Reklama

Wiara

Cierpienie otwiera nam oczy

O wierze, która nie kładzie kresu cierpieniu, ale nadaje mu sens i pozwala widzieć nam więcej i szerzej, rozmawiamy z ks. Jackiem Marcińcem, duszpasterzem osób chorych i niepełnosprawnych.

Niedziela Ogólnopolska 7/2023, str. 8-11

[ TEMATY ]

cierpienie

Adobe Stock

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Margita Kotas: Wielu ludzi u kresu życia mówi, że nie tyle boi się śmierci, ile związanego z odchodzeniem cierpienia. Dlaczego tak nas ono przeraża?

Ks. Jacek Marciniec: Jeśli wmówimy sobie, że zdrowie i dobre samopoczucie są najważniejsze, to wtedy, kiedy się one skończą, nic nie będzie mieć sensu. Człowiek może żyć nieustannie w lęku, bo boi się umierania – nie tylko tego ostatecznego, ale i egzystencjalnego: szef jest męczący i to mnie zabija, żona ma wady i to też mnie zabija, dzieci nie są takie zdolne, jak bym chciał, w pracy nie układa się po mojej myśli, i tak powoli umieram. Człowiek żyje w lęku, w pewnej niewoli. O tym też mówi List do Hebrajczyków; Jezus przyszedł uwolnić wszystkich tych, którzy przez całe życie wskutek bojaźni śmierci byli podlegli niewoli. To znaczy, że chce On nas wyzwolić z takiego patrzenia, że umieramy i nic dobrego nas już nie spotka, a naszą perspektywą jest wyłącznie cierpienie.

A może tak jak w wielu sprawach chcemy pójść na łatwiznę, boimy się tego trudu, bo przecież odejście z tego świata w chorobie, w cierpieniu jest trudem. Może to chęć ucieczki?

Niestety, jeśli życie ma być wybieraniem tego, co łatwiejsze, co mniej boli, to zawsze będziemy uciekać przed trudem. Wtedy tak naprawdę uciekamy przed miłością, bo jeśli ktoś odważa się na miłość, musi być gotowy na cierpienie, rezygnację z samego siebie – to bardzo ważny rys człowieczeństwa, bo człowiek jest jedynym stworzeniem, które wie, że cierpi. Inne stworzenia, owszem, też cierpią, ale człowiek ma świadomość tego, że cierpi – cierpienie jest dla niego czymś więcej niż samym bólem, jest jakimś przeżyciem. Człowieczeństwo jest związane z podjęciem ryzyka przekraczania lęku przed cierpieniem. Tym jest męstwo, że lęk zostaje przekroczony w imię innych wartości, które są dla nas istotne, w imię drugiej osoby, która jest dla nas ważna. Benedykt XVI napisał: „Oburzenie na cierpienie, które nam się dzisiaj wpaja i które podaje się za wybawienie, nie kładzie kresu cierpieniu, lecz w istocie sprawia, że staje się ono nie do zniesienia”. Wiara też nie kładzie kresu cierpieniu, ale daje siłę, żeby się z nim zmierzyć, i daje nadzieję. Bardzo pięknie Benedykt XVI napisał w encyklice Spe salvi (Nadzieją zbawieni), że cierpienie jest takim miejscem, gdzie się tej nadziei uczymy, gdzie się zapala światło w ciemności. Człowiek często dopiero w cierpieniu staje się uważny na to, co Bóg chce mu powiedzieć.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Czy cierpienie musi mieć miejsce w naszym życiu?

Cierpienie jest nieodłącznym elementem życia, stanowi część naszego człowieczeństwa. Ono jest wpisane w naszą egzystencję, ale nie chodzi o to, żebyśmy byli takimi przemądrzałymi rozmówcami Hioba, którzy chcą być nauczycielami sztuki cierpienia. Chodzi raczej o to, żeby spojrzeć na problem cierpienia z innej perspektywy, pamiętając, że jest to wielka święta tajemnica i trzeba zamilknąć z wielkim szacunkiem przed człowiekiem cierpiącym. Jest taki film Ostatni samuraj z 2003 r., którego bohater – Nathan Algren walczy u boku mistrza samurajskiego Katsumoto, pomaga mu w honorowym odejściu, a później opowiada o tym młodemu cesarzowi. Gdy cesarz prosi go, by opowiedział mu o śmierci Katsumoto, o tym, jak umierał, Nathan odpowiada mu: „Opowiem ci, jak żył”. Tak naprawdę chodzi więc o sztukę życia, umiejętność życia; o to, aby szukać w nim motywów miłości, nadziei i tego, co rozświetli naszą codzienność, żeby nie była skazaniem na cierpienie.

Czy Bóg, gdy obdarza nas chorobą, mówi: Sprawdzam, jak bardzo Mi ufasz, jak mocno Mnie kochasz i ile oddasz mi samego siebie?

Cierpienie bywa próbą, natomiast nie chciałbym tego tak ujmować. Nie wyobrażam sobie, żeby jakaś matka świadomie prowokowała cierpienie dziecka, była ciekawa, ile ono wytrzyma, i hartowała je w taki sposób. Cierpienie jest tajemnicą Bożej pedagogii, ale to nie jest tak, że Pan Bóg daje nam cierpienie w sposób zimny, wyrachowany – to nie leży w Jego naturze. Przede wszystkim Bóg jest dobry, jest kochającym Ojcem. W procesie wychowania czasami są potrzebne i gorzkie lekarstwa, ale mają one służyć naszemu rozwojowi, a ostatecznie naszemu zbawieniu. Nie można tego odseparować, odizolować i powiedzieć: a teraz dam ci cierpienie, zobaczymy, ile wytrzymasz. To byłoby nie tylko nie Boże, ale i nieludzkie. Bóg dopuszcza czasami pewne sytuacje, które dla nas są egzystencjalnie trudne, żeby wyprowadzić z tego nasze ostateczne szczęście – zbawienie.

Reklama

Często słyszymy, że Bóg daje nam taki krzyż, jaki jesteśmy w stanie udźwignąć. Czy zatem nasze pytanie w obliczu cierpienia: „dlaczego ja” jest grzechem? Czy Bóg daje nam prawo do buntu?

Przed Bogiem mamy zawsze być prawdziwi, autentyczni i dlatego, jeśli nas coś boli, to tak jak przed lekarzem mówmy Mu co. Nie rozumiemy naszego cierpienia, wobec tego zrozumiałe jest to, że przechodzimy przez okres buntu. Ważne, by stawać z tym wszystkim, co przeżywamy, przed Bogiem. Jedna z interpretacji imienia Hiob mówi, że to nie tylko człowiek prześladowany, cierpiący, ale że można jego imię tłumaczyć jako wołanie: gdzie jest ojciec? Aja abu. Dlatego jeśli ktoś, tak jak Jezus na krzyżu, woła do Boga, nawet w jakimś rozdarciu i wielkim cierpieniu, to jednak z Nim rozmawia, odnosi się do Kogoś, w kim chce szukać oparcia, pomocy. Wobec tego nasze wołanie do Boga jest tu uprawnione. Musimy natomiast zrozumieć, że nie pomoże nam odnalezienie odpowiedzi na pytanie, dlaczego mnie to spotyka, bo to nie zmieni tej sytuacji. Zmienić ją może tylko wołanie do Boga, żeby mnie ratował, żebym nie był sam – wówczas Bóg jest razem ze mną w tym, co przeżywam. To bardzo ważne, żeby mieć takie doświadczenie Pana Boga, który mnie słyszy, który rzeczywiście jest obecny pośród mojego cierpienia.

Reklama

Czy cierpienie fizyczne, utrata samodzielności i zdanie się w chorobie na innych nie odziera nas z naszej godności? Choroba, która ogranicza naszą fizyczność, odbiera nam przecież w pewnym sensie wolność...

Absolutnie nie, godność nie jest zależna od stanu zdrowia. Jezus, kiedy był odarty z szat, nie był odarty ze swojej godności. To grzech odziera człowieka z godności, a nie brak sprawności czy odpowiedniego ilorazu inteligencji. Musimy zapytać, kim jest człowiek, żeby to zrozumieć; właściwa antropologia pomaga nam spojrzeć na to, co tak naprawdę jest fundamentem ludzkiej godności. Wolność nie wyraża się w tym, że mogę się swobodnie, niezależnie poruszać, robić to, na co mam ochotę. Wolność jest w tym, że mogę za kogoś ofiarować moje życie. Jezus był najbardziej wolny wtedy, kiedy przebaczył oprawcom. Człowiek natomiast jest najbardziej wolny i sięga po szczyt człowieczeństwa wtedy, kiedy robi rzeczy najtrudniejsze.

Skoro cierpienie jest nieuniknionym elementem ludzkiego życia, to dlaczego nie potrafimy się do niego przygotować? Myślę również o cierpieniu tych, którzy towarzyszą swoim chorym bliskim. Choroba członka rodziny, jego fizyczne cierpienie przynosi cierpienie także nam – choćby to powodujące ból duszy frustrujące uczucie bezsilności, wadzenie się z Bogiem...

Cierpimy, bo kochamy. Gdyby nie było bliskiej relacji między nami a chorym, to nie byłoby takiej frustracji, bylibyśmy obojętni, pielęgnowalibyśmy chorego mechanicznie. Jeśli jednak kochamy chorego, to jego cierpienie nas porusza, i nie chodzi o to, by to nasze cierpienie wyeliminować, bo okazałoby się, że w ten sposób eliminujemy część więzi z tą osobą. Jest taki niesamowity wiersz Zbigniewa Herberta Do Piotra Vujičića, który kończy się słowami: „Wytłumacz to innym/ miałem wspaniałe życie/ cierpiałem”. To nie jest pochwała masochizmu, to doświadczenie człowieka, który rozumie, że także w tym, co trudne, co bolesne, ujawnia się jego człowieczeństwo. Nie można obniżać lotów do jakiegoś drobnomieszczaństwa, do takiego stylu życia, który kojarzy się tylko ze zdrowiem, z pomyślnością, sukcesem, bo wtedy przeoczymy w życiu coś ważnego i staniemy się niewolnikami płytkiego bytowania.

Reklama

Jan Paweł II, zwracając się do chorych w sanktuarium w Banneux w Belgii, powiedział: „Cierpienie samo w sobie jest złem”. Zmagający się z chorobą nowotworową i utratą głosu ks. Józef Tischner w odpowiedzi na pytanie, czy cierpienie uszlachetnia, napisał na kartce: „Nie uszlachetnia”. Z kolei w ostatnim opublikowanym tekście Miłość napisał wprost, że cierpienie zawsze niszczy, a tym, co dźwiga i wznosi ku górze, jest miłość. Co możemy zrobić, żeby nasze cierpienie było wartością?

