Reklama

Turystyka

Egzotyczny świat Indochin

Dziś zapraszam Czytelników na wyjazd do egzotycznego i orientalnego świata Indochin, które podbiły moje serce u progu reporterskich podróży.

Niedziela Ogólnopolska 29/2024, str. 58-60

[ TEMATY ]

Jacek Pałkiewicz

Adobe Stock

Ulotny czar idyllicznego pejzażu

Ulotny czar idyllicznego pejzażu

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Od 70 lat nie ma już tej nazwy na mapach świata, ale leżące między Morzem Południowochińskim i Zatoką Syjamską byłe kolonialne imperium francuskie wciąż emanuje atmosferą nieuchwytnej melancholii, aromatem kadzideł, zapachem opium płynącego z nielegalnej palarni oraz czarem idyllicznego pejzażu jakby żywcem wyjętego z dawnych sztychów.

Region jest ostatnim zakątkiem XIX-wiecznej Azji tak bliskiej sercu Josepha Conrada czy Rudyarda Kiplinga. Azji, która wydawało się, że już dawno nie istnieje. Somerset Maugham napisał, że widok pagody podnosi go na duchu „niczym nagła nadzieja w mrocznej nocy duszy”, Kipling zaś mówił o zachwycających stupach skąpanych o świcie w różowej poświacie, o złotych kopułach pagód połyskujących w świetle księżyca czy też o codziennym spektaklu uroczystego szyku mnichów, którym ludzie ofiarowują garstkę ryżu.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Po latach wracam do Luang Prabang, dawnej stolicy Laosu. Przylot tutaj z hałaśliwego, opanowanego przez smog, przytłaczającego wszechobecnym chaosem Bangkoku robi niezatarte wrażenie... Wydaje mi się, że przeniosłem się w jakiś surrealistyczny świat, gdzie globalizacja jeszcze nie zapuściła korzeni. Urzekają mnie niespotykane, pogodne ciepło miasteczka, jego cisza, zapach jaśminu i drewna sandałowego, a także relaksowy klimat i przyjaźni ludzie, nie mówiąc o osobliwej urodzie kobiet. Pośpiech nie ma odpowiedników w laotańskim słowniku. Egzystencja jest odbiciem niespiesznych ruchów buddyjskich mnichów, powolnego nurtu ciemnobrunatnych wód Mekongu i głębokiej duchowości, która stanowi integralną część życia mieszkańców tego kraju.

Nie ma tu ani wieżowców, ani spalin samochodowych, są natomiast widoczne wpływy francuskie: uliczne stoiska sprzedające bagietki prosto z pieca, kremowe nugatowe lody czy wyjęte z paryskich dzielnic odrestaurowane, pomalowane w odcieniach żółci wille w palladyńskim stylu. Są perfekcyjnie wtopione w bujną przyrodę i okoliczne pofałdowane sinusoidalne tereny, pośród których można dojrzeć tarasowe pola ryżowe.

Mój przyjaciel, długo mieszkający w Bangkoku, dywagował, że Luang Prabang to nie miejsce geograficzne odmiennego świata, a stan duszy. Taki klejnot ze śladami francuskiej przeszłości kolonialnej, miasto dla „koneserów” potrafiących docenić niepowtarzalnego egzotycznego ducha południowo-wschodniej Azji i przesiąkniętą religią atmosferę, którą w XXI wieku coraz trudniej jest znaleźć. – Miasto wymaga szacunku – zauważa z uśmiechem Mr. Phouthasack, właściciel jednego z licznych antykwariatów, które wyrosły tu w ostatnich 10 latach. – Powinno się na nie spoglądać jak na wytworną i wyniosłą kobietę, która nie jest gotowa oddać się każdemu. Rzeczywiście: Luang Prabang nie jest przeznaczone dla masowej turystyki.

Reklama

Każdego dnia w blasku poranka, przy pierwszych donośnych pianiach kogutów, wynurzają się z wilgotnych oparów podnoszących się z wód legendarnego Mekongu mnisi buddyjscy otuleni w jaskrawopomarańczowe szaty. Przechodzą ustaloną trasą, poruszając się gęsiego z gracją i na bosaka w długim uroczystym szyku. W milczącej procesji zbierają od wiernych oczekujących na kolanach przed swoimi domami ofiarę w postaci garstki gotowanego ryżu, owoców, galaretowatych ciastek i innych artykułów spożywczych. Tradycyjnie już od XIV wieku w Laosie prawie każdy młodzieniec trafia do klasztoru, w którym przebywa przynajmniej pół roku. Może tam spędzić i lata, wtedy zdobędzie wykształcenie, na które nie byłoby stać jego rodziców. Warunki bytowe są krańcowo spartańskie, mnisi nie mają bieżącej wody, posiłki spożywają tylko dwa razy dziennie i tylko to, co otrzymają od ludzi. Czas spędzają na kontemplacji, nauce i przy pracach porządkowych w świątyni. Pozbawieni rozrywek muszą przestrzegać długiej listy 227 najróżniejszych przykazań.

Zatrzymałem się tutaj w starym kolonialnym skrzydle Hotelu Villa Santi, położonym w historycznym centrum miasta, parę kroków od Pałacu Królewskiego. Przestronny pokój z dużym łóżkiem pod baldachimem, osłonięty moskitierą, wysoki sufit i obracające się powoli skrzydło sufitowego wentylatora podkreślają dawną atmosferę Orientu, wyjętą ze stronic książek Conrada. Uroku dopełniają piękny, starannie utrzymany ogród, tamaryndowce cenione ze względu na swoją piękną żółtoczerwoną barwę drzewa i świeży zapach egzotycznych frangipani docierający przez okno.

Okolicę wypełnia niezwykle przenikliwy i niesprecyzowany zapach. To mój ulubiony durian, „nektar bogów”, którego magnetyczny aromat jednocześnie przyciąga i odpycha. W Indochinach mówi się, że ma odór piekła i woń nieba. Alfred Russel Wallace napisał, że warto było przyjechać w ten zakątek świata tylko po to, aby spróbować tego owocu. Uprawiany w większości krajów południowo-wschodniej Azji intryguje i budzi skrajne emocje, od ekscytacji po zniesmaczenie. Rozszczepiam skorupę kolczastego durianu na segmenty i wydobywam kremowy jasny miąższ, podobny do gęstego budyniu. Dla mnie ma pyszny niebiański smak i rozpływa się w ustach, ale innym przywodzi na myśl mieszankę migdałów z serem gorgonzola i sosem cebulowym.

Reklama

Egzotykę miasta stanowi urzekający potęgą Mekong, życiodajna tchnąca mitologią arteria wodna Indochin. Na przełomie dziejów był głównym środkiem utrzymania milionów ludzi, świadkiem gwałtownych przemian, upadków imperiów, krwawych wojen, zawieruch politycznych, końca dominiów kolonialnych, handlu opium, a także zbrodniczych dyktatur, które zdewastowały ten zakątek świata, sprowadzając go do synonimu zniszczenia i bólu.

Tajemniczy, odległy w sensie zarówno geograficznym, jak i czasowym, mało znany Laos nieśmiało zagłębia się we współczesność. Stopniowo poddaje się nowinom technologicznym reprezentowanym przez telekomunikację i internet. Posiada wprawdzie elektryczność, ale nie zawsze jest ona dostępna. Każdy samochód jest tutaj sporą atrakcją. Kraj o wielkości 2/3 powierzchni Polski i zamieszkały zaledwie przez 6 mln ludzi pokryty jest w 80% przez gęste lasy, niedostępne góry, gdzie żyje multietniczna mozaika sześćdziesięciu zamkniętych mniejszości narodowych, tzw. plemion górskich: Hmong, Mieu, Ikor, Akha i innych, zachowujących prastare tradycje, wierzenia animistyczne oraz kult przodków. Wieśniacy żyją w bambusowych chatach budowanych na palach, krytych strzechą i oświetlanych płomieniami świec. Pędzą ryżowy bimber zwany lao-lao i uprawiają plantacje maku opiowego. Spotkanie z przyjezdnym jest dla dzieciaków, o wciąż smutnych buziach, zawsze doniosłym wydarzeniem.

Laos nie został jeszcze dotknięty „makdonaldyzacją”, postawą konsumpcyjną i komercjalizacją życia, dlatego nie upadła tradycyjna obyczajowość i nie zerwano więzi międzyludzkich. Nie zanikają życzliwość i pogoda ducha, uczciwość i otwartość, cechy, których coraz bardziej brakuje w naszej codziennej egzystencji.

reporter, eksplorator

2024-07-16 18:41

Ocena: +3 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Pantanal, królestwo przyrody

Niedziela Ogólnopolska 21/2024, str. 54-56

[ TEMATY ]

Jacek Pałkiewicz

Adobe Stock

Farmy hodowlane mają powierzchnię nawet ponad 1 tys. ha

Farmy hodowlane mają powierzchnię nawet ponad 1 tys. ha

Największe słodkowodne mokradło na Ziemi jest jednym z najbardziej atrakcyjnych obszarów dla miłośników przyrody.

Asfalt nagle się kończy i za przewiewnymi drewnianymi wrotami rozciąga się serce dzikiej krainy. Jestem w Brazylii, w stanie Mato Grosso, gdzie wybieram się na safari, bezkrwawe łowy w Pantanalu – jednym z ostatnich prawie nietkniętych sanktuariów nieskalanej przyrody. Mimo wyrobionej marki Pantanal nie jest masowo odwiedzany. To płaska, rozległa dolina gęsto poprzecinana rzekami – największe na świecie podmokłe obszary tropikalne. Otoczona przez wyższe tereny przez połowę roku zalana jest wodą, co tworzy mozaikę lądu, jezior, rzek, podtopionych łąk i sadzawek. Słowo „Pantanal” pochodzi od portugalskiego pântano i oznacza w szerokim znaczeniu mokradła. Labirynt przenikających się nawzajem środowisk tworzy niebywale różnorodne i ekscytujące naturalistyczne zbiorowisko. Taką skarbnicę pierwotnej przyrody widziałem tylko na rozreklamowanej wschodnio-afrykańskiej równinie Serengeti, gdzie wielkie zwierzęta trawożerne żyją w niespotykanej gdzie indziej liczbie.
CZYTAJ DALEJ

Jeśli moje wybory i decyzje będą dla Chrystusa, to nie muszę się bać niczego

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Karol Porwich/Niedziela

Rozważania do Ewangelii Łk 13, 22-30.

Środa, 30 października
CZYTAJ DALEJ

Świadectwo: Nawrócony przez Jana Pawła II

2024-10-30 21:20

[ TEMATY ]

św. Jan Paweł II

Zdzisław Sowiński

„Kiedy spotkałem Jana Pawła II po raz pierwszy, byłem na służbie od około trzech tygodni. Widziałem go spacerującego kilka razy, ale teraz byłem sam w pomieszczeniu i zostałem poinformowany, że przyjdzie do pokoju w Pałacu Apostolskim, w którym się znajdowałem. Kiedy przybył, przyjąłem czujną postawę. Zatrzymał się przede mną... i powiedział: Musi pan być nowy”.

Tak wspomina Szwajcar Mario Enzler czas pobytu w papieskiej Gwardii Szwajcarskiej. W rozmowie-świadectwie z „Rome Reports” pod tytułem „Nawrócony przez Jana Pawła II, jak byłem gwardzistą szwajcarskim”, Enzler celnie naśladuje ton głosu i sposób bycia papieża.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję