Jeden z dwu najważniejszych amerykańskich dzienników, uchodzący za konserwatywny „The Washington Post” krytykuje politykę zbliżenia Watykanu do Chin. Amerykanie przekonują, że w zbliżeniu między obydwiema stronami, na warunkach chińskich, komunistyczne państwo ma niewiele do stracenia, a Watykan przeciwnie – ma wiele do stracenia i niemal nic do zyskania.
O co dokładnie chodzi? Ostatni znak, wskazujący, że do porozumienia jest blisko, stanowi uznanie przez Watykan legalności święceń biskupich siedmiu hierarchów, którzy sukcesję apostolską „zdobyli” z nadania komunistycznych władz. To, zdaniem amerykańskiego dziennika, wskazuje, że Watykan przystał na główny warunek chińskich komunistów, którzy domagali się ostatniego, i to decydującego, głosu w procedurze mianowania biskupów.
Zdaniem „The Washington Post”, działania Watykanu są reakcją na brak dynamizmu Kościoła na chińskich ziemiach, w sytuacji, gdy przedstawicieli innych wyznań chrześcijańskich przybywa. Stąd właśnie ma się brać polityka uległości. Jednak zdaniem goszczących na łamach waszyngtońskiej gazety komentatorów, to zła droga. Przekonują oni, że Kościół już stosował podobną taktykę przed kilkudziesięciu laty wobec rządzących na Węgrzech komunistów. W tamtym przypadku polityka appeasementu nie przyniosła sukcesu, a Kościół nad Balatonem zamiast wyzwolić w sobie nową energię, popadł w marazm.
Pomóż w rozwoju naszego portalu