Reklama

Niedziela Małopolska

Jerzy malujący ustami

Był górnikiem, pracował w kopalni węgla kamiennego. Gdy miał 28 lat, zdarzyła się tragedia. Przykuty do wózka inwalidzkiego mógł się załamać, narzekać, popaść w nałóg. Zamiast papierosa, wziął w usta... pędzel. Dziś jego obrazy trafiają nawet do Japonii

Niedziela małopolska 12/2017, str. 7-8

[ TEMATY ]

świadectwo

sylwetka

Małgorzata Cichoń

Jerzy Galos w swojej pracowni

Jerzy Galos w swojej pracowni

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jerzy Galos mieszka w krakowskim Domu Pomocy Społecznej (DPS) im. św. Brata Alberta. Jako jedyny posiada tam własną pracownię. Były górnik jest dumą placówki, a także stypendystą Światowego Związku Artystów Malujących Ustami i Nogami.

Okno na świat

Zaproszona do niewielkiej pracowni z dużym oknem, przenoszę się jakby w inny świat. Siadam naprzeciw artysty, który porusza się na wózku inwalidzkim. Choć witamy się uściskiem dłoni, pan Jerzy nie czuje ciepła dotyku. Wyjaśnia, że czucie rozpoczyna się u niego mniej więcej na wysokości barków. To dlatego pędzel musi trzymać w ustach.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Patrzę na znajdujące się w pracowni pogodne pejzaże: wiosenne, jesienne i zimowe. Na roboczej sztaludze spostrzegam obraz przedstawiający Morskie Oko. – Jeszcze go poprawiam – wyjaśnia pan Jerzy. Widzę też martwą naturę, w tym kwiaty i jabłka, oraz wizerunki zwierząt. Jest również akwarela z zamkiem w Nowym Wiśniczu. Ponadto niedokończony obraz Świętej Rodziny, która, jak się dowiem, jest częstym motywem w twórczości artysty. Większość jego wartościowych prac obecnie podróżuje. W dniu, kiedy go spotykam, rozpoczyna się wystawa w słowackim Bardejowie. Autor ma nadzieję połączyć się z gośćmi wernisażu przez Skype’a.

Z pędzlem w ustach

Reklama

– Jak rozpoczęła się pana przygoda z malarstwem? – pytam mojego rozmówcę. Stwierdza, że na początku nic nie zapowiadało takiej „kariery”. – Urodziłem się w 1964 r. w miejscowości Kossowa, w gminie Brzeźnica, niedaleko Wadowic. Ojciec, który zmarł gdy miałem 10 lat, był maszynistą na kolei, mama zajmowała się domem. Skończyłem zasadniczą szkołę zawodową w Oświęcimiu, o kierunku: mechanik-kierowca. Pracowałem jako górnik w kopalni „Piast” w Bieruniu Nowym. W Jaśkowicach, koło Skawiny, założyłem rodzinę, rozbudowywałem dom. Pewnego dnia chciałem się ochłodzić po pracy. No i skoczyłem do wody. Na Żwirowni, w Jaśkowicach, złamałem kręgosłup i doznałem paraliżu czterokończynowego. Był lipiec 1992 r. Miałem 28 lat, 2,5– letnią córeczkę i drugą, która przyszła na świat 2 miesiące po moim wypadku... – opowiada pan Jerzy.

Do 2000 r. rodzina mieszkała razem. Rok później, by odciążyć żonę, pan Jerzy przeniósł się do mamy, a od 2002 r. zamieszkał w DPS-ie, gdzie może liczyć na stałą opiekę medyczną, co w przypadku jego stanu zdrowia jest konieczne. Jednak wciąż nie wiemy, jak odkrył w sobie talent artystyczny. Okazuje się, że przełomowe wydarzenie miało miejsce 17 lat temu...

– Gdy byłem na rehabilitacji w krakowskim Szpitalu Specjalistycznym im. L. Rydygiera, fizjoterapeutka Aleksandra Lankosz namówiła mnie, bym coś zrobił w swoim życiu, a nie tylko oglądał telewizję czy jeździł do sklepu. Podarowała mi broszurki z wydawnictwa Artystów Malujących Ustami i Nogami (AMUN). Już wcześniej rozwiązywałem krzyżówki, trzymając długopis w ustach, lub dziecku w ten sposób coś rysowałem... Ale za jej namową spróbowałem czegoś więcej. Pierwsze prace plastyczne tworzyłem na zwykłym bloku brystolowym. Dzięki dalszej rodzinie zostały one wystawione i sprzedane na festynie, na którym zbierano pieniądze dla dzieci z Radwanowic. Uwierzyłem w siebie. Wtedy też udzieliłem pierwszego wywiadu – zainteresował się mną redaktor z lokalnej gazety. Wkrótce kolejne prace zostały wylicytowane na cele charytatywne. Dostałem podziękowanie od burmistrza Skawiny i otrzymałem materiały do profesjonalnego malowania: płótna, farby olejne, pędzle...

