Na studiach na UW na Wydziale Dziennikarstwa był taki przedmiot o mało wdzięcznej nazwie – „Propaganda”. Przychodzili tam rozmaici „specjaliści” od mediów i uczyli nas, co robić, gdy fakty i zdrowy rozsądek przeczą z góry założonej tezie. Należało wtedy tak skonstruować tekst, newsa, by szokował swoim tytułem i jak najmniej czasu zostawiał odbiorcy na samodzielne zastanowienie się. Wywołać sensację i zaatakować przeciwnika – sama treść jest już mniej ważna – ogłupić czytelnika zapowiedzią jakiejś niebywałej rewelacji, która z prawdą może nie mieć nic wspólnego. W odpowiednim czasie krzyknąć głośno coś nośnego i ustawić odbiorcę po swojej stronie, szczególnie tego niemającego wiedzy, myślącego gotowcami. Studenci buntowali się, jak tak można, przecież to niezgodne z etyką dziennikarza, z prawdą, z sumieniem, ale zawsze znaleźli się ci tzw. wierni, ale mierni i jak się później okazywało, to oni robili kariery.
Przecież jeszcze niedawno, za czasów PO-PSL, nie można było w publicznej telewizji wyemitować filmu historycznego o walkach z bolszewikami w latach 1919-20, mimo zebranych przeze mnie bardzo dobrych recenzji różnych historyków, począwszy od profesorów Wieczorkiewicza czy Paczkowskiego. Nie mówiąc już o tym, by jakiś prawicowy dziennikarz mógł wypowiedzieć na antenie swoją opinię na aktualny temat, dotyczący ówczesnego premiera Donalda Tuska, prezydenta Bronisława Komorowskiego czy kogokolwiek z ich ekipy – to było wprost nie do pomyślenia! A dzisiaj przedstawiciele opozycyjnych partii – PO, .Nowoczesnej, SLD – występują do woli w TVP, są zapraszani i mówią, co chcą, nawet wierutne kłamstwa i oszczerstwa, mają wolność niebywałą. Mogą nawet cynicznie i lekceważąco, na oczach milionów widzów TVP, nie chcieć odpowiadać na pytania komisji reprywatyzacyjnej. Czynił tak ostatnio niejaki mec. Robert Nowaczyk, zwany bossem reprywatyzacji w Warszawie – na każde kolejne ważne pytanie dotyczące milionowych defraudacji nonszalancko, pewny siebie, powtarzał formułkę: nie udzielę odpowiedzi (jak widać, niektórym nadal przydaje się stara dobra komunistyczna szkoła). Jednak dzisiaj inteligentny, potrafiący samodzielnie myśleć człowiek nie da się tak łatwo nabrać różnym Lisom, Michnikom, oferującym ostatnio rzekomą bombę medialną, która okazała się niewypałem, bo nawet ludzie nieprzychylni Jarosławowi Kaczyńskiemu wiedzą, że majątków na swojej ciężkiej pracy dla Polski nie nazbijał, a nagrana rozmowa tylko potwierdza jego wysoką kulturę, przyzwoitość i wiedzę. Niektórzy nawet twierdzą, że jest człowiekiem opatrznościowym dla Polski, bo gdyby dłużej rządzili poprzednicy, to naprawdę istnielibyśmy tylko formalnie, jak wyraził się jeden z ministrów Tuska.
Oczywistą jest rzeczą natomiast, że chciałoby się, aby naprawa Polski przebiegała lepiej, szybciej i radykalniej, jednak nie znamy stopnia zniszczenia i trudności od wewnątrz, z oddali najłatwiej krytykować. A może trzeba po prostu pomagać i robić coś dobrego, budującego? Szkoda jednak, że „dobra zmiana” tak mało korzysta z umiejętności, fachowości, całego wielkiego potencjału ludzi, szczególnie tych młodych, wykształconych, ale niezwiązanych organizacyjnie czy koleżeńsko z PiS-em, z tych, którzy są poza zasięgiem i nie mają dojścia – jak mówią o sobie. Oni pozostają niewykorzystani, rozczarowani, chociaż bardzo chcieliby służyć Polsce swoją wiedzą, talentem i rozwijać się zawodowo. Wiadomą rzeczą jest, że każda ekipa rządząca ma „swoich ludzi”, ale czas to przełamać i wyjść poza ten krąg „wiernych i miernych”, bo jak się okazuje, na takich ludziach polegać nie można.
Pomóż w rozwoju naszego portalu