Reklama
W tym naszym świecie wydarzenia wręcz galopują, prowokując do komentarzy. Ja jednak wciąż wracam wspomnieniem do czerwca i 45. rocznicy pielgrzymki papieskiej do naszej ojczyzny. Wracam nie tylko do słów, ale także do zdarzeń. To one wzbudziły w nas – ludziach, którzy wyszli wtedy na ulice, którzy opuścili swoje domy i nasłuchy nielegalnych stacji radiowych, aby wsłuchać się w słowo prawdy – we wnętrzach naszych sumień własną podmiotowość, ale i poczucie wspólnoty. To wtedy, żyjąc w specyficznym świecie, w którym presja kolektywizmu prowadziła na zasadzie sprzeciwu do odwrotnej reakcji – do indywidualizmu i osamotnienia, odkryliśmy znaczenie uczestnictwa. Karol Wojtyła analizował słowo „uczestnictwo” w jednym z rozdziałów książki Osoba i czyn. Wykazał, że człowiek może dostrzec w uczestnictwie podstawowy fakt, iż działa wspólnie z innymi, że uczestnictwo jest „właściwością osoby działającej i bytującej wspólnie z innymi”. Pisał też o tym, że przez uczestnictwo człowiek urzeczywistnia siebie, zwłaszcza gdy przyjmuje postawę solidarności. Ale zarazem zauważał, że gdy kierunek działań podejmowanych w celu pomnożenia dobra wspólnego nie odpowiada najgłębszym ludzkim przekonaniom, nie jest autentyczny – wówczas człowiek zmuszony jest niejako przyjąć postawę sprzeciwu. To właśnie w tym filozoficznym dziele nakreślił, że w obliczu złożonych rzeczywistości społecznych i politycznych mogą się w nas pojawiać postawy autentyczne bądź nieautentyczne. Postawą autentyczną jest solidarność – gdy człowiek działa wspólnie z innymi na rzecz dobra. Ale autentyczny może być też sprzeciw, gdy zamiast pomnażania dobra wspólnego pojawia się jego zaprzeczenie. Postawami nieautentycznymi są: konformizm, godzenie się na zło albo unik – udawanie, że zło się nie dzieje, że ono nie jest istotne.
Wtedy, w 1979 r., choć papież tylko raz wypowiedział słowo „solidarność” (i to nie w kontekście społecznym ani politycznym), faktycznie zrodziła się solidarność jako postawa znacząca w życiu społecznym. Ale tej solidarności, woli budowania dobra wspólnego, autentycznego na miarę ludzkich potrzeb, towarzyszyła też postawa sprzeciwu wobec tego, co było narzucane jako dobro określane według miary najbardziej świadomej części proletariatu, czyli partii robotniczej. To właśnie te dwie postawy, wywołane obecnością papieża i jego nauczaniem odwołującym się do godności osoby ludzkiej, kultury chrześcijańskiej, suwerenności narodu, a nade wszystko do wiary w Boga – źródła zrozumienia sensu życia ludzkiego, zmieniły nasze życie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Niestety, nie tylko „karnawał Solidarności” trwał krótko. Niewiele dłużej trwało zakorzenienie solidarności w dobru i sprzeciwie wobec zła w naszym życiu. Erozja zaczęła toczyć nasz byt społeczny i narodowy w 1989 r., a także później – w 1991 r., gdy papieska próba ocalenia wolności i solidarności spotkała się z odrzuceniem. Dziś te postawy wydają się bardzo deficytowe, mimo że są tak bardzo potrzebne. Czytam w tych dniach z wielkim bólem i poruszeniem informacje o prawdopodobnym przetrzymaniu w areszcie uwięzionych księdza oraz dwóch urzędniczek Ministerstwa Sprawiedliwości. Nie jestem w stanie orzec o winie czy niewinności tych osób, ale sposób postępowania i traktowania ich od momentu aresztowania, rozliczne akty szykanowania i bezprawia w kwestiach choćby tylko formalnych i proceduralnych, powinny budzić solidarność z tymi, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, oraz sprzeciw wobec systemu, który taką krzywdę wyrządza. Czy są w nas solidarność i sprzeciw?
Jakiś czas temu na wydarzeniu z masowym udziałem młodzieży prominentni politycy rządzącej formacji krytykowali mowę nienawiści, co spotkało się z entuzjastycznym odzewem młodzieży. Został on wyrażony w chóralnych wrzaskach i krzykach skandujących osławione „8 gwiazdek”, bo tylko takim pojęciem człowiek cywilizowany może się posłużyć do tego, by oddać treści prymitywnego wulgaryzmu naznaczonego fizjologiczną nienawiścią i pogardą. Wielu milczy wobec tych zdarzeń, pokazując, że zamiast solidarności i sprzeciwu łatwiej jest nam wybrać drogę konformizmu i uniku.
Jeżeli jednak te postawy zwyciężą, jeżeli zwyciężą konformizm i unik, a solidarność i sprzeciw zostaną wyrugowane, to nie powstrzymamy marszu przez instytucje, nie powstrzymamy sytuacji, w których niewierzący urzędnicy ministerialni będą określać ramy edukacji religijnej, a inni niewierzący urzędnicy będą zabierać dziecku wartość miłości i wychowywać do seksualizacji.