Reklama

Historia

Krótka historia brudu

Jak o higienę osobistą dbali nasi przodkowie i dlaczego na kilka wieków Europejczycy zerwali ze zwyczajem mycia się.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Poranna lub (i) wieczorna kąpiel jest dla nas czymś oczywistym, ale nie zawsze tak było. Brak kanalizacji, dostępu do bieżącej wody i trudność w jej ogrzaniu sprawiały, że kąpiel była wręcz heroicznym wysiłkiem.

Wieki czyste

Wbrew stereotypom średniowiecze nie było takie brudne, jak je malują współcześni, a w porównaniu z późniejszą epoką należałoby je nazwać nie wiekami brudnymi, ale czystymi. Kąpano się chętnie, jedynie najbiedniejsi byli skazani na korzystanie z jezior i rzek. Kto mógł, odwiedzał publiczne łaźnie. Nawet w najmniejszych miastach znajdował się co najmniej jeden taki przybytek. W samym Krakowie w XIV wieku naliczymy 12 łaźni. Kąpano się w drewnianych baliach, niekiedy dla komfortu wyłożonych suknem, co przedstawiają miniatury ze średniowiecznych rękopisów. Do wody wrzucano zioła i kwiaty, a kogo było stać, również brzeczkę piwną. Łaźnie starano się lokować w pobliżu piekarń, aby ciepło z pieców chlebowych ogrzewało wodę do kąpieli. Tylko bogaci mogli sobie pozwolić na prywatne komnaty kąpielowe, ale tych też nie brakowało. Cóż z tego, że ludzie chętnie się myli, skoro na czyste ciało wkładali przepocone, zlepione i brudne ubrania. Przed wiekami nie radzono sobie bowiem z praniem.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Mimo zamiłowania średniowiecza do czystego ciała, miejskie ulice i domy – delikatnie rzecz ujmując – nie pachniały fiołkami. Ludzie nie mieli bowiem w zwyczaju sprzątać. Domostwa i miasta tonęły w brudzie, co sprawiało że bilans higieniczny wychodził ujemnie. Brak kanalizacji, brud na ulicach i wszechobecne robactwo sprzyjały epidemiom.

Brudny jak da Vinci?

Sytuacja higieniczna Europy uległa dramatycznej zmianie po epidemii czarnej śmierci. Medycy winą za plagę, która zdziesiątkowała kontynent, obarczyli niekorzystny układ planet i... wodę! Zwykli ludzie nie od razu dali wiarę tym medycznym nowinkom, ale kolejna epidemia z końca XV stulecia przekonała ich, że jednak „mycie skraca życie”. Wystarczyło jedno pokolenie, żeby z europejskich miast zniknęły łaźnie, a ich mieszkańcy przywykli do niemycia się, o czym zaświadcza naoczny świadek tych przemian – Erazm z Rotterdamu, jeden z czołowych humanistów renesansu. W XVI wieku niemal każdy mieszkaniec zachodniej Europy wiedział, że kąpiel jest niebezpieczna dla zdrowia i powoduje głupotę, a mycie twarzy sprowadza katar, bóle zębów i utratę wzroku.

Jak więc radzono sobie z higieną? Nadmiar brudu zeskrobywano z ciała. Nieprzyjemne zapachy maskowano perfumami, niektóre z XVI-wiecznych podręczników do pielęgnacji ciała zalecały nacieranie newralgicznych miejsc – np. pach – wonnymi kwiatami.

Śmierdząca Francja-elegancja

Reklama

Ze szczególnym rozmysłem wody unikali ci, którzy mieli do stracenia najwięcej – arystokracja i koronowane głowy. Przedstawiciele wyższych sfer odrzucali nawet możliwość przetarcia twarzy wilgotnymi ściereczkami. Poranna toaleta Ludwika XIV, słynnego Króla Słońce, ograniczała się do wytarcia potu chusteczkami. Ponadto król rano zmieniał ubrania na świeże. Wersal odzwierciedlał higieniczne upodobania swojego gospodarza – pałac tonął w brudzie i fekaliach. Dopiero pod koniec życia król wydał rozkaz, by raz w tygodniu usuwać z pałacowych komnat odchody. Nietrudno więc zrozumieć, dlaczego Francuzi wyspecjalizowali się w tworzeniu perfum. W XVII i XVIII wieku na tamtejszym dworze perfumowano niemal wszystko, a na pachnidła ówczesne elegantki wydawały rocznie fortuny.

Czysty jak Polak

O kąpielach naszych przodków przeczytamy w najstarszych źródłach pisanych z dziejów Polski – wspominają o nich Ibrahim Ibn Jakub i Gall zwany Anonimem, zaś archeolodzy odnaleźli ślady łaźni słowiańskich na terenach Polski i Czech, datowane już na IX-X stulecie. Zamiłowanie do ablucji utrzymało się na ziemiach polskich znacznie dłużej niż w zachodniej Europie, choć i u nas zagościła moda na niemycie się. „Jeszcze w XVII wieku każde miasteczko, dwór szlachecki i wieś miały własną łaźnię sposobem staropolskim urządzoną, tj. izbę w budynku drewnianym z piecem i ogniskiem, gdzie na rozpalone kamienie lano wodę” – czytamy w Encyklopedii staropolskiej Zygmunta Glogera.

Brudny sekret Polaków

Reklama

Cieniem na upodobaniach higienicznych naszych przodków kładzie się kołtun, który był prawdziwą plagą polskiej wsi. Powstawał z niemytych i nierozczesywanych latami włosów – przypominał coś w rodzaju ogromnego dreda lub kasku z włosów na głowie, w którym gnieździło się robactwo. Wierzono, że jego obcięcie może doprowadzić do ślepoty, głuchoty, paraliżu, pomieszania zmysłów, a nawet nagłej śmierci. Kołtun stał się elementem chłopskich przesądów, pełnił rolę talizmanu chroniącego przed chorobami. Z czasem zaczęto utożsamiać go głównie z Polską, o czym świadczy jego łacińska nazwa – plica polonica. Potrzeba było wysiłku kilku pokoleń lekarzy, aby odciągnąć prosty lud od tego zabobonu, co w pełni udało się dopiero... po II wojnie światowej.

Nieczysta medycyna

Impuls do zmian upodobań higienicznych wyszedł z zyskującego na znaczeniu mieszczaństwa. Powoli zaczęła się upowszechniać mentalność, która nakazywała dbanie o czystość domu, miejskich ulic, a z czasem również ciała. Wydawać by się mogło, że XIX wiek przyniósł odrodzenie higieny osobistej, wszak w tym czasie popularne stało się wodolecznictwo, a za przykładem Karola Dickensa w wiktoriańskich domach powstawały łazienki z prawdziwego zdarzenia. Moda na mycie jednak nie od razu się upowszechniła. Sami lekarze mieli z tym nie lada problemy. Normą było, że medyk po dokonaniu sekcji zwłok nie mył rąk, tylko od razu przystępował np. do odbierania porodu. Dopiero w połowie stulecia węgierski lekarz Ignacy Semmelweis odkrył, że zarazki przenoszone na dłoniach medyków przyczyniają się do zwiększonej umieralności pacjentów. Jego zalecenia, aby przed zabiegiem myć ręce, spotkały się z ostrą krytyką części środowiska lekarskiego.

Duże znaczenie, jeśli chodzi o zmianę zwyczajów higienicznych, miało upowszechnienie się prysznica. Za jego „ojca” uchodzi Vincenz Priessnitz i choć już w pierwszej połowie XIX wieku zachęcał on do korzystania z dobrodziejstw tego wynalazku, to w europejskich domach na dobre zagościł on dopiero ponad 100 lat później, gdy zastosowano stalowy brodzik – wcześniej używano kruchych brodzików ceramicznych. Jeszcze w latach 50. XX wieku we Francji zaledwie połowa domów miała dostęp do bieżącej wody, a tylko w co dziesiątym znajdowała się łazienka z wanną lub prysznicem.

Jak widać, droga do triumfu higieny osobistej okazała się długa i wyboista, ale było warto – bo obecnie żyjemy w najczystszej z epok.

2021-07-20 10:22

Oceń: +17 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Numer na plecach

Szczególnego rodzaju świadectwo o Marszałku Piłsudskim wydali przedwojenni dorożkarze z Wilna, którzy przyszli do niego kiedyś, prosić, żeby wstawił się za nimi w związku z upokarzającym zarządzeniem magistratu. Każdy z nich otrzymał numer i miał go nosić na ubraniu, na plecach. Byli oburzeni. Pytali - za co? Józef Piłsudski zrozumiał natychmiast. Była to sprawa godności tych ludzi. Potrafił ich obronić przed uwłaczającym przepisem. Dziś, gdy po ulicach chodzi tak wielu ludzi w ubraniach, na których „numery” są ozdobą, ta historyjka może się wydawać niezrozumiała. Ale wówczas ci prości ludzie i potomek wielkich książąt litewskich Ginetów nie mieli trudności, by rozpoznać afront, nad którym Polak nie może przejść do porządku dziennego. Człowiek to nie numer, ubranie to nie zabawa, dorożkarz to nie błazen, Polak to nie niewolnik. Józefa Piłsudskiego często (jeszcze dziś!) określa się mianem socjalisty, a tak rzadko przypomina się jego pochodzenie. I nie chodzi tu jedynie o splendor nazwiska. „Widziałem jeszcze w Mosarzu - wspomina ks. Walerian Meysztowicz - zapadający w ruinę, saskie czasy pamiętający, piękny pałac Piłsudskich, piękny kościół ich fundacji. Ukochana matka była z rodu Billewiczów, nieraz zasiadających w Senacie w wysokim krześle starosty żmudzkiego. Ojciec był marszałkiem szlachty wileńskiego, bodaj, powiatu”. Piłsudski to potomek tych, „którzy przez kilka wieków nieśli (…) odpowiedzialność za losy kraju. I to poczucie odpowiedzialności było w nim nie wymyślone, nie nabyte, ale odziedziczone, chciałbym prawie powiedzieć - przyrodzone…”. Decyzję o chwyceniu za broń w czynnej walce przeciw Rosji ułatwił młodemu Józefowi Piłsudskiemu upadek gospodarczy olbrzymiego majątku jego rodziców w Zułowie, znękanego przez popowstaniowe konfiskaty. Gdyby losy tego majątku potoczyły się inaczej, wrodzone każdemu szlacheckiemu synowi poczucie odpowiedzialności za ziemię ojców stanowiłoby być może istotną przeszkodę w podjęciu tej decyzji. Bowiem „broniono tej ziemi przez całą drugą połowę XIX wieku zaciekle, z wielkimi ofiarami: oszczędnością, życiem prawie w ubóstwie, wyrzekaniem się przez panny należnych im posagów…”. Ks. Walerian Meysztowicz, syn jednego z „żubrów” litewskich, stawia Józefa Piłsudskiego w jednym szeregu z królem Stefanem Batorym, Janem Kazimierzem (zwycięzcą z Potopu), Janem III Sobieskim. Pod przywództwem Marszałka wszak „Polska obroniła Europę przed zalewem sowieckiego bezbożnictwa”. Zaznacza też rzecz dziś całkowicie przemilczaną i ukrywaną, a dla uważnych analityków oczywistą, że Stalin bał się Piłsudskiego. „Osoba wąsatego szlachcica o twardym wejrzeniu trzymała go jak na łańcuchu. Odważny nie był. Ambasador Grzybowski widział go kiedyś, gdy w przerażeniu przed urojonym zamachem, prawie czołgając się, szukał ratunku. Dopiero, gdy nie stało Marszałka, gdy na szachownicy został tylko bladooki histeryk z kosmykiem na czole - wówczas dopiero Stalin odważył się na wojnę. Wykorzystał niemieckie szaleństwo. Po trupie Polski zajął Europę po Łabę…”. To Stalin był autorem słynnego stwierdzenia, że Polska szlachecka stanowi przeszkodę w zaszczepieniu u nas socjalizmu. Eksperyment socjalistyczny, istotnie, udał się w naszym kraju dopiero po wytępieniu szlachty. Wielu zapamiętało także przywiązanie Marszałka do Matki Bożej z Ostrej Bramy, wielu widziało go klęczącego przed Maryją. Za jego rządów odbyła się uroczysta koronacja tego wizerunku. Był uczestnikiem aktu oddania Polski Najświętszemu Sercu Pana Jezusa 19 czerwca 1920 r. w Warszawie. Miłość do własnej matki, a przez nią do Niepokalanej i do Boga? Tak właśnie rysuje ks. Meysztowicz duchową drogę Marszałka - „od kantiańskiego sceptycyzmu do katolickiej prawowierności”. Nić wzajemnej sympatii i szacunku, jaka łączyła go z Piusem XI (wcześniej nuncjuszem odrodzonej Rzeczypospolitej), dopełnia obrazu człowieka, który był zbyt inteligentny, by być socjalistą. „Papież Pius XI poważnie odczuł ten zgon: «Eravamo amici» - miał powiedzieć. W prywatnej swojej kaplicy w Castel Gandolfo Pius XI zlecił wymalowanie Janowi Rosenowi dwóch fresków: obrony Częstochowy i bitwy pod Warszawą”. Nad drzwiami - herb Piłsudskich - Kościesza. Ks. Meysztowicz był obecny przy odsłanianiu w Rzymie pomnika Marszałka (przy ulicy jego imienia), i zaznacza, że jest czymś wielce wymownym, iż w całym świecie zachodnim tylko tu, „w stolicy chrześcijaństwa są te pamiątki po ostatnim wodzu, któremu było dane zwycięsko zbrojnie walczyć o wolność Kościoła”. A jednak w Polsce Józef Piłsudski nadal nie jest przez wszystkich doceniany. Dlaczego? Ks. prał. Robert Mäder słusznie wytknął hipokryzję tym, którzy, deklarując moralną wrażliwość i szczytne idee, cenią sobie nade wszystko święty spokój. „Nie lubimy trąbki alarmowej strażnika - zaznacza - który z wieży ujrzał pożar. Nie lubimy ostrzegaczy. Budzą nas ze snu za wcześnie. Gdyby nie oni, wróg wtargnąłby co prawda do obozu, a ogień szerzył się, za to mielibyśmy nieocenioną korzyść. Można by spać pięć minut dłużej. Więc trzeba zabić tych, co ostrzegają! Psy szczekające. Nie złodziei…”.
CZYTAJ DALEJ

Narodzenie św. Jana Chrzciciela

Niedziela zielonogórsko-gorzowska 25/2004

[ TEMATY ]

św. Jan Chrzciciel

„Jan Chrzciciel”, Bartolomeo Veneto, XVI wiek

Św. Jan Chrzciciel to jeden z najbardziej znanych świętych. Nowy Testament poświęca mu niemal tyle miejsca, co samej Najświętszej Maryi Pannie. Wspomnienie jego narodzin obchodzimy w liturgii w randze uroczystości 24 czerwca, a oprócz tego 29 sierpnia wspominamy jego śmierć męczeńską.
CZYTAJ DALEJ

Zmiany personalne w diecezji warszawsko-praskiej

2025-06-24 14:22

Archiwum DW-P

Księża neoprezbiterzy, którzy 7 czerwca przyjęli święcenia kapłańskie, otrzymali nominacje na swoje pierwsze parafie. Dekrety wręczył biskup Romuald Kamiński. Ordynariusz diecezji warszawsko-praskiej dokonał także innych zmian personalnych. Szczegóły poniżej.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję