Jeszcze dwa lata temu na to pytanie udzieliłbym odpowiedzi przeczącej. Byliśmy względnie bezpieczni i mało zauważalni przez islamskie centra terrorystyczne. Nie dawaliśmy także zbyt wielu pretekstów do postrzegania nas – przez islamskich fanatyków – jako kraju bezpośrednio zaangażowanego w wojny na Bliskim Wschodzie. Nie ma co kryć także faktu, że bezpieczeństwo dawał nam obraz Polski i Polaków wypracowany w Iraku, Syrii, Egipcie czy Libii w czasach PRL, kiedy to w tych krajach roiło się od polskich inżynierów, budowlańców, lekarzy i pielęgniarek. Wszyscy oni zostawili tam bardzo miłe wspomnienia.
Obserwuję terroryzm od przeszło dwudziestu lat i jestem autorem kilku teorii, które na stałe weszły do języka ludzi wypowiadających się o zagrożeniach bezpieczeństwa. Teoria, którą w książce „Tragarze śmierci” nazwałem „medialną symbiozą”, mówi, że masowy terroryzm stał się możliwy dopiero po olimpiadzie w Monachium, kiedy obraz krwawych wyczynów mógł być transmitowany – nieomal na żywo – w telewizji. To media, zwłaszcza media wizualne, stały się rezonatorami (na swój sposób wspólnikami), które wzmacniają terror, transmitując krwawe wydarzenia i przez to uczestniczą w zastraszaniu milionów ludzi. Jednocześnie terroryści i ich czyny stanowią niezwykle atrakcyjną materię dla mediów.
Od lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku trwa więc niepisana symbioza między terroryzmem i mediami. Z tej teorii wywiodłem następną, mówiącą o tzw. ekonomii terroryzmu. Oprócz wojennych zdarzeń na Bliskim Wschodzie, w Egipcie i w Libii terroryzm uderza tam, gdzie może uzyskać największy rezonans medialny. Atak musi być tak wymierzony, aby natychmiast trafił na czołówki serwisów światowych agencji, wtedy zwielokrotnienie jego efektu jest pewne. Właśnie z powodu „ekonomii terroryzmu” uważałem, że Polska jest w miarę bezpieczna. Nawet bowiem wysadzenie Pałacu Kultury w Warszawie zagościłoby w światowych agencjach jedynie na moment i natychmiast zostałoby wyparte przez informacje z miejsc bardziej zbliżonych do dzisiejszych centrów zachodniego świata.
Tak to działało do niedawna... Teraz jednak sytuacja gwałtownie się zmienia. Dzieje się tak z kilku przyczyn naraz. Po pierwsze – niedawno powstała grupa polska w sercu samego kalifatu zbrodni, czyli w samozwańczym Państwie Islamskim rządzonym przez Abu Bakra al-Baghdadiego. Po drugie – na terytorium ISIS szkolonych jest dziś kilkudziesięciu młodych zamachowców o powierzchowności niczym nieróżniącej się od rdzennych mieszkańców Europy. Co prawda mają oni zostać użyci w pierwszym rzędzie do dokonywania zamachów na terenie państwa Izrael, ale dochodzą informacje, że kilku z nich ma zostać wysłanych do jedynego tak katolickiego i spójnego etnicznie państwa na Starym Kontynencie, jakim jest dzisiejsza Polska. Atak w Polsce może być odebrany jako symboliczne wypowiedzenie wojny chrześcijaństwu w Europie. Po trzecie – ataki terrorystyczne we Francji, Wielkiej Brytanii czy w Niemczech zaczną powoli powszednieć światowej publiczności i stracą swoje pierwsze miejsca w serwisach informacyjnych; newsom o terroryzmie potrzeba coraz to nowych miejsc i historii.
Wszystkie te czynniki bardzo podnoszą prawdopodobieństwo dokonania zamachu w Polsce. Do tego dochodzi coraz bardziej szczelny pierścień ochrony wokół najbardziej prawdopodobnych miejsc i imprez, które potencjalnie mogą stać się celem terrorystycznych zamachów na Zachodzie.
Reklama
Tymczasem w Polsce ochrona jest iluzoryczna, a doświadczenie w realnym przeciwdziałaniu aktom terroru jedynie teoretyczne. Naszym służbom ciągle brakuje świadomości tego, że atak może nastąpić w każdej chwili. Ciągle wydaje się nam, że terroryzm jest zjawiskiem, które dotyka innych, ale nie nas. Stąd też największe zaskoczenie spotyka nas w momencie, gdy jednak w naszej obecności wybuchają bomby. Dwukrotnie sam to przeżywałem, więc nie piszę tego jedynie na podstawie wiedzy teoretycznej. To stare prawidło psychologii – wiecznie wierzymy w to, że złe doświadczenia dotykają innych, ale przecież nie nas. Informacje o „sekcji polskiej” w ISIS oraz o szkoleniu europejsko wyglądających bojowników dostałem ze źródeł zbliżonych do izraelskich służb specjalnych. Pod żadnym pozorem nie radziłbym ich bagatelizować.
Niestety, prawdopodobieństwo zamachu podnoszą także doniesienia o skutecznej akcji polskich komandosów, którzy niedawno uwolnili 11 więźniów w Afganistanie. Każdy sygnał o udziale naszych żołnierzy w wydarzeniach na terenie Afganistanu, Syrii, Iraku czy Libii to, niestety, skierowanie na nasz kraj uwagi dyszących żądzą zemsty fanatyków.
I wreszcie ostatnia kwestia: kartą islamskiego radykalizmu świetnie gra prezydent Rosji Władimir Putin. Może on wykorzystać tłum kilkudziesięciu tysięcy radykalnych wahabitów z Kaukazu do zdestabilizowania państw bałtyckich, tak że ich władze same poproszą Kreml o pomoc. Wystarczy, że w wyrafinowany sposób wypchnie muzułmańskich radykałów w pożądaną przez siebie stronę. Niestety, przed rosyjską prowokacją – z wykorzystaniem krymskich radykałów – nie jest bezpieczna także Polska. Krajem tranzytowym, służącym jako wygodna droga do naszego kraju, może się okazać rządzona przez prezydenta Aleksandra Łukaszenkę Białoruś. Już dziś zastanawiająco wzrastają tam wpływy Turcji i jej wersji islamu. Na Białoruś płyną znaczne pieniądze właśnie znad Bosforu.
Na pocieszenie można jedynie przytoczyć fakty o dotychczasowej postawie polskich środowisk muzułmańskich, które są świadome tego, że za każdy atak na katolików poważnie ucierpi całe środowisko polskich muzułmanów. Jak dotąd, to właśnie ze środowisk muzułmańskich w Warszawie i w Gdańsku polskie służby dostawały sygnały o pojawianiu się w naszym kraju niebezpiecznych radykałów.
Polskim towarem eksportowym numer jeden staje się – widoczne na tle Europy Zachodniej – bezpieczeństwo życia codziennego. To daje nadzieję na rozwój gospodarki i wzrost roli naszego kraju na kontynencie. Musimy zatem pieczołowicie dbać o to, aby żaden zamach nie zniweczył tego obrazu.
Zamach terrorystyczny na Amerykę 11 września br. może być rozpatrywany
pod różnymi aspektami. Możemy nań spojrzeć także pod kątem szkód,
jakie wyrządził. Stosując pewne uproszczenia, możemy podzielić te
szkody na materialne i duchowe. Szkody materialne są dotkliwe, jednak
przy tak prężnej gospodarce amerykańskiej można je naprawić. Los
mojego konta emerytalnego, złożonego w akcjach średniego ryzyka,
może być w pewnym sensie obrazem sytuacji ekonomicznej po zamachu.
We wrześniu z sumy 15 tysięcy dolarów straciłem 2 tysiące. Zaś w
październiku zyskałem już 600. Przy stabilizującej się sytuacji z
pewnością te tendencje się utrzymają.
Inaczej sprawa wygląda, gdy myślimy o ludziach, którzy
stracili swe życie w tym zamachu. Jest to wielka tajemnica, którą
dzisiaj staramy się zrozumieć, stając w modlitewnej postawie przed
obliczem Boga. Trudno też ocenić rozmiar duchowego cierpienia tych,
którzy stracili swoich bliskich w płonących drapaczach chmur, oraz
tych, którzy pośrednio w różnoraki sposób zostali duchowo ugodzeni
przez terroryzm. Te szkody, te rany wymagają dużo czasu i miłości,
aby je naprawić, uleczyć. W duchowym uleczeniu nie chodzi tylko o
powrót do stanu poprzedniego. Po przejściu takiej tragedii tych powrotów
nie ma. Człowiek musi wziąć na swe barki ciężar przeżytego cierpienia
i z pomocą łaski Bożej nadać mu, jak i swojemu życiu, nowy, pełniejszy
wymiar. Jest to możliwe tylko w perspektywie wieczności, którą otwiera
przed nami Chrystus.
Tak też rozumieją to duchowni i wierni różnych wyznań,
którzy w tych dniach, częściej niż poprzednio, kierują swe myśli
ku Bogu. Każda parafia otrzymała list z prośbą do kapłanów, aby zgłaszali
się do pełnienia dyżurów na miejscu tragedii, aby modlili się za
zmarłych, których ciała wydobywa się z rumowisk, aby wspierali duchowo
dotkniętych tą tragedią. Na apel odpowiedziało ponad 400 księży katolickich
z diecezji nowojorskich. Dniem i nocą pełnią ten dyżur. Modlą się
także w swoich parafialnych kościołach, otaczając szczególną troską
ofiary zamachu. 11 listopada br. na miejscu tragedii odbyła się uroczystość
żałobna, podczas której duchowni różnych wyznań wraz z wiernymi zanosili
swe modły do Boga. Zaś w diecezji Brooklyn sprawowane były dwie Msze
św. w intencji ofiar zamachu. Były to Msze św. dla całej wspólnoty
diecezjalnej. Specjalne miejsce zarezerwowano dla tych, którzy stracili
swoich bliskich. Koncelebrowanym Mszom św. przewodniczył bp Thomas
Daily.
Pierwszym kapłanem, który przybył na miejsce tragedii,
był franciszkanin o. Mychal Judge, kapelan nowojorskich strażaków.
Ojciec Mychal był znany nowojorczykom ze swej dobroci i gorliwej
służby Bogu, przejawiającej się w służbie bliźniemu. Oprócz zwykłej
parafialnej pracy duszpasterskiej troszczył się o bezdomnych. Nieraz
można było go spotkać przy wydawaniu gorącej zupy bezdomnym. Otaczał
opieką chorych na AIDS. Wiele czasu poświęcał strażakom, jako ich
kapelan był zawsze gotowy na każde wezwanie. Pomagał chińskim nielegalnym
emigrantom ze statku, który w 1993 r. uległ wypadkowi u wybrzeży
Rackaway, modlił się i pocieszał rodziny, których najbliżsi zginęli
w eksplozji samolotu TWA numer lotu 800. Można by wyliczyć wiele
takich sytuacji. Ojciec Mychal był tam, gdzie potrzebna była jego
pomoc. Rankiem 11 września br. jeden ze współbraci wszedł do pokoju
o. Mychala i powiadomił go o wybuchu w "bliźniakach". Ojciec natychmiast
zdjął habit, przywdział strażacki mundur i udał się na miejsce tragedii.
W potwornych warunkach modlił się i pocieszał rannych oraz umierających.
W czasie pełnienia kapłańskiej posługi o. Mychal zdjął hełm strażacki,
aby lepiej usłyszeć jednego z umierających strażaków. I wtedy został
ugodzony w głowę spadającym odłamkiem walącej się ściany. Poniósł
śmierć na miejscu. Strażacy z wielkim szacunkiem i miłością przynieśli
jego ciało do pobliskiego kościoła, gdzie owinięto je w białe płótno
i położono przed ołtarzem, a obok - stułę kapłańską i oznakę strażacką.
W czasie pogrzebu o. Michael Duffy powiedział: "Popatrzcie,
w jaki sposób o. Mychal zginął. Był zawsze tam, gdzie najbardziej
potrzebowano jego pomocy. Tam też zawsze chciał być. Modlił się z
umierającymi: ´Jezu, przyjdź!, Jezu, wybacz!, Jezu, zbaw!´. Rozmawiał
z Bogiem i pomagał tym, którzy byli w potrzebie. Czy możemy wyobrazić
sobie piękniejsze okoliczności śmierci? Gdy myślę o okropnej śmierci,
która była udziałem tak wielu, zadaję sobie pytanie: Dlaczego o.
Mychal był pierwszym spośród nas? Sądzę, że znam odpowiedź. O. Mychal
nie mógł usłużyć wszystkim umierającym. W tym życiu było to niemożliwe
ze względów fizycznych, ale nie w następnym. Myślę, że gdyby mu dano
wybór, wybrałby taki przebieg zdarzeń, jaki miał miejsce. Pierwszy
przeszedł na drugą stronę życia i tam czynił to, co chciał czynić
z całego serca. Tych, którzy po nim odchodzili do Boga, witał szczerym
i serdecznym uśmiechem, brał pod rękę, tulił do piersi i mówił: ´Witajcie,
kochani. Teraz chcę was zaprowadzić do mojego Ojca´".
O. Mychal odbył w swym życiu kilka pielgrzymek do Rzymu.
Jego przyjaciel - o. Miles powiedział, że ostatnią pielgrzymkę odbył
on w sobotę 10 listopada tego roku w symbolu swego hełmu ofiarowanego
Ojcu Świętemu przez strażaków z Nowego Jorku. Hełm, przyozdobiony
krzyżem, został wręczony Ojcu Świętemu w czasie Mszy św. w Bazylice
św. Piotra.
Po powrocie do Nowego Jorku pielgrzymi spotkali się w
kościele pw. św. Franciszka z Asyżu, gdzie pracował o. Mychal. O.
Pat Fitzgerald powiedział wtedy: "Ten hełm dla strażaków był symbolem,
ale po ofiarowaniu go Ojcu Świętemu nabrał jeszcze głębszego znaczenia.
Nie jest to tylko hełm o. Mychala, ale hełm wszystkich nowojorskich
strażaków".
Gdy kończę pisanie tego artykułu świat obiega inna tragiczna
wiadomość. Samolot z 260 osobami na pokładzie cztery minuty po starcie
z lotniska JFK w Nowym Jorku runął na budynki mieszkalne w Rackaway
na Queensie. Wcześniej kilkudziesięciu strażaków z tej okolicy zginęło
w czasie ataku terrorystycznego na World Trade Center. Do gaszenia
pożaru przyjechali ich koledzy, ale bez swego kapelana. Zapewne o.
Mychal duchem był tam obecny i z zatroskaniem spoglądał na to miejsce,
prosząc Boga o łaski potrzebne zbolałemu człowiekowi...
Jaką naukę przekazuje Jan Kościołowi? Czego nas uczy? Wszak Jan jest modelem, przykładem, mistrzem życia dla wszystkich, którzy uwierzyli w Chrystusa.
W owym czasie pojawił się Jan Chrzciciel i głosił na Pustyni Judzkiej te słowa: «Nawracajcie się, bo bliskie jest królestwo niebieskie». Do niego to odnosi się słowo proroka Izajasza, gdy mówi: «Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, dla Niego prostujcie ścieżki!» Sam zaś Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a jego pokarmem były szarańcza i miód leśny. Wówczas ciągnęły do niego Jerozolima oraz cała Judea i cała okolica nad Jordanem. Przyjmowano od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając swoje grzechy. A gdy widział, że przychodziło do chrztu wielu spośród faryzeuszów i saduceuszów, mówił im: «Plemię żmijowe, kto wam pokazał, jak uciec przed nadchodzącym gniewem? Wydajcie więc godny owoc nawrócenia, a nie myślcie, że możecie sobie mówić: „Abrahama mamy za ojca”, bo powiadam wam, że z tych kamieni może Bóg wzbudzić dzieci Abrahamowi. Już siekiera jest przyłożona do korzenia drzew. Każde więc drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, zostaje wycięte i wrzucone w ogień. Ja was chrzczę wodą dla nawrócenia; lecz Ten, który idzie za mną, mocniejszy jest ode mnie; ja nie jestem godzien nosić Mu sandałów. On was chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem. Ma on wie jadło w ręku i oczyści swój omłot: pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym».
Sympozjum w 30. rocznicę śmierci sługi Bożego ks. Aleksandra Zienkiewicza
VI sympozjum naukowe poświęcone ks. Zienkiewiczowi nosiło tytuł: „Sługa Boży ks. Aleksander Zienkiewicz. Przewodnik w drodze do wiary i świętości”. Organizatorem był Papieski Wydział Teologiczny we Wrocławiu, wydarzenie objął patronatem metropolita wrocławski abp Józef Kupny.
Zebranych w auli PWT gości przywitał ks. prof. dr hab. Sławomir Stasiak, rektor PWT we Wrocławiu. Zwrócił uwagę, że obecnie dużo się mówi na temat sztucznej inteligencji: w jaki sposób etycznie z niej korzystać, jak ją wykorzystać w duszpasterstwie i jak ona kształtuje współczesną młodzież.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.