Wojciech Dudkiewicz: Cofnijmy się nieco w czasie. Czy obraźliwą dla chrześcijan inscenizacją Ostatniej Wieczerzy podczas otwarcia igrzysk olimpijskich w Paryżu przekroczono jakąś granicę? Ekscesy zwolenników tzw. postępu zdarzały się wcześniej, tym razem jednak zrobiono to na oczach milionów ludzi.
Prof. Wojciech Roszkowski: Powiedziałbym nawet, że na oczach setek milionów, bo tę ceremonię oglądało ponad miliard ludzi. Rzeczywiście, może to stanowić pewną cezurę. Pokazano wizję kultury zachodniej, która całkowicie rozmija się z naszą tradycją kulturową. Gdy obnosi się obciętą głowę francuskiej królowej Marii Antoniny, musi to wywołać obrzydzenie, niechęć czy oburzenie. A to było pokazane w duchu postępu. Celne jest stwierdzenie ks. prof. Piotra Mazurkiewicza, że jeżeli mówimy o postępie, tzn. o posuwaniu się do przodu, należy zapytać, gdzie jest przód, a gdzie jest tył; co jest z przodu?
Reklama
To co jest z przodu?
Niewyraźna cywilizacja oparta na zaprzeczeniu, że człowiek ma jakąś naturę, wrodzoną godność, że jest stworzeniem, a nie stwórcą. To zostało przez obrazy z otwarcia igrzysk podważone, zakwestionowane. Widzieliśmy np. obraz galopującego mechanicznego konia, na którym siedział jakiś robot. Co to miało znaczyć? To znaczy, że galopuje jakiś nieludzki, automatyczny postęp, bez twarzy – ilustracja tego, iż człowiek nie ma natury. Do tego parodia Ostatniej Wieczerzy: skandaliczna, stanowiąca odwrócenie „narracji” – jak się dziś modnie mówi – chrześcijańskiej. Przecież podczas Ostatniej Wieczerzy Chrystus zapowiedział swoją mękę i ofiarowanie życia za grzechy świata. Zakpiono z tego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Dotychczas na takie ekscesy machano ręką. Teraz wielu mogło się przekonać, że wróg jest u bram.
Te obrazy być może rzeczywiście obudzą część publiczności, która nawet w takiej sytuacji jest gotowa powiedzieć: oj, to chyba przesada z tym upadkiem cywilizacji! Nie, jeżeli organizatorzy igrzysk postarali się o to, żeby swoją wizję kultury przedstawić w ten sposób, to nie tylko łapiemy ich za słowo, lecz widzimy całość tego programu. Tego, co się uczenie nazywa antropologią nieograniczoną, gdy człowiek sam się stwarza – tylko nie wiadomo jak i po co – i odcina wszystkie korzenie. We wstępie książki Tyrania postępu napisałem, że ludzie śpią spokojnie, zadowoleni ze swojego życia, nie zauważając, że pod ich domem i rodziną ktoś ryje. Mamy do czynienia z prawdziwą rewolucją cywilizacyjną na Zachodzie.
Reklama
Zdaje się, że ta rewolucja cywilizacyjna przebiega w wielu kierunkach, wśród których są genderyzm, ekologizm i klimatyzm oraz imigracjonizm...
Dodałbym jeszcze: transhumanizm – idea wykraczania poza naturalne ograniczenia człowieczeństwa. Łączy się on z dawną eugeniką, dążącą do udoskonalenia gatunku ludzkiego przez eliminację osób chorych, niedorozwiniętych, słabo wykształconych itd. Przez selekcję chciano doskonalić ród ludzki. Teraz się to ubogaca. Nadal trzeba byłoby wielu eliminować, natomiast dla najbogatszych jest nowa oferta – doskonalenie gatunku przez hodowanie w laboratoriach neuronów mózgu po to, żeby je wszczepiać i udoskonalać zmysły oraz rozum człowieka. Tylko pozornie brzmi to jak bajka z przyszłości. Niektóre badania laboratoryjne zmierzają w tym kierunku. Klonowanie, które jest zakazane w większości krajów, wchodzi tylnym wejściem. Informacje o badaniach laboratoryjnych nad komórkami neuronowymi człowieka brzmią niepokojąco. To nie jest tylko budowanie sztucznej inteligencji, takiej, jak są budowane komputery itp., z jakichś przewodników, materiałów nieożywionych – do tego coraz częściej używane są cząstki biologicznie żywe.
A co ze sztuczną inteligencją? Jej rozwój wywołał entuzjazm zwolenników postępu.
Badania nad sztuczną inteligencją same w sobie nie są niebezpieczne, z jednym zastrzeżeniem. Nie możemy dopuścić do sytuacji, żeby sztuczna inteligencja wymykała się spod kontroli. Ona może pomagać człowiekowi w leczeniu, być wydłużoną ręką człowieka w różnych badaniach, np. kosmicznych, tyle że ten, kto będzie to obsługiwał, powinien nadążać za swoją własną inteligencją. Następuje rozbrat: przeciętne wykształcenie zwłaszcza w szkołach publicznych w wielu krajach nie nadąża za awangardowymi pomysłami na sztuczną inteligencję. To jest niebezpieczne.
Reklama
Ideologia gender, która zakłada, że nie istnieją obiektywnie dane dwie płcie, a podział na mężczyzn i kobiety jest konstruktem społecznym i kulturowym, jest podbudową zmiany płci.
Praktycznie jest to prawie możliwe – operacyjnie czy hormonalnie, tylko że to nie tworzy nowej jakości. Jest to balansowanie między płcią męską i żeńską, najczęściej z potworną szkodą dla nieszczęśników, którzy się temu poddają. Za tym stoją wielki biznes i wielkie pieniądze. Kliniki aborcyjne i kliniki zmiany płci zarabiają potworne pieniądze za eksperymenty na ludziach. A potem się okazuje, że delikwent się rozmyślił albo jest nieszczęśliwy w nowej postaci i najchętniej wróciłby do poprzedniej. To jest sytuacja znana w historii ludzkości, gdy możliwości techniczne, medyczne, eksperymentalne wyprzedzają rozum, zdrowy rozsądek, i przez to często te zdobycze obracają się przeciwko człowiekowi.
Reklama
I społeczeństwu...
Tak, bo to zmierza również do jego atomizacji. Następstwem tego może być demokracja jako techniczny sposób głosowania. Policzenie głosów jest ważne, ale ważniejsze jest to, kto głosuje. Jeżeli ludzie są pozbawieni podstawowych informacji o tym, co zamierzają kandydaci – którzy oszukują, wprowadzają w błąd i jednocześnie kształtują opinie ludzi – to demokracja jest pusta i pozbawiona treści. Papież Jan Paweł II kiedyś powiedział, że demokracja bez wartości zmierza do totalitaryzmu – i to prawda. Przeciwstawiłbym demokrację idei republikańskiej. Bo republika to ustrój, w którym obywatele są świadomi tego, że muszą wybierać swoich reprezentantów, ale takich, którzy będą reprezentowali dobro wspólne. Państwo powinno realizować różne rodzaje dobra wspólnego. Ale nie może być mowy o dobru wspólnym, gdy to społeczeństwo się osłabia, rozkłada przy pomocy programów edukacyjnych propagujących różne „izmy” – ideologie oparte na fałszywych obserwacjach, stwarzające złudzenie, że osiągnięcie wyższych celów jest możliwe przez likwidację jakiegoś jednego czynnika. Sprowadza się to do takich absurdów jak ten, że skoro krowy wytwarzają metan, który zatruwa, to trzeba ograniczyć hodowlę. A w ogóle to lepiej, żeby ludzi było mniej, bo oddychanie szkodzi klimatowi. Albo skoro jest duże zużycie wody przy produkcji koszulek, lepiej sprzedawać ich mniej.
Uważny obserwator może jednak stwierdzić, że chodzi o coś innego, że to, co jest na powierzchni, to tylko podpucha...
Nawet uważny obserwator często nie jest w stanie dociec, dlaczego trzeba ograniczyć kupowanie koszulek czy ograniczyć hodowlę. Dawniej też sterowano popytem. Stale się słyszało, że masło jest niezdrowe, trzeba kupować margarynę. Potem masło zamieniło się miejscami z margaryną. Dawniej mówiono, że jajka podwyższają poziom cholesterolu, a teraz – można ich jeść tyle, ile się chce. Za każdym razem słyszymy ekspertów, którzy wmawiają nam uczone tezy, których nie jesteśmy w stanie sprawdzić. Zdrowy rozsądek jest bezbronny.
Reklama
Bardziej bezbronny jest chyba wobec wyolbrzymiania ocieplenia klimatu, co wykorzystują klimatyzm i ekologizm.
Ocieplenie klimatu jest zauważalne, ale w historii już były okresy naturalnego ocieplenia i oziębienia, a teza, że jest to efekt działalności gospodarczej człowieka, jest wielce nieprawdopodobna. Z tego powodu, że jak stwierdzono, emisja CO2, która jest podobno głównym czynnikiem ocieplenia, pochodzi w 5% z działalności człowieka, a w 95% z natury. Wpływ człowieka jest więc minimalny. Strach przed ociepleniem pozwolił na uzasadnienie pomysłów, które hamują rozwój i konkurencyjność Unii Europejskiej w stosunku do tych regionów świata, gdzie tego rodzaju ideologia nie jest jeszcze tak silna, czyli w USA, Rosji, Chinach, Indiach, gdzie nie przejmują się ociepleniem klimatu.
Jako źródło rewolucji cywilizacyjnej wskazuje się dominację lewicy na świecie.
Tak, choć z pewnym zastrzeżeniem. Tradycyjnie lewica kojarzy się z równiejszym podziałem dochodu i z większym udziałem państwa w jego redystrybucji. W tej chwili to, co się nazywa lewicą, działa w drugą stronę. Wypatruje rewolucji obyczajowej, którą ma nadzorować państwo w duchu anarchicznej wolności, ale sprzyjającej państwowej kontroli. Centra „postępu” m.in. przez media manipulują opinią publiczną, zarażając ludzi ślepotą i głuchotą, twierdząc: „Nic się nie dzieje, spokojnie, to tylko postęp, wszystkim będzie lepiej”.
Badania pokazują, że młodzi ludzie nie są gotowi bronić własnych krajów, gdyby spełniły się przewidywania dotyczące ataku Rosji na NATO. Czy nowe „izmy” nas rozbrajają?
To jest zjawisko europejskie, nie światowe. W Polsce nie stać nas na to. Nie jesteśmy krajem tak silnym, żebyśmy mogli pozwolić sobie na ekstrawagancję wyrzeczenia się tożsamości narodowej. Z kolei ten trend w Europie polega na tym, że jest pomysł na stworzenie superpaństwa, które miałoby niby konkurować z głównymi ośrodkami ekonomicznymi czy kulturalnymi w świecie, takimi jak USA, Chiny, Indie, Rosja czy Japonia. To, co się robi, zmierza natomiast w odwrotną stronę – osłabia konkurencyjność, może doprowadzić do katastrofy UE.
Reklama
Odziera nas z tożsamości narodowej, patriotyzmu?
Program antynarodowy wynika z pojęcia federalizacji Europy autorstwa Altiera Spinellego, włoskiego komunisty, którego nazwiskiem nazwano zresztą jeden z budynków Parlamentu Europejskiego. W jego Manifeście z Ventotene jest powiedziane wprost, że w Europie patriotyzm czy uczucia narodowe zawsze szkodziły, więc trzeba się ich wyzbywać, by stworzyć państwo federalne, w którym wszyscy będziemy „szczęśliwymi” Europejczykami. Otóż nie da się tego zrobić w ten sposób. Zawsze głosiłem tezę, że możemy być lepszymi Europejczykami, jeśli będziemy lepszymi Polakami, Francuzami czy Niemcami, przeciwstawianie uczuć narodowych postępowi federacji europejskiej jest natomiast fałszywe. Bo to jest zabijanie uczuć narodowych, które są naturalne, wynikają w niektórych przypadkach z kilku tysięcy lat historii. To są bardzo ważne elementy historii mieszkańców Polski, Grecji czy Estonii. Język, historia, często też religia tworzą tożsamość narodową i teraz nagle kasowanie tego przy pomocy sztucznych zabiegów, jakie zastosowano np. w Domu Historii Europejskiej w Brukseli – gdzie porażono nachalną ideologią i marginalnym potraktowaniem doświadczeń krajów takich jak Polska – będzie działało kontrfaktycznie, drażniąc poczucie narodowe.
Punktem dojścia ma być zatem „świat bez nieba, narodów, religii”? Tak przetłumaczył milionom Polaków wizję przyszłości z piosenki Imagine Johna Lennona, wykonanej w czasie otwarcia igrzysk olimpijskich w Paryżu, Przemysław Babiarz.
Redaktor Babiarz skorzystał z okazji, żeby wyjaśnić, o co rzeczywiście chodzi w tej piosence, było to niesłychanie ważne! Zrobiła się awantura, zareagowali ludzie, którzy poczuli się zdemaskowani. To przecież piosenka komunistyczna. Lennon nie był członkiem partii komunistycznej, ale miał wizję świata powszechnego braterstwa, utopii kompletnej, w dodatku ze swobodą seksualną, gdzie każdy może robić to, co chce. To zresztą bardzo ciekawie wynika z różnych innych piosenek rockowych, które w Polsce są właściwie nierozszyfrowane. Właśnie zabrałem się za to, by wskazać, jak przebiegał ten kryzys, upadek kultury zachodniej – opisany przeze mnie w książce Roztrzaskane lustro – na przykładzie przebojowych piosenek. Tam to wszystko jest. Tam człowiek sam się stwarza, jest nieograniczona wolność, ale są też skargi człowieka niezaspokojonego. (I Can’t Get No) Satisfaction The Rolling Stonesów to hymn człowieka rozczarowanego, wściekłego, że nie może się zadowolić. Pędzi do przodu, w kierunku tego szalonego postępu, ale ciągle czegoś mu brakuje. W bardzo wielu piosenkach są tego rodzaju refleksje. Tam jest dużo skarg, jak ludzie są nieszczęśliwi. Dlaczego są nieszczęśliwi? Bo pogłębiają swoje niezaspokojenie, goniąc za utopiami i mrzonkami.
Mówimy o rewolucji cywilizacyjnej, upadku kultury, cywilizacji zachodniej, a co z Polską?
Jesteśmy na krawędzi. W ubiegłym roku, także z tego punktu widzenia, stało się coś niedobrego. Duża część wyborców uwierzyła w mrzonki. Zdrowy rozsądek podpowiadał, że nawet kampanijne obietnice zmierzają do oszustwa. Teraz mamy koniec pierwszego roku konfrontacji tych, co oszukali społeczeństwo, z tym, co ludzie zaczynają na ten temat myśleć. Nie wiem, jak to się skończy. Myślę, że Polacy są impregnowani na oszustwa, że jeszcze zachowali na tyle zdrowego rozsądku, iż się połapią i trend się odwróci. Ale to, co się stało w zeszłym roku, dla mnie było nieprzyjemnym rozczarowaniem, może tymczasowym. Może jednak zwycięży zdrowy rozsądek.
Prof. Wojciech Roszkowski - ekonomista, historyk, nauczyciel akademicki, profesor nauk humanistycznych. Autor publikacji poświęconych historii Polski w XX i XXI wieku, a także nagradzanej książki Roztrzaskane lustro. Upadek cywilizacji zachodniej. Kawaler Orderu Orła Białego.