Reklama

Kościół nad Odrą i Bałtykiem

Być dobrym jak chleb

Trwa Rok Świętego Brata Alberta ogłoszony przez Konferencję Episkopatu Polski z okazji 100. rocznicy śmierci tego krakowskiego apostoła ubogich

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W ślady św. Brata Alberta poszedł osiem lat temu Piotr Koczaj z Dębicy, który obecnie jako brat Albert służy ubogim w Zgromadzeniu Braci Albertynów. Radością swego powołania dzieli się, odwiedzając parafię w Szczecinie-Zdrojach. Przyjechał na zaproszenie swego brata Macieja, który w tej 9-tysięcznej parafii duszpasterzuje w rodzinie księży Towarzystwa Chrystusowego. Ma jeszcze dwie siostry: jedna jest nauczycielką, druga kuratorką sądową nieletnich. Wszyscy pracują wśród ludzi i dla ludzi, bo taki piękny charyzmat, jak mówią, otrzymali od swoich rodziców.

BOGDAN NOWAK: – Skąd u Brata takie zainteresowanie albertynami?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

BR. PIOTR KOCZAJ: – Tak jak nasz Założyciel od najmłodszych lat pasjonuję się malowaniem. W mojej rodzinnej parafii pw. Miłosierdzia Bożego w Dębicy w diecezji tarnowskiej Franciszek Szczerbiński prowadził szkołę rysunku i malarstwa. U niego tę naukę pobierałem przez pięć lat. Wielu młodych wtajemniczał w sztukę malarstwa. Studiował w krakowskiej pracowni prof. Czesława Rzepińskiego, który był przedstawicielem koloryzmu, tak bardzo mi bliskiemu. Niezapomniany mistrz malarstwa Szczerbiński, zmarły trzy lata temu, uznał mnie za najzdolniejszego swego ucznia, co jest dla mnie szczególnym wyróżnieniem. Moje powołanie zakonne do służby w domach miłosierdzia stało się dominujące, dlatego po maturze wstąpiłem do Zgromadzenia Braci Albertynów. W nich przeszedłem właściwą formację, z miłością i cierpliwością pochylając się nad bezdomnymi. Z niektórymi nawet zamieszkałem i razem spożywaliśmy posiłki, bo chciałem poznać bliżej mentalność tak smutno doświadczonych osób. Nasz zakon kieruje na istotne studia poszczególnych braci, jeśli uzna, że nabyta profesja stanie się potrzebną w albertyńskiej służbie. Przez pięć lat studiowałem psychologię na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Obecnie przygotowuję się do złożenia w sierpniu ślubów wieczystych: ubóstwa, posłuszeństwa i czystości.

– Nie zrezygnował Brat z malowania?

– Nie. Ograniczyłem się tylko do tworzenia portretów twarzy podopiecznych naszych domów, by utrwalić na nich historię ich życia powikłanego, poranionego i nieraz bardzo bolesnego. Jest ich dotąd prawie setka w formacie 20x30 cm. Dla portretowanych jest to ceniona nobilitacja, bo przecież nikogo z nich nie byłoby stać na zafundowanie sobie własnego portretu. W ten sposób umacniam naszych bezdomnych, by mieli świadomość, że są przez nas kochani.

Reklama

– Wasze Zgromadzenie jest liczebnie ubogie…

– Faktycznie, nasza wspólnota braci liczy zaledwie czterdzieści osób, w tym mamy dwóch księży albertynów.
Znacznie większe jest Zgromadzenie Sióstr Albertynek, posiadające w swoich placówkach ponad pół tysiąca zakonnic, służących nie tylko w Polsce, ale również w innych krajach.
Od 1981 r. funkcjonuje również Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta, prowadzone przez świeckich, które niesie wieloraką pomoc bezdomnym i ubogim w całym kraju. W placówkach tego Towarzystwa tak oczekiwaną pomoc znajduje tysiące zapomnianych kobiet i mężczyzn, a nawet samotne matki z dziećmi. Zatem duch naszego Patrona dociera do wszystkich, nie tylko do albertyńskich domów Małopolski i Podkarpacia.

– To właśnie św. Brat Albert twierdzi, że „powinno się być dobrym jak chleb”.