Stypendysta Księstwa

Reklama

Okazało się, że w DPS-ie, w którym zamieszkał pan Jerzy, swą siedzibę miała Fundacja Sztuki Osób Niepełnosprawnych. – Pomagano mi w skompletowaniu dokumentów i wysłaniu prac do wydawnictwa AMUN w Raciborzu. Oni z kolei wysłali przesyłkę do Księstwa Lichtensteinu, gdzie mieści się siedziba Światowego Związku Artystów Malujących Ustami i Nogami. W 2004 r. przyszła odpowiedź, że zostałem ich stypendystą.

Z czym się wiąże taki zaszczyt? – Otrzymuję stypendium w zamian za wysyłanie prac, spośród których oni wybierają obrazy przeznaczone do druku i reprodukcji w postaci kalendarzy, kartek świątecznych czy innych materiałów, jakie zakupują darczyńcy. Co trzy lata przedstawiciele Związku zbierają się i debatują, czy rozwijam się artystycznie, a następnie podejmują decyzję o przedłużeniu stypendium albo i nie – wyjaśnia mój rozmówca.

Jak dotąd, specjaliści wysoko oceniają jego postępy. – Prace są coraz lepsze, bardziej profesjonalne – przyznaje ich twórca. Z pomocą dobrych ludzi organizuje wystawy. Obrazy prezentował już m.in. w Galerii Fundacji Sztuki Osób Niepełnosprawnych „Stańczyk” w Krakowie, Galerii „Kotłownia” na Politechnice Krakowskiej, na Kampusie UJ, w Tynieckim Klubie Kultury, Ośrodku Kultury im. C.K. Norwida w Krakowie, holu Urzędu Miasta Krakowa, Kopalni Soli w Wieliczce czy w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym w Rabie Wyżnej.

Z puzzlami w Japonii

Gdy pytam, co mu daje możliwość twórczej realizacji, po namyśle odpowiada: – Przede wszystkim to zagospodarowanie wolnego czasu i satysfakcja, że mogę coś dać szerszej publiczności. Cieszę się, że moje obrazy się podobają i są sprzedawane. Jeden z nich, przedstawiający łaciate pieski w koszyku, trafił nawet do Japonii i został zreprodukowany w formie puzzli! – wyjawia mój rozmówca.

Reklama

Dodaje, że wykonywana praca, choć nieraz okupiona sporym wysiłkiem, wycisza go i uspokaja. A wspólne plenery, w których pan Jerzy bierze udział dwa razy w roku, umożliwiają mu spotkania w gronie innych niepełnosprawnych artystów oraz wymianę pomysłów. Do tej pory był z nimi w Wiśle, Karpaczu, Zakopanym i Popradzie na Słowacji.

A co by powiedział ludziom, którzy mają artystyczne czy inne marzenia, lecz nie decydują się na ich realizację, np. z obawy o stan zdrowia? – Ważne, żeby nie użalali się nad sobą, lecz wzięli się do roboty. Niektórzy, zdrowsi ludzie, są bardziej chorzy niż my. Nie potrafią nic ze sobą zrobić, użalają się lub popadają w nałogi. Tymczasem niepełnosprawność może być również szansą.

I o tym pan Jerzy opowiada, m.in. na spotkaniach z dziećmi i młodzieżą, także z tą trudną. Na swoim przykładzie pokazuje, że życie bywa bardzo kruche, ale nawet choroba nie oznacza utraty jego wartości.

2017-03-16 08:02

Oceń: +3 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Szkic do portretu gwiazdy

Drobna, niewysoka, siwa pani. Wielkie, orzechowe oczy, żywość ruchów jak u młodej kobiety. Anna Polony skończyła 75 lat. Na oko – nikt by jej o ten wiek nie posądził

Blisko pół wieku występowała na scenie Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej, dziś Narodowego Starego Teatru. Zagrała na tej scenie dziesiątki wielkich, niezapomnianych ról, przyczyniając się do chwały krakowskiego teatru. W dniu jej 75. urodzin teatr jednak zapomniał o niej. Nie tyle zresztą teatr, ile jego dyrekcja. Miarą tego, co dziś, pod rządami Jana Klaty, znaczy „teatr narodowy”, jest właśnie to dziwne „zapomnienie”. Przeszłość, wielkość z przeszłości? – to się nie liczy. My wybieramy teraźniejszość. I przyszłość, oczywiście – jak zalecał pewien niesławny polityk. Ale jakaż może być przyszłość w kulturze bez pamięci o przeszłości? Właśnie taka, jaką oglądamy ostatnio na scenie Narodowego Starego Teatru. Nie było to jednak li tylko proste zapomnienie dyrekcji Starego Teatru o wielkiej aktorce, ale cichy rewanż Jana Klaty za postawę Anny Polony, która publicznie zerwała ze Starym Teatrem na znak protestu przeciwko polityce inscenizacyjnej i reżyserskiej dyrektora.
CZYTAJ DALEJ