Ważne jest to, żeby nie postrzegać chrześcijaństwa jako gloryfikowania cierpienia. Stąd tak wyraźne teksty ks. Tischnera i Jana Pawła II, żeby nie było w chrześcijaństwie takiego myślenia: im gorzej masz na ziemi, tym lepiej będziesz miał po śmierci, Pan Bóg wszystko ci wynagrodzi, więc wytrzymaj. Absolutnie nie. Mamy prowadzić do minimalizacji cierpienia. Ojciec Pio, który przyjął cierpienie przez stygmaty, był twórcą szpitala, który nosi nazwę Dom Ulgi w Cierpieniu. Jest to konkretne zadanie wyznaczone nam przez samego Chrystusa – który jest pierwszym miłosiernym Samarytaninem – żeby przynieść komuś ulgę w cierpieniu. Cyprian Kamil Norwid pięknie o tym powiedział: „Cała tajemnica postępu ludzkości zależy na tym, aby coraz więcej stanowczo, przez wcielanie dobra i rozjaśnianie prawd, broń największa, jedyna, ostateczna, to jest męczeństwo, uniepotrzebniało się na ziemi”. To nie jest szukanie cierpienia, tylko to, co zrobił Jezus – przyjmowanie w imię miłości tego, co konieczne, żeby uratować człowieka. Myślę, że dużo o znaczeniu cierpienia powiedział Viktor Frankl, austriacki psychiatra i psychoterapeuta, który potrzebę sensu ocenił jako najwyższą wartość w ludzkim życiu. To, co przeżywamy, co jest trudne, możemy potraktować jako dar, żeby nie było czymś bezsensownym. Wiele osób starszych ma takie poczucie: kiedyś to ja mogłem pomagać rodzinie, kiedyś byłem potrzebny, a dziś to już jak taka kula u nogi i to mnie trzeba pomagać... Tymczasem Jezus zrobił najwięcej na krzyżu, kiedy miał unieruchomione ręce i nogi, bo kochał nas oraz zbawiał przez ofiarę ze swojego życia, przez ofiarowanie siebie. Dlatego nasze cierpienie jest ceną za życie, za miłość. Kiedy ryzykujemy i chcemy tracić siebie dla innych, to nawet wtedy, kiedy wydaje się to takie słabe, jeśli mogę to za kogoś ofiarować, choćby tę codzienność, która jest naznaczona niemocą, to w perspektywie Bożej ekonomii może się to okazać o wiele większym darem niż charytatywne szaleństwo nastawione na wielką aktywność. To nie są jakieś transakcje, to nie jest handel wymienny, ale pokorne ofiarowanie swojej codzienności, swoich cierpień, swojego życia, aby komuś uratować wieczność. To nie może być dyktowane niczym innym tylko miłością. Wtedy to nie cierpienie jest na pierwszym planie, a dobro drugiej osoby, o którą zabiegam, o którą walczę.

Chory na glejaka mózgu ks. Jan Kaczkowski w jednej ze swoich wypowiedzi szczerze przyznał: „(...) naprawdę wszystko można schrzanić, także chorowanie”. Jak zatem nie schrzanić czasu swojej choroby, czasu cierpienia?

To jest pytanie o to, jak nie schrzanić swojego życia, bo choroba jest takim momentem, który przychodzi na jego pewnym etapie. Jak dobrze i mądrze żyć, by nie ustawiać się tylko w defensywie, w lęku, żeby Pan Bóg nie był potrzebny tylko w nieszczęściu i jak piorunochron odganiał od nas cierpienia i zapewniał nam pomyślność. Chodzi o taką odwagę życia, gdzie mam tak wiele miłości, że ryzykuję zdrowie i siły, pieniądze, czas, i nie myślę o tym, iż cierpię, tak jak matka nie myśli o tym, kiedy zajmuje się dzieckiem, albo gdy dziecko zajmuje się chorą, starszą matką. Po ludzku to jest cierpienie, zmęczenie, ale na szczęście jest miłość, która pomaga nam podejmować te wyzwania codzienności. A zatem to pytanie jest pytaniem o to, jak być człowiekiem, jak żyć. Cierpienie natomiast, paradoksalnie, niejednokrotnie otwiera nam oczy, pozwala spojrzeć szerzej, bo człowiek w codziennym pędzie często nie potrafi się zatrzymać. Clive Staples Lewis powiedział, że cierpienie jest megafonem Pana Boga, przez który chce On nam jeszcze wyraźniej coś ważnego powiedzieć – megafonem, „który służy do obudzenia głuchego świata”. Nie po to, żeby człowiek cierpiał, ale żeby odkrył to, co dla niego życiodajne.

Ks. Jacek Marciniec doktor filozofii, kapelan Katolickiego Ruchu Dobroczynnego „Betel”, wykładowca w WMSD w Częstochowie

2023-02-07 13:52

Ocena: +5 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kiedy złe rzeczy zdarzają się dobrym ludziom

Niedziela Ogólnopolska 24/2008, str. 26

[ TEMATY ]

cierpienie

Sara Björk / Foter.com / CC BY

Amerykański rabin Harold Kushner jest autorem przejmującej książki zatytułowanej „Kiedy złe rzeczy zdarzają się dobrym ludziom”. Refleksje zapisane na jej kartach nie są wynikiem nocy spędzonych w bibliotece, lecz osobistego doświadczenia żydowskiego nauczyciela. Rabin miał kilkuletniego syna, który zachorował na nowotwór. Nie pomogły ani chemia, ani zabiegi chirurgiczne. Dziecko zmarło. Nic dziwnego, że gdy człowiek staje oko w oko z największym cierpieniem, rodzą się w nim najbardziej fundamentalne pytania.
Wielu chrześcijan powiedziałoby w takiej sytuacji: krzyż od Boga. Ale to chyba najbardziej absurdalne pocieszenie, na jakie nas stać. Mówimy, że Bóg jest przyczyną naszego cierpienia, i w dodatku w to wierzymy! A czyż cierpienie nie pojawiło się wśród ludzi wskutek pierwszego złamania przymierza z Bogiem? Wskutek nieposłuszeństwa pierwszych rodziców? Trzeba powiedzieć jasno: zło nie pochodzi od Boga. Owszem, gdy się pojawia, Bóg może wykorzystać je ku naszemu dobru, nie On jednak jest jego Dawcą. Podobnie jest z grzechem - Bóg nie chce grzechu, jednak może wysupłać jakieś dobro z naszego uwikłania w grzech.
A ponieważ cierpienie, choroba nie mają źródła w Bogu, dlatego Jezus, wysyłając swych Apostołów na misje, wskazuje im: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy” (Mt 10, 8). Jezus nakazuje misjonarzom wkraczać w sytuacje cierpienia, choroby, tragedii i nieszczęścia po to, by z tego zła wyzwalać! Jezus nie wzywa do dźwigania „krzyża choroby”, ale nakazuje chorych uzdrawiać! W Ewangeliach nie pojawia się ani razu sformułowanie „krzyż choroby”, a królestwo Boże nie jest królestwem wewnętrznie skłóconym, w którym Ojciec zsyła na ludzi cierpienia, a Syn każe z nich uwalniać! Symbol krzyża ma w Ewangeliach odmienne znaczenie. Ale o tym w jednym z kolejnych rozważań.

CZYTAJ DALEJ

Kościół czci patronkę Europy - św. Katarzynę ze Sieny

[ TEMATY ]

św. Katarzyna

pl.wikipedia.org

Kościół katolicki wspomina dziś św. Katarzynę ze Sieny (1347-80), mistyczkę i stygmatyczkę, doktora Kościoła i patronkę Europy. Choć była niepiśmienna, utrzymywała kontakty z najwybitniejszymi ludźmi swojej epoki. Przyczyniła się znacząco do odnowy moralnej XIV-wiecznej Europy i odbudowania autorytetu Kościoła.

Katarzyna Benincasa urodziła się w 1347 r. w Sienie jako najmłodsze, 24. dziecko w pobożnej, średnio zamożnej rodzinie farbiarza. Była ulubienicą rodziny, a równocześnie od najmłodszych lat prowadziła bardzo świątobliwe życie, pełne umartwień i wyrzeczeń. Gdy miała 12 lat doszło do ostrego konfliktu między Katarzyną a jej matką. Matka chciała ją dobrze wydać za mąż, podczas gdy Katarzyna marzyła o życiu zakonnym. Obcięła nawet włosy i próbowała założyć pustelnię we własnym domu. W efekcie popadła w niełaskę rodziny i odtąd była traktowana jak służąca. Do zakonu nie udało jej się wstąpić, ale mając 16 lat została tercjarką dominikańską przyjmując regułę tzw. Zakonu Pokutniczego. Wkrótce zasłynęła tam ze szczególnych umartwień, a zarazem radosnego usługiwania najuboższym i chorym. Wcześnie też zaczęła doznawać objawień i ekstaz, co zresztą, co zresztą sprawiło, że otoczenie patrzyło na nią podejrzliwie.
W 1367 r. w czasie nocnej modlitwy doznała mistycznych zaślubin z Chrystusem, a na jej palcu w niewyjaśniony sposób pojawiła się obrączka. Od tego czasu święta stała się wysłanniczką Chrystusa, w którego imieniu przemawiała i korespondowała z najwybitniejszymi osobistościami ówczesnej Europy, łącznie z najwyższymi przedstawicielami Kościoła - papieżami i biskupami.
W samej Sienie skupiła wokół siebie elitę miasta, dla wielu osób stała się mistrzynią życia duchowego. Spowodowało to jednak szereg podejrzeń i oskarżeń, oskarżono ją nawet o czary i konszachty z diabłem. Na podstawie tych oskarżeń w 1374 r. wytoczono jej proces. Po starannym zbadaniu sprawy sąd inkwizycyjny uwolnił Katarzynę od wszelkich podejrzeń.
Św. Katarzyna odznaczała się szczególnym nabożeństwem do Bożej Opatrzności i do Męki Chrystusa. 1 kwietnia 1375 r. otrzymała stygmaty - na jej ciele pojawiły się rany w tych miejscach, gdzie miał je ukrzyżowany Jezus.
Jednym z najboleśniejszych doświadczeń dla Katarzyny była awiniońska niewola papieży, dlatego też usilnie zabiegała o ich ostateczny powrót do Rzymu. W tej sprawie osobiście udała się do Awinionu. W znacznym stopniu to właśnie dzięki jej staraniom Następca św. Piotra powrócił do Stolicy Apostolskiej.
Kanonizacji wielkiej mistyczki dokonał w 1461 r. Pius II. Od 1866 r. jest drugą, obok św. Franciszka z Asyżu, patronką Włoch, a 4 października 1970 r. Paweł VI ogłosił ją, jako drugą kobietę (po św. Teresie z Avili) doktorem Kościoła. W dniu rozpoczęcia Synodu Biskupów Europy 1 października 1999 r. Jan Paweł II ogłosił ją wraz ze św. Brygidą Szwedzką i św. Edytą Stein współpatronkami Europy. Do tego czasu patronami byli tylko święci mężczyźni: św. Benedykt oraz święci Cyryl i Metody.
Papież Benedykt XVI 24 listopada 2010 r. poświęcił jej specjalną katechezę w ramach cyklu o wielkich kobietach w Kościele średniowiecznym. Podkreślił w niej m.in. iż św. Katarzyna ze Sieny, „w miarę jak rozpowszechniała się sława jej świętości, stała się główną postacią intensywnej działalności poradnictwa duchowego w odniesieniu do każdej kategorii osób: arystokracji i polityków, artystów i prostych ludzi, osób konsekrowanych, duchownych, łącznie z papieżem Grzegorzem IX, który w owym czasie rezydował w Awinionie i którego Katarzyna namawiała energicznie i skutecznie by powrócił do Rzymu”. „Dużo podróżowała – mówił papież - aby zachęcać do wewnętrznej reformy Kościoła i by krzewić pokój między państwami”, dlatego Jan Paweł II ogłosił ją współpatronką Europy.

CZYTAJ DALEJ

Francja: siedmiu biskupów pielgrzymuje w intencji powołań

2024-04-29 17:49

[ TEMATY ]

episkopat

Francja

Episkopat Flickr

Biskupi siedmiu francuskich diecezji należących do metropolii Reims rozpoczęli dziś pięciodniową pieszą pielgrzymkę w intencji powołań. Każdy z nich przemierzy terytorium własnej diecezji. W sobotę wszyscy spotkają się w Reims na metropolitalnym dniu powołań.

Biskupi wyszli z różnych miejsc. Abp Éric de Moulins-Beaufort, który jest metropolitą Reims a zarazem przewodniczącym Episkopatu Francji, rozpoczął pielgrzymowanie na granicy z Belgią. Po drodze zatrzyma się u klarysek i karmelitanek, a także w sanktuarium maryjnym w Neuvizy. Liczy, że na trasie pielgrzymki dołączą do niego wierni z poszczególnych parafii. W ten sposób pielgrzymka będzie też okazją dla biskupów, aby spotkać się z mieszkańcami ich diecezji - tłumaczy Bénédicte Cousin, rzecznik archidiecezji Reims. Jednakże głównym celem tej bezprecedensowej inicjatywy jest uwrażliwienie wszystkich wiernych na modlitwę o nowych kapłanów.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję