Reaktywowanie po latach kapel, które niegdyś święciły tryumfy, najczęściej nie wychodzi. Szczególnie, gdy muzycy chcą się odciąć od dawnej sławy. W wypadku szkocko-irlandzkiego zespołu The Waterboys – który powstał w 1981 r. i grał do początku lat 90. XX wieku, by ponownie ruszyć w 2000 r. – było inaczej. W kapeli pierwsze skrzypce grał Mike Scott – to jego fascynacje decydowały o brzmieniu utworów i to on okazał się jedynym muzykiem, który gra w zespole od początku aż do dziś. Nawet gdy kapela nie działała, w jego solowej twórczości można było znaleźć to, co pewnie grałby zespół The Waterboys. Ich reaktywacja jest kontynuacją tego, co wcześniej robił Scott. Sam mówił o tym bez fałszywej skromności: „Dla mnie nie ma różnicy między Mikiem Scottem a Waterboysami”. Zespół tworzy mieszankę muzyki ludowej z rockiem, z domieszką soulu i funka, w różnych proporcjach. Nowa, podwójna, czternasta płyta The Waterboys, może się podobać – jej różnorodność przekonuje do regularnego sięgania po nią.
Pomóż w rozwoju naszego portalu