Moja przygoda ze Światowymi Dniami Młodzieży rozpoczęła się w Rzymie w 2000 r. Choć podróże, poznawanie kultur i przeżywanie wiary w krajach, gdzie organizowane są ŚDM, to ważny element, dużo głębszy wymiar zawsze miały dla mnie spotkania z drugim człowiekiem i z Bogiem. Pięknym owocem ŚDM są relacje z ludźmi, których poznałam na miejscu, u których mieszkałam. Niektóre takie relacje z osobami z całego świata (Włochy, Liban, Australia) trwają do dziś. Odwiedzamy się podczas wakacji czy spotykamy się na ślubach. Podobnie jest z relacjami z uczestnikami ŚDM. Tak naprawdę dzięki temu wspólnemu pielgrzymowaniu łączy nas wiele i pozostajemy ze sobą w kontakcie.
ŚDM to nie tylko dwa lub trzy tygodnie spędzone w egzotycznym kraju, to przygotowania duchowe przed wyjazdem, formacja, a także życie w duchu ŚDM po powrocie. Żywa wiara młodego Kościoła, który się jej nie wstydzi. Miliony ludzi w ciszy na adoracji Najświętszego Sakramentu, jedność, entuzjazm i radość. To jest to, co warto przywieźć ze sobą do domu, i czym się dzielić.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Dzięki ŚDM znalazłam wspólnotę, trafiłam do Duszpasterstwa Akademickiego „Emaus”, gdzie poznałam wspaniałych ludzi. A co za tym idzie – pogłębiłam swoją relację z Bogiem, poznałam żywego Jezusa Chrystusa, doświadczyłam Jego miłości i działania w moim życiu. Śmiało mogę powiedzieć, że Bóg pozyskał mnie dla siebie przez dzieło ŚDM, za co jestem Mu niezmiernie wdzięczna.
Daria Pietrzak
Nie ukrywam, że Światowe Dni Młodzieży organizowane w naszym kraju stały się początkiem mojej prawdziwej przyjaźni z Panem Bogiem i przygody z Kościołem. Byłam wolontariuszką podczas Dni w diecezjach. Szczerze mówiąc, poczyniłam ten krok tylko z uwagi na dużą ilość wolnego czasu. W piątek, podczas adoracji, zmęczona całym dniem służby, uklęknęłam i zaczęłam płakać, łzy leciały z moich oczu jak grochy. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje... I właśnie wtedy zaczęłam wracać do Kościoła, by w wieku 20 lat przystąpić do przygotowań do sakramentu bierzmowania. A podczas Światowych Dni Młodzieży wróciłam naprawdę. Poczułam głęboko w sercu, że jestem kochana, mimo że 20 lat żyłam odwrócona plecami do Pana Boga. Od tamtego momentu jestem członkiem Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. ŚDM wywróciły moje życie do góry nogami, chociaż dziś sądzę, że postawiły mnie na nogi!
Agata Kowalska
Reklama
Po raz pierwszy w Światowych Dniach Młodzieży uczestniczyłam w 2000 r. w Rzymie. Byłam wtedy we wspólnocie Duszpasterstwa Akademickiego „Emaus”, która była organizatorem jednej z grup. To był dla mnie naturalny krok – jechała moja wspólnota z duszpasterzem akademickim, moi przyjaciele, więc i ja pojechałam. I tak się zaczęło. Potem były: Toronto, Kolonia, Sydney, Madryt, Rio de Janeiro i Kraków. Rzym i Toronto były wyjątkowe przez obecność Jana Pawła II. Jako polskie grupy czuliśmy się zawsze dumni z tego, że to „nasz Papież”.
Dla mnie wyjazdy na ŚDM to owoce bycia we wspólnocie. Każde były inne, ale zawsze bez względu na miejsce doświadczałam Kościoła – młodego, radosnego, pięknego i zjednoczonego w Duchu Świętym. Dzięki ŚDM poznałam wielu wspaniałych ludzi – i tych, z którymi wyjeżdżałam, i tych, którzy nas gościli, otwierając dla nas swoje serca i domy.
Przy okazji ŚDM w Krakowie mogłam chociaż trochę odwdzięczyć się za możliwość uczestnictwa w tych wszystkich spotkaniach przez włączenie się w organizację etapu diecezjalnego. A w styczniu była „Panama w Częstochowie” i z ogromnym wzruszeniem śledziłam, już tylko w mediach, spotkanie papieża Franciszka z młodymi.
Agnieszka Górnik