Pójść za Chrystusem

2025-09-02 08:23

Niedziela Ogólnopolska 36/2025, str. 22

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Adobe Stock

Doskonale znany tekst dzisiejszej Ewangelii zachęca nas do konfrontacji z naszym podążaniem za Chrystusem. Zastanawiamy się nieraz nad naszą relacją do Boga, wiele możemy już o tym powiedzieć, ale życie nieustannie to weryfikuje i niejako wymusza na nas stanięcie w prawdzie wyrażonej nie tylko słowem, ale nade wszystko czynem. Już nieraz uświadamialiśmy sobie, że wiara i pójście za Chrystusem nie jest życiem usłanym różami, a dziś Jezus mówi nam wprost o drodze, na której trzeba dźwigać codzienny krzyż. I stoi przed nami wiele, na pozór sprzecznych, zachowań, jak choćby nienawiść do ojca, matki, żony, dzieci. Czy może nas ów tekst gorszyć? Myślę, że żadną miarą. Trzeba jednak należycie uporządkować hierarchię wartości w naszym życiu, by wiedzieć, co z czego wynika. Oczywiście, na pierwszym miejscu musi być Bóg. Potem – Jego wola względem naszego życia. To tak jakby z nieco innej strony modlitwa Ojcze nasz..., która przypomina wpierw o uświęceniu Boga, o Jego należytym miejscu w naszym życiu, o naszej otwartości na Jego wolę, a następnie dopiero wyraża prośbę o chleb powszedni, który jest symbolem doczesności. Wszystko musi być budowane na fundamencie, którym jest Bóg. Jeśli chcesz pójść za Chrystusem, musisz to uczynić bezkompromisowo. Stanąć przed nim sam na sam. Bez niczyjego wsparcia, zaplecza i zabezpieczeń. Tylko On i ja. Moje „ja” – ja sam przed Nim jestem nikim, bo wszystko, czym jestem, wynika z mojej relacji do Niego. Tym jest moja „nienawiść” do siebie samego: wyraża się w oddaniu wszystkiego Bogu – tak jak oddanie żony, dzieci, braci czy sióstr. Wszystko zaczyna się od mojej relacji do Niego. Od wzięcia tego wszystkiego jakby od nowa – w postaci krzyża obrazującego wszystko, z czym przychodzi mi żyć na co dzień. Jeśli nie przyjmę tego w duchu wiary, nie jestem uczniem Chrystusa. Cała rzeczywistość mojego ziemskiego pielgrzymowania musi być interpretowana w duchu wiary. Wszystko dzieje się po coś. Wszystko w Bożym planie ma swój sens i ma czemuś służyć. To fundament, o którym pisze dalej ewangelista Łukasz. Twoje życie musi być zaplanowane na współpracę z Bogiem. Zaczynasz budować. A jeśli już, to od początku do końca – mówiąc nieco prostym językiem: na dobre i na złe. Jestem z Nim wtedy, gdy moje życie „układa się”, ale i wtedy, gdy przychodzi moment próby. To jest nie tylko trwałe budowanie fundamentu, ale i zdolność wykończenia budowy. Jeśli w chwili próby porzucam Jezusa, to jestem człowiekiem godnym politowania albo obiektem drwin. Czym jest moja wiara tylko w chwili powodzenia, albo czym jest moja miłość tylko w dobrej, a nie złej doli? Życie nasze pozostaje ciągłym zmaganiem, walką – wygrana pozostaje tylko z Chrystusem.
CZYTAJ DALEJ

Abp Marek Jędraszewski w Racławicach: miłość do Maryi musi łączyć się z troską o Ojczyznę

2025-09-07 21:42

[ TEMATY ]

ojczyzna

abp Marek Jędraszewski

Racławice

Biuro Prasowe Archidiecezji Krakowskiej

Jubileusz 700-lecia parafii Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Racławicach

Jubileusz 700-lecia parafii Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Racławicach

- Nie można kochać Matki Najświętszej, nie będąc wrażliwym na sprawy naszej Ojczyzny - mówił abp Marek Jędraszewski podczas jubileuszu 700-lecia parafii Narodzenia NMP w Racławicach. Metropolita krakowski podkreślał, że maryjność zawsze była związana z patriotyzmem i odpowiedzialnością za Polskę.

Arcybiskup przypomniał, że Racławice od wieków są miejscem szczególnego kultu Matki Bożej. Wskazał na obraz Maryi w głównym ołtarzu - kopię rzymskiej ikony Salus Populi Romani, przed którym pokolenia wiernych modliły się o ocalenie dla siebie i Ojczyzny. - Wasi przodkowie wiedzieli, że chodzi o Polskę jedną i zjednoczoną - podkreślał, wspominając usunięcie granicznych kamieni zaborów w 1914 r., na widok oddziałów Piłsudskiego.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję