Każde wybory są ważnym momentem w historii państw i narodów. Takimi były również wybory włoskie, które odbyły się 25 września. Ale jak żadne poprzednie były one naznaczone atakami na przedstwicieli partii centroprawicowych, które „ośmieliły się” kontestować trwającą od lat dominację sił lewicowych na włoskiej scenie politycznej. Głównym celem ataków stała się Giorgia Meloni, dynamiczna i popularna szefowa Fratelli d’Italia (Bracia Włosi), której zarzucano przede wszystkim faszystowskie „korzenie”. Lewica, bez idei i projektów na przyszłość, koncentrowała się na krytyce i na atakach przeciwników. Ale nie ograniczano się do ataków werbalnych - niszczono plakaty i altany wyborcze Fratelli d’Italia, a na wiecach Meloni pojawiali się prowokatorzy. Niestety, ich przepychanki i napady były tolerowane przez policję, która interweniowała późno i bez koniecznej determinacji.
Ale ostatnia kampania wyborcza będzie zapamiętana również z innego względu – z powodu nieskrywanej ingerencji innych państw i światowych mediów w demokratyczny proces wyborczy. Najwyraźniej wielu polityków zagranicznych i przywódców Unii Europejskiej czuło się upoważnionych do osądzania, kto jest godnym kandydatem do kierowania Włochami.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Warto przypomnieć, co o sytuacji we Włoszech pisały znane zagraniczne gazety. W „Financial Times” i „The Guardian” opublikowano dwa cięte artykuły o centroprawicy. Pierwszy używa co najmniej katastroficznych tonów: „Gdyby Meloni doszła do władzy na czele skrajnie prawicowej koalicji, konsekwencje gospodarcze i społeczne mogłby być straszne”. Na podstawie jakich informacji i prognoz dziennikarze wyciągają tego typu wnioski, podsycając klimat terroru, który obraża wyborców tej partii politycznej i dyskredytuje Włochy? Nie wiadomo. Natomiast „The Guardian” wytyka Meloni wizytę w Hiszpanii i jej przemówienie jako gościa prawicowej partii Vox. Gazeta przepowiada, że ewentualny rząd centroprawicowy będzie miał krótki żywot, co nie jest jednak pocieszeniem: „Chociaż krótkotrwałe rządy Meloni byłyby prawdopodobnie straszne. I choć politycy lewicy i centrum mogą się pocieszać, że wiosna 2023 r. przyniesie oczyszczenie sceny politycznej z populistycznych rebeliantów, to będzie to za mało i za późno”.
Krytyczne słowa pojawiły się również w niemieckiej gazecie „Der Spiegel”, która uważa, że szefowa Braci Włochów jest „spadkobierczynią Mussoliniego”, „neofaszystką”, która walczy przeciwko UE i „nienawidzi Niemiec”. Ale najbardziej zjadliwa krytyka pojawiła się w niemieckim tygodniku „Stern”, który uważa Meloni za „najbardziej niebezpieczną kobietę w Europie” pragnącą przekształcić swój kraj w „państwo autorytarne”. „Stern” określa liderkę mianem „blond trucizny” (to aluzja do jej blond włosów) i ostrzega przed ryzykiem jej zwycięstwa w wyborach, które miałoby "skrajne konsekwencje".
Reklama
Nie należy się więc dziwić, że po pomoc do Niemiec pojechał szef postkomunistycznej Partii Demokratycznej Enrico Letta. W Berlinie spotkał się z kanclerzem Olafem Scholzem, socjaldemokratą, który wyraził nadzieję na zwycięstwo lewicy we Włoszech, ponieważ uważa ewentualne zwycięstwo „postfaszystów” za niebezpieczne. Letta spotkał się także z szefem Partii SPD Larsem Klingbeilem. Obaj niemieccy politycy podkreślali, że sukces centroprawicy oznaczałby izolację Włoch i utratę wiarygodności tego kraju w Europie i na świecie. Trudno o bardziej rażącą interwencję w wewnętrzne sprawy drugiego państwa w dniach poprzedzających wybory. Ale histerię niemieckich polityków i mediów da się jednak wytłumaczyć – Meloni chce bronić suwerenności Włoch i jest przeciwna uczynieniu z UE zdominowanego przez Niemcy superpaństwa europejskiego.
W tygodniu przedwyborczym odchodzący premier Mario Draghi poleciał do Stanów Zjednoczonych, gdzie przemawiał na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ. Otrzymał pochwały ze strony Bidena i innych polityków USA, którzy najwyraźniej są przekonani, że Włochy są wiarygodne tylko pod wodzą bankiera. Co więcej, w czasie pobytu w Nowym Joeku, podczas wieczoru galowego zorganizowanego przez Fundację „Appeal of Conscience”, premier Mario Draghi został uhonorowany nagrodą „World Statesman Award 2022”. Rabin Arthur Schneier wręczył mu nagrodę: „To jest kula ziemska dla Ciebie, który rozumiesz świat, ponieważ nie tylko jesteś obdarzony mądrością i sercem, ale także dlatego, że jesteś zagorzałym obrońcą nie tylko swojego kraju, ale także Unii Europejskiej oraz dobrych relacji między Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi”. Na zakończenie rabin Schneier wypowiedział wielce znaczące słowa: „Wszyscy obecni tu dzisiaj kapłani pobłogosławią cię. Nie możemy się doczekać chwili, gdy będziesz nadal gwarantować stabilność, której potrzebują Włochy”.
Reklama
Oliwy do ognia dodała Ursula von der Leyen, która w rozmowie ze studentami Uniwersytetu Princeton w New Jersey, odpowiadając na pytanie dotyczące wyborów we Włoszech powiedziała: „Zobaczymy wynik głosowania we Włoszech, były też wybory w Szwecji. Jeśli sprawy pójdą w trudnym (użyła słowa difficult, ale pewnie chodziło jej o ‘zły’ kierunek – przyp. W.R.), mamy narzędzia (by interweniować), jak w przypadku Polski i Węgier”. Matteo Salvini słusznie spostrzegł wypowiedź przewodniczącej Komisji Europejskiej jako brutalną ingerencję w proces wyborczy. Szef Ligi zadawał sobie pytanie: „Co to jest? Szantaż, groźba, zastraszanie instytucjonalne? Albo przeprosi, albo powinna podać się do dymisji. Zastraszanie Włochów na trzy dni przed głosowaniem jest instytucjonalnie niepoprawne”. Wielu Włochów odebrało wypowiedź szefowej Komisji jako „mafijny szantaż” Brukseli i na nic zdały się wyjaśnienia rzecznika Komisji Europejskiej Erica Mamera, że von der Leyen „odniosła się do procedur zastosowanych w przypadku innych krajów UE i podkreślała rolę komisji jako strażnika traktatów, zwłaszcza w zakresie poszanowania praworządności”. Trudno o większą hipokryzję szefowej komisji, która regularnie łamie traktaty, by realizować swoją politykę ‘strażnika’.
Burzę wywołały również słowa francuskiego filozofa i eseisty Bernarda-Henri Lévy'ego podczas programu we włoskiej telewizji Rai 3: „Nie zawsze trzeba respektować wyborców”. Nie, bo według Lévy'ego wyborcy czasami źle wybierają i mogliby wybrać nowego Mussoliniego, Hitlera, czy nawet Putina. „Wtedy tego wyboru, ich wyboru, nie można respektować” - konkluduje. To jest idea demokracji „oświeconego” filozofa, guru lewicy.
Jak widać we Włoszech, w Brukseli i na świecie działają wpływowe środowiska, które nie życzą sobie rządu centroprawicowego we Włoszech. A niektóre z nich chcą, by bankier Draghi nadal rządził Włochami jako premier, bez względu na wynik głosowania. To, co będzie działo się w następnych miesiącach we Włoszech pomoże nam zrozumieć, czy Unia Europejska jest jeszcze demokratyczna, czy raczej jest już rządzona przez lewicowe, radykalne oligarchie brukselskie i staje się dyktaturą politycznej poprawności.