księży, a niewielu jednak wie, że z tych środków utrzymywany jest ich kościół. Czy nie uważa Pani, że w Kościele nadal zbyt mało się mówi o tym, na co są przeznaczone ofiary składane podczas liturgii Mszy św., czy też wizyty duszpasterskiej?
Tak, choć to się zmienia. Myślę, że potrzebne jest podanie informacji o wpływach i wydatkach. Pokazuje to, skąd się biorą środki na utrzymanie parafii i jakie są koszty jej utrzymania. Może to budować poczucie współodpowiedzialności oraz zaufanie. A osobiście lubię wiedzieć, na co przeznaczone są pieniądze, które daję. Ale też zapisywanie, ile dana osoba dała na ofiarę na kolędzie, czy „ofiara nie mniej niż”, to fatalne pomysły. Szczęśliwie są parafie, jak moja, gdzie ofiara jest ofiarą.
Prawo kościelne nakłada na proboszcza obowiązek nawiedzenia rodzin parafian oraz uczestnictwo w ich życiowych trudnościach. Duchowny ma „szczególną troską otaczać biednych, cierpiących, samotnych, wygnańców oraz przeżywających szczególne trudności. Starać się wreszcie o to, by małżonkowie i rodzice otrzymali pomoc do wypełniania własnych obowiązków oraz popierać wzrost życia chrześcijańskiego w rodzinach”. Czy uważa Pani, że udaje się dziś Kościołowi te misję zrealizować?
Jako Kościołowi tak. Ale czy jako parafii? Przy parafiach bywają różne wspólnoty, parafialna Caritas, czy też organizowane są zbiórki na pomoc konkretnej rodzinie w parafii. Inna sprawa, że nieraz trudno znaleźć konkretne informacje o wspólnotach parafialnych, a strony parafialne to odrębny temat.
Mam jednak wrażenie, że osoby ciężko chore, starsze czy ze znacznym stopniem niepełnosprawności są osamotnione. I też nie każdy potrafi się zachować w stosunku do nich tak jak trzeba.
Reklama
Wydaje mi się, że to też od nas świeckich wymaga wzięcia części odpowiedzialności na siebie. Marzy mi się, abyśmy w ramach wspólnot parafialnych, razem i księża, i świeccy, każdy stosownie do swego stanu życia i obowiązków, zwyczajnie towarzyszyli i pomagali sobie nawzajem. Bo „po tym poznają wszyscy, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali” (J 13, 35). I nieraz wystarczy zwykła dobroć i życzliwość. I to też jest tak bardzo dziś potrzebne świadectwo życia. Bo to wcielenie Ewangelii w życie jest pociągające dla innych, acz Ewangelia wymaga poświęceń.
Mam wrażenie, że ludzie często uczestniczą w dyskusjach na temat Kościoła czy też duchowieństwa, ale robią to gdzieś pokątnie. Dlaczego nie mają woli i odwagi, by powiedzieć swoim duszpasterzom tego, co ich boli, dotyka oraz cieszy, bo powiedzmy sobie, że nie wszystko, co dzieje się w parafiach, jest naznaczone złem?
Powiedzieć o tym, co „cieszy”, to chyba najtrudniej, bo jak się już idzie do księdza, to albo w kwestiach sakramentów albo z problemami. I chyba warto to zmieniać. Razem tworzymy Kościół, razem jesteśmy w drodze.
Barierą może być niechęć przed byciem potraktowanym z góry czy pouczaniem albo że spotkamy się ze ścianą po drugiej stronie. Może to być obawa realna, a może to wynikać z jakichś negatywnych doświadczeń czy wyobrażeń. Barierą może być brak potrzeby rozmowy, rozczarowanie Kościołem, konflikty wewnątrz-parafialne, uprzedzenia, niechęć przed wzięciem osobistej odpowiedzialności za cząstkę Kościoła, którą jest parafia z powodu np. wygody, braku inicjatywy, braku doświadczenia parafii jako wspólnoty czy rozumienia Kościoła jako wspólnoty. A czasem postrzegamy księży, jakby byli odrębnym gatunkiem człowieka. Łatwiej też jest mówić o kimś niż do kogoś.