– I dodaje: „Powinno się być jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić i nakarmić się, jeśli jest głodny”. Każdy powinien być nasycony podstawowym pokarmem, by nie był głodny, miał, gdzie mieszkać i zabezpieczoną pracę, pozwalającą mu zachować ludzką godność.
Ale widzimy też inne dramatyczne zjawiska naszej laicyzującej się epoki, w której wzmożona konsumpcja (czyli nieustanny pęd do brania kosztem bliźnich) stała się sposobem na wypełnienie wewnętrznej pustki. To jest znak, że potrzebujemy Bożego Miłosierdzia. Ono nigdy nie zostawia nas samych. Jeśli sami doznamy Bożej pomocy, to na pewno życzliwiej będziemy patrzeć na innych i okażemy potrzebującym stosowną pomoc. Takiego spojrzenia na ludzką nędzę uczy nas sam św. Brat Albert, bo przecież – jak twierdzi Wiktor Hugo w swojej powieści „Nędznicy” – nędznicy byli, są i będą, dopóki będą ludzie uzależnieni od rozmaitych patologii (alkoholizmu, nikotynizmu, narkomani, hazardu, cudzołóstwa, lenistwa, korupcji…).

* * *

Św. Adam Chmielowski – Brat Albert (1845-1916)
wcześnie został sierotą. W czasie studiów w Instytucie Politechnicznym i Rolniczo-Leśnym w Puławach zaprzyjaźnił się z wybitnym malarzem Maksymilianem Gierymskim. W 1863 r. walczył w powstaniu styczniowym, w czasie którego stracił lewą nogę. Leczony był nawet w Paryżu dzięki pomocy Komitetu Polsko-Francuskiego. Chmielowski, odkrywając w sobie talent artystyczny, rozpoczął studia malarskie w Warszawie, ale kontynuował je w Akademii Sztuk Pięknych w Monachium. Tam poznał wielu sławnych mistrzów pędzla, m.in. Stanisława Witkiewicza, Józefa Chełmońskiego i Leona Wyczółkowskiego. Adam dużo malował, głównie obrazy religijne, jak choćby „Wizja św. Małgorzaty” oraz „Ecce Homo”. Stworzył blisko sto obrazów olejnych, akwarel i rysunków. Malując „Ecce Homo”, w duszy Adama Chmielowskiego nastąpił głęboki przełom. W 1880 r. wstąpił do jezuickiego zakonu w Starej Wsi, szukając swej drogi życiowej, ale po roku opuścił tę wspólnotę. Właściwy spokój znalazł dopiero w regule Zakonu Świętego Franciszka z Asyżu, zamieszkując w 1984 r. w krakowskim domu przy ulicy Basztowej 4, w którym dalej zajmował się malarstwem oraz oddał się posłudze nad ubogimi i bezdomnymi. Wkrótce zaniechał malowania, by bez reszty apostołować wśród krakowskich nędzarzy. Nawet zamieszkał w ogrzewalni miejskiej z ludźmi tzw. marginesu społecznego, stając się dla nich prawdziwym przyjacielem. W dniu 25 sierpnia 1887 r. w Kaplicy Loretańskiej kościoła Ojców Kapucynów w Krakowie Adam Chmielowski założył szary habit III Zakonu św. Franciszka, stając się Bratem Albertem. Rok później złożył śluby zakonne, inicjując Zgromadzenie Braci Albertynów. Trzy lata później powstało Zgromadzenie Sióstr Albertynek. W Krakowie mieszkał wraz z ubogimi w przytułku. Z czasem powstawały dalsze ośrodki: w Krakowie, Zakopanem, Bulowicach, Ojcowie, Przemyślu, Częstochowie oraz dwa na Ukrainie (Zaporoże, Lwów). Brat Albert uważał swoją służbę na rzecz najuboższych jako formę kultu Męki Pańskiej. Odszedł do wieczności 25 grudnia 1916 r. w Krakowie jako najpiękniejszy człowiek pokolenia. Leon Wyczółkowski namalował wzruszający portret Brata Alberta przytulającego ubogie dziecko do siebie. Papież Jan Paweł II dokonał jego beatyfikacji i kanonizacji.

2017-03-08 12:55

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Jezus bardzo liczy na młodych

Niedziela zielonogórsko-gorzowska 27/2017, str. 4-5

[ TEMATY ]

wywiad

Archiwum Roberta Kościuszki

Z Robertem Kościuszką, rzecznikiem prasowym Przystanku Jezus, rozmawia Kamil Krasowski

KAMIL KRASOWSKI: – W dniach od 30 lipca do 6 sierpnia w Kostrzynie nad Odrą już po raz 18. odbędzie się Ogólnopolska Inicjatywa Ewangelizacyjna Przystanek Jezus. Proszę przybliżyć i przypomnieć, co to za inicjatywa i kto ją organizuje?

CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Świdnik. Jubileusz parafii Chrystusa Odkupiciela

2024-04-29 05:51

Paweł Wysoki

40 lat temu w Świdniku biskup lubelski Bolesław Pylak powołał nowy ośrodek duszpasterski. Do tworzenia parafii i budowy kościoła pw. Chrystusa Odkupiciela skierował ks. Andrzeja Kniazia, który wraz z grupą wiernych jeszcze w 1984 r. wybudował tymczasową kaplicę, a kilka lat później świątynię.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję