Reklama

Podaj rękę księdzu Janowi

Niedziela Ogólnopolska 21/2019, str. 36-37

[ TEMATY ]

nadużycia seksualne

©Ольга Симонова - stock.adobe.com

Stary Gdańsk od strony Motławy na przełomie XIX i XX wieku

Stary Gdańsk od strony Motławy na przełomie XIX i XX wieku

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Czy znasz swojego proboszcza, znasz księży ze swojej parafii?

Pytanie zaskakujące, a jednak obecnie mające wielkie znaczenie. Trwa atak na duchownych, tworzy się ich wynaturzony publiczny wizerunek i – na zasadzie histerycznej, podpartej emocjami propagandy – upowszechnia się krzywdzące ten stan stereotypy. Przypadek? Rezultat zaangażowania twórców i reporterów w walkę ze skrywaną patologią?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Stereotyp księdza przejawiającego najniższe instynkty upowszechniany jest dziś z mocą o wiele większą niż w czasach PRL. Atak przez „sztukę” i „dziennikarstwo” ma wielkie wsparcie i jest szeroko kolportowany. Najpierw film „Kler”, przedstawiający bardzo ponurą wizję życia duchownych, a teraz film Tomasza Sekielskiego. Film przeciętny, i to jeśli chodzi zarówno o jego warstwę realizacyjną, jak też o dziennikarski warsztat i „odkrycia”. Jednak temat tak sprzyjający uderzeniu w znienawidzony przez lewicę Kościół, że podniesiony i nagłaśniany wszędzie.

Sekielski niczego nie odkrył, nie pokusił się nawet o własne dziennikarskie śledztwo. Jego film opiera się na znanych od dawna przypadkach, można je odnaleźć już w aktach IV Departamentu MSW. Ludzie złamani przez SB byli księżmi już tylko zewnętrznie, wewnątrz nich trwał proces degeneracji – tak jak w przypadku byłego kapelana prezydenta Wałęsy. O swoich zamiarach Sekielski już wcześniej opowiadał w antykościelnym piśmie „Fakty i Mity”, zbierał pieniądze na film, który miał być wymierzony w stan duchowny, i taki film powstał. Nie znaczy to, oczywiście, że wśród tysięcy księży nie było – i nie ma! – ludzi zboczonych. Byli i pewnie są, ale opowiadanie tylko o nich, czasem po wielu latach od popełnienia niegodziwych czynów, siłą rzeczy staje się oskarżeniem całego stanu duchownego. Wolność wypowiedzi, wolność działań dziennikarskich to piękna zasada i powinniśmy jej strzec, jednak w momencie gdy dziennikarz zmienia się w propagandzistę, trudno już mówić jedynie o wolności słowa. Czy w filmie Sekielskiego występuje choć jeden normalny ksiądz? Czy występuje w nim choćby ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, od lat znany z odważnej walki z patologiami wśród księży? Nie, bo gdyby choć jeden normalny ksiądz mógł się w tym filmie wypowiedzieć, jego wymowa nie byłaby już tak ostra i nośna, jak zamierzano.

Reklama

Sekielski pokazuje księży tylko w sytuacjach, gdy np. po całym dniu nękania kapelan więziennictwa „wychodzi z siebie”. Oczywiście, robi rzecz naganną – używa przekleństw, ale w filmie nie wspomniano o całodziennym pobycie „ekipy” na jego terenie. To zresztą nieliczne sekwencje, gdy Sekielski kontaktuje się z normalnymi duchownymi. Większość dwugodzinnej narracji filmu zajmują – przerażające i zapewne oparte na faktach – opisy przestępstw pedofilów w sutannach i cierpienia ich ofiar. Pedofilię, także wśród księży, należy bezwzględnie karać i tępić, ale czy celem filmu Sekielskiego było rzeczywiście ulżenie ofiarom i zapoznanie widza z obiektywnym śledztwem dziennikarskim? Mam co do tego poważne wątpliwości.

W latach 70. ubiegłego wieku byłem chłopcem i jak większość moich rówieśników uczęszczałem na lekcje religii organizowane w pomieszczeniach parafii. Zapamiętałem salwatorianina – ks. Jana Trybobę, który był bardzo poważny i wymagający. Kilka razy mnie ukarał, raz nawet narysował mi na czole telewizor – było to w momencie, gdy bezkrytycznie powtórzyłem opinię z Dziennika Telewizyjnego dotyczącą religii. Początkowo go nie lubiłem i obawiałem się jego surowości. Z czasem jednak poznałem go bliżej. Nosił zawsze starą, połataną sutannę i dziurawe buty. Rodzice na Bulwarach Słowackiego w Zakopanem złożyli się kiedyś, aby kupić mu nowe buty. Pamiętam, jak się czerwienił i chciał się zapaść pod ziemię, gdy próbowali mu je wręczyć. Grał z nami w piłkę i nieraz widzieliśmy, jak rozdziera się jego niemiłosiernie pocerowana sutanna – innej nie miał. Pewnego dnia uśmiechnięty przyszedł do mnie do domu i zapytał, czy poszedłbym z nim na narty na stok pobliskiej Antałówki. Poszliśmy. W drodze zobaczyłem, że ma stare drewniane narty, byle jakie skórzane buty i sprężynowe wiązania. Ja miałem już plastiki „Kasprowy”, dobre „polsporty” i automatyczne wiązania „Markery”.

Reklama

– Patrz, dostałem pierwsze narty w życiu i nie gniewaj się, ale nie bardzo potrafię jeździć, może byś mnie trochę nauczył – szepnął zawstydzony, gdy wdrapaliśmy się na stok. Jeździliśmy kilka godzin, on co jakiś czas widowiskowo się przewracał. Spędziłem w życiu wiele godzin na nartach, ale właśnie tę jazdę zapamiętałem najbardziej. Był nieśmiały, nie umiał prosić i tylko w czasie lekcji religii zmieniał się w poważnego, budzącego respekt nauczyciela – prawdziwego nauczyciela. Przylgnęliśmy do ks. Jana całą gromadką łobuzów – mistrzów strzelania z procy, podkradania cudzych jabłek, „bójek na solo”. Jestem pewien, że każdy z nas do dziś pamięta nasze spacery z ks. Janem, sportowe zawody, które nam organizował, nasze poważne rozmowy przy ognisku. Dorastaliśmy. Pewnego dnia ks. Jana nie było już w kościółku Salwatorianów na Bulwarach Słowackiego w Zakopanem. Zaniepokojeni pobiegliśmy do superiora i tam się dowiedzieliśmy, że na własną prośbę wyjechał do Brazylii, aby prowadzić dalej swoje działania w fawelach. Napisał do nas jeszcze kilka głębokich listów. Przepraszał w nich, że się nie pożegnał, ale – jak pisał – takie pożegnanie byłoby trudniejsze dla niego niż dla nas.

Takich miałem księży w dzieciństwie, kiedy nawet nie wiedziałem, że istnieją jakiekolwiek zboczenia. Dzięki ks. Janowi wiedziałem jednak, że był ktoś taki jak Platon czy Arystoteles, że warto przeczytać Bułhakowa, że mój Kościół ma wielką historię i piękny dorobek w walce o prawdę i człowieka. To wszystko wypływało z naszych zwykłych, naturalnych rozmów. Ks. Jan był roztargniony i niezdarny, ale gdy zaczynał mówić, wszyscy wokół cichli i wsłuchiwali się w jego opowieści – wypowiadane ciepłym, spokojnym głosem. Zawsze był zamyślony, schowany gdzieś w głąb siebie, ale zawsze miał dla nas czas. Wiem, że parafianie podrzucali mu czasem pod drzwi ascetycznego pokoju różne wartościowe rzeczy... on potem bawił się w św. Mikołaja i na święta, anonimowo, podrzucał paczki najbiedniejszym dzieciakom. Musieliśmy przeprowadzić wymyślne śledztwo, aby wykryć, że autorem tych mikołajowych niespodzianek jest właśnie ks. Jan Tryboba.

Reklama

Nie wiem dlaczego, ale kiedy oglądałem film Sekielskiego poczułem, jakby obok mnie właśnie siedział mój ks. Jan z dzieciństwa. Było mi go strasznie żal... Widziałem jego minę i zaszklone oczy. Kiedyś miał takie same oczy, gdy opowiadał nam o śmierci swojego ojca, którego zabili Niemcy podczas II wojny światowej. Było mi go bardzo żal, gdy wraz ze mną oglądał ten film...

Spotkałem w życiu wielu księży, były wśród nich nerwusy, byli pyszałkowie, karierowicze, ale większość to byli porządni, uduchowieni ludzie.

Pamiętam jak w kościele na krakowskich Dębnikach trwała głodówka w obronie nauki historii w szkołach... Codziennie odwiedzał nas ks. Adam. Po dziesięciu dniach zauważyłem, że jest bardzo blady.

– Adaś, czy ty jesteś zdrowy? – zapytałem.

– Tak – a potem przyciśnięty wyznał, że po cichu też głoduje, tylko nakazał, abym nikomu o tym nie mówił. Mogę opowiedzieć wiele takich zdarzeń.

Jeśli nie znacie jeszcze swoich proboszczów i księży – idźcie do nich, porozmawiajcie. Prawdopodobnie właśnie teraz – jak nigdy wcześniej – potrzebują waszej uwagi i wsparcia. Nie zostawiajcie ich samych ze wstydem, który rzucili na całe środowisko ukrywający się w nim zboczeńcy.

Reklama

Jeśli teraz pozwolimy na to, aby księża byli zaszczuwani i publicznie obrażani, to rychło odbije się to na całej naszej Polsce. Oni są nam potrzebni. Tak rzadko zastanawiamy się nad ich życiem, nad ich samotnością. Wierzcie mi: ciepło i wsparcie, które właśnie teraz im okażemy, wróci.

Potrzebujemy bezkompromisowych, odważnych kapłanów, a oni potrzebują nas. To takie proste.

2019-05-21 13:10

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Bydgoska kuria odpowiada na zarzuty z raportu Fundacji "Nie Lękajcie Się"

[ TEMATY ]

raport

oświadczenie

nadużycia seksualne

wikipedia.org.pl

Katedra pw. św. Marcina i św. Mikołaja w Bydgoszczy

Katedra pw. św. Marcina i św. Mikołaja w Bydgoszczy

Ksiądz Kania nigdy nie był księdzem Diecezji Bydgoskiej. Rzeczywiście pracował czasowo w jednej z parafii diecezji, ale nigdy nie był, jak zostało to zapisane w raporcie - „przenoszony z parafii do parafii za zgodą Jana Tyrawy, byłego biskupa bydgoskiego” - czytamy w przesłanym KAI oświadczeniu Kurii Diecezjalnej w Bydgoszczy ws. raportu Fundacji „Nie lękajcie się". Kanclerz ks. Grzegorz Nowak odnosi się w nim do dwóch wskazanych przez fundację przypadków molestowania seksualnego nieletnich.

Publikujemy oświadczenie Kurii Diecezjalnej w Bydgoszczy:

CZYTAJ DALEJ

64. rocznica obrony krzyża w Nowej Hucie

2024-04-28 09:40

[ TEMATY ]

Ryszard Czarnecki

Archiwum TK Niedziela

Dokładnie teraz mija rocznica wydarzeń które przed laty poruszyły katolicką Polskę . Chodzi o obronę krzyża, którego mieszkańcy nowej, przemysłowej dzielnicy Krakowa postawili na miejscu budowy przyszłego kościoła. Zgoda na jego powstanie została wymuszona na komunistach w wyniku dwóch petycji , podpisanych w sumie przez 19 tysięcy osób.

Gdy rządy „komuny” trochę chwilowo zelżały nowy „gensek” kompartii Gomułka obiecał delegacji z Nowej Huty, że kościół powstanie. Jednak komuniści , jak zwykle nie dotrzymali słowa : cofnięto pozwolenie na budowę, a pieniądze ze składek mieszkańców Nowej Huty (a właściwie Krakowa bo dawali pieniądze również ludzie spoza nowego „industrialnego"osiedla”) zostały skonfiskowane.

CZYTAJ DALEJ

Miłość za miłość. Lublin w 10 rocznicę kanonizacji Jana Pawła II

2024-04-29 03:44

Tomasz Urawski

Lublin miał szczególny powód do świętowania kanonizacji św. Jana Pawła II. Przez 24 lata był on naszym profesorem i wiele razy podkreślał związki z Lublinem – mówi kapucyn o. Andrzej Derdziuk, profesor teologii moralnej KUL, kierownik Katedry Bioetyki Teologicznej KUL. 27 kwietnia 2014 r., na uroczystość kanonizacji Jana Pawła II z Lublina do Rzymu udała się specjalna pielgrzymka z władzami KUL. - Na frontonie naszego uniwersytetu zawisł olbrzymi baner z wyrażeniem radości, że nasz profesor jest świętym. Były także nabożeństwa w lubelskich kościołach, sympozja i zbieranie publikacji na temat Jana Pawła II – wspomina.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję