Krzysztof Tadej: Co trzeba zrobić, żeby być dobrym kapłanem?
Ks. prał. Bogdan Nowacki: Trzeba chcieć służyć Bogu i ludziom. Służyć – nie rządzić. Jeśli ktoś wybiera kapłaństwo z innych powodów, to rozczaruje siebie i parafian.
A druga zasada?
Nie zamykać drzwi plebanii. Należy być otwartym na różne osoby. Po prostu być z nimi. Ja miałem łatwiej, bo nie miałem samochodu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Samochodu? Jaki to ma związek z byciem dobrym kapłanem?
To proste. Nie wyjeżdżałem z parafii. Każdy mógł przyjść i porozmawiać o dowolnej porze. Ludzie wiedzieli, że jestem w kościele, na plebanii lub gdzieś blisko. Jeśli wyjeżdżałem, to tylko na krótko, żeby coś załatwić w urzędzie lub na chwilę, tramwajem, do rodziny. Potem były, oczywiście, wyjazdy na oazy, ale w zasadzie oprócz tego zawsze można było mnie spotkać na plebanii lub w kościele.
Reklama
Podobno w Księdza domu rodzinnym wieczerza wigilijna musiała się rozpoczynać dużo wcześniej, bo później Ksiądz znikał...
Szedłem z opłatkiem do osób pracujących w Wigilię na poczcie, do telefonistek, na stację kolejową... Ksiądz powinien szukać ludzi, wyjść do nich i głosić Dobrą Nowinę. Kiedy wychodziłem do sklepu i kogoś spotkałem, to się zatrzymywałem. Rozmawiałem z ludźmi. Każdy ma problemy. Kapłan jest od tego, żeby wysłuchać, wspierać, pocieszać.
Nie dbał Ksiądz Prałat o swoje sprawy materialne. Czy to prawda, że Ksiądz prawie nic nie zabrał do pierwszej parafii?
Poszedłem tylko z teczką. To było we wrześniu 1959 r. Zgłosiłem się do parafii Matki Bożej Dobrej Rady w Zgierzu. Tam proboszczem był ks. Szczepan Rembowski. Gorliwy kapłan. W czasie II wojny światowej został odznaczony Orderem Virtuti Militari. Jak przyszedłem, to zrzucał piasek z przyczepy. Budował kościół, angażował się we wszystkie prace, dawał przykład innym. Dlatego ludzie szybko włączyli się do pomocy.
A co do majątku, to nie przywiązywałem do tego zbytniej wagi. Ale też nie musiałem. Moja wspaniała rodzina – rodzice i siostra Jadwiga dbali o przygotowanie pokoju, w którym mieszkałem. Zawsze mi pomagali. Rodzina nigdy mnie nie opuszczała. Uważam, że to wielka łaska w moim życiu. Nie każdy kapłan ma taką sytuację.
Reklama
Poznał Ksiądz ks. Franciszka Blachnickiego – twórcę ruchu oazowego, który rozwinął się później w Ruch Światło-Życie. Jakim człowiekiem był ks. Blachnicki?
Przede wszystkim był bardzo odważny. W ogóle nie bał się bezpieki. Oni nie mogli sobie z nim poradzić. Władze, oczywiście, na różne sposoby prześladowały ks. Blachnickiego. Na przykład w latach 70. XX wieku odmówiono mu przydziału na węgiel. Nie mógł go kupić, żeby zimą ogrzać dom na Kopiej Górce w Krościenku nad Dunajcem, gdzie prowadził działalność.
Jak zareagował wówczas ks. Blachnicki?
Poprosił oazowiczów, znajomych i przyjaciół, żeby przysyłali mu trochę węgla w... pudełkach po butach. W krótkim czasie z całej Polski przychodziły niby transporty butów, ale takie, z których wysypywał się węgiel. To było utrapienie dla poczty, która była zawalona tymi pudełkami. Ktoś później napisał, że przesłano w sumie 3 t węgla! Naczelnik poczty nie wytrzymał. Interweniował u władz, żeby ks. Blachnickiemu przydzielić natychmiast węgiel. I przydzielili!
Jak jeszcze władze prześladowały ks. Blachnickiego i ruch oazowy?
Wiele było różnych trudności. Kiedyś dziecko wysłało widokówkę do rodziców z pozdrowieniami z oazy. Tata tego dziecka był milicjantem. Ktoś przeczytał, że dziecko było na oazie, i ojciec tego dziecka stracił pracę. W czasie trwania oazy trzeba było przerywać głoszenie rekolekcji i dokądś się przenosić, bo władze chciały wszystko kontrolować, spisywać uczestników. Jak się dowiedzieli, że w oazach uczestniczą osoby dorosłe, to później nie wydawano im paszportów na wyjazdy zagraniczne.
Reklama
Czy uważa Ksiądz Prałat, że ks. Blachnicki zasługuje na miano świętego?
Dla mnie to oczywiste. Był bardzo otwarty na ludzi. Ewangelizował, angażował się w różne ruchy i inicjatywy katolickie. Mimo trudności i szykan nic nie zatrzymało jego aktywności. Później okazało się, że w swoim otoczeniu miał zdrajców. Dla mnie to przykład wspaniałego kapłana, patrioty i człowieka, który służył innym. Bardzo lubiłem do niego jeździć i przebywać w jego obecności. Czuło się po prostu, że to wielka, święta postać.
Pozostawił po sobie np. Ruch Światło-Życie. Ruch, który nie przeminął.
Odnoszę wrażenie, że ostatnio wzrasta zainteresowanie tym ruchem. Na przykład proboszcz łódzkiej parafii św. Antoniego z Padwy, w której jestem rezydentem – ks. Jarosław Kaliński wrócił niedawno z oazy, w której uczestniczyli dorośli i dzieci. W sumie przeszło sto osób! To bardzo cieszy.
Ten ruch, oczywiście, zmienia się, bo zmieniły się czasy. Kiedyś problemem były podstawowe sprawy, takie jak zorganizowanie wyżywienia podczas pobytu na oazie, opału czy nawet dostępu do łazienki. Pamiętam, że jak wyjeżdżałem z młodzieżą, to spaliśmy w niewykończonych mieszkaniach na materacach i siennikach, bo nie było łóżek. Dzisiaj nie ma takich kłopotów.
Jaki był cel spotkań oazowych, które przed laty organizował ks. Franciszek Blachnicki?
Podstawowym celem było i jest pogłębianie wiary. Chodzi o to, żeby być bliżej Pana Boga, a później świadczyć o Nim w codziennym życiu.
Reklama
To dobry pomysł w sytuacji, z którą mamy do czynienia dzisiaj. Gwałtowny spadek powołań, mniejsze zainteresowanie katechezą w szkole...
Trudno być zadowolonym z tej sytuacji i, oczywiście, boleję nad tym. Nieraz myślę, że może zbliżamy się do czasu ostatecznego? Cierpliwość Pana Boga i miłość do nas jest wprawdzie nieprzebrana, ale podłość ludzi, jak widzimy, nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Dlatego do tych, którzy oddalili się od Kościoła, mówię: zrób coś, co sprawi, że zostaniesz zbawiony! Bez względu na twoje dotychczasowe grzechy. Nie czekaj! Bóg nikogo nie wyklucza. Bóg kocha i czeka na ciebie, człowieku.
Z drugiej strony – nie jestem tym zaskoczony. Ksiądz profesor Blachnicki przewidywał to i uprzedzał, że kiedyś takie czasy mogą nastąpić. Uczył, jak temu przeciwdziałać. Jak kończyła się oaza, nasuwało się pytanie: co dalej? Ksiądz Blachnicki zachęcał do tego, żeby ruch oazowy rozwijać przy parafiach. Jedną z podstawowych form duszpasterstwa oazowego było pogłębianie znajomości Biblii. Czytanie i analizowanie Starego i Nowego Testamentu przybliżało ludzi do poznawania myśli i pragnień Chrystusa. Do tego, że On jest pokarmem w Komunii św. Inną formą, której celem było zbliżanie ludzi do Boga, była liturgia.
Wywarło na Księdzu wrażenie to, w jaki sposób podczas spotkań oazowych odprawiane były Msze św...
Rozkochałem się w liturgii. I przenosiłem jej elementy do życia parafialnego. Bardzo ważne było to, żeby nie tylko ksiądz był zaangażowany w czasie Mszy św. Należało ożywić świeckich. Dlatego pojawili się lektorzy, chóry, schole. W Rokicinach wprowadziliśmy nabożeństwa pokutne. To było i nadal jest dla wielu ludzi ogromne duchowe przeżycie.
Reklama
Wśród wielu młodych ludzi, których Ksiądz Prałat nauczał i ewangelizował, był obecny jałmużnik papieski kard. Konrad Krajewski. Utrzymuje Ksiądz kontakt ze swoim dawnym uczniem?
Wczoraj jadłem z nim śniadanie. Odwiedził mnie i moją siostrę. Zawsze o nas pamięta! To są wyjątkowe relacje. Patrząc na upływający czas, w tych relacjach nic się nie zmieniło.
Znam go od czasów, gdy był małym chłopcem. Uczyłem go katechezy. Widziałem, jak dorastał fizycznie i duchowo. Już w czasach oazy był zafascynowany liturgią. Jak był ministrantem, to nawet nauczał innych, jak się zachowywać w czasie Mszy św.
Od razu wiedział Ksiądz Prałat, że to nieprzeciętny człowiek?
Każdy z chłopców – ministrantów dobrze się zapowiadał. O niektórych myślałem, że będą kapłanami, i tak się stało.
Konrad Krajewski interesował się tylko sprawami religijnymi?
Wszystko go interesowało – świat, ludzie. Ale był także zainteresowany np. motoryzacją. Świetnie jeździł samochodem, motorem. Potrafił też kierować traktorem. Pamiętam, że na podwórku probostwa w Rokicinach firma budująca drogi zostawiała koparkę i walec. To od razu zainteresowało Konrada Krajewskiego. I okazało się, że świetnie potrafił kierować również tymi pojazdami.
Jakie ma Ksiądz Prałat plany na przyszłość?
Ja? Mam już 89 lat i przeżywam trudny okres. Nogi przestają funkcjonować, choć są też pozytywne strony starości – mam więcej czasu na modlitwę, na przemyślenia. W każdym razie trzeba się szykować na przejście „gdzie indziej”. Czas tutaj dobiega końca.
Boi się Ksiądz tego przejścia?
Przygotowuję się bez buntu, bez pretensji do Pana Boga. Dziękuję Mu za życie i wszelkie łaski, które otrzymałem. A otrzymałem ich bardzo dużo. Dzisiaj, po tylu latach widzę, jak Opatrzność Boża czuwała nade mną. Bogu niech będą dzięki!
Ks. Bogdan Nowacki był kapłanem archidiecezji łódzkiej, bliskim wpółpracownikiem ks. Franciszka Blachnickiego. Niedawno obchodził 65. rocznicę święceń kapłańskich. Zmarł w wieku 90 lat i w 66. roku kapłaństwa.