Bardzo często nie dostrzegamy ekonomicznych skutków globalizacji, lub nie rozpatrujemy ich w tym kontekście. Częściej zjawisko to jawi nam się jako powszechny i nieograniczony dostęp do informacji i rozrywek.
Idea globalnej kultury już w swojej definicji zawiera chęć dotarcia do jak najszerszych warstw społeczeństwa, stworzenia uniwersalnej kultury, do której mogłaby się odnieść jak największa ilość nacji.
Ten typ globalizacji jest sztucznie wymyślonym tworem, bez podstaw historycznych czy obyczajowych i dąży do ujednolicenia jednostek. W tej sferze globalizację często utożsamiamy z amerykanizacją życia.
Model ten jest propagowany szczególnie w krajach rozwijających się, choć często nie pasuje do lokalnej rzeczywistości. Obraz tej powszechnej kultury nie jest zbyt zachęcający. Mass media chętnie przyjęły
styl "lekki, łatwy i przyjemny", uprościły obraz świata, odrzucając tematy trudne lub niewygodne. Jednocześnie przeżywamy falę przemocy, która dobija się do nas przez szklane ekrany telewizorów. Producenci
zapewniają sobie maksymalną oglądalność, w myśl sloganu "sex and violence". Widzom skutecznie wyłącza się szare komórki, karmiąc ich ogłupiającymi serialami. Za tym idzie zdejmowanie programów wartościowych,
interesujących, lecz przeznaczonych dla wąskiej grupy, a przez to nieekonomicznych. Jakość ciągle przechodzi w ilość.
Naszą sferę kulturalną i duchową starają się teraz budować "Big Brother", restauracje Mc Donald´s i filozofia Wschodu. Ta dziwna hybryda, mająca swoje korzenie w ideologii ruchu New Age, rości sobie
prawo do monopolizacji kultury, do wyłączności na kreowanie ludzkich gustów i przekonań. Mimo iż jest, a przynajmniej stara się być, prostolinijna, przebojowa i otwarta, nie zgadza się na współistnienie
innych kultur. Globalna ludzkość powinna wyznawać przecież globalne wartości. Tolerancyjność globalizacji sprowadza się do uniformizacji i ujednolicenia ludzi, gdyż to pozwoliłoby jej bezproblemowo kontrolować
i sterować społeczeństwami. "Jedność rodzi konformizm, a konformizm i nietolerancja to dwie strony tej samej monety".
Zjednoczenie kultur, do którego chcą doprowadzić procesy globalizacyjne, w praktyce jest niemożliwe. Piękno tradycji i obyczajowości tkwi w ich niezależności i niepowtarzalności. Próba łączenia oznacza
raczej narzucenie nowego porządku. Różnice kulturowe między poszczególnymi krajami są bardzo duże i nie można ich pominąć. Zwrócił uwagę na to Alvin Toffler, poruszając drobny problem w odmierzaniu i
pojmowaniu czasu. "Każda kultura ma swoje charakterystyczne tempo rozwoju. F. M. Esfandiary, powieściopisarz i eseista irański, opowiada o sprzeczności dwóch różnych systemów odmierzania czasu, jaka zaistniała
w okresie przed II wojną światową, kiedy to niemieccy konstruktorzy pomagali w budowie linii kolejowej w jego kraju. Irańczyków, podobnie jak całą ludność Bliskiego Wschodu, charakteryzuje w porównaniu
z Amerykanami czy Zachodnioeuropejczykami znacznie mniejsze napięcie psychiczne w stosunku do upływającego czasu. Kiedy robotnicy załóg irańskich systematycznie spóźniali się do pracy o dziesięć minut,
Niemcy, sami zapędzeni, ale superpunktualni, zaczęli ich masowo zwalniać. Inżynierowie irańscy natrafili na kompletną barierę niezrozumienia, kiedy starali się przekonać Niemców, że wedle standardów bliskowschodnich
robotnicy przychodzili niezwykle punktualnie i właściwie powinni spotykać się za to z pochwałą". Wydaje się zatem, że globaliści chcą zlikwidować podział na nacje i narodowości, a wprowadzić tylko podział
na biednych i bogatych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu